Historia rodziny Borychowskich jak w soczewce skupia w sobie los wielu polskich rodzin, które za pomoc Żołnierzom Wyklętym cierpiały przez dziesięciolecia. Najstarsza z rodzeństwa, Janina, odeszła niedawno, nie dowiadując się, gdzie pochowany jest jej ojciec.
Oni są wyjątkowi, bo w nich jak w lustrze może się przejrzeć niejeden cichy polski bohater. To rodzina symbol
– mówi mi Arkadiusz Gołębiewski. Reżyser ponad 15 lat temu opowiedział historię Mariana i Czesławy Borychowskich oraz czwórki ich dzieci w filmie „Sny stracone, sny odzyskane”. 30 września 1950 r. ich dom w podlaskiej wsi Borychowo otoczyły milicja i KBW. Ktoś doniósł, że ukrywają się tam partyzanci. Rzeczywiście nocą przyszło do nich czterech z patrolu Arkadiusza Czapskiego „Arkadka” z VI Brygady Wileńskiej AK.
Tatuś mówił, że mamy mało miejsca, ale przecież psa się nawet nie wygania, a co dopiero człowieka. Pozwolił im zostać, nakarmił, dał schronienie …
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/553413-jasia-nie-doczekala-sie-tatusia