Miewała wizje od najmłodszych lat, ale mistyczką została dopiero po czterdziestce. Do tego momentu jej życie wypełniała głównie działalność społeczna i zaangażowanie w powstanie styczniowe.
Z rodziny Malczewskich, historia zasadniczo zapamiętała Jacka i nic w tym dziwnego. Uczeń Jana Matejki, profesor krakowskiej ASP, był jednym z największych wizjonerów polskiego malarstwa przełomu XIX i XX wieku, a jednocześnie jedną z najbarwniejszych osobowości tego okresu. Człowiek jednocześnie całkiem pobożny, ale też pierwszej wody hulaka, całym sercem oddający się hazardowej grze w karty. Jednocześnie niepoprawny kawalarz i człowiek owładnięty obsesją śmierci. Jednocześnie malarz bardzo polski i w historii polski bardzo zakorzeniony, ale dzięki erudycyjnej wręcz grze symbolami, idealnie wpisujący tę historię w kanon sztuki europejskiej. A wszystko to potrafił okrasić sporą dawką zdrowej ironii, zarówno do samego siebie, jak i poruszanej tematyki. Nawet, gdy chodziło o śmierć. Jego ciotka załamywała ręce.
Wanda modliła się w jego intencji, by nie malował obrazów gorszących
— zauważał ks. Kazimierz Dąbrowski. Istotnie ilość nagich, kobiecy piersi niemal dosłownie wypływających z jego obrazów, czy ironiczne przedstawienia historycznych wizerunków mogły budzić pewne zgorszenie nieco starszego, nieco bardziej konserwatywnego, ale przede wszystkim nie do końca rozumiejącego istotę symbolizmu pokolenia. Tego właśnie, do którego należała Wanda Malczewska. Jeśli chodzi o osobowość, byli skrajnymi przeciwieństwami. Ale jak to skrajności – zwykle bliżej im do siebie nawzajem niż do przeciętnego i cokolwiek nijakiego środka. Byli sobie wyjątkowo bliscy, bo chyba przeczuwali, że pomijając tryb życia tak naprawdę niewiele ich różni. Oboje widzieli po prostu więcej niż inni. Nawet jeśli Jacek przyjął bierzmowanie dopiero koło siedemdziesiątki, Wanda zaś, już jako siedmioletnia dziewczynka doznała pierwszych mistycznych objawień.
Depresje dzieciństwa
Oboje pochodzili z bardzo starej rodziny. Wiadomo, że pochodzili ze Śląska, a w Wielkopolsce pojawili się już w XII wieku. Trzy stulecia później, Jan Długosz wspomina o jakimś Michale Malczewskim herbu Tarnawa, posiadającym w Malczowie „dwanaście łanów kmiecych”. Wanda urodziła się kolejne trzy stulecia później, 15 maja 1822 roku w Radomiu. Pod względem materialnym, pierwsze lata jej życia były z pewnością dość błogie. Rodzinie nie brakowało pieniędzy, jej ojciec nieustannie awansował w hierarchii urzędniczej, w tym momencie pełniąc wysoka funkcję sekretarza Prezydium Komisji Województwa Sandomierskiego z siedzibą w Radomiu. Dziewczynką opiekowała się matka i było to zapewne dość typowe dla tamtych czasów i tej klasy społecznej, sielskie dzieciństwo blisko natury w rodzinnym majątku. Dość trudno dokładnie dziś odtworzyć, co działo się wówczas w umyśle dziewczynki. Niemal wszystkie je biografie są raczej hagiografiami i jak na wymogi gatunku przystało, od najmłodszych lat miała przezywać mistyczne uniesienia, słyszeć boskie głosy, a po I Komunii „mała Wanda dziwnie spoważniała i jakby umarła dla świata” – jak opisywał to ks. Dąbrowski.
A jeszcze bardziej wyzwolił się w dziewczynce duch apostolski, dzięki któremu starała się wpływać – w miarę swych dziecinnych możliwości – zarówno na służbę dworską, jak i na wiejskie dzieci, m.in. karciła służbę za klątwy, pilnowała, by członkowie służby byli na mszy świętej, pełniła uczynki miłosierne wobec biednych dzieci
— rozwijał wątek. Z braku obiektywnych źródeł trudno z tym polemizować, dobrze jednak pamiętać, że miała wówczas zaledwie lat osiem, a w tym wieku podobne zachowanie nawet w tamtych czasach odczytane byłoby jako dziecinne kaprysy. Choć z drugiej strony istotnie były to również czasy, gdy w szlacheckich zaściankach, emocje religijne przekazywane przez matki właśnie dziewczynkom, były bardzo silne. Mimo to, znacznie bardziej prawdopodobne wydaje się to, że emocje te owładnęły młodą Wandą na dobre dopiero kilka lat później, w roku 1835, kiedy w wyniku choroby zmarła jej matka. Już samo to musiało być poważnym ciosem, ale za nim poszły dalsze. W wyniku represji po powstaniu listopadowym, jej ojciec został zdegradowany, co musiało się wiązać z pewnym zubożeniem domu, a w dodatku – wkrótce ożenił się ponownie, a między macochą i pasierbicą pojawił dość poważny podobno konflikt. Ten okres jej życia opisuje się jako udrękę, ale prawdopodobnie to właśnie kolejnych jedenaście lat było tym okresem, w którym ukształtowała się religijność Wandy Malczewskiej. Ekstaza miała nadejść dopiero za jakiś czas.
