Kilka dni temu, pod wpływem dwunastej rocznicy katastrofy smoleńskiej, napisałem o trzech kłamstwach na jakich był i jest budowany gmach państwa zbrodniczego – Rosji. Konkluzja była krótka: kłamstwo katyńskie, kłamstwo smoleńskie, kłamstwo Buczy – Rosja bez kłamstwa nie istnieje.
Oprócz tych wielkich kłamstw, my w Olsztynie mamy swoje kłamstwo, na miarę grodu nad Łyną rządzonego przez Grzymowicza i Małkowskiego: kłamstwo szubienic.
Monument uczyniony podobno ręką Xawerego Dunikowskiego, nazwano początkowo „Pomnikiem Wdzięczności Armii Czerwonej”. Kto mógł czuć wdzięczność do Armii Czerwonej? Wiadomo: miejscowe kacapy, które Armii Czerwonej zawdzięczały, że na kacapskich czołgach, dosłownie i w przenośni przejęły władzę w Olsztynie, na Warmii i Mazurach. Olsztyńskie kacapy nadal tą wdzięczność czują, bo gdyby po II wojnie światowej Polska nie wpadła w komunistyczną niewolę – nic by nie znaczyły. Mało tego: nikt nie wiedziałby o ich istnieniu.
Po 1990 roku nazwę szubienic zmieniono na „Pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińsko- Mazurskiej”. I znowu, wyzwolenia z czego? Gdyby chcieć zbliżyć się do prawdy należałoby użyć słowa „zdobycia”. Hitlerowców, którzy rządzili tą ziemią zastąpili namiestnicy Moskwy. Mieszkańcy Olsztyna i Warmii oraz Mazur, którzy mieszkali tu przez wieki (również przywiązani do polskości Mazurzy i Warmiacy) w zdecydowanej większości uciekli przed „wyzwoleniem”. Ci, którzy zostali zapamiętali z rąk sołdatów Armii Czerwonej morderstwa, rabunki, zgliszcza i gwałty. Ci, którym przyszło zakosztować życia w realnym socjalizmie – uciekali w kolejnych falach emigracji. Ludzie przybywający tu po wojnie z różnych stron Polski nie czuli się wyzwalani. Bo niby z czego? Ze swoich domów, majątków, dorobku pokoleń, grobów przodków, historii i naturalnego środowiska? A może z wolnej Polski, w której żyli przed 1 września 1939? Przyjechali, bo do opuszczenia rodzinnych domów zmusił ich Związek Sowiecki i zdrada aliantów podpisana w Jałcie.
Kiedy dzięki uzyskanej wolności po 1989 roku zaczęto wzywać do usunięcia szubienic, ich obrońcy doprowadzili do wpisania monumentu do rejestru zabytków. Miało to już na wieki utrwalić ich obecność przy Alei Józefa Piłsudskiego. Mimo to, sprawa usunięcia szubienic odżywała wielokrotnie, a z wnioskami o ich usuniecie występowały różne osoby i środowiska. Sowiecki monument był miejscem spotkań, wieców, manifestacji, konferencji, artystycznych happeningów. Swój sprzeciw ich przeciwnicy wyrażali publicznie z otwartą przyłbicą:
— Antoni Górski pod petycją o usuniecie szubienic zebrał 2000 podpisów,
— Jacek Adamas wielokrotnie organizował artystyczne heppningi,
— olsztyńscy graficiarze umieścili na szubienicach wielkie pełne wyrazu portrety Stalina i Hitlera,
— olsztyński IPN wielokrotnie i stanowczo domagał się usunięcia szubienic.
Obrońcy chowali się po gabinetach, pisali ostre komentarze pod pseudonimami, powoływali komisje, zasłaniali się urzędniczymi procedurami. Kiedy w kwietniu tego roku z Warszawy przyjechała ekipa TVP, aby nakręcić materiał o szubienicach – obrońcy ruskiego potworka pochowali się głęboko. Na palcu boju pozostał tylko ich lider – Piotr Grzymowicz.
Obrzydliwym krętactwem i kłamstwem jest zachowanie Grzymowicza i Małkowskiego. Obaj rządzą Olsztynem od dwudziestu lat. W tym czasie nie zrobili nic, aby szubienice usunąć. Co więcej Grzymowicz, kilka lat temu na żądanie radnej Fabisiak dokonał ich renowacji za pieniądze miasta! Kilkakrotnie występował też do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków o zgodę na bieżące naprawy i otaczał szubienice troskliwa opieką. Z kolei Małkowski, wzruszał się publicznie nad losem krzywdzonych przez sowieckich sołdatów mieszkańców Olsztyna. Mało tego: mówił nawet o konieczności usunięcia szubienic, jednak nic w tym kierunku nie zrobił. Obaj odgrywali i dogrywają w tym kłamstwie swoje role: byle tylko wszystko (w tym wypadku szubienice), pozostały na swoim miejscu.
