Najnowsze wydanie magazynu „wSieci Historii” w setną rocznicę urodzin Karola Wojtyły cyklem artykułów powstałych przy współpracy z Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie przybliża postać świętego papieża z Polski, ale także wynoszonego do stanu błogosławionych Prymasa Tysiąclecia, Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Paweł Skibiński w artykule „Rewolucja à rebours” pisze, że sam jako dziecko był świadkiem niezwykłej pielgrzymki papieża Polaka do kraju nad Wisłą. Jego zdaniem była to epokowa chwila w dziejach całego świata. Dostrzegali to także światowi eksperci.
Ówcześni obserwatorzy słusznie uznawali przyjazd papieża Jana Pawła II do ojczyzny za wydarzenie bezprecedensowe. Wiemy, że jeszcze 13 lat wcześniej – przy okazji uroczystych obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski – ówczesny papież Paweł VI nie mógł przekroczyć granic bloku sowieckiego, mimo przynajmniej dwukrotnych próśb składanych przez głowę Kościoła powszechnego na ręce polskich władz państwowych.
Pochodzący z Polski przywódca Kościoła katolickiego, który miał przemawiać do obywateli PRL wzbudzał niepokój wśród sowieckich dygnitarzy. Próbowali oni interweniować i uniemożliwić tę wizytę.
Niecałe trzy miesiące przed przyjazdem Jana Pawła II, w połowie marca 1979 r., Leonid Breżniew, ówczesny I sekretarz Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego, oraz szef sowieckiej dyplomacji Andriej Gromyko zdecydowanie naciskali w Moskwie na szefa polskiej partii komunistycznej Edwarda Gierka, by ten przekonał Ojca Świętego do poniechania – a przynajmniej odłożenia – planów odwiedzenia Polski. Taka presja istniała pomimo dokonania już wiążących uzgodnień strony kościelnej z władzami PRL oraz oficjalnego zaproszenia papieża do ojczyzny. Breżniew miał z jednej strony twierdzić, że Gierek jest gorszym komunistą od Gomułki, który »papieża nie wpuścił«, a z drugiej straszyć go: »Róbcie, jak chcecie, bylebyście wy i wasza partia nie żałowali później« — analizuje Skibiński.
W „Duchowa przyjaźń” Ewa K. Czaczkowska omawia znajomość prymasa Stefana Wyszyńskiego i Jana Pawła II. Wskazuje, że…
relacje między prym. Stefanem Wyszyńskim a arcybiskupem, potem kardynałem, wreszcie papieżem Karolem Wojtyłą próbuje się opisać na wiele sposobów – od rzekomo chłodnej opozycji, do czego wrócimy, po więź synowsko-ojcowską. W tej ostatniej zażyłości, jak słusznie zauważył ks. Bronisław Piasecki, ostatni kapelan prymasa, istnieje jednak zależność, której on nigdy między nimi nie dostrzegał. Kardynał Wojtyła był zbyt wielką osobowością na taki rodzaj więzi.
Autorka zauważa, iż…
wydaje się, że tym, co w istocie łączyło tych dwóch mocarzy Ducha, była głęboka duchowa przyjaźń, która rodziła się i rosła w czasie. Było w niej miejsce na szacunek, lojalność, zrozumienie oraz duchową, inspirującą bliskość.
Na potwierdzenie przytacza sytuacje oraz wypowiedzi, które miały o tym świadczyć:
Karol Wojtyła jako papież wyznał, że »od czasu swojej młodości« patrzył na trudne i błogosławione prymasostwo Wyszyńskiego i dziękował Bogu „że »taką moc dał człowiekowi«”. Ale Wyszyński bp. Wojtyłę dopiero poznawał, by szybko docenić jego bogatą osobowość i duchowość — zaznacza Czaczkowska.
W czerwcu tego samego roku [1963] Wojtyła został kardynałem, rok później wiceprzewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski. I od tego czasu datuje się stała i ścisła współpraca obu kardynałów, którą cechowały życzliwość i lojalność […]. Miłość do Matki Bożej oraz każdego z nich doświadczenie utraty matki w dziewiątym roku życia były tą przestrzenią duchową, która mocno ich łączyła. Kwestią, która różniła kardynałów, była sprawa wydziałów teologicznych […]. Istotne jest, że te wszystkie mniejsze czy większe różnice w poglądach nigdy nie były powodem sporów.
Sylwetkę Lucjana Zarzeckiego przybliża Marta Cywińska w artykule „Zapomniany koryfeusz wychowania narodowego”. Autorka artykułu stwierdza, że zarówno młodzież, jak i dojrzali patrioci czytają ideologów, zamiast wybierać lekturę pedagogów i wychowawców łączących patriotyzm z kształceniem charakteru. Jednym z takich pedagogów, któremu poświęcony jest artykuł, był… „teoretyk wychowania narodowego, nauczyciel, wykładowca, popularyzator, dyrektor, organizator szkół i szkolnictwa, profesor gimnazjalny Lucjan Zarzecki”. Cywińska zauważa, że mimo iż Zarzecki…
pragnął oddać się przede wszystkim naukom ścisłym, już wtedy miał zadziwiająco rozległe zainteresowania – uczęszczał równolegle na zajęcia z logiki, psychologii, historii filozofii, dydaktyki, a nawet anatomii człowieka oraz teorii wychowania fizycznego. Był wielkim miłośnikiem literatury pięknej, w szczególności angielskiej oraz niemieckiej. Jego uczniowie nazywali go „Anima candida” ze względu na umiłowanie przezeń dobra i prawdy oraz ofiarności w pracy z uczniami i studentami.
