„Z przykrością zauważam, że z takim trudnem przywrócona pamięć i emocje, które trafiają do młodzieży w bardzo prosty sposób mogą się odwrócić” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Arkadiusz Gołebiewski, reżyser, dyrektor Festiwalu Filmowego „Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci”.
CZYTAJ TAKZE: Kto chce zarobić na bohaterach? Śledztwo „Sieci”. W najnowszym numerze ogłaszamy również laureata nagrody „Człowiek Wolności”
wPolityce.pl: Co pan czuje, gdy słyszy, że wspomagany przez dosyć przedsiębiorczą kancelarię adwokacką Andrzej Pilecki domaga się od państwa polskiego 26 milionów złotych za krzywdy, jakich doznał jego ojciec, rotmistrz Witold Pilecki?
Arkadiusz Gołębiewski: We wszystkim trzeba mieć umiar. Absolutnie jestem zdania, że Żołnierzom Wyklętym i ich rodzinom należy się jakaś rekompensata za lata naprawdę trudnego życia. Ale 26 milionów to jest kwota abstrakcyjna, nierealna do uzyskania, więc nic dziwnego, że samo jej żądanie budzi jakieś demony. Operowanie publicznie takimi kwotami powoduje wiele szkód.
Kwota jest oburzająca, a samo żądanie nie?
Większość z nas, a szczególnie rodziny patriotyczne, z którymi mam kontakt nie znają mechanizmu tych obliczeń. Według jakich współczynników, przeliczników szacowane są szkody? Przelicza się życie, niewolę, tortury na pieniądze. Nie wiem, czy to możliwe, bo kategoryzuje ludzi. Dlaczego jedno życie jest warte tyle, a inne tyle. Jedno więcej, inne mniej. Nic z tego dobrego wyjść nie może. Temat został sprowadzony do pieniędzy i wszyscy z tym mamy problem.
I powoduje to bolesne podziały, czasem nawet wewnątrz rodzin bohaterów…
Ktoś rzucił w przestrzeń publiczną pomysł, że można dostać pieniądze i prawnicy podsuwają proste rozwiązania. Proszę podpisać pełnomocnictwo, a my się tym zajmiemy. To łatwe, ale czy nie zbyt łatwe? Nie ma w tym złamania prawa, bo do sądu może iść każdy, ale należy zadać pytanie czy dochodzenie sprawiedliwości właśnie w tak trudnej materii jak historie życia żołnierzy wyklętych nie powinno się prowadzić w oparciu o bardziej transparentne zasady, może ujęte w odpowiedniej Ustawie. Proces o którym rozmawiamy, według mojej wiedzy trwa ok. 3-4 lata. Zachodzi pytanie, ile z niego płynie dobra, a ile goryczy dla rodzin. Przykładów nie trzeba daleko szukać. Pani Zofia, córka rotmistrza w dramatyczny sposób pisze, że nie zgadza się z działaniem swojego brata. Trzeba sobie też zadać pytanie, ile w tym pożywki dla środowisk krytykujących sens walki z komunistycznym okupantem.
CAŁY ARTYKUŁ Z TYGODNIKA „SIECI” W STREFIE PREMIUM. POLECAMY ==> Marcin Wikło: Biznes na bohaterach. Kto namawia rodziny Żołnierzy Wyklętych do żądania od państwa polskiego szokująco wysokich kwot?
Przytaczam też w artykule w „Sieci” słowa rodzin Wyklętych o tym, że to trochę kłóci się z tym, o co oni walczyli. Na pewno nie o pieniądze, prawda?
I w walce, i potem ci ludzie kierowali się zupełnie innymi, wyższymi wartościami. Dla tych osób, które przez lata tylko szeptem mówiły o swoim prawdziwym życiorysie albo wręcz umierały nie mówiąc bliskim, jaka jest ich historia, pieniądze nie miały pierwszorzędnego znaczenia. W latach 90-tych, gdy otworzyła się prawna furtka do zacierania komunistycznych wyroków i rehabilitacji Żołnierzy Wyklętych oni bardzo uchwycili się tej możliwości. Ci, którzy przeżyli - dla siebie, a rodziny - dla swoich najbliższych. To była czasem bardzo żmudna droga, ale marzyli o tym, aby ją przejść. Z rozmów z tymi rodzinami wiem, że często nie mogli uwierzyć, że jeszcze za ich życia udaje im się dowieść, że ich ojcowie czy dziadkowie nie byli bandytami tylko patriotami. To było dla nich priorytetem.
Nie pojawiały się żądania finansowe?
Na pewno nie od razu. Najpierw była walka o honor. Często do wydawania komunistycznych wyroków były używane tak skomplikowane konstrukcje prawne, że np. Józef Bandzo „Jastrząb” niemal do końca życia, a zmarł 6 lat temu, walczył aby skasować wyroki ze wszystkich paragrafów z jakich został osądzony. Na wolność wyszedł dopiero 1975 roku, więc resztę życia, można powiedzieć, poświęcił walce o honor. Nawet w wolnej Polsce było to niezwykle trudne. Więc sprawą życia i śmierci było dla nich oczyszczenie się i lata 90-te to był wręcz krzyk ostatnich Wyklętych i rodzin naszych bohaterów o sprawiedliwość.
Czy to oczyszczenie przynosiło jakąś ulgę?
