Niemieckie zastraszanie, demonstracje siły, szczucie przeciwko Polsce a także… pedagogika wstydu i manipulowanie terminem wyborów! Równo sto lat temu, 11 lipca 1920 roku odbył się na Warmii, Mazurach i części Prus Wschodnich plebiscyt, po którym Republice Weimarskiej przydzielono nowe tereny. 11 lipca 1920 roku to nas dość aktualna nauka.
Gdy działacz PPSu Adam Uziembło wspominał wojnę polsko-bolszewicką, zmasowane ataki bestialskiej Armii Czerwonej, zanotował osobliwą myśl:
Miałem wtedy większe poczucie bezpieczeństwa i więcej spokoju, niż w Olsztynie.
Polityk miał na myśli Olsztyn, w którym w 1920 roku trwała kampania plebiscytowa rozrywana dwoma propagandami: polską, pozytywną, zachęcającą do Rzeczpospolitej oraz niemiecka, agresywna, brutalna i pełna prowokacji. Ale tak zadecydowały mocarstwa zachodnie - o przynależności spornych polsko-niemieckich terenów miało zadecydować powszechne głosowanie.
Polacy nie mieli szans, bo przewaga niemiecka polegała nie tylko na większych zasobach materialnych i organizacyjnych (Rzeczpospolita toczyła wojnę z bolszewikami i to tam musiała rzucić cały swój wysiłek), ale i na przewadze determinacji: ludność niemiecka potrafiła rozbijać i zakłócać nawet te propolskie akcje, które miały wydźwięk jedynie kulturalny. Zespół artystyczny Tomasza Działosza co rusz napotykał naloty zorganizowanych bojówek niemieckich, np. W Dajtkach pod Olsztynem Niemcy wpadli ze śpiewem “Deutschland, Deutschland über alles”, a nie przestraszywszy polskich muzyków w Biskupcu napadli na miejscową ludność z kijami i okrzykami: „Weg verdammen Polaken” (precz przeklęci Polacy). Uziembło z innego miejsca pisał, że “pogrom wisi w powietrzu”. Ów “cywilizowany naród”, Niemcy, potrafili napadać w nocy samotne domy, kobiety z dziećmi, zatem na 13 lat przed przejęciem władzy przez Adolfa Hitlera już traktowali Polaków bez pardonu, włącznie z ludnością cywilną.
Wiele spostrzeżeń dotyczących tożsamości pozostawił po sobie pisarz Stefan Żeromski. Twierdził on, że ci Polacy którzy już kiedyś porzucili polskość, nie potrafili się w nowym sporze odnaleźć, że raz wyrzekłszy się przynależności narodowej nienawidzili Polaków z jakimś wewnętrznym wstydem i pogardą:
Kto zaś nie może pogodzić się z tym nowym stanem rzeczy, emigruje do Niemiec! Miejscowe pismo podaje spisy osób wyjeżdżających i wylicza wiele nazwisk o polskim brzmieniu, owych Willy’ch i Trudy, dla których nie do zniesienia się wydaje powrót na łono wzgardzonej ojczyzny i przyznanie się do wzgardzonego niegdyś narodu.
Trwał też spór o termin plebiscytu. Polacy odwoływali się do mocarstw zachodnich, by przełożyć głosowanie na czerwiec 1921 roku, nie wiedzieli jednak jak bardzo nieprzychylne albo obojętne były postawy najważniejszych decydentów z Londynu czy Paryża. Tymczasem Niemcy wiedzieli, że zaangażowana w wojnę o granice Polska, świeżo sklecona z trzech zaborów po 123 nieistnienia jej struktur państwowych, zwyczajnie nie jest przygotowana do plebiscytu.
Hrabia Adam Zamoyski opisywał atmosferę presji, w której Polacy czuli, że głosowanie za swoją ojczyzną będzie skutkowało szyderstwami, agresją a nawet represjami:
Terror niemiecki jest okropny. Stwierdziliśmy niezawodnie i wśród najlepszych jednostek, iż ogół Polaków skutkiem tego żywi przeświadczenie, iż za chęć spełnienia swego narodowego obowiązku spotka go krwawy gwałt, po plebiscycie zaś głosujący za Polską ulegną najostrzejszym represjom, jeśli nie pogromom. Gwałty i nadużycia trwają bez ustanku. W przeciągu kilku dni, jakie spędziliśmy na terenach plebiscytowych, sami byliśmy świadkami napadu niemieckiego na Dom Polski w Olsztynie, wybicia szyb, przebicia nożem Wysockiego podczas wynikłych w czasie napadu bójek, wreszcie krwawej napaści na dworcu kolejowym w Gryźlinach.
Nie brakło fałszywych niemieckich obietnic - m.in. swobody wyznania dla katolików czy wolności słowa. Słynne były i oszustwa wyborcze - sprowadzenie na te terenu 100 tysięcy Niemców, głosujących jako rodowici Mazurzy. Na kartach do głosowania widniał nie wybór: „Niemcy” lub „Polska”, ale „Prusy Wschodnie-Ostpreussen” – „Polska-Polen”, a to usypiało antyniemieckie nastroje i kojarzyło się z bliskim regionalizmem.
Co ciekawe, młoda Republika Weimarska używała propagandy socjalistycznej, przytaczając w prasie nazwiska polskich agitatorów, przekonywała, że to sama szlachta, „polscy panowie”, Sierakowscy, Donimirscy, Wolscy chcą zaprząc miejscową ludność do pracy w swoich majątkach. Przewaga finansowa pozwalała Niemcom zalewać ulotkami plebiscytowe wsie, w których przekonywano o wyższości cywilizacyjnej Niemców, gdy w Polsce miały być „domy z gliny i drzewa, gęste zaludnienie, a ludzie żyją z bydłem”.
Cztery gminy mazurskie, cztery warmińskie oraz dwadzieścia pięć na Powiślu przypadły Polsce, ale w przytłaczającej większości, często stosunkiem większym niż 10:1 wygrali Niemcy. Dużo było w tym i winy Polaków i jednak mało imponujących osiągnięć młodej Rzeczpospolitej (wycieczki Mazurów do polskich miast częściej zniechęcały niż mobilizowały). Ale była jeszcze jedna z poplebiscytowych refleksji. Polacy zanadto dali się zamknąć w narracji liczb i licytacji na osiągnięcia, gdy poruszanie argumentów tożsamościowych mobilizowało miejscową ludność do ponadprzeciętnych wysiłków - włącznie np. z wykupywaniem bogatych gmachów na organizację agitacji. Dodatkowo Niemcy w polskojęzycznych miejscowościach, jak pisał Żeromski, żyli w harmonii z Polakami, gdy zaś strona niemiecka była bardziej represyjna, a więc moc przyciągania i asymilowania przez polską kulturą była aktualna nawet i na tak trudnych terenach.
Za mało Polacy zdawali sobie sprawę z siły swojej wizji państwa, przez co pozwalali siłom obcym i wrogim zaszczuwać i zniechęcać obywateli do Rzeczpospolitej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/508848-precz-przekleci-polacy-jak-niemcy-wplywali-na-glosowanie