Sto lat to już ten wiek, gdy nie powinno zaskakiwać, że człowiek odchodzi. Więc śmierć Lidii Lwow-Eberle to nie zaskoczenie, ale gorzka refleksja, że być może zbyt dużo czasu zmarnowaliśmy, zbyt mało z NIMI rozmawiamy. Odchodzą ostatni z „pokolenia 1920”.
Za skrajnie nie sprawiedliwe uznałbym zamknięcie Jej życia w określeniu „ukochana majora Łupaszki”. To dosyć atrakcyjny - szczególnie w czasach obrazkowo-instagramowych - wątek, ale pani Lidia miała wspaniałe samodzielne życie. A nawet cztery, jak mówi tytuł filmu Rafała Mierzejewskiego - nagrodzony m.in. nagrodą prezesa TVP na Festiwalu „Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci” w 2016 roku.
O Festiwalu NNW wspominam nieprzypadkowo, bo Panią Lidię miałem honor poznać właśnie w Gdyni. Traktowaliśmy ją tam tak, jak na to zasługiwała ta wytworna i elegancka dama. Ale nie wyniosła, wręcz przeciwnie. Ciepła, czasem zbyt wycofana, ale gdy się ją poprosiło, chętnie opowiadała. I o trudnym życiu w domu, gdzie mówiło się po rosyjsku i o ucieczce do Polski i o tym, jak coraz bardziej czuła się Polką. I o walce przy boku najpierw „Kmicica”, a potem Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” w utworzonej 5. Brygadzie Wileńskiej AK.
CZYTAJ TAKŻE: Nie żyje Lidia Lwow-Eberle ps. „Lala”, sanitariuszka AK, Panna Wyklęta, narzeczona majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”
Została nagrodzona w Gdyni m. in. nagrodą „Źródło”, bo w istocie była inspiracją dla twórców. Nie tylko wspomnianego Rafała Mierzejewskiego.
To, co rzucało się w oczy w jej opowieściach, to niespotykana dzisiaj skromność. Wprost mówiła o tym, że kocha Polskę i dlatego o nią walczyła. To chyba właściwe dla całego tego pokolenia 1920. Na tym samym festiwalu mieliśmy okazje gościć innych jego przestawicieli: Józefa Bandzo „Jastrzębia”, także żołnierza Łupaszki, gen. Janusza Brochwicza-Lewińskiego „Gryfa”, obrońcę Pałacyku Michla w czasie Powstania Warszawskiego czy prof. Barbarę Otwinowską, łączniczkę i sanitariuszkę AK, później więźnia politycznego. To ona w jednym z filmów Arkadiusza Gołębiewskiego wypowiedziała myśl oszałamiająco dla mnie odkrywczą. Powiedziała, że to, co robili nie nazywało się wówczas „patriotyzmem”. Wcale się tego nie nazywało. Stanięcie w obronie Ojczyzny było oczywistością. Tacy byli.
Lidia Lwow-Eberle za swoją działalność w polskiej partyzantce była prześladowana przez komunistów. Więziona w Fordonie i izolatce w Inowrocławiu. A jednak - choć trudno to sobie wyobrazić - nie chowała w sercu urazy, choć w celach spędziła cała młodość. Postanowiła żyć do przodu. Kochała ludzi. Chyba to pozwoliło jej po latach podsumować: „miałam piękne życie”. Jak Jej tego nie zazdrościć?
CZYTAJ TAKŻE: „Nie jesteśmy żadną bandą”. Tablica poświęcona żołnierzom „Łupaszki” na Rakowieckiej. ZOBACZ ZDJĘCIA
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/533786-pozegnanie-z-lala-odeszla-lidia-lwow-eberle