Dziesiątki tysięcy czytelników czekały na tom V „Dziejów Polski” profesora Andrzeja Nowaka ze względu na całościowe ujęcie polskiej historii, ze względu na literacki język pełen zaczepiania, prowokowania i zapytywania Czytelnika o jego własne refleksje i przemyślenia. Na całą serię (kiedyż ją Autor napisze? Dekady nie starczy!) czekają jednak nie tylko czytelnicy tu i teraz, ale też przyszłe pokolenia, a to z dwóch powodów. Raz, że Autor jest historykiem z ogromym dorobkiem, który z wykładami wizytował i Nowy Jork, i Houston, i Londyn, i nawet Tokio, o macierzystym Uniwersytecie Jagiellońskim nie wspominając. Tego historyka nie da się zbyć, zlekceważyć, nawet utytułowani krytycy mogą jedynie pozgrzytać zębami.
Dwa że pełna synteza dziejów Polski tak naprawdę nie istnieje. Odwoływanie się do Pawła Jasienicy dziś już trąci korowodem nieaktualnych i negatywnie zweryfikowanych przez źródła refleksji, a i tak doprowadzone jest jedynie do końca Rzeczpospolitej szlacheckiej. Dlatego komplet tomów Andrzeja Nowaka - gdy już w całości stanie na półkach w polskich domach - pobędzie tam przynajmniej kilka pokoleń.
Imperium Rzeczpospolitej
Na V tom można było czekać z większą satysfakcją, bo przecież opisane w nim lata 1572-1632 to szczyt potęgi Rzeczpospolitej i całkiem sprawne działanie nowatorskich rozwiązań ustrojowych, to czas husarii, ekonomicznego powodzenia i czas największego zasięgu terytorialnego - któż z czytelników klasycznej literatury i historiografii polskiej nie czekał na ten „moment imperialny” Rzeczpospolitej! Andrzej Nowak podejmuje też kwestię dziedzictwa owego „imperium” inaczej niż spierający się o rzekomy kolonializm szlachty koronnej na wschodzie Europy - odwołuje się do klasycznych pojęć politycznych, pokazuje czym była władza, odpowiedzialność, ale i ci, dla których już wolności w kraju nie starczyło.
Rozdziały „Dziejów…”, podzielone na dekady, prowadzą nas w te szlaki wielkości, poprzeplatane błędami i niedociągnięciami, które zemszczą się w następnym stuleciu. Najbardziej rzuca się w oczy egoizm poszczególnych mężów stanu, którzy łączą swoją polityczną wielkość ze szkodliwymi dla ojczyzny działaniami. U Nowaka słynny Jan Zamoyski nie będzie takim złotym kanclerzem, a Janusz Radziwiłł (ojciec Bogusława z „Potopu”) objawi nam się znajomo, ujechawszy na Zachód do Berlina i Frankfurtu, skąd będzie słał pisma podżegające do parlamentarnej i antykrólewskiej obstrukcji.
Dość łatwo rozprawił się Autor z dzisiejszymi socjologami czy dziennikarzami, którzy próbują opisać srebrny wiek jako dzieje niedoli chłopskiej.
Uderzająca jest swoista złość, jaka przebija z ideologicznych tyrad odnowicieli „ludowej historii”, kiedy muszą zmierzyć się z pytaniem: dlaczego nie było w Rzeczpospolitej w tej strasznej rzeczywistości żadnego odpowiedniego do skali tego wyzysku udręki buntu społecznego?
-zastanawia się jakby z nutą ironii. Źródła, statystyki i historyczne monografie rozstrzygają o wątpliwej jakości tez autorów, którzy ostatnio zaczęli tak bardzo wielbić rabację i Jakuba Szelę.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Jak Jakub Szela stał się nowym idolem III Rzeczpospolitej
Nie tylko o szlachcie
Historyk przywołuje najnowsze badania i monografie, z których chłop polski - chociaż należący do stanu pośledniego i wyzyskiwanego - nie miał pozycji gorszej niż w innych krajach. Nade wszystko Nowak przytacza też odkrycia akademików, przedstawiające jaka istniała więź chłopów z innymi mieszkańcami Rzeczpospolitej. Trudno będzie sobie zapalczywym mistrzom pedagogiki wstydu poradzić z kolejnymi argumentami istnienia wspólnoty - jeszcze nie narodowej - ale jednak lokalnej i religijnej.
Ale i katolicyzm w Rzeczpospolitej opisywanego okresu miał swoje liczne ciemne plamy, a także i plamy białe. Spośród wielu cytatów naszych przodków, które Nowak przytacza na kartach książki, jest i taka perełka słynnego księdza Piotra Skargi, który rzuca sobie samemu wyzwanie pogłębiania chrystianizacji czy też katolicyzacji Wielkiego Księstwa Litewskiego:
Tylu chwiejnych w wierze, którzy przeszliby do Kościoła katolickiego, gdyby tylko przybył tu ktoś z naszych. Nie szukajmy Indyj Wschodnich i Zachodnich, tutaj mamy Indyje prawdziwe: Litwę i Północ.
