Po przemówieniu prezydenta Andrzeja Dudy, który zabrał głos podczas uroczystości upamiętniających 75. rocznicę wyzwolenia byłego niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau, głos zabrani świadkowie tamtych tragedii, byli więzniowie obozu. Wśród czwórki Ocalałych byli: Elza Baker, Batszewa Dagan, Marian Turski i Stanisław Zalewski.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Batszewa Dagan
Nie miałam pasiaka, bo nie starczyło i dali mi mundur rosyjskiego żołnierza. (…) Co zrobili ze mną jeszcze oprócz numeru, który mi wytatuowali, który mam nadal? (…) Wydaje mi się, że najdotkliwszą dla mnie rzeczą na początku była utrata włosów - dawały mi poczucie bycia kobietą
—powiedziała pani Batszewa. Szczegółowo opowiada swoją wstrząsającą historię.
Po moich chorobach dostałam się do komanda „Kanada”. Na górach różnych ubrań całego świata spotkałam fotografię moich nauczycieli z Łodzi, bo w 1944 roku była likwidacja getta łódzkiego
—mówiła.
Co mi pomogło przeżyć? To, że sama zdecydowała się zrobić coś dla siebie i to co chcę, a nie to, co mi rozkazują. Nie byłam jednak wyzwolona 27 stycznia, ponieważ słyszeliśmy kanonadę rosyjskiej armii i wtedy nie miało miejsce wyzwolenie, tylko po prostu wygnali nas na marsz
—podkreśliła Batszewa Dagan.
„Kanada” miała jeden plus - tam mieliśmy co jeść. Co mogliśmy tam jeść? To, co ludzie przynieśli, bo powiedziano im, że jadą pracować i żeby zabrali ze sobą prowiant. Ten prowiant trafiał do „Kanady”
—powiedziała.
Czy nauczanie tego tematu jest konieczne i możliwe? Na oba pytania mam odpowiedź - owszem, jest bardzo konieczne i możliwe
—mówiła.
Elza Baker
To dla mnie zaszczyt, że mogę brać udział w tym historycznym wydarzeniu upamiętniającym 75. rocznicę wyzwolenia byłego obozu koncentracyjnego i zagłady przez Armię Czerwoną
—powiedziała Elza Baker.
Była więźniarka była niezwykle poruszona, wrażenie wywarły na niej wypowiedziane chwilę wcześniej słowa żydowskiej byłej więźniarki Batszewy Dagan.
Poruszyły mnie pomimo tego, że ja sama byłam w Auschwitz, jako 8-letnia dziewczynka. Jest dla mnie zaszczytem być tu, wśród tylu osób, które tak bardzo wycierpiały; być może bardziej ode mnie
—mówiła.
Baker dziękowała Polakom za utrzymywanie byłego obozu Auschwitz i za to, że uczynili z niego miejsce pamięci znane na całym świecie.
Sinti i Romów było tu wielu. Bardzo cierpieli, podobnie jak Żydzi
—dodała.
Elza Baker nie była w stanie odczytać całego przemówienia. Była więźniarka ma problemy z wzrokiem. Jej słowa zostały odczytane.
W 1944 r., gdy byłam zaledwie ośmioletnią dziewczynką, zostałam zabrana ze swojego domu w Hamburgu i deportowana do obozu zagłady Auschwitz-Birkenau. Jako że moja biologiczna matka była Sinti, naziści uznali mnie za Cygankę i uwięzili wraz z tysiącami innych Sinti i Romów w tzw. obozie cygańskim. Spośród 23 tys. więźniów +obozu cygańskiego+ zamordowanych zostało prawie 90 proc.
—brzmiały słowa wystąpienia.
Jej zdaniem, „okrutnie niewyobrażalnym jest fakt, że obóz zagłady Auschwitz był tylko jednym z miejsc, gdzie dokonywano zbrodni przeciwko Sinti i Romom”.
W całej okupowanej przez nazistów Europie (…) byli mordowani w obozach bądź rozstrzeliwani przez oddziały egzekucyjne. Dziś wiemy, że ok. 500 tys. Sinti i Romów stało się ofiarami kampanii systemowej eksterminacji
—wskazała.
Baker podkreśliła, że w Auschwitz doświadczyła masowego ludobójstwa.
Przed takimi elementami zbrodniczej infrastruktury, jak komory gazowe, czy krematoria usytuowane w niewielkiej odległości od utrzymywanego pod napięciem obozowego ogrodzenia, stały długie kolejki więźniów. Słyszeliśmy rozdzierające krzyki. (…) Widzieliśmy przepastny teren, a na nim otwarty ogień. Ja, 8-letnia dziewczynka, słyszałam jak dorośli rozmawiali, że musiał się skończyć gaz, skoro palili ludzi żywcem
—brzmiało wspomnienie.
