Jeżeli w strukturach Armii Czerwonej powstawał dokument dotyczący spraw ocierający się o interpretacje polityczne, na przykład dotyczący działalności AK, stosunku miejscowej ludności do Armii Czerwonej i temu podobne, to musiał on mieścić się w pewnych określonych kanonach
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Piotr Gontarczyk, historyk, badacz II wojny światowej, pracownik naukowy Instytut Pamięci Narodowej.
CZYTAJ WIĘCEJ: Rosja nie ustaje w pluciu na Polskę! Ujawnia dokumenty, w których oskarża AK o mordowanie Ukraińców i Żydów w 1945 r.
wPolityce.pl: Rosyjskie Ministerstwo Obrony opublikowało na stornie dokumenty, które mają odkrywać nowe nieznane wątki II wojny światowej związane z Powstaniem Warszawskim i wkroczeniem do Warszawy sowieckich do Warszawy w stycznie 1945 roku. Co to za dokumenty?
Dr Piotr Gontarczyk: Mówiąc w dużym skrócie: kompletny śmietnik nie przedstawiający istotnej wartości naukowej.
A konkretnie?
Dużo propagandy, w tym między innymi powycinane z gazet artykuły z sowieckiej prasy, publikowane rozkazy towarzysza Stalina, doniesienia różnych struktur podległych Głównemu Zarządowi Politycznemu Armii Czerwonej. Jest i trochę meldunków o działalności AK na Białostocczyźnie po wkroczeniu tam Sowietów – o nich warto wspomnieć oddzielnie – wniosków odznaczeniowych dla żołnierzy sowieckich za zajmowanie Polski i jeden ciekawy meldunek sowieckiego oficera, który został przerzucony na teren opanowany przez do Warszawy 21 września 1944 roku i pojawiał się w powstańczym dowództwie oraz w Armii Ludowej prawie do końca Powstania. Na sowiecką stronę wrócił w nocy z 1 na 2 października 1944 r. Ten dokument wydaje się w całej sprawie najważniejszy.
Dlaczego?
Na podstawie jego zeznań – oficer ten posługiwał się pseudonimem „Oleg” - sporządzono notatkę z jego pobytu w Warszawie. Nie wiadomo, na ile on sam opowiadał rozmaite rzeczy, a na ile dopisano je tam zgodnie z regułami obowiązującymi w sowieckiej kancelarii wojskowej.
Co Pan ma na myśli?
Jeżeli w strukturach Armii Czerwonej powstawał dokument dotyczący spraw ocierający się o interpretacje polityczne, na przykład dotyczący działalności AK, stosunku miejscowej ludności do Armii Czerwonej i temu podobne, to musiał on mieścić się w pewnych określonych kanonach. Żołnierz AK mógł być tylko „bandytą” a jego działalność „bandycka”, a ludność miejscowa mogła tylko z utęsknieniem i radością witać armię – wyzwolicielkę. Inna interpretacja, posługiwanie się inną niż obowiązująca terminologią, czy też nie zawieranie obowiązkowych wstawek propagandowych natychmiast czyniłoby osobę podpisaną pod dokumentem podejrzaną politycznie. Taka musiała być treść takich dokumentów, bo takie były obowiązkowe interpretacje. W jednym z tych właśnie opublikowanych dokumentów polska ludność była głęboko wdzięczna sowieckim żołnierzom za puszczenie jej znanego w Polsce sowieckiego propagandowego filmu o „niemieckiej” zbrodni w Katyniu. Czy to informacja prawdziwa? Szczerze wątpię. Ona miała pokazywać wysiłki autorów dokumentu, a nie rzeczywistość.
Są zatem od początku skażone skażone tą samą sowiecką propaganda, którą dzisiaj promuje się w Rosji?
Trzeba umieć je czytać, czasem między wierszami. Tu wiele odbywało się na poziomie używania specyficznych zwrotów i doboru słów.
Może Pan podać jakiś przykład?
