Każda rocznica męczeńskiej śmierci św. o. Maksymiliana Kolbe to moment, w którym rozmawiamy o jego heroicznej decyzji oddania życia za Franciszka Gajowniczka i wspominamy ofiary niemieckiego ludobójstwa. Niestety świadomość historyczna dużej części ludzi na tym się kończy. A życie o. Maksymiliana – obfite w wizjonerskie dzieła duchowe, społeczne i medialne – wymaga głębokiego studium. Przesłanie, które zostawił jest dziś wyjątkowo aktualne. Wszystko, co mówił doskonale pasuje do naszej bieżącej sytuacji i stanowi jednoznaczną odpowiedź na współczesne zmagania. Nie ulega wątpliwości, że gdyby patrzył na dzisiejszą rzeczywistość, powiedziałby jak kiedyś: „Cóż powiedzieć o narodzie, który płaci za własne poniżenie? Nie znajduję na to nazwy! A ta hańba ciąży na katolikach, obrażanych ciągle przez tysiące dzienników”.
„I toną dusze w powodzi literatury i sztuki obliczonej na osłabienie poczucia moralności. Zaraza brudu moralnego szerokim korytem ścieka prawie że wszędzie. Osłabiają się charaktery, rozrywają rodzinne ogniska i mnoży się smutek w głębi serc skalanych.”
Heroiczna ofiara
Równo 80 lat temu o. Maksymilian Kolbe oddał swoje życie za współwięźnia niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Franciszek Gajowniczek – jako jeden z 10 - został wytypowany przez Niemców na śmierć głodową w odwecie za ucieczkę jednego współwięźnia z ich bloku. O. Maksymilian poprosił o ocalenie życia Gajowniczka w zamian proponując siebie. „Mam już blisko pięćdziesiąt lat, życie moje przeżyłem, a ten ma życie przed sobą. Ma żonę i dzieci” – mówił. Świadkiem tego zdarzenia był więzień tego bloku Michał Micherdziński, który po wojnie opisywał je tak:
O. Maksymilian szedł w więziennym pasiaku, z miską u boku, w drewniakach. Nie szedł jak żebrak, ani też jak bohater. Szedł jak człowiek świadomy wielkiej misji. Stanął spokojnie przed oficerami. Cała świta, która dokonywała selekcji, wszyscy stali i patrzyli po sobie, nie wiedzieli, co robić. Wreszcie opamiętał się kierownik obozu i wściekły, zapytał swojego zastępcę:
– „Was will dieses polnische Schwein?” (Czego chce ta polska świnia?).
Zaczęli szukać tłumacza, ale okazało się, że tłumacz jest zbędny. O. Maksymilian w postawie na baczność odpowiedział spokojnie po niemiecku:
– „Ich will sterben für ihn” (Chcę umrzeć za niego) i wskazał lewą ręką na stojącego obok Gajowniczka. Padło kolejne pytanie:
– „Wer bist du?” ( Kim jesteś?)
– „Ich bin ein polnischer katolischer Priester” (Jestem polskim księdzem katolickim.)
O. Maksymilian, mimo iż wiedział, jak Niemcy traktują polskich księży, nie bał się przyznać do swojego kapłaństwa. Panowała wtedy nieznośna cisza. Każda sekunda wydawała się trwać wieki. Wreszcie stało się coś, czego do dzisiaj nie mogą zrozumieć ani Niemcy, ani więźniowie. Kapitan SS, który zawsze zwracał się do więźniów przez wulgarne „ty”, zwrócił się do o. Maksymiliana per „pan”:
– „Warum wollen Sie für ihn sterben?” (Dlaczego pan chce umrzeć za niego?) O. Maksymilian odpowiedział:
– „Er hat eine Frau und Kinder” (pol. On ma żonę i dzieci.) Po chwili esesman powiedział:
– „Gut” ( Dobrze).
Skazanych zaprowadzono do bloku śmierci. Kazano rozebrać się do naga i zamknięto w piwnicy.. Świadkiem ich umierania był Bruno Borgowiec - więzień nr obozowy 1192. Ocalał z zagłady, a w 1946 roku złożył zeznanie, w którym opowiedział o tych męczeńskich katuszach w bloku 11.
