Punktualnie o godzinie 11 w Katowicach rozległ się dźwięk syren alarmowych – w ten sposób uczczono pamięć dziewięciu górników z kopalni Wujek, zastrzelonych przez zomowców podczas pacyfikacji zakładu na początku stanu wojennego. W czwartek mija 40. rocznica tamtych wydarzeń.
CZYTAJ TEŻ:
Syreny alarmowe upamiętniły ofiary pacyfikacji kopalni Wujek
Syreny – wykorzystywane w systemie ostrzegania i alarmowania ludności – zostały uruchomione na trzy minuty, aby oddać hołd górnikom z Wujka. 40 lat temu właśnie krótko przed jedenastą czołgi zaczęły rozbijać kopalniany mur.
Uroczystości upamiętniające górników z Wujka trwają w Katowicach od rana. Pod Krzyż-Pomnik przybiegło kilkuset uczniów, wraz z opiekunami, z kilkudziesięciu szkół województwa śląskiego. Biegacze - uczestnicy dziewiątej edycji Biegu Dziewięciu Górników - mieli koszulki z wizerunkami zastrzelonych w Wujku.
Bieg Dziewięciu Górników ma charakter otwarty i skierowany jest do uczniów dwóch najstarszych klas szkół podstawowych oraz szkół średnich z woj. śląskiego. W biegu biorą udział reprezentacje składające się z 9 osób; każda wybiera jednego z dziewięciu górników jako patrona swojego biegu. 16 grudnia młodzież wraz z nauczycielami zakłada koszulki z wizerunkiem patrona i pokonuje wybraną trasę, by na jej zakończenie pod Pomnikiem-Krzyżem oddać hołd górnikom zamordowanym podczas pacyfikacji kopalni.
Wczesnym popołudniem w Katowicach rozpoczną się główne obchody rocznicowe, z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy. Jak co roku, poza bliskimi i kolegami zabitych oraz związkowcami, ofiary tamtych wydarzeń upamiętnią przedstawiciele centralnych, regionalnych i lokalnych władz.
O 13. uczestnicy uroczystości spotkają się na Mszy w kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego; Eucharystii będzie przewodniczył metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz, który także wygłosi homilię. Później przejdą pod Krzyż-Pomnik przy kopalni, gdzie odczytany zostanie Apel Poległych, a prezydent wygłosi przemówienie. Uroczystość zakończy składanie wieńców przy pomniku.
Ważną częścią tegorocznych uroczystości jest także otwarcie rozbudowanego Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności. W działającej przy kopalni placówce na 1100 mkw. powstała nowa, multimedialna ekspozycja, prezentująca nie tylko wydarzenia z początku stanu wojennego, ale opowiadająca też o narastaniu społecznego buntu w PRL, narodzinach Solidarności i wydarzeniach po pacyfikacji. Wśród eksponatów znalazł się m.in. czołg – taki sam jak te, które podczas tłumienia protestu w Wujku rozbijały kopalniany mur.
Prezydent oddał hołd górnikom z kopalni Piast
Prezydent Andrzej Duda oddał w czwartek hołd górnikom z kopalni Piast, którzy w grudniu 1981 r. przez dwa tygodnie strajkowali pod ziemią w proteście przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. Uroczystość w bieruńskiej kopalni rozpoczęła czwartkową wizytę głowy państwa na Górnym Śląsku.
W kopalnianej cechowni prezydent złożył wieniec przed tablicą upamiętniającą uczestników tego najdłuższego w powojennej historii górnictwa podziemnego strajku. Pamiątkowa tablica znajduje się przy ołtarzu św. Barbary.
Dzień wcześniej - w ramach obchodów 40-lecia strajku - odsłonięto tam także Piastowski Krzyż Wolności, w który wpisano siedem kasków, symbolizujących siedmiu górniczych liderów oskarżonych po zakończeniu protestu. Dzięki odwadze nieżyjącego już sędziego Józefa Medyka zostali oni potem uniewinnieni przez sąd wojskowy, lecz zaraz potem zatrzymani i internowani.
