Mija dekada od momentu, gdy poszukiwanie i upamiętnianie ofiar komunizmu stało się sprawą narodową. Wcześniej prowadzone prace miały charakter w zasadzie incydentalny i były efektem determinacji pojedynczych osób. Co się w ciągu tych dziesięciu lat zmieniło?
Data, którą podałem powyżej nie jest dokładna i być może nie do końca sprawiedliwa, dlatego chcę doprecyzować. Od wielu lat mamy w Polsce „szaleńców”, którzy powtarzali z uporem, że nigdy nie uda nam się popchnąć Polski do przodu, jeśli wciąż będzie nas spowalniał balast komunizmu i najcięższe tajemnice, które miały być zasypane w bezimiennych dołach śmierci. I co z tego, że swoje prace dużo wcześniej prowadził skromny dr historii z Wrocławia, Krzysztof Szwagrzyk, skoro mało kto, nawet wśród jego pracodawców z Instytutu Pamięci Narodowej, traktował je poważnie. Jeśli to było tylko lekceważenie, to pół biedy. Bywała i otwarta wrogość.
Dzisiaj już wiemy, że gdyby nie prace na warszawskiej Łączce, to być może Instytutu dzisiaj już by nie było. Tę opinię, moją własną, powtarzam od dawna. Atmosfera była - delikatnie mówiąc - chłodna. Gdy z ziemi „zaczęły wychodzić kości” i pojawiła się realna szansa na odnalezienie najważniejszych dowódców Armii Krajowej - IPN zyskał argument nie do obalenia. Tej instytucji zamknąć już się nie dało. Wtedy, tak oceniam, „szansa” na to była nawet większa niż dziś. Mowa oczywiście o polityce.
Potem była eksplozja „mody” na Wyklętych. Dostaliśmy książki, komiksy, koszulki, piosenki. Momentami nieznośnie to wszystko było kiczowate, ale oznaczało jedno, ONI zagościli w powszechnej świadomości. Poszedł w pierony plan komunistów, by ich zakopać i o nich zapomnieć.
Warto się zastanowić, dlaczego polityczny pomysł likwidacji IPN pojawia się znowu. Czy Instytut robi wszystko, byśmy mieli poczucie, że jest nam, Polakom niezbędny? I jeszcze, czy wsparcie państwa polskiego dla historyków jest realne czy tylko deklaratywne? Popatrzmy na zablokowane prace poszukiwawcze na Ukrainie, historycy są gotowi, gdzie jest dyplomacja?
W przeddzień Dnia Pamięci o Żołnierzach Wyklętych chciałbym o instytucjach tylko wspomnieć, ale zaapelować o coś innego. O ciągłe, żywe i niepoddające się modom zainteresowanie tym tematem. O świadomość, że Ci zamordowani przez komunistycznych oprawców i pogrzebani na Łączce, czy w każdym innym miejscu, są opowieścią o Polsce, której odebrano szansę na bycie wielką od razu po zakończonej wojnie.
Teraz cieszymy się, gdy kolejne szczątki są identyfikowane, a Bohaterowie odzyskują imiona i dostają własne mogiły. Jak powiedział podczas państwowego pogrzebu mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” prezydent Andrzej Duda, „to czas odzyskiwania honoru”. Nie przez Nich, bo Oni go nigdy nie stracili, ale przez państwo polskie.
Odzyskiwanie i pielęgnowanie pamięci o Żołnierzach Wyklętych/Niezłomnych jest naszym wspólnym obowiązkiem. To nie może nam się znudzić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/541179-zolnierze-wykleci-nie-maja-prawa-nam-sie-znudzic