Większość czytelników prawdopodobnie nigdy nie słyszało o napoleońskiej bitwie o Budziszyn oraz walce kawalerii, która nastąpiła dzień później pod Reichenbach. W dniach 20-22 maja minęło dokładnie 200 lat od tamtych wydarzeń.
Cesarz Francuzów wygrał oba starcia („bitwa jak bitwa wygraną została” – jak mawiali starzy wiarusi Wielkiej Armii), ale nie udało mu ostatecznie rozgromić nieprzyjaciela: Rosjan i Prusaków. Jednak konsekwencje tych zmagań były znamienne w skutkach dla naszej historii. Napoleon stanął przed jednym z najpoważniejszych rozstrzygnięć jako cesarz i jeszcze wówczas władca Europy. Mógł maszerować dalej na wschód. Zajmując Dolny Śląsk miał szansę roznieść w kolejnym starciu nieźle już poturbowanych nieprzyjaciół, co w konsekwencji prowadziłoby do odzyskania Księstwa Warszawskiego i uwolnienia prawie 50 tys. uzbrojonych po zęby żołnierzy (w większości byli to Francuzi i Polacy) obleganych w trzech twierdzach – Gdańsku, Modlinie i Zamościu. Wtedy Polska odzyskałaby niepodległość i nie spędzilibyśmy najbliższych 100 lat w niewoli. Drugim wyjściem dla Cesarza było przyjęcie propozycji rozejmu. Po kilku dniach namysłu 4 czerwca 1813 r. w Poischwitz (Paszowice na Śląsku) zdecydował się na zawieszenie broni, które okazało się być dla niego i rzecz jasna dla Polaków tragiczne w skutkach. Przez ten czas, dyplomacji Sprzymierzonych (Rosja, Prusy i Anglia) udało się przekonać Austrię do zmiany frontu przeciwko Paryżowi oraz namówić do wzięcia udziału w interwencji zbrojnej Szwedów. Napoleon oprócz poprawienia stanu wyszkolenia nowej armii i wzmocnienia ilości kawalerii nie uzyskał nic. Kilka miesięcy później skutki niefortunnego zawieszenia broni dały się odczuć w Bitwie Narodów pod Lipskiem, kiedy to skoncentrowane wojska koalicji zmusiły do odwrotu Wielka Armię. Miał on się skończyć rok później w Paryżu abdykacją Napoleona i spełnieniem się cesarskiego koszmaru. Kozacy poili konie w Sekwanie. Po Lipsku Wojsko Polskie stało przy boku Napoleona, aż do końca, broniąc już tylko, a właściwie „aż”, honoru i dobrego imienia Polaka, który nie zdradza sojuszników w potrzebie. W konsekwencji bitwy o Budziszyn-Reichenbach straciliśmy ostatnią szansę na odzyskanie niepodległości w XIX stuleciu, a sam Napoleon zesłany na wyspę Świętej Heleny stwierdził tam, że podpisanie rozejmu było „największym z popełnionych w życiu błędów”.
Pod Reichenbach po raz kolejny zapisała się w annałach historii wojen polska jazda. Pułk Szwoleżerów-Lansjerów, należący do cesarskiej Starej Gwardii, ci sami, którzy 6 lat wcześniej zdobywali wąwóz Somosierry.
Wzięli na siebie cały ciężar walk. Atakowali szwadronami (ok. 200 koni) pułki (500-700 koni) rosyjskich ułanów, dragonów i kozaków z doskonałym skutkiem. Adiutant Napoleona Dezydery Chłapowski tego dnia dostąpił zaszczytu dowodzenia atakami tej wyjątkowej formacji, jaka byli szwoleżerowie gwardii zwani też lekkokonnymi. Po bitwie podjechali do niego francuscy dowódcy, generałowie: Walther, Lefebvre i le Fort, z tymi słowami na ustach: „Jeżeli kto waleczniejszy od nas, jeśli kto od nas lepiej się bije, to wy!”. Dziś działania Chłapowskiego i jego szwoleżerów pod Reichenbach, ze względu na swoją finezję taktyczną odtwarzane są w wielu prywatnych domach, głównie w Europie i Stanach Zjednoczonych, jako gra wojenna.
arp
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/55866-rozejm-ktory-pogrzebal-nadzieje