Pierwsza „siłaczka”
Niezależnie od tego, co myśleć o jej dziecinnym strofowaniu służby i ewangelizacyjnej misji wśród wiejskich dzieci, kiedy sama weszła w dorosłe życie – misja ta nabrała dojrzałą i zaskakująco nowoczesną postać. Lata 30. i 40. XIX wieku to eksplozja romantyzmu, skąpane w mistycznym sosie próby „porywania się z motyką na słońce”, czyli kolejne zbrojne powstania. Jakkolwiek to oceniać, taki był duch czasów i wrzała nie tylko podzielona Polska, ale też niemal dosłownie cała Europa – w gruncie rzeczy okupowana przez trzy wielkie mocarstwa. Wanda również dawała się ponieść tym emocjom, ale potrafiła na sytuację patrzeć trzeźwiej. Kiedy wybuchło powstanie styczniowe i ona zaangażowała się w ten ruch.
Szczególnie aktywna była Wanda Malczewska, która jeszcze przed rozpoczęciem walk gromadziła w zabudowaniach dworskich dziewczęta z Klimontowa, Porąbki i Zagórza i szkoliła je na przyszłe pielęgniarki — pisała Elżbieta Orzechowska. Gdy zaś powstanie rozgorzało i „nocą przybiegł do dworu posłaniec z wieścią o bitwie, przekradała się do lasu, by pełnić posługę sanitariuszki i pielęgniarki. Na pobojowisku opatrywała rannych, a potem wyszukiwała im bezpieczne schronienie, często nawet w chacie chłopa nieżyczliwego powstaniu” – dodawała badaczka. Tak naprawdę jednak ważniejsze było chyba to, co robiła poza polem bitwy. A była mianowicie Wanda pierwowzorem pozytywistki. Robiła mniej więcej to samo, co kilka dekad później Faustyna Morzycka – znana ze słynnej „Siłaczki” Stefana Żeromskiego: uczyła wiejskie dzieci czytać, przemycała zakazane przez carat książki… Jedyna w zasadzie różnica polegała na tym, że Malczewska łączyła to zwykle z nienachlaną misją religijną, a także wychowaniem patriotycznym. I w tych akurat latach ważniejsze było chyba to drugie, bo kraj wrzał, a z tego rodzaju emocjami byli wówczas mocno na bakier, w czym zresztą nie ma zupełnie nic dziwnego. Pod tym względem, tacy ludzie jak Malczewska, usiłowali naprawić mentalne zgliszcza, do jakich doprowadziły stulecia szlacheckiej megalomanii. Tego rodzaju działalność prowadziła mniej więcej do końca powstania, bo dłużej się nie dało. Była już wówczas zresztą osobą po czterdziestce, co jak na kobietę w tamtych czasach było już wiekiem dość zaawansowanym. Osiadła najpierw w Krakowie, gdzie ożywiły się jej kontakty z ukochanym bratankiem, później zaś w Żytnie koło Radomska. I właśnie tam, gdzieś w maju 1870 roku narodziła się mistyczka.
Czas ekstazy
Podobno zawsze miała skłonność do wizji, słyszała głosy… Bardzo intensywna działalność społeczna i zaangażowanie w powstanie, chyba jednak na pewien czas znacznie je przytłumiły. Mistyka wymaga ciszy. I ją znalazła właśnie w Żytnie.
Od tego roku praktykuje codzienną komunię święta i otrzymuje nadzwyczajne wizje — odnotowali autorzy kalendarium jej życia. „Studiując jej pisma zauważamy, ze pomimo barwnego kolorytu w opisach, który wynika z głęboko zakorzenionej pobożności ludowej, niepisanej tradycji, mamy do czynienia z bardzo głębokim rysem biblijnym” – zauważał ks. Marek Tatar, zestawiając wizje Malczewskiej z pokrewnymi św. Faustyny, św. Ojca Pio czy św. Teresy z Lisieux. Trudno streścić wszystko czego doświadczała i co widziała Malczewska w swoich wizjach, bo ich zbyt wiele. Mieszały się w nich w każdym razie dostrzegane bardzo wyraźnie sceny z Nowego Testamentu, z konkretną nauką ewangeliczną, a często też odniesieniami do Polski i nadziei na odzyskanie niepodległości.
Wizje wyobrażeniowe, związane, lub niezależne od ekstaz, stanowią integralny element życia mistycznego Wandy, pojawiają się już od wczesnych lat jej życia i w swych treściach wpisane są w Boży plan profetycznego przekazu dla Polski
— zauważał Leszek Wianowski. Co do profetyzmu – panuje dziś opinia, że w swoich wizjach, Malczewska przepowiedziała m.in. zwycięstwo 1920 roku.
Ona sama nie dożyła potwierdzenia tej przepowiedni – zmarła w 1896 roku. Ale Jacek Malczewski owszem. I kto wie, może m.in. pod tym wpływem, niemal na łożu śmierci przyjął bierzmowanie, a pochować kazał się we habicie franciszkańskim?
Poprzednie sylwetki z cyklu WIELKIE POLKI:
— Irena Sendlerowa - Życie do pomagania
— Danuta Siedzik „Inka” - dziewczyna od „Łupaszki”
— Elżbieta Łokietkówna - Żelazna dama
— Zofia Holszańska - Matka królów
— Elżbieta Zawacka. Między szkołą a spadochronem
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/623321-wanda-malczewska-udreka-i-ekstaza