Powoli, z oporami, półsłówkami, ale jednak również i na łamy „Wyborczej” przedziera się wiedza, że Lech Wałęsa miał okres współpracy z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa. Co prawda towarzyszą temu zaklęcia o jego historycznej wielkości, ale to sprawa wtórna, każdy ma prawo do swojej oceny. Co prawda wspomina się o sprawie na marginesie i przy okazji, ale to zawsze coś. Najważniejsze, że prawda zwycięża.
Ale po kolei. Wyłomu w murze wyparcia i zaprzeczenia dokonała historyk Anna Machcewicz, badacz dziejów najnowszych. W weekendowym wydaniu „GW” opisała ona swoje problemy ze zdobyciem państwowego finansowania na książkę poświęconą wielkiemu strajkowi sierpniowemu w 1989 roku („Czego państwo nie dotuje”). Twierdzi, że eksperci ocenili jej dzieło dobrze, ale Rada Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki, działająca przy ministrze nauki, wniosek odrzuciła.
W odmownej decyzji przeczytałam, że „książka zgłoszona do konkursu - mimo licznych zalet - ma poważne braki warsztatowe, polegające na pomijaniu ustaleń historyków dotyczących biografii Lecha Wałęsy i Anny Walentynowicz”. Jeśli chodzi o szczegóły - za mało o agencie „Bolku, za mało o Walentynowicz, a za dużo o przywództwie Wałęsy. Pewnie powinno być na odwrót.”
Dalej Anna Machcewicz sugeruje, że humanistyka mainstreamowa jest prześladowana, co jest oczywiście żartem, ale to w sumie wątek nieistotny. Istotna jest puenta:
Wszak każdy głupi o tym wie, że teraz polską racją stanu jest informowanie świata, że Lech Wałęsa był przez kilkanaście miesięcy tajnym współpracownikiem SB. To, że zerwał tę współpracę i brak jest najmniejszych dowodów na to, by podjął ją znowu w okolicach Sierpnia czy kiedykolwiek później, nie ma znaczenia - podobnie jak to, że stał na czele strajku w stoczni, a potem całej „Solidarności”. Demaskatorsko-lustracyjne podejście do postaci Wałęsy - jak widać - zabija wszelki rozsądek i jest swoistym hołdem dla działań Służby Bezpieczeństwa. Generał Kiszczak chichocze z zaświatów i może się zasadnie uważać za współtwórcę polityki historycznej polskiego rządu.
Anna Machcewicz co prawda pomniejsza znaczenie współpracy Wałęsy z SB, pomija późniejsze nasycenie jego otoczenia ludźmi bardzo dziwnymi, pomija „dorobek” jego prezydentury w zakresie szukania elementów własnej teczki, bagatelizuje także niebywały fakt, że papiery na Wałęsę miał w swoim domu Kiszczak, ale jednak przyznaje, że Wałęsa współpracował. Że to nie jest wymysł ani tani zarzut, ale po prostu prawda. Więcej nawet, można odnieść wrażenie, że Autorka w pewien sposób próbuje wyjaśnić, dlaczego w swojej książce ten wątek zbagatelizowała. Co jednak ważne, nie twierdzi, że on nie istnieje.
To może mały, ale mimo wszystko przełom.
PS Czy na łamach „Wyborczej” wypada szydzić z Kiszczaka, owego „człowieka honoru”?
Prej
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/523521-takze-w-wyborczej-juz-pisza-ze-walesa-wspolpracowal-z-sb