-przytacza Autor przy okazji opisywania dziejów Akademii Wileńskiej.
„Moment imperium”
Książka zdaje się mieć swoje filmowe tempo, ale to nie tyle przez Nowaka, a raczej przez rosnącą dynamikę polityczno-militarną przełomu XVI i XVII stulecia. Najpierw wprowadzanie nowych rozwiązań ustrojowych, elekcja viritim dająca magnatom większy wpływ na wybór króla, gry hierarchii katolickiej wokół Konfederacji Warszawskiej, w której trzeba było zagwarantować pozycję Kościoła, nie drażnić prawosławnych, zapewnić tolerancję protestantom i nie narazić się stanowczemu w tej sprawie papiestwu - oto próbka politycznego thrillera, oczywiście jeszcze bardziej rozkręcającego się przy ucieczce Henryka Walezego.
Wreszcie ktoś rozwieje u polskiego czytelnika rozmaite mity historyczne, wreszcie pokaże blask Zygmunta III albo wspomniane wyżej cienie Jana Zamoyskiego. Wkraczając w srebrny wiek kolejne dekady-rozdziały przyspieszają z narracją. „Moment imperium” wybucha spektakularnie wojną z Moskwą, wyprawą na Bukareszt, wpływem na Szwecję, zaś dziesięciolecie 1610-1621 to już istne kino akcji. Lisowski budzi postrach rozmachem swojego rajdu wokół Moskwy, Kozacy podpalają Synopę, Trapezunt i przedmieścia przerażonego Stambułu, żołnierz Rzeczpospolitej ogląda Morze Białe i mury Wiednia, maluje go Rembrandt i opisuje kwiat ówczesnych pisarzy.
Ale i pętla wokół Korony i Litwy się zaciska, porozumienia Moskwy z Wiedniem, rodząca się siła Szwecji, wściekły sułtan, no i wiecznie nienasyceni magnaci. Pomyślność gospodarcza usypia czujność i troskę szlachty o Rzeczpospolitą:
W ogóle nie myśleli o imperium, tylko o swoim gospodarstwie. Zebrali właśnie w 1618 roku rekordowe plony, co pozwoliło wyeksportować również rekordową ilość zboża. Przez sam Gdańsk poszło na zachód Europy tego roku 118 tysięcy łasztów, to jest około ćwierć miliona ton- trzy razy więcej niż w czasach Zygmunta Augusta. Dość, by nakarmić chlebem przez rok półtora miliona ludzi.
CZYTAJ TAKŻE:
Była największą złotą monetą na świecie. Studukatówka Zygmunta III Wazy
Wolność
Jednak motywem, który Profesor dostrzega w polskiej kulturze przynajmniej od czasów kronikarza Wincentego, to oczywiście wolność. Wyraźnie wybrzmiewa ona w mowie starego Jana Karola Chodkiewicza, który ostatkiem sił wygłasza ją do oblężonego pod Chocimiem wojska:
na słuszności sprawy naszej i na waszych prawicach leży zdrowie i nadzieja całej pospolitej rzeczy. Niechaj was nie trwożą owe, co widzicie dla pychy tyrana i waszego popłochu rozbite namioty, bo po większej części są puste i jeno oczy bawią. Ani się lękajcie, że w słoniach i wielbłądach jest bojowa siła, bo te sakwami obarczone, gną się pod własnym ciężarem. Jako cień marny i próżną liczbę ważcie sobie te azjatyckie tłuszcze, miękkie duchem, pokarmem i odzieżą, wycieńczone rozkoszą, podobne do tych niewieści zastępów.
-podkreśla hetman, wierząc że człowiek wolny lepiej się bije i zwycięża niż „miękka duchem azjatycka tłuszcza”.
Na blisko pięciuset stronach tomu V odnajdujemy ujęcia niebagatelne i mniej znane, uznanie klasycznej polskiej historiografii i podsumowanie najnowszych badań akademickich. Jeśli jednym z założeń Andrzeja Nowaka jest podsunięcie czytelnikowi tak szerokiej palety wątków, by każdy odnalazł coś bliskiego sobie, to tym razem Autor zaskakuje epizodem dotyczącym… jego własnych przodków. Rodzina Nowaków ma wywodzić się ze Świlczy, wsi pod Rzeszowem. Autor pochodzi z głęboko chłopskiej rodziny, która przez stulecia dojrzewała do polskości, wspinała się w niej, coraz lepiej się w niej odnajdywała, aż jeden z tych Nowaków napisał tej polskości całą historię - choć na razie pierwsze 700 lat.
OBEJRZYJ ROZMOWĘ Z AUTOREM O TOMIE V DZIEJÓW POLSKI
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/578003-imperium-rzeczypospolitej-w-tomie-v-dziejow-polski