W ubiegłym tygodniu spotkałem się (na jej prośbę), z młodą współpracowniczką IPN-u, która poinformowała mnie, że zamierza w najbliższych dniach zaprezentować na dwóch spotkaniach naukowych studium, które jest poświęcone mnie i mojej działalności korespondenta od roku 1965.
Młoda badaczka stwierdziła, że znalazła w materiałach polskich służb bezpieczeństwa z okresu komunistycznego dokumenty o moich spotkaniach z przedstawicielami tych służb. To właśnie stało się głównym tematem jej opracowania. Aliści od dawna sam mówiłem i pisałem szeroko o tym, między innymi w mojej książce o Polsce. Zasadą pracy korespondenta w „Le Monde” było wówczas skądinąd, aby spotykać się w danym kraju ze wszystkimi.
Pisałem, że były to spotkania rożnego typu. W MSZ, regularnie strofowano mnie nt. „działalności niezgodnej ze statusem korespondenta” i zagrażano wydaleniem. To samo było również przedmiotem ostrych wezwań do siedziby Milicji w Pałacu Mostowskich, gdzie agenci nakazywali udowadniać, że moje działanie jest zgodne z pracą korespondenta, pod groźbą utraty akredytacji. Były również, bardziej uprzejme kilkakrotne zaproszenia na kawę do kawiarni. Rozmowy te były ciekawsze, bo pozwalały mnie zrozumieć punkty widzenia tych służb, niekoniecznie zgodne z opiniami partyjnymi. Jak pokazałem w książce, dzieliłem się treścią tych rozmów z ambasadami Francji i Stanów Zjednoczonych, jak i z Episkopatem Polskim, co spotykało się z ich dużym zainteresowaniem.
Spotkania te nie zmieniały permanentnej inwigilacji mnie i mojej rodziny, ciągłego śledzenia, podsłuchu i presji wielorakich. Aż zostałem wydalony z Polski w roku 1971. Wówczas - co było dla mnie bardzo ważne - Prymas Tysiąclecia przyjął mnie i żonę w katedrze Świętego Jana i oświadczył uroczyście: „niech Pan pamięta, Panie Redaktorze, że to nie Polska Pana wydala!”
Rozmowa z autorką studium przekonała mnie raz jeszcze, jak trudno jest interpretować materiały ubeckie. Wiadomo, że często agenci „przedobrzyli” i pisali o rzeczach nieistniejących czy wyimaginowanych. Z drugiej strony prowadzenie rozmów nie może być utożsamiane ze „współpracą”.
Skądinąd przypominam sobie zawsze z wielką emocją moje spotkanie ze świętym Janem Pawłem II w Jego gabinecie w maju 1999, zakończone tymi słowami papieża-Polaka: „Błogosławię Pana Redaktora za jego działalność”. Aliści, jak ongiś mówiono we Francji: „na końcu Pan Bóg rozpozna swoich”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/613353-trudnosci-z-prawda