Początkowo więźniowie krzyczeli z rozpaczy, bluźniąc przeciw Bogu. Później pod wpływem ojca Kolbego zaczęli się modlić i śpiewać pieśni do Matki Najświętszej. Zakonnik dodawał im otuchy, spowiadał i przygotowywał na śmierć. Stojąc lub klęcząc, wpatrywał się pogodnym wzrokiem w dokonujących inspekcji esesmanów.
O. Maksymilian konał w potwornych mękach w bunkrze głodowym. Gdy po 2 tygodniach katuszy okazało się, że wciąż żyje, 14 sierpnia 1941 r. Niemcy dobili go śmiertelnym zastrzykiem z fenolu. Na kilka tygodni przed śmiercią przypominał, że „Nienawiść nie jest siłą twórczą. Siłą twórczą jest miłość”. Podczas pobytu w Auschwitz cały czas sprawował kapłańską posługę: podtrzymywał na duchu, spowiadał, głosił kazania i potajemnie sprawował Msze święte. Do swoich towarzyszy w niedoli powtarzał: „ufajcie Niepokalanej, wy młodzi żyć będziecie. Ja obozu nie przeżyję, ale wy będziecie uratowani”.
Wspomnienie bohaterskiej decyzji św. o. Maksymiliana każe spojrzeć wnikliwiej na całe jego życie. Dzieła, które podejmował pokazują jednoznacznie, że oddał się bez reszty krzewieniu dobra i zdecydowanej walce ze złem. 4 lata temu wybiła setna rocznica istnienia Rycerstwa Niepokalanej, które o. Kolbe stworzył jako oręż do walki z siejącą wówczas spustoszenie masonerią. Okazuje się, że wszystkie wydarzenia, które zainspirowały go do założenia Rycerstwa, wdzierają się do naszej dzisiejszej codzienności, w nieco podrasowanym wydaniu, ale stanowiąc emanację tego samego źródła.
Profanacje, masoneria i Rycerstwo Niepokalanej
W roku 1917, podczas gdy I wojna trawiła świat, masoneria zawzięcie zwalczała Kościół. Wolnomularze, obchodzący wówczas 200-lecie istnienia, zapowiadali że działalność masonerii wkracza w „trzeci etap”, którego celem jest ostateczna rozprawa z Kościołem katolickim i stworzenie nowego, międzynarodowego społeczeństwa. Mówiono o uruchomieniu nowego programu, mającego zniszczyć Kościół – nie dysputą i argumentacją, lecz konsekwentnym psuciem obyczajów. W październiku 1917 r. ulicami Rzymu przeszła masońska demonstracja, będąca parodią katolickiej procesji. Rozdawano ulotki z napisem: „Szatan będzie rządził w Watykanie, a papież będzie jego gwardią szwajcarską”. Młody franciszkanin - o. Maksymilian – przebywający na studiach w Rzymie, widział to na własne oczy. Wstrząśnięty tymi wydarzeniami postanowił stworzyć organizację, która da temu duchowy odpór.
16 października 1917 r. powołał siedmioosobową grupę „Militia Immaculatae” - Rycerstwo Niepokalanej. Członkowie stowarzyszenia, oddając się całkowicie w służbę Niepokalanej, ruszyli do walki z masonerią. Po powrocie do Polski o. Maksymilian stworzył Niepokalanów – przyklasztorne wydawnictwo, które za pomocą najnowocześniejszych środków przekazu, miało budzić uśpione umysły, informować, edukować i formować – duchowo, obywatelsko, patriotycznie. Św. Maksymilian nie poprzestał na działaniach w Polsce. Z czasem założył drugi Niepokalanów w Japonii, a jego dzieło rozrastało się na cały świat i rośnie w siłę do dziś. Rycerstwo Niepokalanej gromadzi ludzi w 46 krajach na pięciu kontynentach. „Rycerz Niepokalanej ” ukazuje się w ponad 20 językach.
Siła mediów
Ojciec Maksymilian doskonale rozumiał zagrożenia, jakie czyhały na Polaków w II RP. Podkreślał, że „jeśli nie będziemy mieli mediów katolickich, będziemy mieli puste kościoły”. Stworzył więc pod Warszawą potężny koncern medialny, którego świetności dziś nie jest w stanie powtórzyć żadne wydawnictwo. W szczytowym okresie działalności franciszkanie wydawali w Niepokalanowie kilka miesięczników. „Rycerz Niepokalanej” miał 1 mln egzemplarzy nakładu. „Mały Dziennik” – najbardziej popularna gazeta codzienna w latach 30. XX w. miała nakład 300 tys. egzemplarzy.
