Wspomnienie o o. Bogdanie Adamczyku OFM Conv. (1965-2021), Węgrze z wyboru, napisane przez dr. László Surjána, lekarza, byłego węgierskiego ministra zdrowia, parlamentarzystę, deputowanego do Parlamentu Europejskiego, założyciela Ruchu na rzecz Pojednania Narodów Karta XXI:
Epidemia przyniosła ojcu Bogdanowi niebiańską koronę
20 czerwca 1993 roku uczestniczyłem w święceniach kapłańskich trzech polskich franciszkanów-minorytów w Miszkolcu. Jednym z nich był o. Bogdan Adamczyk. Został wezwany do Wieczności po południu 9 kwietnia 2021 r., w 56. roku życia i 27. roku kapłaństwa, jako proboszcz i gwardian franciszkańskiego klasztoru św. Mikołaja w Segedynie-Felsőváros (Górne Miasto). W ciągu tych 27 lat nasze drogi spotkały się kilkakrotnie. Jego służba kapłańska była tak wielka w Kotlinie Karpackiej, jak gdyby nie było tam granic.
Służył na Słowacji, Węgrzech i w Rumunii. Nic dziwnego, że przyłączył się do naszego Ruchu Pojednania w Kotlinie Karpackiej Karta XXI. Jako brat mniejszy nosił w sercu sprawę beatyfikacji sługi Bożego o. Dydaka Kelemena OFM Conv., a także starał się poznać los swojego rodaka, postulatora generalnego Zakonu o. Wojciecha Topolińskiego OFM Conv., którego podczas II wojny światowej Niemcy zamordowali w haniebny sposób. Jego pomocnikiem w tej pracy była Marianne Dobos, która w związku ze śmiercią o. Bogdana napisała do mnie i do Czytelników naszej strony Magyar-Hon-Lap takie słowa:
„6 kwietnia doszła korekta tomu zawierającego wykłady konferencji zorganizowanej przez Katolicki Uniwersytet im. kard. Pétera Pázmányego (w Budapeszcie) pt. Męczennicy oraz ci, którzy ratowali ludzi. Wśród tych wykładów jeden o. Bogdana Adamczyka OFM Conv. na temat jego pracy doktorskiej (o sł. B. o. Dydaku Kelemenie, ur. w Siedmiogrodzie, w Baksafalva w 1683, zm. w Miszkolcu, w 1744). Czułam, że to znak. Nastąpi cudowne uzdrowienie!
W końcu czekamy na cuda potrzebne w procesach beatyfikacyjnych dwóch franciszkanów, węgierskiego z XVIII w. i polskiego z XX w.** Cuda potrzebne do wspólnego święta dwóch uświęconych państw narodowych, do wyniesienia na ołtarze wyznawcy i męczennika. Zaczęłam wierzyć, że to jest ten moment. O. Dydak Kelemen i o. Wojciech Topoliński (ur. w 1885, zm. w 1940 w Sztumie) uratują autora swoich biografii.
Tak, to jest o. Bogdan! Takie jest jego zakonne życie. I zaczęłam ufać, nawet gdy telefony i smsy przychodziły od południa w środę, 7 kwietnia od tych, z którymi - choć wirtualnie - staliśmy i czuwaliśmy przy jego łóżku: „Zostały mu tylko minuty”. Potem wieczorem: „On wciąż żyje! Jego serce bije!”. Lekarze i pielęgniarki szpitala w Segedynie stoczyli heroiczną walkę o jego życie. Ogromne podziękowania, pochwały i wdzięczność należą się im. Razem z nimi wałczył o. Bogdan, wielki wojownik, który w swoim krótkim, zaledwie 56-letnim życiu, przeszedł wiele cierpień fizycznych i duchowych. W mojej duszy rosła nadzieja podczas tej totalnej beznadziejności.
Pan postanowił inaczej. Wezwał go do Domu.
Być może w ten sposób ojcowie Dydak i Wojciech wskazują, że w Ojczyźnie Niebieskiej Węgier, Polak, a od 4 marca węgiersko-polski podwójny obywatel Bogdan, będą silniejszymi wstawiennikami Europy Środkowej.