Ciekawa historia związana z szubienicami rozegrała się w 2009 roku. Kiedy w wyniku referendum, po sex-aferze, ze stanowiska Prezydenta Olsztyna został odwołany Małkowski ówczesny Premier Tusk, do pełnienia obowiązków Prezydenta, powołał działacza PO Tomasza Głażewskiego. Ten w sprawie szubienic wypowiedział się jasno: trzeba usunąć. Dzisiaj niestety zmienił zdanie i gdy w marcu tego roku przyszło głosować w olsztyńskiej Radzie Miasta nad relokacją pomnika – opowiedział się za jego pozostawieniem.
Wróćmy jednak do roku 2009. Odsunięcie od władzy Małkowskiego obudziło nadzieję, że razem z Głażewskim uda się usunąć z Olsztyna ten sowiecki symbol. W Radzie Miasta rozpoczęła się dyskusja. Za usunięciem szubienic opowiadał się klub Prawo Sprawiedliwość, ale tych głosów było za mało. Jednak w wyniku rozmów między radnymi pojawiła się szansa zbudowania większości do takiego rozwiązania. Decydujący głos należał do Przewodniczącego Rady – Dąbkowskiego, a ten nie zajmował jasnego stanowiska.
Wtedy głos zabrał Bachmura, który jako „głos ludu” stwierdził, że usuwać nie trzeba. Tylko obudować, postawić tablice informacyjne i w ogóle tłumaczyć skąd wzięło się to dzieło i jak należy rozumieć jego przekaz… A przy okazji opowiedzieć, jak Sowieci potraktowali Olsztyn i jego mieszkańców po zdobyciu w 1945 roku. Na taki pomysł obrońcy szubienic zawyli z zachwytu. Tak, tak, skoro nawet osoba uważana za prawicowego, wolnościowego radykała opowiada się za pozostawieniem sowieckiego monumentu to znaczy, że mamy „porozumienie ponad podziałami”. Wobec tego Przewodniczący Rady Miasta sprawę usunięcia szubienic odłożył ad acta.
Co prawda Bachmura, próbował ciągnąć dyskusję o obudowaniu szubienic różnymi elementami i akcentami. Jednak do takich rozważań, czasami pełnych inspirujących pomysłów, dających poczucie wypełniania misji, zawsze chętni się znajdą, tyle że wpływu na rzeczywistość nie mają. Obrońcy szubienic odtrąbili zatem kolejną wygraną bitwę (ostatnio Bachmura zmienił zdanie, jednak popiera usunięcie szubienic i cieszę się, że wykonał ruch w dobrą stronę).
Swoją batalię o usuniecie szubienic toczyli i toczą Wojciech Kozioł i Władysław Kałudziński. Pod Pieniężnem wspólnie z burmistrzem Kiejdo doprowadzili do usunięcia pomnika sowieckiego generała odpowiedzialnego za wymordowanie i wysłanie na Sybir żołnierzy wileńskiej AK – Iwana Czerniachowskiego. W Olsztynie kilkakrotnie podejmowali akcję przeciw szubienicom. Wieszali banery, malowali na czerwono łapska sołdata i znajdujący się na szubienicach sowiecki symbol – sierpa i młota.
Do akcji wkraczał wtedy Grzymowicz: bronił szubienic, kierował sprawy do sądu przeciwko Kałudzińskiemu i Koziołowi, a potem twardo egzekwował nakładane przez olsztyński sąd kary. Podczas jednej z rozpraw pani prokurator wystąpiła z wnioskiem o przebadanie psychiatryczne Kałudzińskiego. Według pani prokurator, jeżeli ktoś nie godzi się na istnienie sowieckiego pomnika przy głównej ulicy Olsztyna, co więcej: podejmuje działania, żeby swój sprzeciw publiczne manifestować – to trzeba sprawdzić, czy z nim wszystko w porządku. Sowiety w pełnej krasie: tam przecież gdy komuś nie podoba się władza sowiecka, często ląduje w psychuszce. Sowieccy psychiatrzy wymyślili nawet specjalnie na tę okoliczność jednostkę chorobową – schizofrenię bezobjawową. Pewnie pani prokurator nikt nie skierował na badania psychiatryczne, ale warto byłoby sprawdzić, z czego wynika u niej brak choćby kawałka polskiej duszy…
Napad Rosji na Ukrainę, zbrodnicze zachowania armii Putina, wywołały ponownie temat Szubienic. Po ratuszem odbyła się więc demonstracja przeciwko rosyjskiej agresji. W demonstracji jedną z głównych ról odgrywał Grzymowicz. Wydawało się, że szubienice znikną szybko. Trudno przecież potępiać zbrodniczych agresorów, a jednocześnie chronić ich symbole. Do Grzymowicza zaczęły znowu wpływać apele i petycje o usuniecie szubienic. Do koalicji patriotycznej dołączyło między innymi Zjednoczenie Chrześcijańskich Rodzin. Jednak Grzymowicz zareagował dopiero na pomysł jaki podsunęło mu Stowarzyszenie Święta Warmia z Bachmurą na czele: przedstawiło postulat, aby Prezydent wystąpił o skreślenie szubienic z rejestru zabytków. O dziwo, Grzymowicz na ten wniosek wyjątkowo szybko odpowiedział i wystąpił do Ministra Kultury. „Święta Warmia” szybko zorientowała się, że wybrała fałszywą ścieżkę i wsparła pomysł usunięcia „szubienic” poprzez relokację, zgodnie ze stanowiskiem Ministra Kultury.
