Publikacja przez rosyjskie Ministerstwo Obrony nowych dokumentów stwarza dla historyka sposobność, aby o paru sprawach powiedzieć na marginesie. Mamy bowiem do czynienia z niezwykle interesującym wydarzeniem w polsko-rosyjskim sporze o przeszłość.
— pisze prof. Marek Kornat, historyk dyplomacji, wykładowca akademicki, autor biografii ambasadora Józefa Lipskiego, która ukaże się w 2020 r. nakładem Wydawnictwa Sejmowego
CZYTAJ WIĘCEJ: Rosja nie ustaje w pluciu na Polskę! Ujawnia dokumenty, w których oskarża AK o mordowanie Ukraińców i Żydów w 1945 r.
Podzielam opinię wypowiadaną już przez historyków polskich, że publikacja ta jaskrawo nosi charakter propagandowy a pod względem poznawczym nie wnosi zupełnie nic do stanu naszej wiedzy o tragicznych dniach Powstania Warszawskiego i ostatniej fazy II wojny światowej, która przyniosła nam jakże dotkliwą „klęskę w zwycięstwie”, jak to ujął ambasador polski w Waszyngtonie Jan Ciechanowski.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Biograf ambasadora Józefa Lipskiego: „Putinowi chodzi o skłócenie Polski ze środowiskami żydowskimi na świecie i w Izraelu”
Wartość dokumentów, które informują, że kapitaliści kierują Armią Krajową w Powstaniu Warszawskim – jest zerowa. W ogóle ogłoszone materiały to „dokumenty dotyczące okrucieństw faszystów w Polsce, działalności terrorystycznej jednostek Armii Krajowej na tyłach Armii Czerwonej na terytorium Polski, Białorusi i Litwy w latach 1944-1945”. Do badania nadaje się tu jedynie język tych dokumentów. Służył on dyfamacji polskich sił zbrojnych w okupowanym kraju. Armia Krajowa do „bandy”. Język ten – dodajmy – nie różni się niczym od języka Niemców i ich propagandy. O „polskich bandytach” mówili Goebbels, Himmler, Frank. Nawet to pokazuje swoistą symetrię w ustosunkowaniu do Polski obydwu totalitarnych mocarstw okupacyjnych.
Oczywiście publikując dokumenty mające uderzyć w polską reputację, Rosjanie z Ministerstwa Obrony nie zaniedbali komentarza politycznego, który z pewnością świadczy o ich silnym przywiązaniu do sowieckiej przeszłości. Padają tu słowa o czynieniu przez Związek Sowieckiego „wszelkich możliwych prób” aby walczące Warszawie pomóc. Ale źle przygotowane i wywołane z powodów politycznych Powstanie, było tak prowadzone, że pomocy swojej Sowieci nie mogli skutecznie mu okazać.
Nie trzeba być historykiem, aby wiedzieć, że Stalin kategorycznie odmówił zgody na lądowanie samolotów alianckich na terytoriach za Bugiem, aby mogły skutecznie dokonywać zrzutów dla powstańców. Wyraził na to zgodę dopiero w połowie września 1944 r. i 17 tego miesiąca mogła się odbyć operacja „Frantic”. Powstanie już dogorywało.
Zatrzymajmy się nad teorią jakoby „sowieckich oficerów uciekających z niewoli niemieckiej siłą przetrzymywano jako zakładników”. Takich przypadków nie podaje żaden z poważnych historyków zajmujących się Polską w dobie II wojny światowej. Gdyby takie fakty istotnie miały miejsce, Armia Krajowa dostarczałaby pretekstu do bezwzględnego postępowania wkraczających Sowietów w stosunku do polskiego Państwa Podziemnego. Doskonale wiemy, iż rząd w Londynie i kierownictwo w kraju czyniły wszelkie możliwe wysiłki, aby doprowadzić do jakichkolwiek rozmów z rządem sowieckim. Temu zadaniu podporządkowana była cała polityka polska tamtych dni. Temu też służyła koncepcja i realizacja Akcji „Burza”.
Informacje o zabijanych z rąk Polaków Żydach podczas Powstania Warszawskiego nie przynoszą żadnych rewelacji. Wątek ten był już eksploatowany przed laty. Mam tu na myśli artykuł Polacy – Żydzi: czarne karty powstania pióra dziennikarza „Gazety Wyborczej” z 1994 roku. Nie wchodząc w to zagadnienie, poprzestańmy na stwierdzeniu, iż jeśli nawet przypadki takie miały miejsce, nikt nie czynił tego w imieniu Armii Krajowego czy z mandatu Państwa Podziemnego, czy na rozkaz Komendy Głównej.