Pamiętajmy o tym, czytając jego wykład o o. Wojciechu Janie Topolińskim!”.
Przytoczony wykład przywołuje jeden z najbardziej przerażających okresów w naszym regionie, jeden z najbardziej przerażających dni w historii Polaków uwięzionych między dwoma wielkimi mocarstwami.
Śmierć o. Adamczyka jest, co zrozumiałe, żałobą, bólem dla każdego, kto go znał. Ale śmierć to również niebiańskie narodziny i możemy ją przeżywać w świątecznym duchu i z nadzieją, ponieważ nasz region być może nigdy nie potrzebował niebiańskiego wsparcia tak bardzo, jak w tych czasach, kiedy system ideologii, który niszczy fundamenty ludzkiej natury, dysponując wszystkimi środkami technicznymi XXI wieku, stara się zmienić nasze myślenie. Polacy krwią dziesiątek tysięcy męczenników stawiali wówczas opór projektantom ich zagłady. Teraz walka nie jest krwawa, ale może dlatego atak jest skuteczniejszy.
Ojcze Bogdanie, pomagaj nam także z góry!
László Surján
źródło: http://mkdsz.hu/magyar-hon-lap/2021-04/jarvany-hozta-mennyei-korona-bogdan-atyanak.html
Śp. o. Bogdan Adamczyk (1965-2021)
Dnia 9 kwietnia 2021 r., w wieku 55 lat, w 34. roku życia zakonnego oraz 28. roku kapłaństwa, w szpitalu w Szeged na Węgrzech odszedł do Pana o. Bogdan Adamczyk, członek Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych (Franciszkanów) z Prowincji św. Antoniego i bł. Jakuba Strzemię, afiliowany czasowo do węgierskiej Delegatury Prowincji św. Maksymiliana Marii Kolbego.
O. Bogdan, syn Władysława i Marii z domu Dudek, urodził się 13 lipca 1965 r. w Limanowej. Dzieciństwo i młodość spędził w Krakowie-Nowej Hucie, gdzie wychowywał się razem z dwoma braćmi, z których jeden jest kapłanem Archidiecezji Krakowskiej. Po ukończeniu szkoły podstawowej przez sześć lat pracował jako ślusarz, równocześnie ucząc się w szkole zawodowej, a następnie w technikum budowlanym.
W 1986 r., mając 21 lat, zgłosił się do Zakonu Franciszkanów i został przyjęty na nowicjat w Kalwarii Pacławskiej, który ukończył w dn. 25 września 1987 r. złożeniem pierwszej profesji zakonnej. Po nowicjacie podjął dalszą formację zakonną oraz studia filozoficzno-teologiczne w Seminarium franciszkańskim w Krakowie. Po ukończeniu czwartego roku zdeklarował chęć wyjazdu na Węgry i gotowość podjęcia pracy nad odbudową tamtejszej Prowincji. 3 października 1992 r. złożył śluby wieczyste.
Dalszy etap studiów o. Bogdan odbył na Węgrzech, w Seminarium w Eger. 10 października 1992 r. w Miszkolcu został wyświęcony na diakona, a 20 czerwca 1993 r., na prezbitera. Na swoim obrazku prymicyjnym zamieścił motto: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę” (Rdz 12,1).
Przez pierwsze półtora roku po święceniach pracował jako wikariusz Parafii w Nyírbátor. W latach 1995-2000 przebywał w Miszkolcu, gdzie najpierw był wikariuszem, a od 1998 r., proboszczem. W 1996 r. o. Bogdan został wybrany na asystenta i ekonoma odnowionej Prowincji św. Elżbiety Węgierskiej. Po upływie czteroletniej kadencji ponownie został członkiem Rady prowincjalnej, tym razem obejmując urząd sekretarza. W tym czasie przez rok przebywał w niedawno odzyskanym przez Zakon klasztorze w Eger, a następnie w Arad (Rumunia), gdzie pełnił urząd gwardiana i proboszcza. W 2005 r. o. Bogdan powrócił do Polski, dołączając do wspólnoty klasztornej w Radomsku, gdzie została mu powierzona funkcja magistra junioratu. Po roku ponownie wyjechał na Węgry, gdzie do 2011 r. pełnił urząd proboszcza w Miszkolcu. Pod koniec 2011 r., ze względów zdrowotnych, został skierowany do klasztoru św. Antoniego w Krakowie.
