Prof. Gabriel Turowski (skończył niedawno 92 lata!), w młodości należał do tzw. Środowiska Wujkowego, bliskiego kręgu przyjaciół księdza, biskupa i kardynała Karola Wojtyły. Został wybitnym immunologiem, transplantologiem, który znalazł się gronie sześciu specjalistów z całego świata mających pomagać w leczeniu Jana Pawła II po zamachu 13 maja 1981 r. Poniżej fragment jego wspomnień z książki „Zamach, czyli jak zło w dobro się obróciło”, która wydana została przez Białego Kruka wraz ze zdjęciami Arturo Mariego. Autor przywołuje zakulisowe fakty, o których świat nic nie wiedział, a które świadczą o cudownym działaniu Opatrzności (inni nazywają to zbiegami okoliczności) w ratowaniu wielkiego Papieża rodem z Polski. Fragment ten dotyczy prawie nieznanych wydarzeń niedługo po zamachu.
Na 19 maja 1981, wtorek, wyznaczone zostało w Poliklinice Gemelli spotkanie sześciu wybranych lekarzy specjalistów z całego świata - byłem wśród nich jako immunolog. Przyjechałem już w sobotę. Owo spotkanie było bardzo istotne ze względu na międzynarodowe znaczenie stanu zdrowia Ojca Świętego po dokonanym kilka dni temu zamachu na życie Jana Pawła II. Zadaniem tego konsylium było zbadanie prawidłowości dotychczasowego leczenia i wyjaśnienie opinii publicznej, czy ekipa włoskich lekarzy z polikliniki Gemelli uczyniła wszystko, co do niej należało, by ratować Papieża.
W skład międzynarodowej komisji wchodziło sześciu specjalistów: profesor Claude E. Welch z Bostonu oraz profesorowie: Kevin M. Cahill z Nowego Jorku, H. Bunte – chirurg z Münster, Jean Loygue – chirurg z Paryża, Francisco Vilardell – gastroenterolog z Barcelony oraz ja, jako immunolog kliniczny z Krakowa. Zostaliśmy podzieleni na dwie trzyosobowe grupy. Byłem z dwoma Amerykanami ze względu na znajomość języka angielskiego. Profesorowie z Niemiec, Francji i Hiszpanii tworzyli drugi team. Najpierw odbyła się wizja lokalna – lekarze z kliniki Gemelli odtwarzali nam kolejno etapy pobytu Ojca Świętego, od przyjazdu do leczenia operacyjnego. Później zebraliśmy się z całą ekipą włoską na spotkaniu plenarnym, gdzie został nam przedstawiony przebieg kolejnych etapów operacji i przebiegu pooperacyjnego. Z tej okazji został wydany komunikat po angielsku, przetłumaczony następnie na język włoski.
Ojciec Święty został ugodzony kulą, która zmieniła minimalnie tor lotu na skutek zawadzenia o paliczek palca wskazującego lewej ręki. Jak stwierdzono śródoperacyjnie, przeszła ona o 4–5 mm od tętnicy biodrowej wspólnej. Gdy ta tętnica zostaje uszkodzona, wykrwawienie wewnętrznych narządów jamy brzusznej następuje do 5 minut i nie ma szans na uratowanie rannego. U Ojca Świętego kula uszkodziła narządy jamy brzusznej i spowodowała liczne przebicia ścian przewodu pokarmowego (okrężnicy i jelita cienkiego). Zaistniała konieczność wykonania czasowej kolostomii. Jak wiemy, kula wyszła na zewnątrz, niedaleko rdzenia kręgowego, nie uszkadzając splotów nerwowych. Dzięki temu Ojciec Święty nie został sparaliżowany. Tę właśnie kulę znaleziono w aucie, którym jechał Ojciec Święty po Placu św. Piotra. Została ona umieszczona w koronie figury Matki Bożej, znajdującej się w Sanktuarium w Fatimie.
Dalsze losy rannego Papieża
Ojciec Święty powracał do zdrowia szybko. Przeprowadzone w piątej dobie badania wykazały, że wszystko goi się bardzo dobrze, nie ma żadnego ropienia, oraz że Papież niebawem wróci do swoich apartamentów watykańskich. Już w środę, 20 maja, Ojciec Święty wespół z lekarzami i osobami posługującymi odmawia dziękczynne „Te Deum” za łaskę ocalenia. Tego samego dnia o godzinie 17.00 na Placu św. Piotra zamiast środowej audiencji ogólnej odbywa się modlitewne spotkanie Polaków wraz z przybyłymi duszpasterzami. Stało się to później pewnego rodzaju tradycją, by w każdą środę modlić się za Papieża, aż do czasu Jego ponownego pojawienia się na audiencji generalnej po wyzdrowieniu. W sobotę, 23 maja, zespół leczący stwierdził, że stan Pacjenta jest zadowalający i nie widzi potrzeby codziennego wydawania biuletynu lekarskiego.
W poniedziałek, 25 maja, wczesnym popołudniem odbyła się ostatnia, pożegnalna rozmowa telefoniczna Ojca Świętego z umierającym w Warszawie Prymasem, kard. Stefanem Wyszyńskim. Jan Paweł II bardzo głęboko przeżył to pożegnanie, udzielił papieskiego błogosławieństwa. Prymas zmarł 28 maja wczesnym rankiem, o 4.30. Następnego dnia Ojciec Święty odprawił w jego intencji wieczorną Mszę świętą. Śmierć kard. Wyszyńskiego była ogromną stratą dla Kościoła w Polsce, i to w szczególnym okresie przemian solidarnościowych. Pojawiła się też konieczność podjęcia decyzji o mianowaniu następcy. Jan Paweł II jak zwykle szczególnie zatroskany był o los swego kraju i Kościoła.