Kiedy Sowieci w 1939 r. zajęli Białostockie i część Mazowsza, ludność białoruska generalnie opowiedziała się za sowieckimi porządkami, a Polacy przeciw. Szczególnie ostra wrogość do okupanta panowała na Zachodzie, na obszarach zamieszkałych przez tzw. szlachtę zagrodową. Sowiecki politruk piszący sprawozdanie z tych terenów nie mógł napisać wprost, że przyjęto ich z wrogością graniczącą z nienawiścią i biernym oporem. Napisał, że na wschodnich terenach Białostockiego przywitano ich „radośnie”, a dalej na zachód, jeśli dokładnie pamiętam, też „radośnie, ale z większą wstrzemięźliwością”. Tak samo jest z dokumentami z lat 1944-1945.
Moskwa może wyciągnąć kolejne setki dokumentów, jak to Polacy cieszyli się z wyzwolenia, witali Armię Czerwoną. Tylko, że to jest nieprawda. Rosjanie opublikowali też dokumenty dotyczące zaopatrzenia, jakie mieli przekazywać polskiej ludności. Może podane w nich liczby są prawdziwe. Ale te dokumenty nie zawierają informacji, że przyjście Armii Czerwonej wiązało się z masowym rabunkiem i dewastacją. Rabowano wszystko co się dało: dzieła sztuki, fabryki, szpitale, środki transportu, lokomotywy i wagony, nawet szyny kolejowe i kable telefoniczne. Co się nie dało zrabować, często dewastowano. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że skala zniszczeń czynionych przez „wyzwolicieli” była na wielu obszarach Polski bez porównania większa, niż skutki 5 lat niemieckiej okupacji.
To temat- rzeka na inny wywiad. Wracajmy do owego ciekawego Pana zdaniem sprawozdania wywiadowcy „Olega” z Powstania Warszawskiego. Co on zawiera?
Klasyczna propagandowa ocena „antysowieckiego” Powstania Warszawskiego kierowanego przez „hrabiego Skomarowskiego” (chodzi o gen. „Bora”-Komorowskiego) pisana wedle propagandowych kanonów, o których mówiłem. Ludność nastawiona przeciwko „reakcyjnym elementom”, które kierują Powstaniem, fabrykanci i ziemianie mają wielkie zapasy pilnowane przez ich własne zbrojne straże, a lud Warszawy umiera z głodu wyglądając Armii Czerwonej. I tak dalej, i tym podobnie. 18 września 1944 miało nawet w Warszawie… wybuchnąć zbrojne powstanie ludności przeciwko AK. Stek propagandowych nonsensów przeplatany z informacjami o trudnej do zweryfikowania lub wręcz podejrzanej wiarygodności.
To dlaczego ten dokument jest ważny?
W opisie początków Powstania znajduje się następujący akapit: „Cała ludność ukraińska, która została w mieście została wyrżnięta lub wystrzelana. Siłami PKB (Państwowy Korpus Bezpieczeństwa – powstańcze siły bezpieczeństwa) była także unicestwione resztki Żydów, których nie dali rady wymordować Niemcy”.
To przecież nieprawda.
To oczywiście wierutne bzdury, ale z tego fragmentu rosyjska propaganda uczyniła newsa dnia trąbiąc, że oto mamy dowody, że w czasie Powstania Warszawskiego „unicestwiono Żydów”. Nikt się tu wiarygodnością tych informacji nie przejmował, ważne było, żeby po raz kolejny uderzyć w Polskę „wątkiem żydowskim”. To nowy front ataku propagandowego Rosji przeciwko Polsce zapoczątkowanej występami prezydenta Putina o ambasadorze Lipskim w końcu ubiegłego roku. Poziom tego wszystkiego jest żenujący. Rosyjskie akcje dezinformacyjne i propagandowe z ubiegłych lat były ciekawe, czasami trzeba było się do nich odnieść, coś napisać.
Co Pan ma na myśli?
Jakieś 10 lat temu akcję dezinformacyjną przeciwko Polsce przeprowadziły organa Służby Wywiadu Rosji, publikując dokumenty rzekomo odsłaniające tajniki polskiej „proniemieckiej” polityki zagranicznej z lat 30. Co prawda autor wydania, niejaki generał Sockow miał wiedzę o Polsce zbliżonej do tej, jaką przeciętny Polak ma o Buriacji, ale same dokumenty – pokazujące niestety, że Sowieci wiedzieli dużo, bo mieli w polskim MSZ cennego agenta – były momentami ciekawe. A z manipulacjami dokonanymi przy ich interpretacji można było sobie przy odrobinie wiedzy poradzić. Lektura była kształcąca, a polemika ciekawa.