Od lipca 2012 r. o. Bogdan przebywał przez rok w klasztorze Dwunastu Apostołów w Rzymie, w związku z badaniami nad sł. B. Dydakiem Kelemenem (1683 - 1744). W 2013 r. został skierowany do klasztoru w Brehovie na Słowacji, jako przełożony miejscowej wspólnoty. Urząd ten sprawował do 2015 r. W latach 2010-2013, o. Bogdan odbył studia doktoranckie na Katolickim Uniwersytecie im. kard. Pétera Pázmányego w Budapeszcie, a w 2014 r. zwieńczył je uzyskaniem tytułu doktora historii Kościoła. W 2013 r. otrzymał odznaczenie „zasłużony dla miasta Miszkolc”. Od stycznia do czerwca 2016 r. pełnił urząd wikariusza Parafii w Ózd na Węgrzech, a następnie został skierowany do Sacro Convento w Asyżu, gdzie przez rok zajmował się oprowadzaniem grup pielgrzymkowych. Kolejny rok spędził w klasztorze w Rychwałdzie.
W 2018 r. o. Bogdan powrócił do pracy w klasztorach węgierskich. Początkowo, przez kilka miesięcy posługiwał w Miszkolcu, a następnie w Arad. 1 lipca 2020 r. Kapituła prowincjalna powierzyła o. Bogdanowi urzędy gwardiana i proboszcza w Segedynie. 4 marca 2021 r. o. Bogdan otrzymał obywatelstwo węgierskie - składając przysięgę, stał się Węgrem z wyboru.
21 marca 2021 r. u o. Bogdana Adamczyka stwierdzono zakażenie koronawirusem. Z powodu ciężkiego przebiegu choroby 26 marca został przewieziony do szpitala, a 1 kwietnia, w związku z wciąż pogarszającym się stanem zdrowia, został podłączony do respiratora. W takim stanie znajdował się aż do swojej śmierci, która nastąpiła 9 kwietnia 2021 r. około godz. 16.00.
Misja wśród Węgrów
Prowincja węgierska franciszkanów została założona jeszcze za życia św. Franciszka - o jej historii oraz o swojej posłudze wśród Węgrów opowiada o. Bogdan Adamczyk.
Większość życia zakonnego spędził Ojciec na Węgrzech. Jak Ojciec się tam znalazł i jak wspomina ten czas?
Motto mojego obrazka prymicyjnego brzmi „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę.” (Rdz 12, 1) i można powiedzieć jest streszczeniem posługi kapłańskiej i życia zakonnego. Opuścić ziemię rodzinną, dom ojca i pójść do ziemi, która Bóg mi wskaże. To jest droga każdego kapłana, a w szczególności misjonarza, który poza granicami ojczyzny spełnia posługę duszpasterską. W myśl tego biblijnego cytatu chcę tak pokierować moim życiem, aby było ono zgodne z planami Bożymi i wolą moich przełożonych. Być tam, gdzie poprzez moją pracę najlepiej mogę służyć darami, które otrzymałem od Pana.
15 lipca 1991 r. po ukończeniu czterech lat studiów w naszym seminarium w Krakowie wyjechałem na Węgry, aby tam, ukończywszy formację kapłańską, włączyć się do pracy nad reorganizacją struktur prowincji węgierskiej. Kontynuowałem studia teologiczne w seminarium diecezjalnym w Eger. 20 czerwca 1993 r. zostałem wyświęcony na prezbitera w Miszkolcu. W prowincji węgierskiej pracowałem do 2011 roku przez 19 lat. Pracowałem w wielu klasztorach prowincji węgierskiej, najwięcej, bo 10 lat pracowałem jako proboszcz w Miszkolcu. Z 25 lat życia zakonnego aż 20 przeżyłem na Węgrzech. Poniekąd stałem się częścią historii tej zasłużonej dla całego Zakonu prowincji.
Jak wyglądało odtwarzanie prowincji węgierskiej?