Musimy sobie jasno powiedzieć, że Związek Sowiecki stawiał sobie za cel sowietyzację Polski, a zniszczenie Państwa Podziemnego było pierwszym warunkiem sine qua non skuteczności tego przedsięwzięcia. Wymagało to zohydzenia go najpierw. Wiadomo przecież, że podstępne porwanie, aresztowanie i sądzenie w Moskwie szesnastu przywódców Polski Podziemnej uzasadnił Stalin przed rządami amerykańskim i brytyjskim właśnie rzekomymi aktami terroru przeciw wkraczającej Armii Czerwonej z rąk Polaków. Dokumenty sowieckich służb o polskich „bandytach” i sprawcach „terrorystycznych” działań trzeba odczytywać w takim a nie innym kontekście.
Czytając powyższe słowa, może ktoś powiedzieć, że przecież nikt nikogo sam nie okłamuje, w związku z powyższym informacje zawarte w dokumentach sowieckich muszą jakoś korespondować z rzeczywistością.
Odpowiadając na tę wątpliwość wypada mi odwołać się do własnych doświadczeń badawczych w archiwach rosyjskich. Otóż jako historyk polskiej dyplomacji starałem się przestudiować dostępne dokumenty sowieckie, które pokazują percepcję polityki zagranicznej marszałka Piłsudskiego i ministra Becka w latach 1932—1939. Pisałem zresztą sporo o fałszywych oskarżeniach pod adresem Polski o zawarcie tajnego układu z Niemcami Hitlera (głównie w książce Polityka równowagi, wydanej w Arcanach w r. 2007). Oskarżenia te płynęły w zasadniczej mierze z Moskwy, a zarazem znajdywały zwolenników na Zachodzie.
Zajmując się tym zagadnieniem natrafiłem podczas kwerendy w Rosyjskim Państwowym Archiwum Badań Społeczno-Politycznych (jest to dawne Archiwum Centralne przy KC Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego) w Moskwie na meldunek sowieckiego wywiadu, który rzekomo pochodził z „poważnego polskiego źródła” i był datowany na 29 czerwca 1934 r. (sygnatura: fond Stalina, f. 558, op. 11, d. 187). Raport ów wylądował na biurku Stalina i zawierał informację o tajnym układzie polsko-niemieckim, który jako Polska zawarła z Niemcami, z którymi podpisała jawną deklarację o niestosowaniu przemocy 26 stycznia 1934 r. I tak oto powstaje pytanie, jak to objaśnić.
Nie ma wątpliwości, że żadnej tajnej umowy polsko-niemieckiej nie było. Gdyby ja zawarto w niemieckich aktach archiwalnych musiałyby pozostać jakieś ślady, a wiemy że nie pozostały. Archiwalne dokumenty niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych wpadły w ręce aliantów. Poddano je dokładnej analizie. Potem opublikowano znane wydawnictwo Documents on German Foreign Policy. I to potwierdziło brak jakichkolwiek dowodów na zaistnienie umowy o zawarcie której oskarżają nas koła antypolskie nawet dzisiaj.
Czy z tego wynika, że Stalina świadomie okłamywali jego podwładni, kierując do niego meldunki z dezinformacjami? Oczywiście, że nie.
Wytłumaczenie tego stanu rzeczy wymaga uwzględnienia, że raporty pisano pod tezę, aby spełniała zapotrzebowanie polityczne i odpowiadała założeniom, którymi kieruje się kierownictwo państwa. Nie każda informacja zawarta w sowieckich aktach urzędowych musi odpowiadać rzeczywistości. To bardzo ważna lekcja dla nas.
Nasuwa się jeszcze jedna refleksja. Otóż jeśli dokumenty o tak nikłej wartości ujawnia się w Moskwie po tylu latach i czyni z tego epokową sensację, to ci, którzy to czynią, wystawiają sobie sami określone świadectwo. Cywilizowany sposób udostępniania zasobów archiwów działa w całym świecie, ale niestety nie w Rosji.
Rosja jest otwarta na dialog na podstawie dokumentów archiwalnych
— powiedział minister spraw zagranicznych Ławrow. Niestety z takiego dialogu Polacy chyba nie będą mogli skorzystać…
Co najbardziej smutne, rosyjska narracja historyczna o Polsce i jej roli w II wojnie światowej naśladuje propagandę Stalina i powtarza jej argumenty właściwie bez żadnej modyfikacji, jeśli pominąć próbę wyzyskania na swoją korzyść oskarżeń o antysemityzm. Jak dowiedzieliśmy się z wystąpienia Putina, ma nawet powstać w Moskwie centrum, które będzie służyć prezentacji dokumentów z zasobów archiwalnych a wszystko to w obronie dobrego imienia Rosji, dokonań Związku Sowieckiego jako wyzwoliciela narodów i pogromcy faszyzmu. Można powiedzieć z pewnością jedno, że im więcej będzie ogłaszane takich dokumentów, jak te które poznaliśmy 15 stycznia br. – tym bardziej Rosja upodobni się do ZSRR.
Prof. Marek Kornat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/483068-kornat-wartosc-dokumentow-odtajnionych-przez-rosje-zerowa