Dziś, 5 maja, mija 200 rocznica śmierci Cesarza Francuzów Napoleona I. We Francji trwają obchody, ale są one ograniczone. Wpłynęła na to postawa prezydenta Republiki Emmanuela Macrona. Weźmie on udział, co prawda, w paryskich uroczystościach, ale Pałac Elizejski zaznaczył, że prezydent „upamiętni, ale nie odda hołdu” cesarzowi Francji, ponieważ jego zdaniem jest to postać kontrowersyjna. Po wygłoszeniu okolicznościowej mowy polityk uda się do kościoła - pałacu Inwalidów, gdzie złoży kwiaty przy sarkofagu z prochami Napoleona. Będą mu towarzyszyć minister obrony narodowej pani Florence Parly, szef sztabu francuskiego wojska generał François Lecointre oraz potomek cesarza Jean-Christophe Napoleon Bonaparte - uznawany za głowę rodu Bonaparte.
Choć minęło już 200 lat postać Napoleona nadal wzbudza wielkie emocje. Podczas Światowego Forum Muzeów Pól Bitewnych zorganizowanego przez Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku miałem okazję rozmawiać z Etienne Claude – dyrektorem Memoriału Waterloo – kompleksu pamięci ostatniej bitwy stoczonej przez Cesarza. Stwierdził wówczas, że kłótnie między politykami jakie odbywają się dziś przy mauzoleum bitwy stoczonej w czerwcu 1815 roku są głośniejsze niż dyskusje o II Wojnie Światowej. W skrócie linia podziału przebiega miedzy światową lewicą (wrogowie Napoleona) i popierającą go prawicą. Ponieważ prezydent Macron jest mentalnie bliżej lewej, liberalnej Europy, to zajmuje stanowisko raczej przeciwne, co słychać było w jego dzisiejszej wypowiedzi. Ale nas Polaków postać Cesarza Francuzów interesuje raczej z innej strony. Do dziś trwa dyskusja pomiędzy tymi historykami, którzy uważają, że dobrze zrobiliśmy idąc z nim na Moskwę, a tymi, którzy twierdzą, że nas wykorzystywał, dając niewiele w zamian. Tak czy inaczej Napoleon odcisnął spore piętno na naszej historii, a nawet, nie zawaham się użyć tutaj stwierdzenia, na naszej tożsamości narodowej. W końcu do dziś śpiewamy przy większych okazjach „dał nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy”. Wiele na pozytywne postrzeganie okresy napoleońskiego przyniósł nam okres międzywojenny, w którym panował wręcz kult (szczególnie w wojsku II RP) armii Księstwa Warszawskiego. Powstało wtedy wiele historycznych opracowań najwyższych lotów jak np. historyka wojskowości gen. Mariana Kukiela. Do dziś nasze orły na sztandarach pułkowych nawiązują w formie do tych z czasów, kiedy Naczelnym Wodzem był zwycięzca kampanii 1809 roku przeciwko Austriakom ks. Józef Poniatowski herbu Ciołek. Historie wielu regimentów współczesnej polskiej armii sięgają tamtych czasów. I w końcu w Warszawie mieliśmy przed wojną plac Napoleona (dziś pl. Powstańców Warszawy), a teraz stoi tam pomnik-popiersie Cesarza w charakterystycznym kapeluszu na głowie. Jedyny w Środkowo-Wschodniej Europie.