Elza Baker przebywała Auschwitz pół roku. Jak zaznaczyła, nawet współcześnie jest jej niezwykle trudno wracać tego miejsca. Podkreśliła, że na własnej skórze doświadczyła skutków prześladowań Cyganów; rasizmu.
Ja przeżyłam Auschwitz wyłącznie dzięki szczęściu oraz wielkodusznych czynach niektórych z moich towarzyszy niedoli
—dodała.
Baker później została przetransportowana przez Niemców w bydlęcych wagonach do obozu koncentracyjnego Ravensbreuck.
Ocalona podkreśliła, że „przez dziesiątki lat po 1945 r. ludobójstwo na Sinti i Romach było w dużym stopniu ignorowane”. Z prywatnej inicjatywy Vinzenza Rose, jednego z pierwszych aktywistów ruchu praw obywatelskich Sinti i Romów, został w byłym obozie Birkenau wzniesiony pomnik upamiętniający ofiary tego narodu.
Była więźniarka z narodu Sinti powiedziała, że „ci, którzy zostali zamordowani, oraz ci, którzy przeżyli, nigdy nie mogą popaść w zapomnienie”.
Mam nadzieję, że to miejsce pamięci oraz muzeum będą działać przez wiele kolejnych lat jako ostrzeżenie, by chore ideologie oparte na takich zgubnych naukach, jak na przykład eugenika, nigdy więcej nie doszły do władzy
—dodała.
Chciałabym powiedzieć jeszcze o jednej rzeczy, która jest mi bardzo bliska. W obecnych czasach, gdy różne grupy mniejszościowe znów nie mogą zaznać spokoju, mogę jedynie mieć nadzieję, że wszyscy opowiedzą się za demokracją i prawami człowieka
—wskazała była więźniarka.
Elza Baker urodziła się w 1935 r. w Hamburgu. Po urodzeniu została adoptowana przez Augustę i Emila Matulatów. Jej biologiczna matka została sklasyfikowana przez nazistów jako „Cyganka”. W marcu 1943 r. została zabrana przez gestapo. Miała zostać przewieziona do Auschwitz, ale jej przybrany ojciec zdołał ją uwolnić. W kwietniu 1944 r. ponownie została zabrana i wysłana do Auschwitz. Spotkała tam czwórkę swoich biologicznych braci i sióstr. Przeżyła w obozie dzięki Romce Wandzie Fischer. 2 sierpnia 1944 r. z jedną z sióstr trafiła do KL Ravensbrueck.
Przybrany ojciec Elzy nieustannie próbował ją uwolnić. W końcu pozwolono mu zabrać dziewczynkę z obozu we wrześniu 1944 r. W 1963 r. wyemigrowała do Wielkiej Brytanii.
2 sierpnia ub.r. Elza Baker uczestniczyła w uroczystościach 75. rocznicy likwidacji przez Niemców tzw. obozu cygańskiego w Birkenau. Przyznała wówczas, że zajęło jej dziesiątki lat, by móc znowu mówić o swoim losie.
Dopiero w latach 90. XX w. znalazłam siłę, by skontaktować się z Centrum Dokumentacji niemieckich Sinti i Romów w Heidelbergu i opowiedzieć swoją historię. Po raz pierwszy mogłam mówić o strasznych doświadczeniach bez załamania. Nawet dziś jest mi trudno powrócić do Auschwitz
—mówiła wówczas.
Marian Turski
Szanowni przyjaciele, jestem jednym z tych jeszcze żyjących nielicznych, którzy byli w tym miejscu niemal do ostatniej chwili przed wyzwoleniem. 18 stycznia zaczęła się moja tzw. ewakuacja z obozu Auschwitz, która po 6,5 dniach okazała się marszem śmierci dla więcej niż połowy moich współwięźniów - byliśmy razem w kolumnie 600 osobowej. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa ja nie doczekam już kolejnego jubileuszu - dlatego wybaczcie mi, że będzie może trochę wzruszenia w tym, co będę mówił
— mówił pan Marian.
Chciałbym zwrócić się do mojej córki, moich wnuków, dla też tego pokolenia. (…) Widziałem z pierwszej ręki od ojca i matki co to jest wojna, ale mimo wszystko wydawało się to tak odległe, jak powstania polskie z XIX wieku, a to było tylko 20 lat temu. Kiedy dzisiaj spotykam się z młodymi zdaje sobie sprawę z tego, że po 80 latach są znużeni tematem wojny, ludobójstwa i ja ich rozumiem, dlatego opisuje Wam młodzi, że nie będę opowiadał Wam o moich cierpieniach, przeżyciach, o tym jak kończyłem wojnę ważąc 32 kg na skraju wyczerpania. (…) chciałbym mojej córce, moim wnukom i tym pokoleniom powiedzieć o nich samych, o Was. Widzę, że jest między nami pan prezydent Austrii. Pamięta pan panie prezydencie, kiedy pan gościł mnie (…) w pewnym momencie użył pan takiego sformułowania: „Auschwitz nie spadło z nieba”. Oczywista, oczywistość. Może się to nawet wydawać banalne stwierdzenie, ale jest to niesłychanie głęboki, bardzo ważny skrót myślowy
— podkreślił.
