„Dzisiaj, jak się czyta list biskupów niemieckich, tam można znaleźć także bardzo wiele drzwi, które zostały wówczas pootwierane i naród niemiecki dzisiaj także powinien podążyć tymi otwieranymi wówczas przez Episkopat Niemiec drzwiami. A dokończeniem tego jest zadośćuczynienie, czyli to, czego dzisiaj domaga się strona polska” - mówi portalowi wPolityce.pl prof. Jan Żaryn, historyk.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Dyrektor Biura Unii Europejskiej na rzecz Postępowego Judaizmu w Brukseli na łamach „Politico” stwierdził, że Polacy wykorzystują historię, aby zatruwać stosunki z Niemcami. W jakich kategoriach traktować tego typu stwierdzenia?
Prof. Jan Żaryn: Jest to obraźliwe, ale nie wobec Polaków. Stan umysłu tego człowieka jest bardzo oddalony od tego, co nazywamy zarówno dążeniem do poznania prawdy historycznej, jak i tego, co próbujemy określać jako pewnego rodzaju utrzymywanie standardów humanistycznej, ogólnoludzkiej wrażliwości i w obydwu tych aspektach autor takiej wypowiedzi nie kwalifikuje się jako osoba godna nawet podawania ręki czy jakiegoś specjalnego dialogu. Jako Polacy doskonale zdajemy sobie sprawę, iż z jednej strony historia dzisiaj dla narodów europejskich, szczególnie historia II wojny światowej jest bardzo ważnym fragmentem komunikacji między narodami i w związku z tym rozpoznanie prawdy o tym niezwykle dramatycznym okresie dziejów Starego Kontynentu wydaje się być nieodzowne po to, żeby ta współczesna komunikacja między narodami była właściwa. Jesteśmy stroną, która widzi potworne pokłady ignorancji jeśli chodzi o rozumienie wyjątkowości polskiego doświadczenia. Przy czym słowo „wyjątkowość” niech nie będzie interpretowane obraźliwie wobec kogokolwiek, bo wyjątkowość historii dotyczy zarówno narodu żydowskiego czy narodu francuskiego, belgijskiego, niemieckiego. Wszystkie narody mają swoją wyjątkowość i dopiero rozpoznanie tego bogactwa daje szansę na to, aby można było mówić o opanowaniu w tej komunikacji niezbędnej wiedzy na temat przebiegu II wojny światowej. Radziłbym temu panu nie wypowiadać się najpierw, a poznać polską historię okresu II wojny światowej. Myślę, że Czytelnicy wPolityce.pl doskonale wiedzą, jak te relacje – także polsko-żydowskie – wyglądały.
Powtarzamy i będziemy powtarzać jako historycy, że rząd Polski na uchodźstwie, Polskie Państwo Podziemne to byli wówczas jedyni reprezentanci narodu polskiego i obydwa te podmioty zachowywały się jak trzeba, a nawet więcej. Nikt wówczas poza nimi tak się na świecie nie zachowywał, by móc uratować jak najwięcej Żydów z tej pożogi, którą zgotowali Żydom Niemcy. Także Kościół katolicki jako wprawdzie nie instytucja państwowa, ale bardzo istotna z punktu widzenia reprezentowania wrażliwości polskiego narodu, światopoglądu wspólnoty narodowej, ratował Żydów w sposób wyjątkowy na tle ówczesnej Europy i świata i jeżeli ktoś chce udowadniać jakąkolwiek inną tezę, niech próbuje utrzymać się w warsztacie historyka, a nie opowiadać takich niepotrzebnych zdań.
Powiedział Pan o wyjątkowości historii każdego narodu. Tymczasem ze strony niemieckiej dają się słyszeć głosy przestrzegające przed „nacjonalizacją pamięci”.
Rozumiem, że może być to postrzegane jako niebezpieczeństwo dla umysłów pozbawionych własnej przynależności do wspólnoty narodowej. Gorzej jeszcze jeżeli jest to wypowiadane w celu dezintegracji obcej wspólnoty narodowej w imię imperializmu własnej wspólnoty narodowej. Nie wiem oczywiście, jak jest w tym przypadku, natomiast bez wątpienia na dziś Europa składa się z narodów i w tym jest jej także potęga i różnorodność. Poza wspólnotą narodową ciężko jest się samozidentyfikować. Oczywiście nie ma przymusu, by ktoś przynależał do wspólnoty na przykład narodu polskiego. Polakiem, tak jak każdym innym, jest się z wyboru, ale nie można odmawiać prawa tym, którzy chcą przynależeć do wspólnoty, żeby poszukiwali własnej tożsamości i ją wzbogacali doświadczeniami jednostek, doświadczeniami rodzin, doświadczeniami regionów, doświadczeniami całego tego wielkiego spectrum, jakim jest różnorodność wewnątrz narodu polskiego, podtrzymywana i wzajemnie sobie opowiadana.
