Strategiczne partnerstwo Polski i Ukrainy - to brzmi dumnie. Chciałbym wierzyć, że wspólna deklaracja prezydentów Dudy i Zełeńskiego będzie nawiązaniem relacji, w której partnerzy nie tylko będą - jak to się mawia w dyplomacji - wsłuchiwać się w potrzeby sojusznika, ale przejdziemy w końcu do obiecanych konkretów.
W Kijowie możemy liczyć na zrozumienie, gdy u nas mówi się o realnym zagrożeniu ze strony Rosji. Z kolei polska niezgoda na okupację Krymu wielokrotnie wyrażana przez prezydenta Andrzeja Dudę na forach międzynarodowych to jasna deklaracja, że wrogie działania Moskwy nie są przez nas tolerowane. Wspólny wróg łączy bardzo silnie, ale to relacja, którą należy rozpatrywać w kategoriach interesów, a nie przyjaźni.
Dzisiejsza deklaracja prezydentów to także potwierdzenie zacieśnienia relacji, na polach, które mają naszym krajom przynieść zysk. W dobie koronawirusa dobrze mieć za Bugiem tak potężny rynek zbytu, dobrze mieć możliwość ekspansji gospodarczej w sektorze energetycznym.
W tym dokumencie jest jedna kwestia, która w relacjach dwustronnych ciąży nam od dawna, a nie jest z kategorii biznesowej. Chodzi o politykę historyczną, o prawdę w tej kwestii i o możliwość prac poszukiwawczych IPN, który jest gotów wyruszyć na Ukrainę choćby dziś, by odnajdywać i ekshumować ofiary ludobójstwa wołyńskiego. Czytam, że będzie to w końcu możliwe.
Potępiamy zbrodnie przeciwko ludzkości, w tym również te popełnione na gruncie nienawiści i uważamy, że nie mogą one być w żaden sposób usprawiedliwione. Uznajemy za ważną potrzebę uczczenia pamięci niewinnych ofiar konfliktów i politycznych represji XX wieku. Podkreślamy potrzebę zapewnienia możliwości poszukiwań i ekshumacji tych ofiar na Ukrainie i w Polsce, celem zadośćuczynienia ich pamięci oraz żyjącym jeszcze ich krewnym a także potomkom, w duchu poszanowania prawdy historycznej.
Prezydenci Polski i Ukrainy potępiają akty wandalizmu dokonywane wobec polskich zabytków kultury i miejsc pamięci na Ukrainie, jak i wobec ukraińskich zabytków kultury i miejsc pamięci w Polsce oraz apelują do właściwych władz o należytą opiekę nad nimi.
Piszę, że to nie biznes, ale może z Kijowem tak trzeba, że lepiej to zapisać, bo jak się coś tylko powie, to potem okazuje się nieważne. Na własne uszy słyszałem bowiem, jak w grudniu 2017 roku poprzedni prezydent Ukrainy Petro Poroszenko mówił prezydentowi Andrzejowi Dudzie, że blokada na prace poszukiwawcze historyków wymaga jeszcze tylko drobnych technicznych ustaleń i w zasadzie można ją uznać za niebyłą.
Jestem przekonany, że będziemy w stanie zademonstrować szybki i znaczący postęp w tym zakresie
— powiedział wówczas Poroszenko. I dodał, że spodziewa się, iż dzięki pracom polsko-ukraińskiej komisji ds. historycznych będzie możliwe danie zielonego światła „procesowi ekshumacji i naukowych badań” oraz powstrzymywanie aktów wandalizmu wobec miejsc pamięci w Polsce i na Ukrainie.
Minęły prawie trzy lata, zakaz obowiązuje.
RELACJA Z 2017 ROKU: Prezydent Duda po spotkaniu z Poroszenką w Charkowie: „Musimy dbać o to, żeby za wszelką cenę dążono do prawdy”
To dlatego mam wątpliwości. Bo naprawdę wydawało mi się, że jeśli jakaś deklaracja pada na spotkaniu prezydentów, to jest to wiążące dla całej administracji. Na Ukrainie to tak nie działa. A przynajmniej nie działało. Z ostatecznymi wnioskami poczekam jeszcze trochę, ale na dzisiaj wygląda to słabo. Słowa są równie okrągłe, konkretów brak. Oby nowy prezydent Ukrainy był bardziej słowny od poprzedniego. Tym bardziej, że po naszej stronie ma partnera, który robi z nim interesy, ale niejednym gestem udowadniał, że to może być dużo bliższa relacja. Może, ale nie musi.
CZYTAJ TAKŻE MÓJ KOMENTARZ z lipca 2019 NA wPOLITYCE.pl: Pamięć o zbrodni wołyńskiej w pakiecie. Z Ukrainą trzeba, niestety, historią handlować
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/521683-andrzeja-dude-juz-kiedys-na-ukrainie-oszukano