W ostatnim numerze miesięcznka „Wpis“ ukazał sie ważny artykuł Leszka Sosnowskiego podnoszacy temat naszej zależności od obcych. Zależność ta, bedąca de facto celem polskiej opozycji, ma swoje historyczna korzenie, które trzeba znać, jeśli dziś mamy nie ulec zewnetrznej presji. Ponizej obszerne fragmenty artykułu; całość w ostatnim „Wpisie“.
Józef Wybicki pisał w połowie lipca 1798 r. tekst Pieśni Legionów Polskich we Włoszech jako człowiek bardzo doświadczony, zarówno jako osoba prywatna, jak i obywatel Rzeczypospolitej. Był wieloletnim świadkiem rozszarpywania Ojczyzny przez trzy kraje, z których Prusy na pewno nie były jeszcze potęgą. Miały się nią stać dopiero w wyniku zdobyczy terytorialnych, ludnościowych i gospodarczych osiągniętych dzięki zaborom, a Rosja w wyniku tychże mogła częściowo doszlusować cywilizacyjnie do Europy.
Wybicki był człowiekiem czynu i walecznym, czego historyczny dowód dał już 27 lutego 1768 r., gdy jako bardzo młody poseł nie uległ atmosferze strachu, a może nawet paniki, jaka panowała podczas obrad Sejmu w wyniku brutalnych represji stosowanych zupełnie bezkarnie przez carskiego ambasadora Repnina. Przypomnijmy: wcześniej porwano nawet biskupów-senatorów Kajetana Ignacego Sołtyka i Józefa Andrzeja Załuskiego oraz hetmana Wacława Rzewuskiego wraz z synem i wywieziono do Kaługi. Młody Wybicki jako jedyny (!) ostro zaprotestował, stwierdzając donośnie m.in.: „zwróconych na łono senatu uwięzionych senatorów i do stanu rycerskiego przywróconego nie widzę posła, nie widzę wolnego sejmu, ale widzę tylko gwałt i przemoc moskiewską!”. Był samotny w swym publicznym proteście i musiał na drugi dzień salwować się ucieczką z Warszawy.
Posłowie Rzeczypospolitej nie grzeszyli wówczas odwagą, można śmiało powiedzieć, że nie dorośli do swoich ról. Gdyby wtedy, nie lękając się carskich gwałtów, zaryzykowali wolność osobistą, być może nigdy nie doszłoby do rozbiorów. Byli elitą, ich akt odwagi i poświęcenia poruszyłby zapewne wciąż wielki, acz uśpiony potencjał Rzeczypospolitej. Całego Sejmu Repnin nie mógł uwięzić. Ale oni nie umieli już zwyciężać, przyzwyczajali się do porażek, akceptowali własną słabość. Nie chcieli być bohaterami. Nie zapominajmy, że wszystkie trzy akty zaborcze zostały przypieczętowane przez Sejm! Brakło niezłomności, brakło wiary w siebie – zwłaszcza wśród elit. Duch zwycięstwa zaczął opuszczać naszych rodaków już dużo wcześniej, już w czasach saskich. Historia, ta nauczycielka życia, wielokrotnie przekonywała nas, że najszybciej można odbudować się gospodarczo, materialnie. Ale duchowo, mentalnie – o, to szybko nie idzie, to wymaga wielkiego mozołu. Czyż nie obserwujemy tego i dzisiaj?
Niejeden z ówczesnych Polaków był gotów bić się, owszem, ale bez szczególnej wiary w pokonanie przeciwnika. Walka stawała się obowiązkiem, ale wygrana już nie. Czy również dziś nie widzimy takich postaw, w gruncie rzeczy kapitulanckich, w obozie patriotycznym?
Po aktach zaborczych rodacy od razu zerwali się do zbrojnego oporu, jednak bez powodzenia. To fakt, że zbyt mało stanęło ich do boju, może byli gorzej uzbrojeni. Przede wszystkim jednak brakło determinacji, silnego, niezłomnego ducha, co powodowało szybkie załamanie się oraz wyolbrzymianie porażek, które wcale nie musiały i nie powinny oznaczać klęski. Najbardziej godnym ubolewania przykładem jest zryw określany mianem Powstania Listopadowego, który de facto był wojną polsko-rosyjską. Wojną, w wygranie której – jak wykazały później dokumenty historyczne – w pewnym momencie nie wierzyli sami Rosjanie. Co gorsza jednak nie wierzyli w swoje zwycięstwo także Polacy, a ściśle rzecz biorąc polscy dowódcy, którzy od początku kombinowali, jak by tu najkorzystniej ułożyć się z wrogiem, a nie jak go pobić i przepędzić. Kryzys przywódców, kryzys elit pociągał za sobą klęski narodu. Tak jest zawsze.
Rola ducha i wiary w życiu pojedynczego człowieka, tak samo jak i w życiu narodu, jest nie do przecenienia. To wiara czyni cuda! Nie tylko wiara w Boga, choć ona stanowi bazę, twardy grunt, na którym stojąc mocno, nabiera się pewności i przekonania o nieograniczonych własnych możliwościach. Święta wiara w zwycięstwo cechowała Polaków przez wieki całe. To ona dała im spektakularne sukcesy od Cedyni w X wieku po Kircholm, Kłuszyn i Wiedeń w wieku XVII.