Spotkały ich liczne represje, a wielu Służba Bezpieczeństwa zmusiła do opuszczenia Polski - m.in. Andrzeja Oczko i Adama Urbańczyka, którzy na rocznicowe obchody przyjechali ze Stanów Zjednoczonych. W środę - wraz z czterema innymi bohaterami - otrzymali oni przyznane przez prezydenta Medale Stulecia Odzyskanej Niepodległości oraz specjalny list od premiera Mateusza Morawieckiego.
Podczas krótkiej czwartkowej wizyty w kopalni Piast Andrzej Duda spotkał się z grupą ok. 25 osób, wśród których byli uczestnicy historycznego strajku. Wśród uczestników spotkania był obecny m.in. lider „Solidarności” Piotr Duda. Prezydent obejrzał tam również okolicznościową wystawę.
Prowadzony 650 m pod ziemią podziemny strajk w kopalni Piast, rozpoczęty po ogłoszeniu stanu wojennego, trwał od 14 do 28 grudnia 1981 r. Przez 9 dni podobny protest prowadzili wówczas górnicy z sąsiedniej kopalni Ziemowit w Lędzinach - dziś obie kopalnie działają pod wspólnym szyldem. Protest w Piaście był najdłuższym tego typu protestem w powojennej historii górnictwa.
W Piaście i Ziemowicie strajk rozpoczęło ponad 2 tys. górników, a do końca protestów w obu przypadkach dotrwało około tysiąca strajkujących. Górnicy z kopalni Ziemowit przerwali strajk rano w Wigilię 1981 r., górnicy z Piasta spędzili Boże Narodzenie pod ziemią, przy wstrzymanych dostawach żywności i gasnących lampkach. Ostatnie dni strajku, w tym Wigilię, większość strajkującej załogi spędziła już właściwie w ciemnościach, z wydzielanym jedzeniem.
Górnicy z Piasta wyjechali na powierzchnię 28 grudnia, po uzyskaniu od władz gwarancji bezpieczeństwa. Wyjeżdżając śpiewali hymn, a potem modlili się przed ołtarzem św. Barbary. Podczas drogi do domu byli zatrzymywani przez milicję i służbę bezpieczeństwa. Wyłapywano domniemanych przywódców strajku, a prawie wszyscy jego uczestnicy - ponad 900 osób - zostali zwolnieni dyscyplinarnie i musieli pisać podania o ponowne przyjęcie do pracy - większość przyjęto, ale na gorszych warunkach; około 100 osobom nie pozwolono na powrót do pracy.
Jak wynika z danych IPN, w ciągu kilku godzin od zakończenia strajku zatrzymano 18 osób, z których 11 internowano, a 7 aresztowano. Aresztowanych oskarżono m.in. o sprawstwo kierownicze strajku i sądzono w trybie doraźnym. Prokurator żądał dla nich od 10 do 15 lat więzienia i pozbawienia praw publicznych, ale - co było ewenementem w stanie wojennym - zostali uniewinnieni przez sąd. Gdy tylko uniewinnieni górnicy opuścili gmach sądu, zostali ponownie zatrzymani przez SB i internowani. Część z nich zmuszono później do emigracji.
Premier: Pacyfikacja kopalni „Wujek” to zbrodnia komunistyczna
Pacyfikacja to w tym przypadku eufemizm - napisał w czwartek w mediach społecznościowych premier Mateusz Morawiecki, odnosząc się do pacyfikacji kopalni „Wujek” sprzed 40 lat. „Tu trzeba mówić o zbrodni komunistycznej dokonanej rękami Jaruzelskiego, ZOMO i komunistycznych służb” - dodał.
Morawiecki przypomniał, że „9 ofiar i kilkudziesięciu rannych – to krwawy bilans pacyfikacji w kopalni +Wujek+”. Jak jednak zastrzegł, „pacyfikacja to w tym przypadku eufemizm”.