Franciszkanin z Niepokalanowa nie przebierał w słowach, gdy widział ospałość i bierność intelektualną swoich rodaków. Podczas jednego ze zjazdów katolików zdecydowanie i dosadnie budził uśpione umysły Polaków i jednoznacznie wskazywał jak należy traktować antykatolickie i kłamliwe media:
Cóż powiedzieć o narodzie, który płaci za własne poniżenie? Nie znajduję na to nazwy! A ta hańba ciąży na katolikach, obrażanych ciągle przez tysiące dzienników. Te pisma, które katolików bezwstydnie wyszydzają, drukuje się dla nas, katolików! Nie posyła się ich jednakże anonimowo w rodzaju paszkwilów, ale my sami je zamawiamy i za nie płacimy. Czyż można być więcej ślepym wobec tak groźnego niebezpieczeństwa?! A ta ślepota nasza staje się wprost zbrodnią, skoro się nie tylko przeciw temu niebezpieczeństwu nie bronimy, ale trzymając i czytając złe pisma, za obrazę i wyszydzanie wiary płacimy!
Ważne i jakże aktualne przesłanie św. o. Maksymiliana. To, co dzieje się w dzisiejszych mediach niczym nie różni się od pogardy wobec Polaków, sączonej w antynarodowych propagandówkach w latach 20. I 30. Czas więc wyciągnąć z tego naukę.
Ostrzeżenie przed demoralizacją
Św. Maksymilian przestrzegał przed panoszącą się demoralizacją przestrzeni publicznej. Te uwagi także nie straciły na aktualności.
Rozglądając się naokół widzimy zastraszający wprost zanik moralności, zwłaszcza wśród młodzieży, a nawet powstają związki – iście piekielne – mające w programie zbrodnię i rozwiązłość – członkowie to owego związku popełnili głośne w Wilnie morderstwo profesora przy egzaminach. Kina, teatry, literatura, sztuka kierowane w wielkiej części niewidzialną ręką masonerii, zamiast szerzyć oświatę, gorączkowo pracują w myśl uchwały masonów „My Kościoła katolickiego nie zwyciężymy rozumowaniem, ale zepsuciem obyczajów”. I toną dusze w powodzi literatury i sztuki obliczonej na osłabienie poczucia moralności. Zaraza brudu moralnego szerokim korytem ścieka prawie że wszędzie. Osłabiają się charaktery, rozrywają rodzinne ogniska i mnoży się smutek w głębi serc skalanych
— alarmował w „Rycerzu Niepokalanej” w 1925 r.
Wczytując się głębiej w ogromną spuściznę pozostawioną przez św. o. Maksymiliana Kolbe, widać dlaczego niektórzy chcieliby wymazać pamięć o jego dokonaniach i zepchnąć jego działalność do ostatniej fazy jego życia i męczeńskiej śmierci w Auschwitz. Zbyt wiele w jego nauczaniu mocnych treści, jasnych wskazań, trafnych analiz, gotowych rozwiązań i podpowiedzi jak poradzić sobie z narastającą demoralizacją i destrukcją społeczną. Warto wrócić do tego nauczania w poszukiwaniu recept. Okazuje się bowiem, że wszystko, co tak boleśnie rozdziera ostatnie skrawki niewinności w naszego życia społecznego, rozgrywane było przez bolszewicko-masońskie bojówki przed wiekiem. Nihil novi sub sole… Zamiast więc wyważać otwarte drzwi, wczytajmy się w św. o. Maksymiliana. On wiedział, co robić, by odnowić ducha narodu i wzmocnić jego siłę. Na początek, może warto wziąć sobie do serca to mocne napomnienie o wspieraniu mediów, które szydzą z nas samych. Niech o. Maksymilian wybrzmi raz jeszcze i skłoni do myślenia:
Te pisma, które katolików bezwstydnie wyszydzają, drukuje się dla nas, katolików! Nie posyła się ich jednakże anonimowo w rodzaju paszkwilów, ale my sami je zamawiamy i za nie płacimy. Czyż można być więcej ślepym wobec tak groźnego niebezpieczeństwa?!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/562440-80-lat-temu-niemcy-zamordowali-okolbe-co-powiedzialby-dzis