Jak do tego doszło, że ta wiara tak osłabła – to wielkie zagadnienie, o którym w jednym artykule jest się w stanie tylko wzmiankować. Ale odpowiedzi na to pytanie trzeba intensywnie szukać, jeśli naprawdę mamy czegoś nauczyć się z naszej historii. Swoją słabość można pokonać tylko poprzez rozeznanie jej przyczyn, znalezienie źródeł. Nie zapominajmy, że leczenie objawów, owszem, łagodzi stan pacjenta, ale nie daje trwałego zdrowia. (…)
Rosyjska specjalność
Wpajanie Polakom przekonania, że sami nie są w stanie osiągnąć czegoś większego, coś znaczyć, że nie są w stanie samodzielnie zwyciężać – było specjalnością rosyjską. Dopiero potem podejmą podobne działania inni, zwłaszcza Prusacy. Cały XVIII wiek funkcjonowały w Rzeczypospolitej ośrodki nastawione na niszczenie w Polakach wiary w siebie, na wybijanie im z głowy myśli o niezależności, w miejsce której podległość najpierw proponowano, a potem egzekwowano.
Mimo pięknych zrywów i różnych sukcesów epoka napoleońska wbrew pozorom utrwaliła w narodzie przekonanie, że sami na niepodległość wybić się nie możemy. (…) Epoka napoleońska utrwaliła uzależnienie mentalne od obcych. To uzależnienie skutkuje i występuje aż do dziś. Może dziś nawet jest jeszcze silniejsze. Przekonanie, że bez Unii Europejskiej będziemy niczym, jest powszechne. Dla mnie to mniemanie jest tragiczne; uzależnienie od Napoleona nie oznaczało wchłonięcia Rzeczypospolitej przez jego imperium, natomiast uzależnienie brukselskie oznacza zniknięcie kraju, i to w niedługiej perspektywie. Uzależniamy się od szczególnie perfidnego zła; Unia przerodziła się na naszych oczach w potwora, który pożera własne dzieci.
Ciągle słyszymy, jaką to potężną patriotyczno-propagandową robotę wykonałby jakiś wielki film w stylu hollywoodzkim. Jednak lata mijają, a żaden taki film nie powstał. Nawet z okazji takich rocznic jak 600-lecie triumfu pod Grunwaldem. Hollywood zaś w międzyczasie spsiło się całkowicie (przepraszam wszystkie psy za to starodawne określenie!). Natomiast tanim i niebywale skutecznym środkiem edukacyjnym oraz popularyzatorskim wciąż pozostaje i długo pozostanie książka. Jednakże w Polsce jej sytuacja jest bardzo kiepska, moim zdaniem dramatyczna, zwłaszcza jeśli chodzi o książkę polską i polskość, w tym wartości chrześcijańskie, propagującą. Rzucenie przez ministerstwo kultury, czyli przez państwo, dużej kasy na tzw. czytelnictwo w ogóle nie załatwia sprawy. Nie ma bowiem żadnej kontroli co jest zakupywane do bibliotek za te olbrzymie pieniądze – otóż książka patriotyczna, książka polska polskość oraz wartości chrześcijańskie propagująca w ogóle nie trafia do bibliotek. Nawet „Dziejów Polski” prof. Andrzeja Nowaka tam nie uświadczysz. Te olbrzymie sumy idą w zdecydowanej większości na wsparcie komercyjnej szmiry oraz genderowych idei, w tym nawet pospolitych zboczeń – tym się zajmuje dziś „nowoczesna” literatura.
Książka może jednak być bardzo trwałym narzędziem informacji i kształtowania opinii, a równocześnie bez porównania tańszym niż np. produkcje filmowe. Nie można jednak czekać, aż ktoś za granicą zdecyduje się przetłumaczyć ważne polskie publikacje formujące wiedzę o naszym kraju. Wiemy z doświadczenia, że to nie działa, bariera językowa jest zbyt wielka. Nie jest to jednak sytuacja bez wyjścia. Barierę językową można/trzeba pokonać, ale tylko poprzez działanie z naszej, polskiej strony. Należy po prostu samemu specjalnie dobrane pozycje tłumaczyć i rozsyłać po świecie do ludzi oraz instytucji kształtujących opinię publiczną. Działanie takie będzie elementem prawdziwej, realistycznej polityki historycznej.
Nie chodzi o informatory lub broszury, bo takie czasem się pojawiają, lecz o solidne książki tworzone przez Polaków po polsku i równocześnie, lub z małym opóźnieniem, tłumaczone głównie na język angielski, ale w wielu przypadkach także na inne popularne języki. Edytorstwo winno cechować się światowym poziomem z uwzględnieniem ilustracyjności poszczególnych pozycji. Książki powinny budzić ciekawość, tak treścią, jak i formą. Chodzi o prace popularnonaukowe, kronikarskie, publicystyczne, encyklopedyczne, albumowe.