Dlaczego Grzymowicz tak chętnie zareagował na ten właśnie postulat? Po pierwsze wiedział, że procedura wykreślenia z rejestru zabytków jest długa, a nawet gdyby ostatecznie została przeprowadzona – to może być zaskarżona do sądu. To obrońcom szubienic da możliwość zablokowania tej decyzji. Dowiedział się o tym, gdy pięć lat temu Generalny Konserwator Zabytków Magdalena Gawin zwróciła się do niego o usunięcie szubienic. Grzymowicz twardo odmówił, oświadczył, że nigdy tego nie zrobi. Zorientował się jednak, że w obecnym stanie prawnym on jako Prezydent Miasta ma w tej sprawie głos decydujący. Jednak dla swojego komfortu i budowani alibi, Grzymowicz, jak zawsze, chciał przerzucić odpowiedzialność za swoja decyzję na kogo innego – tym razem na Ministra Kultury.
Tymczasem Wicepremier i Minister Kultury prof. Piotr Gliński odpisał natychmiast. Oficjalnie poinformował Grzymowicza, że szubienic nie trzeba wykreślać z rejestru zabytków wystarczy, że złoży wniosek do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków o zgodę na ich przeniesienie. Resztą zajmą się już służby rządowe. Łącznie z pokryciem kosztów!!! Deklaracja o pokryciu kosztów tej operacji przez Rząd RP musiała nieźle wstrząsnąć Grzymowiczem, zawsze przecież mógł powiedzieć, że chciałby przenieść, ale nie ma pieniędzy. W końcu po dwudziestu latach rządów razem z Małkowskim doprowadzili Olsztyn do stanu bieda-miasta, które na nic nie ma pieniędzy. Ani na przedszkola, ani na drogi, ani na podwyżki dla urzędników, a co dopiero na zbędne przeniesienie monumentu.
W takiej sytuacji Grzymowicz robi kolejnego fikołka. Dotąd myślał, że składając wniosek o wykreślenie szubienic z rejestru zabytków zmyli trop i wpuści patriotów z ślepą uliczkę. Pisał przecież, że trzeba z szubienic zdjąć ochronę, aby móc je usunąć. Gdy okazało się, że aby usunąć szubienice nie trzeba ich wykreślać z rejestru – zmienił zdanie na przeciwne i zaczął oficjalnie organizować obrońców szubienic.
Dobrane z olsztyńskiego układu towarzystwo zwołane do ratusza, w 90% opowiedziało się za pozostawieniem szubienic, może tylko w trochę innej formie (jak zawsze). Na sali znaleźli się też Kałudziński, Bachmura i Sacewicz (szef olsztyńskiej IPN), ale odgrywali biblijną rolę głosu wołającego na pustyni. Grzymowicz osiągnął swój cel. Teraz twierdzi, że sprawa usunięcia jest nieoczywista, są różne głosy i tak dalej i tak dalej.
Wtedy ponownie do akcji wkroczyli Wojciech Kozioł i Władysław Kałudziński. Powiesili na szubienicach symbol sierpa i młota, swastykę, które połączyli z „Z” – znakiem ruskiej zbrodniczej napaści na Ukrainę. Od razu zareagowały lewackie fanatyczki i błyskawicznie usunęły z szubienic banery. Tym samym przyznały, że bardzo trafnym jest zrównanie symboli zbrodniczych totalitaryzmów XX wieku z agresją Rosji na Ukrainę.