Ale teraz, tutaj, po prostu nie ma się do czego odnieść. Kompletny chłam. Wydaje się, że w ramach obecnej Wielkiej Wojny Ojczyźnianej z Polską na front rzucono w wojskowych archiwach nawet sprzątaczki. Dość powiedzieć, że rosyjskim propagandystom pomyliły się nawet powstania, bo jeden dokument nie dotyczy roku 1944, tylko wcześniejszego powstania w getcie. W jego treści można znaleźć opis zażartych walk prowadzonych żydowskich bojowców w kanałach. Niemcy mieli mieć specjalne ubrania do tych działań, na dużą skalę używać gazów bojowych. Dokument ma charakter propagandowy i jest wart tyle, co cała reszta.
Nie można znaleźć w tej nowej rosyjskiej publikacji niczego ciekawego?
Ależ skąd. Można znaleźć dowody na ewidentnie złe intencje publikujących tego rodzaju dokumenty, bo to o nich głównie świadczy ta operacja, nie o historii. Można też znaleźć tu prawdziwe „smaczki” jak chociażby to, że na niektórych obszarach Polski długo po wkroczeniu Sowietów (i potwierdzają to dokumenty PPR) Polska Partia Robotnicza ze względu na powszechną niechęć do nowych porządków i siłę niepodległościowego podziemia dalej, jak za niemieckiej okupacji, działała w konspiracji. Uwagę zwraca też kilka meldunków o działalności Armii Krajowej na terenie województwa białostockiego, szczególnie okolic Suwałk i Augustowa. Informacje dotyczą ataków podziemia na struktury nowej władzy, a także żołnierzy Armii Czerwonej. Oprócz prawdziwych danych dotyczących drobnych akcji i napadów tam też roi się od niedorzeczności. Wedle sowieckich meldunków w lasach miały przebywać oddziały partyzanckie liczące tysiące żołnierzy, dysponujące artylerią i czołgami. Ale sam fakt opublikowania kilku meldunków właśnie z tego terenu jest znamienny.
Co Pan ma na myśli?
To materiały z obszarów, gdzie niedługo potem przeprowadzono tak zwaną obławę augustowską. W ramach tej akcji Sowieci spacyfikowali teren dwóch powiatów, aresztując około 600 członków polskiego podziemia, których potem wymordowano w nieznanym do dzisiaj miejscu. To największa tego rodzaju zbrodnia sowiecka na terenie Polski, dokonana zresztą już po wojnie. Podejrzewam, że te meldunki o wcześniejszych atakach polskiego podziemia na żołnierzy sowieckich na tym terenie mają po prostu służyć przyszłemu legitymizowaniu tej zbrodni. Kłamliwy i propagandowy wymiar bije z tej publikacji Kremla na każdym kroku.
Powrót do czasów stalinowskich, jak mówi wielu publicystów i i historyków?
Ależ skąd. Propaganda stalinowska była dużo bardziej wysublimowana i mniej ordynarna. To, co obecnie wyprawia Kreml dawno przebiło tamte standardy. Nadto tamta propaganda miała charakter raczej defensywny: wynikała z konieczności tłumaczenia się z paktu Ribbentrop-Mołotow, zbrodni katyńskiej. To mamy elementy operacji ofensywnej, głównie poprzez niezwykle prymitywny atak w przestrzeni stosunków polsko-żydowskich. Wydaje się, że głównym celem całej tej publikacji miało być właśnie opublikowanie informacji o „unicestwieniu Żydów” na początku Powstania Warszawskiego. Kompletna bzdura, ale ona stałą się przedmiotem oficjalnego stanowiska MSZ Rosji. Nie wiadomo, jak taki poziom rosyjskiej dyplomacji komentować.
Jak Polska powinna się zachować wobec tego rodzaju enuncjacji?
Powtarzając klasyka, którego cytowałem wcześniej, „radośnie, ale wstrzemięźliwe”. Niech się Rosjanie dalej ośmieszają, nie należy im w tym szczególnie przeszkadzać. Należy też zachować wstrzemięźliwość: nie widzę powodów, żeby kolejnym wynurzeniom Kremla nadawać rozgłos poprzez ich omawianie, „dementowanie” itp. