Historia Polski jest sumą losów milionów Polaków. Zwykłych ludzi, świadków historii, świadomych lub nieświadomych, często niemych uczestników zdarzeń. Jan Zadura (1920-99) był dzieckiem swojej epoki - pisze Dawid Zadura we wstępie do wspomnień spisanych przez jego dziadka, Jana Zadurę, żołnierza AK na Lubelszczyźnie i przesłanych do redakcji portalu wPolityce.pl.
Synem II Rzeczpospolitej, wierzącym w Polskę, jej przywódców i w ideały Strzelca. Urodzonym w tamtej epoce i uformowanym przez nią. Synem szewca, który większość życia spędził na lubelskiej wsi. II RP wpoiła mu wiarę w siebie i wiarę w sens osobistego zaangażowania w sprawę narodową
— podkreśla.
Tę wiara została w nim złamana po wielu latach życia w PRL. Jego wspomnienia, napisane w kilku wersjach pomiędzy 1990 a 1999 rokiem, są osobistym świadectwem prostego człowieka, którego osobiste przekonania i strzelecko-akowska biografia były w okresie PRL źródłem osobistych niepowodzeń, ostracyzmu i systemowego wykluczenia
— dodaje Dawid Zadura.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: TYLKO U NAS. Publikujemy listy dzieci Żołnierzy Wyklętych do Bieruta z prośbą o ułaskawienie. „Daruj życie mojemu najdroższemu Tatusiowi”
Jan Zadura: „Moja przynależność do A.K. przekreśliła mi wszystko”
1920-39: Strzelec z Łan
Nazywam się Jan Zadura, syn Jana (1888-1951) i Marii z Grzybowskich (1898-1957), urodzony 28 marca 1920 roku w Łanach, osada Markuszów, powiat Puławy. W 1935 r. ukończyłem szkołę podstawową w Markuszowie. W szkole podstawowej należałem do Związku Harcerstwa Polskiego. Po ukończeniu szkoły należałem do Związku Strzeleckiego w Markuszowie, koło powiatowe Puławy, pod dowództwem kapitana Wojciechowskiego, który to dnia 13 lipca 1938 r. wysłał mnie do Szkoły Podoficerskiej Piechoty dla Małoletnich Nr 2 w Śremie, gdzie zdałem egzamin, badania i zostałem przyjęty, lecz rodzice nie zgodzili się na warunki wymagane przez szkołę. Następnie zapisałem się do Szkoły Handlowej im. Vetterów w Lublinie, tej szkoły nie ukończyłem z powodu ciężkich warunków materialnych. Ukończyłem w 1938 r. Kurs Handlowy założony przez Towarzystwo Oświaty Zawodowej przy tej szkole.
Do 1938 r. pomagałem ojcu w zawodzie szewskim. Ojciec był chory i dyplomowany, majątku rodzice nie posiadali. Od 1938 r. do wybuchu wojny pracowałem w Urzędzie Pocztowym w Markuszowie na stanowisku pracownika kontraktowego.
1939: Wojna
Po wybuchu wojny w 1939 r., w Markuszowie, pracując na poczcie, dodatkowo - pomiędzy 6 a 9 września 1939 r. - brałem udział w dozbrajaniu żołnierzy Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej Wojska Polskiego w „punkcie dozbrojenia” przy poczcie i ich dożywianiu. Pełniłem funkcję, również pod przysięgą, z polecenia oficerów Wojska Polskiego, prowadząc obsługę Centrali Telefonicznej, wykonując – zgodnie z Instrukcją M.O.N. - wszystkie rozkazy. Podczas nalotów bombowych na Markuszów ,trwających 8 i 10 września 1939 r., wraz z moją ciocią, która pracowała w aptece, zajmowaliśmy się opatrywaniem rannych żołnierzy polskich, których dożywialiśmy i namawiałem po wyzdrowieniu do walki z Niemcami a nie uciekać za granicę, gdyż część uciekali za granicę. W tym czasie na poczcie nawiązałem kontakt z oficerem Wojska Polskiego, który oznajmił mi, że pochodzi ze wsi Pożóg, gmina Końskowola, i nazywa się Jan Płatek ps. „Kmicic”, który werbuje do pracy konspiracyjnej i przeciwko Niemcom. Ja zgodziłem się z nim pracować, składając przysięgę - z wieloma żołnierzami - w obecności kolegi Zygmunta Durakiewicza ps. „Sęk” w Markuszowie, który był dowódcą placówki t. j. 2 siódemek (dwie „7”), do której odtąd należałem. „Sęk” wydał mi dobrą opinię, wiedząc, że należałem do Związku Strzeleckiego pod dowództwem kapitana Wojciechowskiego i znając mnie, gdyż robił szkolenie, razem z przyjeżdzającym starszym sierżantem Skowronem i drugim, o nazwisku Szymański, obaj z Puław.