Wobec narastającego zamieszania Grzymowicz uznał, że trzeba coś zrobić. Ktoś bardzo lotny w ratuszu wpadł na pomysł, aby szubienice zawinąć, przykryć albo schować. Niech przetrwają trudne czasy, może wojna na Ukrainie się skończy, emocje opadną, wszystko wróci do olsztyńskiej normy. Wtedy szubienice się odwinie, a może nawet zrobi uroczyste odsłonięcie. Może sam ambasador rosyjski przyjedzie, a i gości z Kaliningradu się zaprosi. Nasi się ucieszą! Taki sprytny manewr pozwoli odnowić zerwane pochopnie, pod wpływem emocji kontakty, z bratnim narodem i Kaliningradem.
Grzymowicz pomysł podchwycił i wniosek o potraktowanie szubienic jako matrioszki wysłał do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Co więcej, aby iść z duchem czasu, zaraz potem swój wniosek „udoskonalił” bo zaproponował, aby jeden pylon zawinąć w polską flagę, a drugi w ukraińską. Takie artystyczne pomysły i ambicje ma Grzymowicz: polot godny ruskich symboli na potworku… W tej wersji to już przekroczył możliwości intelektualnej ekspresji szefa Domu Kultury Sieniewicza.
Inny mądry podsunął Grzymowiczowi pomysł przeprowadzenia wśród mieszkańców badania, co sądzą o szubienicach i ich dalszym losie. Ma to robić profesjonalna firma tyle, że pytania ułożone są tak, aby odpowiadających zmanipulować. Pytając na przykład, czy szubienicy należy zostawić, ale je „uczytelnić” odpowiadający nie bardzo wiedzą co to oznacza? Ankieterzy mają też postawić przed ankietowanymi dylemat – jeżeli przenieść to, gdzie? Takie badanie opinii ma oczywisty cel: prowadzić dyskusję i ankietowanego respondenta w ślepy zaułek i doprowadzić do odpowiedzi: „nie wiem”.
Wszystko w tej sprawie jest jasne: wniosek o przeniesienie szubienic trzeba złożyć do Wojewódzkiego Konserwatora zabytków – a on resztą się zajmie. Koszty przeniesienia pokryje Minister Kultury. A co do kosztów wspomnianego badania. Ma ono objąć tysiąc mieszkańców i kosztować 6 tysięcy złotych! Czyli koszt przebadania jednego ankietowanego ma wynieść 6 zł. Według cen obowiązujących na rynku, powinno to kosztować co najmniej 10 razy więcej. Dziwię się profesjonalnej firmie (nazwy przez uprzejmość nie wspomnę), że daje się wciągać w takie manipulacje, bowiem Grzymowicz otwarcie wypowiedział się o prawdziwym celu przeprowadzenia ankiety. Chodzi o to, aby ostygły emocje, a decyzje nie były podejmowane pochopnie. Czyli zaczekajmy: kiedy Putin wygra wojnę, będzie po sprawie, szubienice trzeba będzie zostawić jako symbol naszego przewiązania i podziwu dla władcy Kremla.
A wracając do sondaży. Dwa takowe zostały już przeprowadzone: przez Gazetę Olsztyńską i portal opinie.olsztyn.pl. Na opinie.olsztyn.pl wypowiedziało się 1258 osób. Co warto podkreślić, osób zainteresowanych. W obydwu sondażach uzyskano podobne wyniki. Spośród ankietowanych, 60-70% opowiedziało się za usunięciem szubienic z przestrzeni publicznej Olsztyna.
Ciekawe, ile jeszcze czasu szubienicznicy będę wytężać swoje umysły, aby ten obrzydliwy sowiecko-ruski symbol upodlenia stał przy głównej ulicy Olsztyna? Jak długo jeszcze będzie trwał ten makabryczny taniec, a to ponure zjawisko będzie nas skłócać? W Olsztynie jest sto innych tematów, nad którymi trzeba dyskutować, aby nasze miasto nie ulegało dalszej degradacji.
Zamknijmy już ten temat, uwolnijmy Olsztyn od tego koszmarnego monumentu, zajmijmy się tym co nas będzie wzmacniać i rozwijać. Zróbmy miejsce wartościom, które dają życie, dobrobyt i wolność, szanują naszą tradycję, a energię kierują na to co dobre i wartościowe.
PS. Kiedy pisałem ten tekst na pewno umknęło mi wiele faktów, zdarzeń, sytuacji, a przede wszystkim osób, które działały na rzecz usunięcia szubienic (choćby zawsze jednoznaczny głos Anny Niszczak i ludzi Solidarności, podobnie Sybiraków czy żołnierzy Armii Krajowej).
Warto też skompletować listę wstydu…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/595679-obrzydliwy-sowiecko-ruski-symbol-upodlenia