Od kilku lat na Festiwalu NNW gościmy w Gdyni pana Stanisława Witkowskiego. Ostatnio przyjeżdża w uszytym na jego miarę mundurze Wojska Polskiego. Jego córka opowiadała, jakim przeżyciem dla ojca były przymiarki, gdy krawcy byli u niego kilka razy. Lata przymusowej pracy w kopalniach sprawiły, że na starość wszystko wychodzi. Kręgosłup, nogi, zdeformowane ręce, więc pracy krawcy mieli wiele, ale mundur teraz ma piękny, więc zakłada go przy każdej okazji, by móc dumnie się zaprezentować i przywołać młodym swoją historię. Mundur jest dla niego widocznym znakiem, że udało mu się oczyścić, że on i jego rodzina mogą dumnie i wysoko nosić głowę. Przez lata był tego pozbawiony. To zapewne oczyszczające. Tak samo jak dla pani płk Weroniki Sebastianowicz „Różyczki”, która nie mogła powstrzymać łez, gdy w końcu dostała swój mundur. Nie jakiś łatany albo przerabiany z męskiego, tylko swój, własny. To wszystko cieszy i pokazuje skalę oczekiwań tego odchodzącego pokolenia.
A dlaczego teraz pojawiają się te sprawy o odszkodowania? Państwo w latach 90-te wypłacało przecież jakieś pieniądze.
Tu zbiega się kilka ścieżek. Trzeba uczciwie powiedzieć, że odszkodowania wypłacane po wejściu ustawy w 1991 roku były raczej symboliczne. A jeśli ktoś stracił majątek, jak w przypadku rodziny Wiktora Stryjewskiego „Cacki”, którego skazano na wielokrotną karę śmierci, a ziemię i budynki skonfiskowano, to krzywda materialna pozostaje. Jego syn Andrzej mieszkający na Wybrzeżu rzadko wraca w rodzinne strony na Mazowsze. Mówi” „Panie Arku, ja nie mogę tam jeździć, bo jak patrzę na ojcowiznę, której nie mogę odzyskać, to serce pęka”. A jego ojciec przed wojną prowadził 30 hektarowe gospodarstwo. Pan Andrzej z trzeba braćmi tułał się przez lata po sądach, ale prawie nic nie wskórał.
No tak, ale te obecne sprawy nie dotyczą majątków, tylko szkód niematerialnych. To słuszne żądanie?
Rodziny Żołnierzy Wyklętych przez lata żyły w ciszy. Ze zgiętym karkiem i schyloną głową. Byli wbijani w poczucie, że nic im się nie należy. Ta trauma była przytłaczająca, minimalizowała ich potrzeby do najpilniejszych. Wielu przez lata walczyło o odnalezienie szczątków ojca czy dziadka, a kwestia odszkodowań była tak odległa, że w zasadzie nieważna. Teraz wyrasta nowe pokolenie, rodziny się powiększają, przychodzą osoby, które nie są już z legendą przodków nadmiernie związani. Oni w większości wyrośli w duchu kapitalizmu, są przedsiębiorczy. Traumy, o których mówiłem, nie są już ich obciążeniem. Łatwiej im niewątpliwie dopuścić do siebie myśl, że być może coś się od państwa za bohaterskiego przodka należy. Tym bardziej, że w przestrzeni publicznej pojawia się coraz szersza dyskusja o sprawiedliwości, o konieczności zadośćuczynienia za krzywdy z przeszłości. A tutaj ktoś jeszcze podsuwa pomysł na dochodzenie swojego prawa. Nie mają więc oporów, by z tego skorzystać.
Wróćmy więc do rachunku zysków i szkód z obecnej sytuacji. Czego jest więcej?
Na Festiwalu NNW i licznych retrospektywach upamiętniamy ostatnich żyjących Wyklętych. Oddajemy im cześć i chwałę, a tutaj rozkręca się machina, która może spowodować ponowne zepchnięcie ich w niesławę. Bo w publicznym odbiorze nie patrzy się, kto dokładnie tych pieniędzy się domaga. Już pojawiają się ogólne komentarze, że rodziny Wyklętych chcą fortuny. W domyśle, że wszystkie, a to przecież nieprawda. Nie taki jest ich faktyczny portret zbiorowy. A środowiska, które do legendy Żołnierzy Wyklętych były nastawione sceptycznie albo wręcz wrogo, dostają argument, by swoją niechęć podsycać. Korzystając z tego, po raz kolejny skazują rodziny bohaterów na publiczną śmierć.
Możemy stracić mit Żołnierzy Wyklętych?
Czas oczekiwania na odnalezienie pana rotmistrza jest zagłuszany procesem o 26 milionów złotych. Jest rysa w rodzinie, ale myślę, że takie samo pęknięcie pojawia się w społeczeństwie. Wszystko zależy od nas. Z przykrością zauważam, że z takim trudnem przywrócona pamięć i emocje, które trafiają do młodzieży w bardzo prosty sposób mogą się odwrócić. Nie traktujmy Żołnierzy Wyklętych ani ich rodzin instrumentalnie, nie róbmy im tego. Nie deprecjonujmy Ich odwagi przez dochodzenie się o pieniądze.
rozmawiał Marcin Wikło
CZYTAJ TAKŻE KOMENTARZ MARCINA WIKŁO: Gdy miesza się patriotyzm z biznesem, to demolowana jest pamięć, a nawet relacje rodzinne. Komu na tym zależy?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/628144-nie-deprecjonujmy-odwagi-wykletych-przez-pieniadze