Adresatami winny być ambasady oraz konsulaty i instytuty polskie za granicą oraz zagraniczne w Polsce, przywódcy wybranych kilkudziesięciu państw, kierownictwa partii za granicą, organizacje międzynarodowe, zagraniczne media (wybrani dziennikarze), uczelnie (konkretne wydziały i osoby), placówki kulturalne, autorytety społeczne, wybitni przemysłowcy, politycy i duchowni, popularni ludzie sztuki i sportu, wybrane samorządy za granicą.
Potrzebne wsparcie państwa
Jeśli książka ma budować opinię o Polsce oraz wzmacniać naszą rangę na międzynarodowej arenie, kluczową sprawą będzie jej rozpowszechnianie i upowszechnianie. Dzieło nie może być zdane na przypadkową dystrybucję. Potrzebne będzie silne wsparcie marketingowe ze strony państwa, w tym uroczyste premiery z udziałem najwyższych władz państwowych, a następnie uroczyste prezentacje przez polskie ambasady.
Jest to pomysł dla ministrów edukacji, spraw zagranicznych, kultury. Zobaczymy, czy któryś z nich uzna to za swoje zadanie?
*
Józef Wybicki po 30 latach od rzucenia w twarz carskiemu zausznikowi ciężkiego oskarżenia, napisze w dalekiej Italii: „Dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy”. Słowa te mogą nas dziwić, bo czemuż to akurat Napoleon Bonaparte miał nam przykład dawać, jak zwyciężać mamy? Małoż to mieliśmy własnych, rodzimych wielkich zwycięstw i wielkich wodzów, że trzeba było nagle wzorować się na młodym generale francuskim? Prawdą jest, że ten ostatni wykazywał się niecodziennymi talentami strategicznymi i osobistą odwagą, jednakże z nami wówczas naprawdę niewiele miał wspólnego. Początkowo nawet w ogóle nie chciał żadnych polskich legionów w swojej armii. Ale Wybicki zdawał sobie sprawę, że w umysłach Polaków – zwłaszcza elit! – już nie funkcjonują dawne wzorce, dawne autorytety, dlatego szukał przykładu aktualnego, znanego wszystkim. Oczywiście Bonaparte bardzo się do tego nadawał.
Autor przyszłego polskiego hymnu, człowiek wykształcony i oczytany, wiedział doskonale, że mamy swoje rodzime wzorce, ale w danym momencie historycznym nie funkcjonujące. Nie tylko z powodu kreciej roboty piątej kolumny i działalności pożytecznych idiotów, jak byśmy to dziś określili. W równym stopniu z powodu zaniedbań w edukacji tak domowej, jak i powszechnej – dokładnie tak, jak dziś! Zdawał sobie Wybicki sprawę zarazem z tego, że koniecznie trzeba wskrzesić w narodzie nie tylko ducha walki, ale i niezłomną wiarę w zwycięstwo. O ile Ojczyzna ma przetrwać. Czy my dziś zdajemy sobie z tego sprawę? To pytanie kieruję do naszych, polskich elit, a więc prawicowych, jedynych jakie naprawdę mamy, bowiem w Polsce tzw. lewica i tzw. opozycja z polskością maja tyle wspólnego, że ją z całych sił zwalczają.
Leszek Sosnowski
Leszek Sosnowski, ur. 1948. Jest polonistą, germanistą, dziennikarzem, artystą fotografikiem (laureat 57 międzynarodowych nagród), wydawcą i publicystą. Wydawał i rozprowadzał książki, płyty i filmy w podziemiu w latach 1980. Autor scenariuszy filmów dokumentalnych w tym wielokrotnie nagrodzonego pełnometrażowego „Przyjaciela Boga”. Organizator kilkudziesięciu wystaw plenerowych poświęconych św. Janowi Pawłowi II, Krakowowi i Polsce. Autor kilkunastu książek z zakresu kultury, religii i polityki. Laureat m.in. „Książki Roku” za „Krainę Benedykta XVI”. Działacz katolicki i patriotyczny. Znawca rynku książek i mediów, spraw krajów niemieckojęzycznych oraz życia i dzieła św. Jana Pawła II, redaktor blisko 100 książek Jemu poświęconych. Autor ponad tysiąca artykułów i esejów. Założyciel (przed 25 laty) i prezes Białego Kruka. Założony i kierowany przez niego Biały Kruk został wybrany przez pismo branżowe „Magazyn Literacki Książki” „ Wydawcą 10-lecia 2001 – 2010”. Pomysłodawca i publicysta miesięcznika „Wpis”. Odznaczony m.in. medalem „Pro Patria”, Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi RP i medalem papieskim „Per Artem ad Deum”. Wybrany (plebiscyt Biblioteki Analiz) do 30-ki najbardziej wpływowych osobowości polskiego rynku książki po 1989 r. Nigdy nie należał do żadnej partii politycznej ani jej młodzieżowych przybudówek.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/565839-sosnowski-jest-przekonanie-ze-bez-ue-bedziemy-niczym