1941-43: Dezynfektor
W czasie okupacji do 1941 r. pracowałem przy ojcu w zawodzie szewskim. W 1941 r., ja członek ruchu oporu, zostałem skierowany przez Jana Tudykę – będącego wówczas pracownikiem gminy Markuszów jako sekretarz - na kurs sanitarny do Państwowego Zakładu Higieny im. Chodźków w Warszawie, który to kurs ukończyłem 22 grudnia 1941 r. i pracowałem jako dezynfektor z kolegami z Puław, m.in. z kolegą Uhle i Grębeckim - członkami z konspiracji ZWZ/AK.
Pracując jako dezynfektor to zadaniem naszym była praca nasza konspiracyjna oraz zabezpieczenie przed epidemią tyfusu plamistego, duru brzusznego, chorób zakaźnych, przeprowadzając dezynsekcje, dezynfekcję oraz kontrole sanitarne, pouczając ludność o skutkach tych chorób, co powodem było zawszawienie, brud itp. W domach, gdzie leżeli chorzy, naklejaliśmy nalepki ostrzegawcze o chorobach, ponieważ wtedy Niemcy bali się wchodzić do wewnątrz. Biednej ludności dawałem szare mydło do prania bielizny z odzieżą, a tam gdzie było zawszenie, przeprowadzono dezynfekcję w aparacie suchego powietrza u osób chorych. Z Komisją w składzie osób 1 lub 2 przeprowadzaliśmy kontrole sanitarne, oraz z sołtysami, którzy byli przeważnie członkami ruchu oporu. Sprawozdania wysyłano - za pośrednictwem gmin - do Wydziału Zdrowia do Puław. W okresie mojej pracy jako dezynfektor sam chorowałem na tyfus plamisty.
1943-44: Partyzant
Przypominam sobie, że będąc prawie stale u kolegi Mieczysława Trybuły ps. „Czarny”, do którego przychodził Stasio Rusek ps. „Tęcza”, sąsiad Miecia Trybuły i pytając go: „Mieciu powiedz mi do którego mam iść do oddziału, pod czyim mam być dowództwem, bo jestem spalony, prześladowany”. Miecio Trybuła ps. „Czarny” odpowiedział mi: „tylko do „Zapory”, ja ci pomogę”, podając trasę dla nas. Byli ze mną koledzy: kolega Mieczysław Trybuła ps. „Czarny”, Stasio Rusek ps. „Tęcza” oraz inni koledzy, kolega ps. „Kolka”, porucznik Rosa z ul. Zielonej z Puław. Powiedział, żeby zgłosić się do zastępcy „Zapory” o pseudonimie „Opal”: „Borowa, tam się zameldujcie i powiedźcie, że do p. majora „Opala” skierował was ps. „Czarny” z Rzeczycy”. Udaliśmy się zatem do porucznika „Opala”, do jego domu i szczęśliwie dojechaliśmy. Tam zostaliśmy u porucznika „Opala” przyjęci do oddziału „Zapory”, do którego skierowali mnie z placówki Rzeczyca. Przysięgę składałem - w zastępstwie „Zapory” - porucznikowi „Opalowi”.