27 maja po Mszy świętej pożegnałem Ojca Świętego, aby następnego dnia odlecieć do kraju w przekonaniu, że „wszystko idzie ku dobremu”. (…)
Pierwsze oznaki pogorszenia się stanu ogólnego Pacjenta pojawiły się jeszcze przed wypisaniem Ojca Świętego z kliniki Gemelli. Były to stany gorączkowe, trudności z oddychaniem oraz bóle w klatce piersiowej. Objawy te potem ustąpiły. Znacznie nasiliły się dopiero po 10 czerwca. Fakt, że Ojciec Święty gorączkuje w Watykanie, nie był podany do publicznej wiadomości. Nie było takiej potrzeby. Niestety gorączka z dnia na dzień nasilała się i następowały skoki temperatury. Obserwowana infekcja w prawym płucu nie tłumaczyła tej zmiennej temperatury, sięgającej aż 39,5°C. Lekarze opiekujący się Janem Pawłem II nie bardzo wiedzieli, co jest tego przyczyną. Przez trzy tygodnie Papież bardzo ciężko chorował. Był poszarzały na twarzy, z zapadniętymi i podkrążonymi oczyma. Ojciec Święty opowiadał mi później – „Byłem coraz słabszy, siły mi uciekały i ten czas był o wiele trudniejszy niż po operacji”. Podawano Ojcu Świętemu antybiotyki, ale nie skutkowały, bo – jak się później okazało – nie była to infekcja bakteryjna.
Znów w szpitalu
Stan Ojca Świętego stał się krytyczny. Lekarzy opanowało przerażenie w obawie o życie Papieża. Z tych względów podjęto decyzję ponownej hospitalizacji i 20 czerwca Jan Paweł II został po raz drugi przyjęty w poliklinice Gemelli w celu wykonania badań diagnostycznych. Seria prześwietleń i badań tomograficznych niczego nie wykazała. W biuletynie lekarskim, ogłoszonym 24 czerwca, podano, że przyczyną gorączki Papieża może być zakażenie cytomegalowirusem (CMV), co potwierdził profesor Antonio Sanna, dyrektor Instytutu Mikrobiologii, a zarazem dziekan Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Katolickiego. 25 czerwca wyosobnił on bowiem z krwi pobranej od Ojca Świętego cytomegalowirusy. Hipoteza choroby wirusowej stała się faktem. Dalszymi dowodami były stwierdzone w krwi Pacjenta przeciwciała skierowane przeciw CMV. Tak jak poprzednio, gdy w okresie choroby chirurgicznej po zamachu Papież usilnie prosił prof. F. Crucittiego, a także naszego kolegę ze „środowiska Wujkowego“, dr. med. Mieczysława Wisłockiego, o wyjaśnienie budowy i funkcjonowania w organizmie jelit oraz sposobu, w jaki kolostomia wspomaga ich czasową niewydolność, tak teraz, po odkryciu CMV wykonano pod mikroskopem zdjęcie wirusów i komórek użytych do ich hodowli i pokazano Ojcu Świętemu jako sprawców choroby - intruzów i zarazem strasznych niszczycieli Jego organizmu. W tym czasie ponownie udałem się do Rzymu.
Na marginesie muszę tu wspomnieć, że po zamachu rozmawiałem z lekarzami w klinice, że jeśli zbyt długo będą stosowane antybiotyki w pooperacyjnym leczeniu Ojca Świętego, to może wystąpić infekcja wirusowa. Powiedziałem to z całą odpowiedzialnością, bo posiadałem takie doświadczenie. Jak się potem okazało, moje obawy były niestety uzasadnione. Prof. Giuseppe Giunchi zaproponował mi następnie pracę u siebie w Klinice Chorób Wewnętrznych Rzymskiego Uniwersytetu…
Po postawieniu wreszcie właściwej diagnozy ekipa lekarzy „złapała oddech”, poznana bowiem została przyczyna ciężkiego stanu zdrowia Papieża. Ale zaraz po wytropieniu cytomegalowirusa wybuchła kolejna panika. Wszyscy z wielkim niepokojem zapytywali, jakie jeszcze szkody może spowodować wirus w organizmie Ojca Świętego. Potrafi on bowiem usadowić się w sercu, w mózgu, w płucach, wątrobie i innych narządach. W pewnym momencie zobaczyliśmy na zdjęciach rentgenowskich delikatną zmianę wskazującą na jego obecność w płucu Ojca Świętego. Z reguły zakażenia CMV, przebiegające z taką ostrością, kończą się niepowodzeniem lekarskim. Wyniki badań przeprowadzonych u Jana Pawła II, określające stopień ciężkości tego zakażenia, wskazywały, że Pacjent nie powinien mieć szans na przeżycie. Odporność komórkowa organizmu Jana Pawła II wobec CMV była zerowa, co zostało stwierdzone w swoistych badaniach.
Choroba wirusowa była w swych skutkach gorsza i bardziej niebezpieczna aniżeli stan po zamachu. Gojenie ran pooperacyjnych odbywało się u Papieża bardzo dobrze, jak to się fachowo mówi – per prima. Leczenie „z wirusa” było bardzo uciążliwe, gdyż na tego wirusa nie było leku, nie był jeszcze dobrze rozpoznany. Dostał się do organizmu papieża podczas przetaczania krwi. Gdyby nie choroba wirusowa, Ojciec Święty mógłby już po dwóch tygodniach wrócić do pełnej sprawności fizycznej. To, że Ojciec Święty tę śmiertelną chorobę przetrzymał, świadczy moim zdaniem o cudzie. Prof. Gabriel Turowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/550797-wspomnienie-prof-turowskiego-ktory-ratowal-jana-pawla-ii