Nie przedmurze chrześcijaństwa, nie wojna z niewiernymi, żaden polityczny idealizm i nie katolicka gorliwość pognała ponad dwudziestotysięczną armię koronną pod Wiedeń. Dla króla był to twardy realizm, a dla szlachty - walka o wolność. Zaskakujące jak mało o tym wiemy.
Nie da się już przetłumaczyć Polakom, że odsiecz wiedeńska była naprawdę jedynym wyjściem na tamte czasy i że rzekoma austriacka niewdzięczność i późniejszy o 90 lat rozbiór nie miały z tym nic wspólnego. Deprecjonowanie polskich zwycięstw trwa na wszystkich polach, a więc i wielkie zwycięstwo Jana III Sobieskiego znajduje się pod ostrzałem malkontentów - że nie było warto, że niewiele to wniosło, że Osmanowie i tak byli słabi, że cesarz Leopold II i tak był niewdzięczny - litania wyrzutów, która wybuchła wraz z XIX-wieczym historykami z Krakowa i Lwowa, nie skończyła się do dziś. Jest nudna, płytka i nieprawdziwa.
CZYTAJ TAKŻE:
Jak polska armia uchroniła Europę przed Turkami - krótkie przypomnienie
Po pierwsze: wolność
Przez literatów, twórców, ale i duchownych, mamy nieco zniekształcony obraz szlacheckiej motywacji z lata 1683 roku. Wydawałoby się, że Polacy poderwali się do boju za króla-wodza, za krzyże w kościołach albo za europejską solidarność. Tymczasem w licznej korespondencji, uniwersałach i pismach politycznych doby wojen tureckich Sobieskiego pojawiało się inne kryterium zaangażowania.
Dwór mobilizował masy szlacheckie odwoływaniem się do świata pojęć bardzo odległych od ich dzisiejszego rozumienia.
Pociągnie każdego i zagrzeje synowska przeciwko ojczyźnie, matce swojej, miłość, o chwałę Bożą, o kościoły św. żarliwość, wolności od przodków nabytej conservatio i nad bracią swoją ginącą, nad niewinnego gminu chrześcijańskego zgubą, niewolą pogańską i krwie chrześcijańskiej wylaniem politowanie.
-czytano w całej Rzeczpospolitej słowa króla w czerwcu 1674 roku. „Zachowanie wolności nabytej od przodków” pojawiało się w rozmowach budzącej się z letargu szlachty.
Na sejmiki Sobieski wzywał:
do ratunku Ojczyzny, do zaszczytu chwały Bożej, Wiary Świętej, świątnic pańskich, pignorum vestrorum wolności krwią od przodków swoich nabytej, wrodzona ochota, chrześcijańska pietas i ślachecka, rycerska powinność…
„Wasze zobowiązania wolności krwią od przodków nabytej” - rozchodziło się od pałaców po najbiedniejsze dworki i zaścianki. Już kilka pokoleń historyków próbowało nam wmówić, że polska naiwność pchała nas w nie nasze wojny. Tymczasem ówcześni Sarmaci rozumowali nad wyraz konkretnie - własne państwo, bezpieczne granice, pobity wróg, osobiste męstwo dają po prostu wolność, możliwość wyznawania własnej wiary, gospodarowania we własnym domu. Jak nie pobijemy Turka, to będzie wiecznie nam zagrażał, jak nie pokażemy siły, to nas jako słabych będą wciąż napadali i grabili.
Po drugie: wolność
Choć do Kozaków król zwracał się inaczej, to ten element wolności pozostał w jego nawoływaniach.
Ani się z Ukrainy wróciemy, póki wiary św. chrześcijańskiej do swej powagi, cerkiew Bożych do ozdoby w.w.w. i całego narodu do praw dziedzicznych i prawdziwej wolności nie przywróciemy, póki się nie zemściemy krzywdy i obelgi (…), którymi galery bisurmańskie napełnione, póki (…) nie oddamy zesromocenia żon, córek i sióstr
Chcecie, by dali Wam spokój na stepach i przy Dnieprze? Chodźcie z nami! Król zresztą miał i ten argument wobec promoskiewskich Kozaków, że właśnie pod butem carów stopniowo tracili oni wolność. Marsz na Wiedeń miał z kolei - oprócz bezpieczeństwa własnych domów - dać wolność także innym narodom: Węgrom, Wołochom, Bułgarom (ambicje były ogromne).
Do żony, tu już właśnie o odsieczy wiedeńskiej, pisał król w gniewie, że cesarz tego nie rozumie i Węgrów chce gnębić swoją centralistyczną władzą:
Perswadowałem cesarzowi tak wiele razy (nie mając w tym mojej żadnej prywaty), aby było uspokoić Węgrów przynajmniej amnestią, a potem obietnicą, że w tych wolnościach będą zachowani, na jakie im cesarz na swej przysiągł koronacji.
Po trzecie: wolność
Wolność, wolność, wolność - przewijało się to w poważnych pismach, traktatach, jak i rutynowych dokumentach. Dziś pewnie trudno jest zrozumieć, że własna parafia, kościół, przydrożne kapliczki i domowe modlitwy były właśnie wyrazem wolności - póki masz prawo, nie niepokojony, chodzić na Msze święte to masz wolność.
Najlepiej istotę takiej polityki opisał biograf Sobieskiego, austriacko-polski historyk Otto Forst de Battaglia, który w jednym zdaniu zawarł koncepcję na zachowanie wielkości Rzeczpospolitej.
W ten sposób Sobieski był spętany tragiczną potrzebą, by wywalczyć dla siebie pełną władzę królewską, zaś dla swego kraju i swojego narodu pełną wolność tak wewnątrz, jak i na zewnątrz, sprzeciwiając się głupocie i małoduszności swoich polskich wrogów, egoizmowi i fałszywie pojmowanej demokracji; musiał tego dokonywać zwłaszcza na obcych polach bitewnych, dzięki militarnym i politycznym tryumfom, które godne byłyby tych spod Chocimia i Kahlenbergu.
Lekcja Wiednia to nie tylko świetność oręża polskiego, odwaga polityczna władzy i poświęcenie chrześcijańskiej szlachty. Obrona naszej niezależności, walka z zewnętrznymi zagrożeniami i wewnętrzną miałkością, do dziś pozostaje owym „zobowiązaniem wolności krwią od przodków nabytej”.
CZYTAJ TAKŻE:
Stracona okazja na rozprawę z opozycją. Jan III Sobieski po Wiedniu
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/565989-zapomniany-powod-pojscia-pod-wieden-rocznica-wielkiej-bitwy