Przenieśmy się w lata 30-te do Berlina - (…) oto jednego dnia na ławkach w Berlinie pojawia się napis: „Żydom nie wolno siadać na tych ławkach”. Można powiedzieć - nieprzyjemne, ale w końcu jest tyle ławek dookoła, że można usiąść gdzieś indziej. (…) Następnie pojawiła się tabliczka: „Żydom wstęp wzbroniony do tej pływalni”, gdzieś indziej pojawił się napis: „Żydom nie wolno należeć do związków śpiewaczych”, następnie: „dzieciom aryjskim nie wolno się bawić z tymi niearyjskimi”. Następnie pojawił się napis: „Żydom można sprzedawać tylko produkty po godz. 17”. (…) Zaczynamy się oswajać z myślą, że można kogoś wykluczyć, stygmatyzować, wyalienować. Tak powolutku, stopniowo, ludzie zaczynają się oswajać z tym - zarówno ofiary, oprawcy, jak i widzowie, świadkowie. Zaczynają się przyzwyczajać do myśli, że ta mniejszość jest inna, może być wypchnięta ze społeczeństwa. (…) To już jest straszne, niebezpieczne
— powiedział.
Turski opowiadał też, że kiedy w 1965 r. uczestniczył w zorganizowanym przez Martina Luthera Kinga marszu przeciwko segregacji rasowej na południu USA z Selmy do Montgomery ludzie, którzy dowiedzieli się, że był w Auschwitz pytali go, „jak myślisz to chyba tylko w Niemczech coś takiego mogło być czy mogłoby być gdzieś indziej”.
To mogło by być tylko w Niemczech, ale i gdzie indziej mogło być, jeżeli się nie docenia praw mniejszości i je likwiduje. Jeżeli się nagina prawo, tak jak to czyniono w Selmie, wtedy się może zdarzyć. Co zrobić? Jedyne wyjście, to Wy sami, jeżeli potraficie obronić konstytucję, porządek demokratyczny, wtedy potraficie to pokonać. Jeżeli widzicie kłamstwa historyczne nie bądźcie obojętni. Nie bądźcie obojętni, kiedy widzicie, że przeszłość jest naciągana do aktualnych potrzeb polityki. Nie bądźcie obojętni, kiedy jakakolwiek mniejszość jest dyskryminowana, ponieważ istotą jest to, że większość rządzi, ale prawa mniejszości muszą być chronione jednocześnie. Nie bądźcie obojętni, kiedy jakakolwiek władza narusza umowy społeczne. Jeżeli nie, to ani się obejrzycie, a na Was, na Waszych potomków, jakieś Auschwitz spadnie z nieba
— mówił.
Stanisław Zalewski
Czy można odpuścić winy tym, którzy mieli na klamrach wojskowych pasów napis „Gott mit Uns” i z premedytacją zabijali ludzi?
Mój numer z Auschwitz istnieje już 77 lat i jest nadal czytelny. Jest żywym świadkiem z zapamiętanych tragicznych wydarzeń. Pamiętam wożenie żywych nagich kobiet z baraków do komory gazowej. Ich krzyk słyszę w mojej podświadomości. Pamiętam idących bez oznak niepokoju ludzi dobrze ubranych noszących opaski z Gwiazda Dawida. Bardzo dużą grupę tych ludzi prowadził tylko jeden żołnierz formacji SS. Prowadził ich w kierunku krematorium
—mówił.
Ich nieśmiertelne dusze pozostały w przestrzeni niewidocznej dla człowieka. Dziś przybyły licznie do tego miejsca i krążą wśród nas. Jeżeli otworzymy serce to usłyszymy ich płacz, jęki i skargi do Boga . (…) W tej ciszy chylimy czoła przed niezliczoną rzeszą ludzi, którzy tu cierpieli. (…) Cisza ta jest głośnym wołaniem o pojednanie. Modlitwa do żyjącego Boga, by to się nigdy nie powtórzyło
—powiedział.
Ojciec franciszkanin Maksymilian Kolbe, który dobrowolnie poszedł na śmierć za ojca wielodzietnej rodziny. Rotmistrz Witold Pilecki dobrowolnie dał się uwięzić. Organizował i działał w obozowym ruchu oporu. Uciekł, by przekazać światu prawdę. Brał udział w Powstaniu Warszawskim. Został stracony przez komunistyczne władze. Dwie różne osobowości, które wykazały się niezwykłą charyzmą, bohaterstwem, poświęceniem w miejscach utworzonych dla zagłady ludzi
—powiedział.
kk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/484288-poruszajace-swiadectwa-ocalalych-z-auschwitz-birkenau