Może warto najpierw spojrzeć na jej korzenie. Prowincja węgierska została założona po pierwszej misji zakonu, jeszcze za życia św. Franciszka. Na początku kustodia węgierska należała do prowincji niemieckich, ale gdy się usamodzielniła, była bardzo prężną prowincją, aż do czasu podziału zakonu, w 1517 roku. Okres panowania tureckiego oraz silnego rozwoju protestantyzmu na Węgrzech właściwie zmiótł tę prowincję z ziemi. Na początku XVI wieku prowincja węgierska miała 52 klasztory, po prawie stu latach został tylko jeden klasztor w Transylwanii. Można powiedzieć, że prowincja przestała istnieć.
Na początku XVII wieku, w 1606 roku , (inne źródła podają, że w 1617) w klasztorze w Stropkó na Słowacji, została utworzona wspólnota z braci, którzy przybyli z Krosna. Polacy stanowili podwaliny pod odnowę prowincji w XVII wieku. Do późniejszego ich rozwoju przyczyniła się szczególnie działalność sługi Bożego o. Dydaka Kelemena w XVIII. Początek XX wieku był również bardzo pięknym okresem w życiu prowincji węgierskiej, aż do momentu jej kasaty w roku 1950.
W czasie od 1950 do 1990 r., zakony na Węgrzech właściwie nie mogły oficjalnie działać. Istniały tylko dwa zgromadzenia męskie, które miały swoje szkoły i jeden zakon żeński. Inne zgromadzenia skazane były na powolne wymarcie. W momencie kasaty bracia byli obecni w czterech węgierskich klasztorach. Najwięcej naszych braci kapłanów z tej starej prowincji przeszło do diecezji i posługiwało jako księża diecezjalni, a bracia zakonni odeszli do stanu świeckiego. Prowincja przestała istnieć.
Dopiero w 1990 roku zostały stworzone możliwości do odbudowania tamtejszych struktur zakonu. Niestety żaden ze wspomnianych braci nie wrócił do prowincji. Przełomowym momentem była wizytacja generalna w 1990r., po której zaczął funkcjonować klasztor w Miszkolcu. Właśnie wtedy do tego miejsca przybyli bracia z Polski.
Z prowincji krakowskiej?
Z krakowskiej byłem tylko ja. Gdy byłem w seminarium powstała taka inicjatywa, żeby z każdej prowincji wysłać na Węgry jednego kleryka. Wyjechało nas więc trzech. W 1991 roku, po skróconym kursie języka węgierskiego, zaczęliśmy kontynuować tam naukę w seminarium. Trwało to dwa lata. W 1993 przyjęliśmy w Miszkolcu święcenia kapłańskie. Później przez półtora roku pracowałem w Nyírbátor, to jest na wschodnich rubieżach Węgier, niedaleko granicy rumuńskiej. W latach 1995 do 2000 pracowałem w Miszkolcu, a w 1998 roku zostałem tam proboszczem. Następnie przez rok pracowałem w Eger. Był to wówczas świeżo odzyskany klasztor. Pracowałem tam m.in. razem z o. Zbigniewem Kubitem, który wtedy przyjechał z Polski. Później wyjechałem na cztery lata do Arad. To jest ta część, nazywana Parcium, zaraz za granicą węgiersko-rumuńską. Nie jest to jeszcze Transylwania, ale cząstka, która wcześniej należała do Węgier a później stopniowo, poprzez napływ ludności rumuńskiej, uległa rumunizacji. Obecnie szacuje się, że w Arad jest ok. 12 % Węgrów. Po pracy w Arad, wróciłem na krótko do Polski, przebywałem w klasztorze w Radomsku. Jednak w międzyczasie sytuacja personalna na Węgrzech pogorszyła się brakowało braci, dlatego w 2006 roku wróciłem do pracy w prowincji węgierskiej. Tam posługiwałem do 2011 roku.
Czy myśli Ojciec, po wielu latach pracy w tym kraju, że, Węgry można nazwać krajem misyjnym?
