To niewątpliwie najsłynniejsza akcja polskiego podziemia. O zamachu na Dowódcę SS i Policji na dystrykt warszawski powstał pełnometrażowy film, „Zamach” (1958 r.), animacja „Zamach na Kutscherę” (2019 r.) a wątek egzekucji hitlerowskiego generała pojawił się także w innych produkcjach, z których najbardziej znaną jest serial „Czas honoru”. Cóż więc sprawia, iż „Akcja Kutschera” wciąż inspiruje filmowców, pisarzy i twórców rekonstrukcji historycznych?
Jesienią 1943 roku szef Generalnego Gubernatorstwa (okupowanych ziem polskich), Hans Frank stwierdził: „Mamy w tym kraju jeden punkt, z którego pochodzi całe zło (…) - gdyby nie Warszawa, nie mielibyśmy w Generalnym Gubernatorastwie 4/5 trudności (…)” z którymi borykać się muszą niemieckie władze. Nie było w ogarniętej wojną Europie drugiego miasta z tak doskonale zorganizowaną machiną rodzimej konspiracji. W takich okolicznościach, 25 września 1943 roku Dowódcą SS i Policji w dystrykcie warszawskim zostaje słynący z okrucieństwa SS Brigadeführer Franz Kutschera, mający wyeliminować zagrożenie, płynące z działalności polskiego podziemia. Jego poprzednikiem na tym stanowisku był Jürgen Stroop, niesławny likwidator warszawskiego getta. Stroop, centralna postać napisanych przez Kazimierza Moczarskiego wspomnień więziennych „Rozmowy z katem”, przeniesiony został do Aten, by tym razem w stolicy Grecji zapisać kolejną kartę scenariusza „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”.
Kat Warszawy
Austriak Franz Kutschera już od 1931 roku pracował w strukturach SS, robiąc tam błyskotliwą karierę. Po wybuchu II wojny światowej zajmował się zwalczaniem tzw. „band i bandytów”, czyli partyzantów, działających na zajętych przez Niemców terenach. Najpierw w Jugosławii, później zaś jako Dowódca SS i Policji w dystrykcie mohylewskim (ob. Białoruś) Kutschera wykazywał się fanatyzmem i bezwzględnością. Powierzenie mu pracy w Warszawie nie mogło więc być przypadkiem – ten jakże trudny dla okupantów teren był dla niego wyzwaniem, któremu oddał się z z całą surowością. Kierunek jego działań wytyczało wydane 9 października 1943 r. obwieszczenie Hansa Franka („Rozporządzenie celem zwalczania zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w Generalnym Gubernatorstwie”), przewidujące karę śmierci za dowolne uchybienie zarządzeniom okupacyjnych władz. Puls administracji Kutschery wyznaczały kolejne masowe egzekucje, zapowiadane przez złowrogie „afisze śmierci”. Wg oficjalnych danych zamordowano wówczas 1500 osób, jednak wiarygodne szacunki mówią nawet o pięciu tysiącach ofiar, w zdecydowanej większości cywilów. Terror ów miał na celu zastraszenie mieszkańców Warszawy a w konsekwencji nadszarpnięcie ich zaufania do działań niepodległościowego podziemia. Wobec tak dramatycznej sytuacji Armia Krajowa nie zamierzała pozostać bierną.
„Główka”
Sprawa likwidacji nowego Dowódcy SS i Policji w Warszawie traktowana była przez ówczesne Kierownictwo Walki Podziemnej priorytetowo. Akcję pod kryptonimem „Główka” powierzono szefowi Kedywu (Kierownictwa Dywersji AK), płk. Augustowi Emilowi Fieldorfowi (ps. „Nil”). Co ciekawe, jeszcze przed otrzymaniem odnośnych rozkazów, na trop Kutschery wpadł szef komórki wywiadu oddziału „Agat”, Aleksander Kunicki (ps. „Rayski”). Patrolując dzielnicę policyjną, gdzie stacjonowało Gestapo, Kunicki dostrzegł limuzynę wiozącą tajemniczego oficera SS. Udało mu się ustalić, iż ów generał zamieszkuje kamienicę przy Alei Róż 2. Co więcej, „Rayski” ustalił też jego personalia – hitlerowski dostojnik nazywał się Franz Kutschera. Swoje ustalenia Kunicki przedstawił przełożonym, którzy polecili mu dalej obserwować generała.
Rozpoznanie trwało od 23 grudnia 1943 r. do 20 stycznia 1944 r. Po jego zakończeniu Fieldorf powierzył akcję zlikwidowania Kutschery oddziałowi specjalnemu „Agat”, w styczniu przemianowanemu na „Pegaza”. Wykonanie wyroku koordynować miał Bronisław Pietraszewicz (ps. „Lot”). W skład grupy operacyjnej weszli też Stanisław Huskowski („Ali”), Zdzisław Poradzki („Kruszynka”), Michał Issajewicz („Miś”), Marian Senger („Cichy”), Henryk Humięcki („Olbrzym”), Zbigniew Gęsicki („Juno”), Bronisław Hellwig („Bruno”), Kazimierz Sott („Sokół”) a także Maria Stypułkowska-Chojecka („Kama”), Elżbieta Dziębowska („Dewajtis”) oraz Anna Szarzyńska-Rewska („Hanka”).