Do Mieczysława Trybyły ps. „Czarny” codziennie przychodzili różni koledzy. Pytali go na mnie kto to jest, odpowiedział im, że Jan Zadura, który chce iść do oddziału. Powiedzieli ludzie od Jana Targosińskiego ps. „Hektor”, że: „my go weźmiemy do nas”. Miecio Trybuła odpowiedział, że ja chce tylko do „Zapory”. Byli to wywiadowcy od „Hektora”, który ze swoim oddziałem w tym czasie kwaterował. Byli w nim koledzy z Markuszowa, wśród nich Bolesław Reszka ps. „Stan”, Witek Opolski ps. „Grom”, Witold Winiarski ps. „Wrona”, sąsiad mój. Odpowiedziałem ludziom od „Hektora”, że ja wybrałem już dowódcę.
Ci koledzy od „Hektora” - z tego co mi wiadomo - to nie byli wyszkoleni, lubili działać na własną rękę, kieliszek, brali konie do Markuszowa, ażeby się tam prezentować, nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa, że mogą spowodować i nieszczęście itp. dla swoich zagród.
Ja należałem przed wojną do Związku Strzeleckiego w Markuszowie, kapitanem Związku Strzeleckiego był kapitan Wojciechowski z Puław. Wysyłał do Markuszowa do Związku Strzeleckiego swoich ludzi do nas, na przeszkolenie, byli nimi sierżant Skowron i Szymański sierżant z Puław. Dużo zdobyłem od nich wiedzy, jak strzelać i jak się bronić. To byli zawodowi żołnierze, którzy znali wszystko, dlatego byłem zadowolony. Że pod takim dowództwem mojego „Zapory” można walczyć przeciw okupantowi. To się sprawdziło, natomiast wszyscy koledzy z oddziału „Hektora” wyginęli, dlaczego wiadomo. Od marca 1943 r. do lipca 1944 r., po wstąpieniu do oddziału AK, brałem razem z kolegami udział w akcjach zbrojnych oddziału szturmowego A.K. pod dowództwem porucznika Hieronima Dekutowskiego „Zapory”, w grupie porucznika Władysława Sobczaka ps. „Czajka” przeciw okupantowi niemieckiemu, uczestnicząc w akcjach takich jak: odbicie więźniów z rąk żandarmerii w Janowcu, na szosie Puławy-Zwoleń pod dowództwem Stanisława Piecyka ps. „Babinicz”, akcja na posterunek żandarmerii we wsi Sosnów 24.XII.1943 r., w czasie której rozbrojono posterunek miejscowej wachy, zdobyto około 40 sztuk broni i amunicji, granaty, umundurowanie. W tej akcji zginął kolega ps. „Maks”. W maju 1944 r. brałem udział w akcji, miejscowość Krężnica Okrągła, gdzie zlikwidowano kolumnę samochodów niemieckich wiozących żywność z Opola Lubelskiego do Lublina. W miesiącu czerwcu, początek lipca 1944 r. miejscowość Kożuchówka pod Chodlem. W tej akcji zginęli kolega January Rusch ps. „Kordian” dowódca patrolu, kolega Jabłoński ps. „Bąk” i doktor pochodzeniem Żydek ze Lwowa, który poderwał się do kolegów rannych i spieszył na pomoc z kolegami rannym, którzy wzywali pomocy. Było ich 11 i wśród nich także ja, który byłem ranny w lewą nogę w tej akcji. Poległych kolegów pochowano we wsi Antonówka pod Godowem a personalia poległych kolegów wypisywałem ja i chowałem do butelek i wkładałem do mogił. Brałem udział w patrolu ps. „Dęba”, w którym byłem pod pseudonimem „Iskra”, patrolu „Ducha”, patrolu „Żbika”, zastępca ps. „Czajki” i ps. „Wampir”. Brałem udział w akcji na Zamek Lubelski, w planowanym odbiciu więźniów z Zamku. Byłem z kolegami zakwaterowany w Lublinie w kamienicy na ulicy Krakowskie Przedmieście Nr 24 u malarza, który tam mieszkał, razem z kolegami: Jurek Siwecki ps. „Bachus” z Puław z bratem i Miecio Koch ps. „Czajka”, Jan Kocoń ps. „Ryś”, z kolegą Ruskiem Staśkiem ps. „Tęcza”, czekając na pełne zgrupowanie kolegów. Akcja na Zamek Lubelski została przez dowódcę odwołana, my byliśmy w gotowości i czekaliśmy na rozkazy.