Pierwszy kontakt Napoleona z Polakami
Nasz flirt z Napoleonem zaczął się we Włoszech w czasach Rewolucji Francuskiej, czyli pod koniec XVIII wieku. Polska po upadku Insurekcji Kościuszkowskiej została rozdarta zaborami, a dowódcy wojskowi emigrowali na Zachód, do Francji, by zaciągnąć się do rewolucyjnej armii. Ponieważ Paryż walczył ze wszystkimi naszymi okupantami, sytuacja wydawała się korzystna i rokowała nadzieję na przyszłość. Kiedy do Włoch zjechał 28-letni gen. Bonaparte, by rozpocząć mającą mu dać sławę Kampanię roku 1797, po raz pierwszy doszło do kontaktu między nim, a powstającymi z austriackich jeńców polskiego pochodzenia jednostkami, nazwanymi Legionami pod dowództwem gen. Jana Henryka Dąbrowskiego. Liczyły na początku ok. 7 tys. żołnierzy. To właśnie wtedy w dwóch wojnach z Austrią (1798-1800) gromiliśmy razem ramię w ramię z Francuzami armię cesarza rzymsko-niemieckiego i rozbiorcę Polski w - Franciszka II w sławnych bitwach nad Trebbią, pod Marengo czy Hohenlinden. Z pokonanych i wyciągniętych z zaborczej armii żołnierzy nasi generałowie u boku gen. Bonaparte stworzyli bitny (z 35 tys. przeżyło 20 tys.) korpus, który mógł iść i wyzwalać kraj. Ale na to przyszło jeszcze trochę poczekać. Pokój w Lunéville w 1801 roku pozostawił bezrobotne Legiony na włoskiej ziemi, które przerzucono do interwencji na San Domingo. Dowódcy czekali na okazję powrotu zbrojnego do kraju, ale jako wojskowi na żołdzie Francji musieli się podporządkować rozkazom albo rozwiązać formację. Jednak ofiara na San Domingo przeszła wszelkie oczekiwania. Nie tyle od kul, co od tropikalnych chorób, wyginęła lwia część legionistów, którzy wylądowali na Haiti. Następna okazja trafiła się dopiero 5 lat później, kiedy wojska już Wielkiej Armii pod wodzą Cesarza Napoleona w pogoni za pobitą armią pruską wkroczyły na ziemię dawnego Królestwa Polskiego. Kampania 1806/1807 roku w konsekwencji, której powstał zalążek państwa polskiego – Księstwo Warszawskie została uznana za jedną z najcięższych o ile nie najcięższą w całej historii walk napoleońskich. Na terenie Polski dołączyli do Prusaków Rosjanie i rozpoczęła się wojna na całego. Błoto, głód, mróz, szalejące zamiecie i krwawe bitwy z Rosjanami (Pułtusk, Gołymin, Pruska Iława i w końcu Friedland) były solą tej kampanii. Wielu weteranów porównywało ją z późniejszym odwrotem z Rosji twierdząc, że zima 1806/07 była jeszcze gorsz,a tylko żołnierz był lepszy niż w Rosji i wszystko wytrzymywał. O jednym musimy pamiętać o czym zdaje się nie lubią zbytnio przypominać przeciwnicy Napoleona. W tej krwawej kampanii zwanej również „I Wojną Polską” zginęło na naszej ziemi ok. 25 tys. żołnierzy francuskich po to m.in. , żeby mogło powstać Księstwo Warszawskie. Później już samodzielnie (z małym wkładem saskiej pomocy) pokonaliśmy Austriaków i przyłączyliśmy do Księstwa część Galicji w 1809 roku. Pozostał „ostatni skok” – pokonanie trzeciego zaborcy - Rosji i utworzenie na odbitych terenach Królestwa Polskiego. Nasza dyplomacja w latach 1809-1812 dwoiła się i troiła, żeby sprowokować Napoleona do wojny, co w jakimś sensie się udało. Silny lobbing polityczny w Paryżu odegrał niemałe znaczenie w podjęciu przez Napoleona decyzji o marszu na Moskwę. Niestety kampania skończyła się klęską z powodów błędów popełnionych przez głównodowodzącego. Ale tu ryzykowaliśmy. Dalej wykazaliśmy się lojalnością i nie opuściliśmy cesarza do końca. W błotach Waterloo (1815) szarżował szwadron przybocznych lansjerów gwardii cesarskiej (225 kawalerzystów) pod dowództwem płk. Pawła Jerzmanowskiego złożony z żołnierzy, którzy wcześniej służyli w 1 Pułku Szwoleżerów-Lansjerów Gwardii Cesarskiej (Somosierra) i w 3 Pułku Eklererów Gwardii Cesarskiej. Zostały one wcielone do dywizji generała Édouarda de Colberta i razem ze szwoleżerami holenderskimi rozbili dwie brygady angielskiej jazdy gwardii (lordów: Ponsoby’ego i Somerseta) tracąc zaledwie 5 zabitych i kilkunastu rannych jeźdźców.
Niech ta dwusetna śmierci rocznica Napoleona stanie się okazją do przemyśleń. Mimo przegranej Polska poprawiła swój status. Otrzymaliśmy kadłubowe Królestwo Kongresowe z własną Konstytucją i armią oraz z autonomią. Napoleońscy weterani cieszyli się po powrocie estymą bohaterów i dali raz jeszcze o sobie znać w Powstaniu Listopadowym 1830/31 roku. Idąc z Napoleonem mogliśmy zmienić Europę i odzyskać wolność. Ale wojenne szczęście jest jak łaska pańska, co na pstrym koniu jeździ. W każdym razie odzyskaliśmy wiele pewności siebie i przekonaliśmy się na własnej skórze, że umiemy zwyciężać. Bo właśnie taki przykład dał nam Bonaparte…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/549766-200-rocznica-smierci-cesarza-napoleona-i