Tu trzeba mówić o zbrodni komunistycznej dokonanej rękami Jaruzelskiego, ZOMO i komunistycznych służb. Tak nakazuje sprawiedliwość oraz szacunek dla ofiar i ich rodzin
— podkreślił Morawiecki.
Chylę czoło przed odwagą górników. Ich wola walki o wolną Polskę przyczyniła się po latach do odzyskania niepodległości
— podkreślił Morawiecki.
Protest w kopalni Wujek rozpoczął się po wprowadzeniu stanu wojennego, na wieść o zatrzymaniu szefa zakładowej Solidarności Jana Ludwiczaka. W niedzielny poranek 13 grudnia, na prośbę górników, do kopalni przyszedł z pobliskiego kościoła ks. Henryk Bolczyk, który odprawił mszę w zakładzie. Po jej zakończeniu pracownicy rozeszli się do domów.
14 grudnia pierwsza zmiana rozpoczęła strajk, wysuwając postulaty zwolnienia z więzienia Ludwiczaka i innych działaczy „S” z całego kraju, respektowania Porozumienia Jastrzębskiego oraz niewyciągania konsekwencji wobec protestujących. Do strajku przyłączali się górnicy z dalszych zmian, którzy sformułowali kolejne postulaty - zniesienia stanu wojennego i przywrócenia działalności Solidarności. Na przywódcę strajku wybrano Stanisława Płatka, sekretarza komisji rewizyjnej „S” w zakładzie.
Negocjacje protestujących z władzami nie przyniosły rezultatu. Zawiązał się komitet strajkowy. W pierwszych dniach stanu wojennego na Śląsku zastrajkowało kilkadziesiąt zakładów. 15 grudnia do strajkujących zaczęły dochodzić wieści, że milicja i wojsko spacyfikowały niektóre z nich, m.in. kopalnię Manifest Lipcowy w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie milicjanci użyli broni palnej.
Górnicy z Wujka, nie wiedząc jeszcze wówczas, że strzelano do robotników w Manifeście, rozpoczęli przygotowania do obrony swojego zakładu. Bronią stały się łopaty, kilofy, łańcuchy, zaostrzone pręty, cegły i śruby. Następnego dnia kopalnię, gdzie strajkowało już ok. 3 tys. górników, otoczyły oddziały milicji, czołgi i wozy pancerne. Wokół zebrał się też tłum kobiet, młodzieży i dzieci. Do strajkujących poszli przedstawiciele wojska, by nakłonić ich do poddania się. Propozycja została odrzucona. Wtedy armatkami wodnymi, przy 16-stopniowym mrozie, zaatakowano ludzi otaczających zakład. Milicjanci obrzucili tłum gazem łzawiącym i świecami dymnymi.
Przed godziną 11 czołgi sforsowały kopalniany mur, a uzbrojone oddziały ZOMO wkroczyły na teren zakładu. Górnicy byli ostrzeliwani środkami chemicznymi i polewani wodą. Stawiali opór. W czasie walki górnicy ujęli trzech milicjantów, a resztę pacyfikujących zmusili do wycofania. Niedługo później do akcji wprowadzony został pluton specjalny ZOMO. To jego członkowie strzelali do protestujących ostrą amunicją.
Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden umarł kilka godzin po operacji, dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 r. Dla Józefa Czekalskiego, Krzysztofa Gizy, Ryszarda Gzika, Bogusława Kopczaka, Zenona Zająca, Zbigniewa Wilka, Andrzeja Pełki, Jan Stawisińskiego i Joachima Gnidy była to ostatnia szychta w życiu. Ponad 20 górników zostało rannych od kul. Nie jest znana liczba tych, którzy zostali lżej ranni, m.in. zatruci gazem łzawiącym.
wkt/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/578239-prezydent-duda-oddal-hold-gornikom-z-kopalni-piast