W lipcu 1944 r. - po wkroczeniu wojsk radzieckich i polskich na Lubelszczyznę - nasz oddział podszedł pod Lublin. Dowódca „Zapora” wysłał 2 żołnierzy radzieckich, którzy byli w oddziale, o pseudonimach „Anatol” i „Atasza”, celem kontaktu z Sowietami. Oni nie wrócili z powrotem, lecz zostaliśmy ostrzelani przez wojska radzieckie. Wtedy dowódca porucznik „Zapora” wydał - 28 lipca 1944 r. - rozkaz, ażeby złożyć broń i udać się do domów. Broń załadowałem z kolegami, wybrałem sobie na drogę 1 sztuka MPi angielska krótka, 2 granaty z rękojeścią drewnianą etc. Zawieźliśmy z kolegami resztę do lasu, koledze kazałem dobrze schować. Sam pieszo ze wsi Wojciechów udałem się do domu w Markuszowie.
1944-49: Mało chleba i wolności
W domu ojciec był chory na żołądek. Jako szewc pracowałem z nim do 1949 r. Starałem się uruchomić pocztę. Po mojej prośbie z panem Janem Chlipakiem, który dał mi klucze na otwarcie poczty w Markuszowie. Kolega Dyrektor Poczty w Lublinie wyraził na to zgodę. Był nim Antoni Sobala, zamieszkały we wsi Łąkoć gm. Kurów, który należał w czasie wojny do Batalionów Chłopskich. Na poczcie długo nie pracowałem jako kierownik, ponieważ byłem cały czas pod obserwacją.
Pewnego dnia - w poniedziałek 15 stycznia 1945 r., jarmarczny dzień - N.K.W.D. weszło do urzędu pocztowego w Markuszowie. Było to dwóch żołnierzy z pelerynkami na sobie. Czekali na mnie na dwóch koniach. Złapali mnie i kazali mnie iść z nimi. Zabrali mnie. Prosiłem, żebym mógł wstąpić po drodze do domu, gdzie musiałem opróżnić kieszenie. Pytałem się po co idę, powiedzieli mi, że jestem aresztowany i idę na przesłuchanie do sztabu N.K.W.D. do Karmanowic. Żołnierze N.K.W.D. jechali wierzchem na 2 koniach a ja szedłem pieszo przed nimi. Ucieczka była niemożliwa. Doprowadzili mnie tak - przez Płonki i Klementowice - do wsi Karmanowice. Wprowadzili mnie do Sztabu N.K.W.D. który się mieścił w domu pana Sarana, który mieszkał w środku wsi. Tam siedziałem w piwnicy. W piwnicy był człowiek, który przy badaniu wydał mnie, powiedział, że byłem w partyzantce, jako dowódca. Był to kolega złapany w Bełżycach, który był ze mną razem w oddziale, w patrolu „Dęba” i mieszkał w Bełżycach. Ten kolega mnie oskarżył o to, że byłem dowódcą w oddziale „Zapory”. ”Niczym nie byłem”, odpowiedziałem. Nie przyznałem się, powiedziałem, że on jest zdrajca i kłamie. Uderzyłem go w twarz, żołnierz N.K.W.D. też mnie uderzył w twarz, wywiązała się szamotanina. W tym czasie wyskoczył pułkownik z N.K.W.D. Ja do niego się zwróciłem, że mnie biją. Oświadczyłem, że jestem żołnierzem polskim, nie pozwolę żeby mnie bili w twarz, oświadczając, że proszę mnie rozstrzelać, byłem żołnierzem Polski który walczył o Ojczyznę. Wolną Polskę. Pułkownik N.K.W.D. zorientował się, że ten kolega kłamie, kręci. Pewnego dnia tenże pułkownik N.K.W.D. oddał mi pas, zegarek i kazał, żebym uciekał do domu. Rozmawiałem z nim po żydowsku, ponieważ znałem ten język, to mnie uratowało. Pozostawiłem mu to wszystko i uciekłem w stronę domu. Zacząłem się ukrywać. Po pewnym czasie złapali mnie i nauczyciela Burka z Markuszowa i obydwóch dowieźli do N.K.W.D. do apteki do Końskowoli, byli tam z Gór Markuszowskich – Spasówka Wojciech z Kurowa, Jasiński i jego brat i inni. Po 15 stycznia 1945 r. byłem bez pracy, pisząc do Dyrekcji Poczt w Opolu nad Odrą, do Wrocławia, Katowic, Warszawy, Lublina, co trwało do 1947 r. Odpowiedź na w/w podania otrzymałem - które posiadam do obecnej chwili - odmowne z braku wolnych miejsc. To była dla mnie opinia. Od 1947 roku byłem żonaty, mając żonę i od 1948 roku jedno dziecko na utrzymaniu, nie mając środków do życia.