Jak najbardziej. Tylko nie w tym znaczeniu, jak misje w Afryce czy Ameryce Południowej. Właściwie obecnie cała Europa, kraje Europy Zachodniej, jak Holandia, Francja, Hiszpania to też już kraje misyjne. Na Węgrzech są struktury Kościoła, ale brakuje księży. Praca parafialna związana jest z reorganizacją, odbudową struktur Kościoła lokalnego. Potrzeba również oczywiście ewangelizacji, ale głównie takiej prowadzonej przez misje ludowe, przez głoszenie Słowa Bożego, odprawianie mszy świętej, nabożeństwa, spotkania z różnymi grupami, przygotowania do sakramentów…
Jak liczny jest Kościół Katolicki na Węgrzech?
Dane statystyczne podają, że około 60% Węgrów należy do Kościoła Katolickiego, ale z liczenia przeprowadzanego jeszcze w latach 90 –tych wyszło, że wówczas tylko 15% chodziło do kościoła. Obecnie to jest chyba nawet poniżej 10%. Przykładem może być Miszkolc, gdzie jest sześciotysięczna parafia, a tylko 15% parafian chodzi w niedzielę do kościoła.
A inne religie w kraju?
Inne religie to obecnie protestanci - szczególnie kalwini oraz grekokatolicy. W tym miejscu, gdzie byłem na pierwszej parafii to podział był mniej więcej równy - 30% katolików, 30% kalwinów i tyle samo grekokatolików.
Gdzie Ojciec obecnie pracuje?
W tej chwili pracuję na Słowacji w ramach struktur kustodii słowackiej. Obecnie jestem przełożonym w Brehovie, gdzie część parafii stanowi duża wspólnota węgierska - ok. 70-80% parafian. Można więc powiedzieć, że czuję się jak w domu.
Czy praca tam również wygląda podobnie jak na Węgrzech?
W klasztorze jest nas dwóch – ja i proboszcz, o. Marek, który jest Słowakiem. W tygodniu odprawiamy mszę święte na zmianę: raz po słowacku, raz po węgiersku. Podobnie jest z niedzielnymi Eucharystiami - w pierwszą niedzielę miesiąca jest msza w języku słowackim, a w pozostałe w węgierskim. Oprócz tego pomagam księdzu, który jest proboszczem na dwóch parafiach, więc to jest takie duszpasterstwo objazdowe, misyjne. W niedzielę wsiadam w samochód i jadę odprawić mszę świętą w dwóch czy trzech różnych miejscach, po czym wracam do Brehova. Tam też zajmuję się wspólnotami Trzeciego Zakonu. Na Węgrzech od 2006 byłem asystentem świeckiej rodziny franciszkańskiej całego regionu wschodnio-północnych Węgier. Zajmowałem się również miejscową wspólnotą. Na Słowacji również jestem asystentem czterech wspólnot węgierskojęzycznych.
To jest jedna część, jeden z terenów naszej pracy. Dla mnie drugim polem działania była praca związana z moim doktoratem, prezentującym proces beatyfikacyjny Sługi Bożego o. Dydaka Kelemena (1683-1744). Trzecim terenem jest praca duszpastersko-ewangelizacyjno-franciszkańska. W dużej mierze jest to działalność ewangelizacyjna wśród Węgrów. Można powiedzieć, że sam częściowo czuję się Węgrem, przekonałem się nieraz, że jestem czasem bardziej prowęgierski niż sami Węgrzy. Zależy mi na tym, aby jak najwięcej dać tamtejszej mniejszości. Stąd na przykład wynika to staranie o msze święte w języku węgierskim. Można w sumie powiedzieć, że przecież oni – mieszkając już tam wiele lat – przyzwyczaili się i rozumieją język słowacki – po co więc promować ich ojczysty węgierski? Jednak to nie jest to samo. Ci, którzy czują się w sercu Węgrami, wolą słuchać Mszy świętej czy spowiadać się w swoim języku ojczystym. Wiem, że to dla nich ważne, dlatego staram się im służyć właśnie w taki sposób.
Nie wykluczam, że kiedyś wrócę do prowincji węgierskiej, na razie jednak przewiduję, że będę kontynuował pracę w tych obszarach, o których wspominałem.
Rozmawiała Agnieszka Kozłowska (za: franciszkanie.pl
Prej
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/546772-kolejna-bolesna-strata-wspomnienie-o-o-adamczyku-ofm-conv