Akcja
140 metrów. Taką odległość przejeżdżał samochód wiozący generała do siedziby Dowództwa SS i Policji przy Alejach Ujazdowskich 23. Taka też musiała być akcja – szybka i przeprowadzona z iście chirurgiczną precyzją. Stąd też wybór „Pegaza”, doświadczonego już w likwidacji funkcjonariuszy więzienia na Pawiaku. Pierwszą próbę zamachu podjęto 28 stycznia 1944 r., jednak nie doczekano się przejazdu wozu Kutschery o wyznaczonej godzinie. Po zejściu Polaków ze stanowisk, doszło do konfrontacji z dwoma niemieckimi żandarmami, w wyniku której rany odniósł jeden z uczestników akcji. Niezwłocznie wyznaczono więc kolejny termin: 1 lutego.
Gdy nadszedł ustalony dzień, pluton czekał na umówiony sygnał. Zauważywszy samochód Kutschery, stalowoszarego opla admirala o numerach SS-20795 „Kama” zawiesiła pelerynkę na prawym ramieniu, przechodząc następnie na drugą stronę ulicy, na co 14-letnia „Dewajtis” wyciągnęła białą torebkę, również kierując się w stronę ul. Chopina. Kiedy ów impuls za pośrednictwem „Hanki” dotarł do „Lota”, ten zdjął kapelusz, wprawiając w ruch całą misternie skonstruowaną machinę. Zaczęło się.
Gdy limuzyna Kutschery zbliżała do bramy siedziby SS i Policji, zza rogu ulic Piusa IX i Alei Ujazdowskich wyjechał samochód prowadzony przez „Misia”. kiedy auta były już blisko siebie, kierowca generała włączył żółte światła, sygnalizując przejazd uprzywilejowany. Wówczas „Miś” zahamował, by nagle ruszyć na opla Kutschery, doprowadzając zatrzymania się pojazdu. W tym momencie do limuzyny doskoczył „Lot”; w biegu rozrywając płaszcz, wyciągnął pistolet maszynowy i strzelił z bliska do Kutschery. Od drugiej strony pojawił się „Kruszynka”, również strzelając do generała. W tym samym czasie „Juno” ostrzeliwał posterunek ochrony gmachu SS i Policji, zaś „Olbrzym” i „Cichy” zabezpieczali ul. Piusa IX. „Kruszynka” dobił Kutscherę i razem z „Misiem” wywlekli ciało Niemca na jezdnię, szukając przy nim dokumentów. Wskutek wymiany ognia poważne rany odnieśli „Lot” i „Cichy”. Lżej ranni zostali „Olbrzym” i „Miś”, którzy wraz z „Cichym” wycofali się do kierowanego przez „Sokoła” auta, w którym siedział już „Lot”. Drugi z pojazdów zabrał „Kruszynkę”.
Auta ruszyły z piskiem opon, by rozdzielić się na wysokości ul. Kruczej. „Sokół” zawiózł rannych kolegów do szpitala maltańskiego, który przyjąć mógł tylko lekko poszkodowanych „Olbrzyma” i „Misia”. Ciężko rannych należało z kolei przetransportować do szpitala na Pradze w celu przeprowadzenia skomplikowanych operacji. W międzyczasie Sott i Gęsicki zdecydowali się odstawić jedno z aut do garażu. W tym celu musieli przekroczyć Wisłę, jadąc mostem Kierbedzia. W połowie przejazdu natknęli się na niemiecki patrol, który z miejsca otworzył ogień w ich kierunku. Gdy samochód zahaczył o konstrukcję mostu, a obaj dywersanci pośpiesznie z niego wyskoczyli, salwując się ucieczką do Wisły. Wkrótce jednak dosięgły ich kule wroga. Także „Lot” i „Cichy” nie mieli szczęścia. Mimo przeprowadzonych operacji obaj zmarli po paru dniach, odpowiednio 4 i 6 lutego.
Epilog
W odwecie za przeprowadzony zamach Niemcy już 2 lutego rozstrzelali 100 więźniów Pawiaka, 200 osób zaś zamordowano w ruinach byłego getta warszawskiego. Nałożono też na Warszawę 100 mln zł kontrybucji. Ósma już udana akcja likwidacyjna oddziału „Pegaz” pociągnęła za sobą istotną zmianę – następca Kutschery, Paul Otto Geibel zrezygnował z masowych egzekucji – aż do momentu wybuchu Powstania Warszawskiego. Co ciekawe, w przedłożonym Hansowi Frankowi sprawozdaniu, Wilhelm Koppe, przełożony zabitego Kutschery określił akcję zamachowców mianem „koronkowej roboty”. Zbrojne ramię polskiego podziemia było bowiem władne z zabójczą sprawnością dosięgnąć nawet najwyższych rangą niemieckich zbrodniarzy.
Michał Pietruszak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/626084-koronkowa-robota-zamach-na-franza-kutschere