Dzisiaj dzięki temu, że mamy niepodległe państwo może po raz pierwszy od dłuższego czasu jesteśmy w stanie tę różnorodność doświadczeń Polaków z Wołynia, Polaków z Kresów Północnych, z Wileńszczyzny, Polaków z Kaszub, ze Śląska, Wielkopolski, Mazowsza i z Warszawy, z wielkich i mniejszych miast rozpoznać i opowiedzieć. Te wszystkie regiony Polski są dotknięte olbrzymimi doświadczeniami, szczególnie z okresu II wojny światowej. Próbujemy utożsamić się z tymi przeżyciami rodzin katyńskich, rodzin wołyńskich, kaszubskich, śląskich itd. Niech nam nikt tego prawa nie odbiera, bo i tak nie damy sobie tego prawa wyrwać, a tylko zniechęci nas osoba nawołująca do obrony przed rzekomymi zagrożeniami. Zniechęci nas do tego, żeby z nią dialogować, bo nie ma o czym.
Z jednej strony mamy ambasadora Niemiec, który wykonuje pokojowe gesty, a z drugiej jednak ze strony Niemców płyną nadal przytyki pod adresem Polski i polskiej polityki historycznej.
Niemcy to wielki naród o olbrzymiej tradycji, olbrzymiej także niewątpliwie odpowiedzialności za II wojnę światową, a jednocześnie naród przebogaty w sferach, które są dobrem ogólnoludzkim i w sferach wielkiej kultury, muzyki, poezji czy wielu innych dziedzin sztuki. W związku z tym myślę, że Niemcy sobie prędzej czy później poradzą z Polakami, tylko nie w tym sensie, o którym ewentualnie dzisiaj myślą. To znaczy w tym sensie sobie poradzą, że wykonają to wszystko, co powinien naród niemiecki wobec polskiego zrobić, czyli przede wszystkim dokończyć ten proces pojednania, jaki został rozpoczęty przez biskupów polskich w 1965 roku i na który to gest pojednania odpowiedzieli biskupi niemieccy. Dzisiaj, jak się czyta list biskupów niemieckich, tam można znaleźć także bardzo wiele drzwi, które zostały wówczas pootwierane i naród niemiecki dzisiaj także powinien podążyć tymi otwieranymi wówczas przez Episkopat Niemiec drzwiami. A dokończeniem tego jest zadośćuczynienie, czyli to, czego dzisiaj domaga się strona polska. Z jednej strony współudział w tworzeniu prawdy o II wojnie światowej, a nie zakłamywanie jej w imię jakichś partykularnych interesów niemieckich, a z drugiej strony zadośćuczynienie czyli proces zakończenia odpowiedzialności za II wojnę światową. Tak, żebyśmy my, Polacy, zrozumieli, że będzie taki moment w naszych wspólnych dziejach między tymi dwoma narodami, kiedy odwoływanie się do II wojny światowej będzie z naszej strony niegrzeczne.
Na razie jednak Niemcy nie robią w tej materii postępów. Nie dosyć, że w Berlinie nadal nie ma pomnika polskich ofiar, to jeszcze pojawiają się ze strony niemieckich historyków tezy, że „należy unikać mieszania historii i polityki zagranicznej”.
Tak. Słyszę takie wypowiedzi, ale także mam kontakt z osobami czy to z Niemiec, czy dobrze znającymi Niemców i wydaje mi się, że moglibyśmy także cytować, może nawet częściej, przedstawicieli elity niemieckiej, na przykład mieszkających w Polsce niemieckich dziennikarzy, którzy coraz lepiej rozumieją naszą rzeczywistość i pokazywać także Niemcom, że wśród elity niemieckiej jest osoba czy wiele osób, które z większym rozumieniem patrzą na polskie dzieje.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/521388-prof-zaryn-widzimy-ogromne-poklady-ignorancji-ws-ii-ws?fbclid=IwAR3dn2pSh5_t2oayRAV6qYJK2DXUGdB-lYqVtreEkaq_5i8eoix9UjfIszI