1949-1958: Pocztowiec i wróg systemu
Od 4 grudnia 1949 r. podjąłem pracę w urzędzie pocztowym w Markuszowie jako założyciel tej poczty. Od grudnia tego roku założyłem i objąłem stanowisko kierownika agencji pocztowej Kośmin, gdzie pracowałem od 19 grudnia 1949 r. do 14 grudnia 1951 r. W 1951 r. jako Kierownik poczty w Kośminie, którą założyłem, aresztowany byłem przez M.O. z Żyrzyna i odprowadzony przez M.O. i U.B. do Komendy M.O. Puławy, a następnie oskarżony o to, że posiadam nielegalnie broń. Bity byłem na Komendzie M.O. Puławy. Siedziałem tam trzy miesiące na badaniach, przesłuchiwany, oskarżony o broń i bity za przynależność do A.K. Nie przyznałem się i nikogo nie wydałem.
Tymczasem komitet założycielski poczty, który powstał w Nowodworze, dowiedział się o mojej pracy i przynależności do A.K. Kierownik szkoły Aleksander Lipiński i pan Józef Jurkiewicz - obaj przedwojenni oficerowie zawodowi, byli członkowie A.K. - zwrócili się do mnie celem wyrażenia zgody na uruchomienie agencji pocztowej i pracę na poczcie w Nowodworze (województwo Warszawskie). Zgłosiłem się do dyrekcji poczty w Lublinie, do pana Dyrektora Antoniego Sobali ps. „Rózga”, który był moim znajomym kolegą, należącym do organizacji Bataliony Chłopskie, który był mi znany, gdyż ukrywał się za okupacji we wsi Łąkoć. Po otrzymaniu angażu i wyrażeniu zgody na przeniesienie mnie z Dyrekcji poczty Lublin do Dyrekcji poczty Warszawa oraz po zgłoszeniu się do pana Dyrektora poczty Warszawa - znanego mi byłego pułkownika A.K., tenże przyjął mnie do pracy w Nowodworze, gdzie pracowałem od 15 grudnia 1951 r. do 30 listopada 1957 r. W tym czasie - w nocy z 27 na 28 lipca 1956 roku - z jednostki lotniczej wojskowej Ułęż uciekli za granicę z bronią piloci 6 Eskadry Samolotów Szkolnych Oficerskiej Szkoły Lotniczej nr 4 na trzech samolotach treningowych Jak-18. Dwa samoloty przeszły granicę, ja natomiast byłem oskarżony za współpracę i pomoc im w tej ucieczce. Byłem posądzony o to, że prowadziłem współpracę z wojskiem, pomagając zorganizować ucieczkę wojska z lotniska Ułęż. Znani mi byli dowódca 6 Eskadry kapitan Florian Domal - szef lotniska w Ułężu, kapitan Zdzisław Górecki i wiele innych osób. Dostałem pismo, ażeby wyjechać z Nowodworu, wyznaczając mi na to termin 24 godzin, w ciągu których mam się spakować i wyjechać do Serocka. W tych okolicznościach byłem przeniesiony do Urzędu pocztowego do Serocka nad Narwią, gdzie pracowałem od 16 czerwca 1957 r. do 12 września 1957 r. Od 13 września 1957 r. podjąłem pracę naczelnika poczty w Serocku, gdzie pracowałem do 15 września 1958 r. Niedługo pracowałem, ponieważ byłem prześladowany. Kiedy w 1957 r. zmarła moja mama, 2 września 1957 r. wstrzymano mi wyjazd do domu rodzinnego do Markuszowa na pogrzeb mamy. Stało się tak z polecenia pracownika U.B. w Mińsku Mazowieckim, Obywatela Słowika, który wydał Milicji polecenie obserwacji mojej osoby i zakaz wyjazdu na pogrzeb.
