Miał 8 lat, gdy trwało Powstanie Warszawskie, jego Mama była kurierką w AK, ojciec żołnierzem armii Andersa. Gdy dziś wspomina tamten czas i snuje refleksje związane z Powstaniem oraz z niemiecką okupacją, to na pewno wie, co mówi: Wacław Leszczyński, dziś profesor, wybitny uczony, specjalista od żywności, ale też utalentowany felietonista i zaangażowany patriota. Miesięcznik „Wpis” prezentuje jego spojrzenie na Powstanie Warszawskie.
Z okazji rocznicy Powstania Warszawskiego trwa w mediach dyskusja na jego temat. Krytykuje się je, że było bez szans i że spowodowało zniszczenie miasta i wymordowanie 200 tysięcy jego mieszkańców. Przywołuje się krytyczne opinie Naczelnego Wodza, gen. Kazimierza Sosnkowskiego. Potępia się dowództwo Armii Krajowej za rozkaz rozpoczęcia Powstania.
Powstanie Warszawskie, wobec niepisanego porozumienia Niemców i Rosjan, nie miało szans na zwycięstwo militarne (choć są ewidentne dowody, że osłabiło całą niemiecka obronę na wschodzie i pomogło sowieckiej ofensywie). Szans jednak nie miał również protest dzieci we Wrześni w 1901 r. Nie miały ich też Powstania Śląskie, ani obrona Warszawy w 1920 r., nie miała „Solidarność”. Nie miało ich też Powstanie Węgierskie w 1956 r. i obrona Wielkiej Brytanii w 1940 r. (gdyby nie Churchill…). Premier rządu polskiego na uchodźstwie, Stanisław Mikołajczyk popierał wybuch Powstania licząc, że wobec niego łatwiej negocjować mu będzie w Moskwie, gdzie się wybierał. Gen. Kazimierz Sosnkowski był przeciwny powstaniu przeciw Niemcom, bo znał stanowisko aliantów wobec sprawy polskiej. Ale i on w Instrukcji z 18 października 1943 r. napisał: „Rozpaczliwe są akty w życiu narodów niekiedy nieuniknione, ze względu na zbiorowe uczucie społeczeństwa, na symbolikę polityczną tych aktów i ich znaczenie moralne dla potomności”.
Emigracyjne władze znały sytuację międzynarodową, ale nie do końca znały nastroje Polaków. Kto wtedy nie był w Warszawie, niech nie zabiera głosu, bo nie ma o tym pojęcia!! W lipcu przez Warszawę i okolice wycofywały się w nieładzie masy niemieckiego wojska z frontu. Wraz z nim uciekali przed Rosjanami osadnicy niemieccy, konnymi furmankami z dziećmi, z bydłem. Widok ich, wystraszonych, pokornych oraz uciekającego wojska podnosił ducha w społeczeństwie, i tak w czasie okupacji bardzo silnego. Warszawiacy chcieli pomsty za niemieckie zbrodnie, za Wawer, Palmiry, Pawiak, Szucha, za Getto, za egzekucje uliczne. Warszawa przypominała beczkę prochu, wystarczyła iskra, by wybuchła. Zza Wisły dochodził huk artylerii, Rosjanie byli blisko Warszawy. 29 lipca 1944 r. „Radio Moskwa”, a 30 lipca „Radiostacja im. Kościuszki” (nadająca z Moskwy) nawoływały:
Wojska radzieckie nacierają gwałtownie i zbliżają się do Pragi… Niemcy wyparci z Pragi będą usiłowali bronić się w Warszawie. Zechcą zniszczyć wszystko… Ludu Warszawy! Do broni! Uderzcie na Niemców!… Milion ludności Warszawy niech stanie się milionem żołnierzy, którzy wypędzą niemieckich najeźdźców i zdobędą wolność.
Na rozkaz Moskwy, powstanie rozpoczęłaby Gwardia Ludowa, przy pełnym zaskoczeniu AK.
Tak więc, gdyby nie rozkaz dowództwa AK, powstanie i tak by wybuchło – z takim samym skutkiem. Bo zarówno w planach Niemców, jak i sowietów było dokumentne zniszczenie Warszawy, stolicy Polski. Rosjanie celowo wstrzymali natarcie, żeby to Niemcy zrujnowali Warszawę. Nie pozwolili na terenach zajętych przez siebie na lądowanie alianckich samolotów niosących pomoc Powstaniu. Bo Warszawa po zajęciu przez Rosjan, miała być stolicą 17-ej republiki radzieckiej, z wymienioną ludnością na lojalną komunistom i ze zburzoną „burżuazyjną” zabudową. I to się stało. Warszawa pod rządami komunistów była miastem zamkniętym dla dawnych jej mieszkańców i wycofywano wydane wcześniej zgody na odbudowę spalonych kamienic, w tym zabytkowych, które wyburzono po 1946 r.
Gdyby jednak powstania nie było, to większość mieszkańców Warszawy poszłaby na Sybir tak, jak ludność terenów wschodnich II RP w latach 1939-41, a żołnierzy Armii Krajowej „stojącej z bronią u nogi”, „współpracującej z Gestapo” oraz „faszystowską” inteligencję wymordowano by w jakichś nowych Katyniach. To zostało zresztą w części dokonane w latach 1945-56 przez agentów Stalina z UB. A opinia światowa byłaby na to tak samo obojętna, jak w przypadku sowieckiej okupacji Kresów Wschodnich. Czas trwania Powstania i jego nagłośnienie na świecie zmusiły Rosję do rezygnacji z wcześniejszych planów i do utworzenia pseudo samodzielnego państwa, nazwanego potem PRL-em. Wstrzymanie ofensywy sowieckiej na dwa miesiące, przez jakie trwało Powstanie, umożliwiło aliantom zajęcie znacznej części Niemiec, co uchroniło je od zajęcia w całości przez Rosjan. Takie są niedoceniane wciąż skutki Powstania Warszawskiego.
Zawzięcie krytykuje Powstanie i atakuje jego pamięć opozycja, zwłaszcza pogrobowcy „komuny”. Swe stanowisko wyraziła ona w czasie „Marszu Powstania” obscenicznym zachowaniem swego zwolennika na Krakowskim Przedmieściu i hasłami „precz z faszystami” tak, jak Powstańców nazywali agenci Kremla w czasach PRL. Politycy opozycji i prezydent Warszawy, zamiast potępić te haniebne incydenty w czasie obchodów Powstania, zapowiadają „walkę z faszyzmem” (tzn. z patriotyzmem). Może to wreszcie otworzy oczy tym normalnym ludziom, którzy wciąż popierają opozycję?
Prof. Wacław Leszczyński
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/512255-bez-pw-wiekszosc-mieszkancow-stolicy-poszlaby-na-sybir