Autorka pisze o wizji wspólnoty narodowej, którą Zarzycki przekazywał uczonej przez niego młodzieży:
[…] umacniał młodych ludzi w przekonaniu, że jednostka utożsamia swoje interesy z interesami narodu poprzez bogactwo sfery ducha, naród ma zaś swą misję polegającą na wytwarzaniu dóbr kultury (…) Nawoływał on młodych ludzi do stawiania interesów zbiorowości ponad własne, uważając przy tym, że najwłaściwsze jest wychowanie w duchu narodowym.
Grzegorz Majchrzak w artykule „Przemytnicy, handlowcy, balangowicze i kibice. Polacy na olimpiadzie moskiewskiej” opisuje powody, dla których Polacy wyjeżdżali na olimpiadę w Moskwie w 1980 r.
W krajach tzw. demokracji ludowej zmagania sportowe – tak jak inne dziedziny życia – znajdowały się pod czujnym okiem władz, w tym aparatu bezpieczeństwa. Nie inaczej było w PRL. Tu zajmowała się tym Służba Bezpieczeństwa, a także – co jest mniej znane – Wojskowa Służba Wewnętrzna. Bezpieka „zabezpieczała” najważniejsze imprezy sportowe w kraju i za granicą. Tak też się stało w przypadku olimpiady moskiewskiej, pierwszych igrzysk rozgrywanych w państwie „demokracji ludowej”. Igrzyska odbywały się w dniach 19 lipca – 3 sierpnia 1980 r., w cieniu sowieckiej agresji (tzw. interwencji) w Afganistanie, rozpoczętej w grudniu 1979 r., co z kolei spowodowało bojkot olimpiady przez ponad 60 państw – głównie kapitalistycznych – na czele ze Stanami Zjednoczonymi — przypomina autor.
Majchrzak wskazuje, że…
„operacyjna ochrona” igrzysk w Moskwie była największą operacją olimpijską w historii SB. W jej ramach, pod mało wyszukanym kryptonimem „Moskwa 80”, utworzono specjalną grupę operacyjną działającą w stolicy Związku Sowieckiego, a z każdą polską wycieczką do Kraju Rad wyjeżdżali „smutni panowie”. W MSW oczywiście zadbano wcześniej o odpowiedni dobór kibiców, którzy dostąpili zaszczytu obejrzenia „igrzysk przyjaźni”. Postarano się o „niedopuszczenie do udziału w nich osób niegwarantujących zachowania właściwej postawy ze względów politycznych, natury kryminalnej lub moralnej”. Jednocześnie autor podkreśla, że jak się jednak później okazało, Służba Bezpieczeństwa nie była jednak w tym przypadku w pełni skuteczna […]. Jak wynika z zachowanych materiałów, problemem okazała się aktywność handlowa przedsiębiorczych polskich turystów, którym udało się przemycić do Związku Sowieckiego – mimo skrupulatnych kontroli celnych – nieco dóbr nadających się do sprzedaży.
Pál Hatos pisze w artykule „Nieudana republika. Triumf i upadek rewolucji astrów z 1918” o zawiłościach węgierskiej sceny politycznej z początku XX wieku oraz sytuacji społeczno-gospodarcza, która doprowadziła do słynnej „rewolucji astrów” i ustanowienia Węgierskiej Republiki Ludowej. Opisuje niezwykle zawiłą sytuacją polityczną na Węgrzech w początkach drugiej dekady XX wieku.
Najlepiej obrazuje to fakt, że w dobie dualistycznej monarchii austro-węgierskiej hrabia Tisza, kalwinista i obrońca status quo, uchodził za człowieka „habsburskiego” Wiednia i zdawał się uwzględniać postulaty mniejszości narodowych – gdy tymczasem Mihály Károlyi, jeden z najzamożniejszych i arcykatolickich posiadaczy ziemskich w kraju, był przywódcą antywiedeńskiej Partii Niepodległościowej i wtedy jeszcze twardym nacjonalistą.
Autor przygląda się także ówczesnym przetasowaniom społecznym wywołanym przez I Wojnę Światową:
Oznaką wzbierającej fali rozgoryczenia i frustracji wśród ludności chłopskiej było zeświecczenie. Jak skarżył się katolicki proboszcz z Kaposváru na południu Kraju Zadunajskiego, piechurzy wyruszający na front w 1918 r. nie chcieli się już spowiadać. Życie kobiet i niepełnych rodzin, które zostały same we wsiach, uległo zasadniczej zmianie. W pierwszej połowie XX w. to w 1918 r. urodziło się najmniej dzieci, a jednocześnie – paradoksalnie – najwięcej dzieci pozamałżeńskich. Jesienią 1918 r. wszystkie dane statystyczne świadczyły o tym, że w społeczeństwie węgierskim narastają apatia i tłumiony gniew.
Pál Hatos zwraca także uwagę reakcje społeczeństwa, kiedy Węgry proklamowały niepodległość i ogłosiły się republiką:
[…] o świcie 31 października 1918 r. nastąpił koniec historycznych Węgier. Rano ulice węgierskiej stolicy ogarnął rewolucyjny entuzjazm i wypełniły je kwiaty astrów, które żołnierze przypinali sobie do czapek. Nowy premier, przywódca opozycji Mihály Károlyi, dostrzegł w ponurej słocie jutrzenkę nowego świata. Przed hotelem Astoria, główną siedzibą władz rewolucji, świętowało wraz z nim 100 tys. budapeszteńczyków – od modnego pisarza Dezső Kosztolányiego po młode służące.
Więcej w nowym wydaniu magazynu „wSieci Historii”, w sprzedaży już od 16 kwietnia br., dostępnym również w formie e-wydania na stronie internetowej http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie-sieci-historii.html.
Zapraszamy też do subskrypcji magazynu w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl oraz oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/496066-w-nowym-numerze-wsieci-historii-papiez-nadziei