„Jest to sprawa beznadziejna, ponieważ mimo autentycznie usilnych zabiegów władz państwowych, wykorzystywania każdej okazji kontaktu z najwyższymi władzami Ukrainy do przekonania, że powinniśmy mieć możliwość pochowania pomordowanych, ich upamiętnienia, ekshumacji z dołów śmierci i przeniesienia we właściwe miejsca do tego przeznaczone, to ze strony Ukrainy stosowane są przeróżne uniki, których celem jest niespełnienie naszych oczekiwań. Nie widzę możliwości wywarcia skutecznej presji na Ukrainę” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Ewa Siemaszko, badaczka ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
-Dr Marek Klecel: Zginęli, bo byli Polakami. Ludobójstwo na Wołyniu
wPolityce.pl: Mamy kolejną rocznicę apogeum Rzezi Wołyńskiej, ludobójstwa, które określa się mianem genocidum atrox, i kolejny rok, kiedy upominamy się o godny, chrześcijański pochówek ofiar tego ludobójstwa, kolejny rok, kiedy się nam to uniemożliwia.
Ewa Siemaszko: Jest to sprawa beznadziejna, ponieważ mimo autentycznie usilnych zabiegów władz państwowych, wykorzystywania każdej okazji kontaktu z najwyższymi władzami Ukrainy do przekonania, że powinniśmy mieć możliwość pochowania pomordowanych, ich upamiętnienia, ekshumacji z dołów śmierci i przeniesienia we właściwe miejsca do tego przeznaczone, to ze strony Ukrainy stosowane są przeróżne uniki, których celem jest niespełnienie naszych oczekiwań. Nie widzę możliwości wywarcia skutecznej presji na Ukrainę. Ukraina będzie w dalszym ciągu robiła wszystko, żeby do tego, czego my oczekujemy, nie doszło, ponieważ heroizacja, gloryfikacja morderców zaszła już tak daleko, że właściwie wycofanie się z niej byłoby niekonsekwencją wobec tego, co do tej pory państwo ukraińskie, oczywiście pod wpływem sił nacjonalistycznych, dokonało. Wszelkie więc odnajdywanie zakopanych szczątków, ich ekshumowanie, stawianie znaków pamięci w miejscach, gdzie te szczątki obecnie się znajdują, lub do których miałyby być przeniesione, to jest oczywiście podważanie kultu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii. Społeczeństwo ukraińskie zobaczyłoby bowiem, co te formacje dokonały. Ten kult byłby więc albo podważany, albo przez pewne środowiska zakwestionowany. Jednym słowem mogłaby powstać atmosfera pełna wątpliwości i refleksji niekorzystnych dla obecnej polityki państwa ukraińskiego.
Państwo ukraińskie, a przynajmniej gros jego przedstawicieli, przekonuje, że współczesny banderyzm nie ma ostrza antypolskiego. Wydaje się, że sprawa tych pochówków pokazuje, że jest dokładnie odwrotnie. Jak Pani to ocenia?
Jeżeli się do nich nie dopuszcza, to znaczy, że ten banderyzm ma wymowę antypolską. Antypolską wymowę przecież miały też różne akty, które pojawiały się w ostatnich latach w związku z upamiętnieniami. Na przykład zniszczenie pomnika w Hucie Pieniackiej. O czym to może mówić? To był akt, który można by było odebrać jako pogróżkę w stosunku do Polaków, państwa polskiego. Wysadzenie w powietrze pomnika upamiętniającego straszną zbrodnię można tak interpretować.
Bardzo wiele udało się dotychczas zrobić jeśli chodzi o krzewienie pamięci o Rzezi Wołyńskiej, o tym straszliwym ludobójstwie. Pytanie, co jeszcze można by zrobić, żeby ta pamięć była i była żywa?
Oczywiście dokonaliśmy bardzo dużo, bo jeśli cofnąć się do końca lat 90., przełomu lat 1990-2000, to temat w ogóle nie istniał w przestrzeni publicznej. Przez wiele lat stopniowo ta wiedza przechodziła do społeczeństwa, temat zaczął się pojawiać w mediach. Pamiętam lata 90., gdzie niemożliwe było, żeby jakieś gazety – zwłaszcza głównego nurtu – pisały coś na temat zbrodni. Sporadycznie pojawiały się bardzo skromne wzmianki. W tej chwili możemy powiedzieć, że już ten temat nie jest ograniczany w mediach. Jest rocznica, jest on obecny. Były rocznice, podczas których nikt słowem się nie zająknął na temat zbrodni wołyńskiej, ale to nie znaczy, że to już jest koniec. Istnieją siły, które z różnych powodów będą ten temat jeszcze próbowały przyhamowywać, eliminować. Można się spodziewać, że ci Ukraińcy, którzy osiedli w Polsce w ramach tzw. emigracji zarobkowej – a tych osób jest bardzo dużo i są przecież głosy, że skoro są lub będą obywatelami polskimi, to będą mieli pełne prawa, takie jak każdy obywatel, a więc będą mogli pretendować do zajmowania stanowisk w różnych instytucjach - będą mogli się ubiegać o mandaty poselskie, senatorskie, będą wchodzili do samorządów i niewykluczone, że będą hamowali pamięć o zbrodni wołyńskiej. A jeśli nie będą hamowali, to będą ją usprawiedliwiali, ograniczali wiedzę i podejmowali różne tematy, które miałyby tę zbrodnię odciążyć w jej wymowie. Tego można się spodziewać.
Przyjeżdżają do nas ludzie, którzy już zostali wychowani w kulcie banderyzmu.
Zapewne nie wszyscy, ale rzeczywiście sporo takich jest…
Takich jest sporo. Szkolnictwo, edukacja na Ukrainie jest kierowana na gloryfikację. Tam się nic nie mówi o zbrodniach OUN-UPA pomimo tego, że przecież ofiarami byli również Ukraińcy.
Rzeczywiście mamy sytuację taką, że o ile jeszcze dziesięć, piętnaście lat temu wschodnia część Ukrainy nie wyznawała banderyzmu, ta zbrodnicza ideologia w zasadzie nie była tam obecna, o tyle w tej chwili to poszło niejako systemowo – banderowska ideologia jest odgórnie wdrażana na całą Ukrainę.
Na całą Ukrainę. Jest faktem niepokojącym i świadczącym o tym, że to już jest totalne gloryfikowanie, że wojsko też jest wychowywane w duchu banderyzmu. Do wojska jest wprowadzone banderowskie pozdrowienie, hymn banderowski…
Jak również symbolika.
Symbolika również. To tak jak gdyby i symbolika i gesty hitlerowskie były w tej chwili w armii niemieckiej.
To jest nie do pomyślenia.
Dokładnie. To jest nie do pomyślenia, a tutaj odwrotnie. Szanse więc na to, żeby ofiary i ich rodziny doczekały się chrześcijańskich pochówków, a nawet nie chrześcijańskich, ale godnych pochówków, są nikłe. Moim zdaniem w obecnej sytuacji jest to niemożliwe.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/558229-siemaszko-nie-widze-mozliwosci-skutecznej-presji-na-ukraine