1958-1999: W Markuszowie
Śmierć moich rodziców zmusiła mnie do powrotu do Markuszowa. Pracę objąłem na stanowisku starszego asystenta w Obwodowym Urzędzie Pocztowym Puławy, pracując tam do 30 września 1961 r. Warunki zdrowotne się mi pogarszały. Zgłosiłem się do pracy w Zakładach Azotowych Puławy, pracując tam od 2 stycznia 1962 r. do 12 listopada 1963 r. Od 23 grudnia 1963 r. podjąłem pracę w Przedsiębiorstwie Budowlano- Przemysłowym Puławy, pracując tam 18 lat w zaopatrzeniu, mając różne angaże.
Byłem trzykrotnie represjonowany przez NKWD i UB. Byłem również 3-krotnie operowany w szpitalu - w Sulbinach koło Garwolina i w Puławach - ponieważ miałem wstrząs mózgu przez wypadek samochodowy koło Kraśnika. Chorowałem na tyfus plamisty, mam przewlekły katar żołądkowy. Wybrany byłem na Sekretarza Koła Terenowego ZBWiD w Markuszowie. Posiadam Krzyż Partyzancki, Medal Wolności i Zwycięstwa. Władze Polski Ludowej odmówiły mi przyznania Krzyża Kawalerskiego, o który wystąpiło Przedsiębiorstwo Budowlano-Przemysłowe Puławy, a to dlatego, że PPR wydała opinię, że należałem do Armii Krajowej. O tym wiedzieli i mnie prześladowali. Obecnie jestem emerytem słabego zdrowia i inwalidą II-go stopnia. Utrzymuję się wyłącznie z emerytury i czekam na spokojną śmierć. Za tyle utraconego zdrowia i wkładu dla naszej Polski Rzeczpospolitej. Emerytura jest moim utrzymaniem, taką dostałem nagrodę jak poświęcenie i pracę dla Kochanej Polski. Utracone zdrowie. Moja przynależność do A.K. przekreśliła mi wszystko, nie zmienię się. Tak mi dopomóż Bóg. Będę dalej walczył aż do Zwycięstwa o Polskę naszą Ojczyznę, sprawiedliwą, bez Komuny.
Bardzo przeżywam i moja rodzina, modląc się oby dobry Bóg dał im zdrowie co żyją a poległym, zmarłym niebo. Dobrym ludziom za dobro zapłacił. Niech dobry Bóg nas pobłogosławi i strzeże na Wieki Wieków w czasie przyjmowania Komunii.
Jan Zadura
Opracowanie: Dawid Zadura
Kontakt: [email protected]
Po zmianach ustrojowych w 1989 r. Jan Zadura wstąpił do Światowego Związku Żołnierzy AK.
W 1993 r. Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych przyznał mu uprawnienia kombatanckie. Pomimo złego stanu zdrowia starał się uczestniczyć w życiu środowiska kombatanckiego, napisał również szereg wspomnień i notatek dotyczących swojego życia. W 1999 r. puławskie koło ŚZZAK wydało książkę Kazimierza Kotlińskiego pt. „Puławscy żołnierze AK”, zawierającą krótki biogram Jana Zadury. Książka zdołała dotrzeć do Jana, który po kilkukrotnej hospitalizacji z powodu miażdżycy, 14 lipca 1999 r. zmarł w swoim domu w Markuszowie. Został pochowany na miejscowym cmentarzu parafialnym.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/489239-jan-zadura-moja-przynaleznosc-do-ak-przekreslila-wszystko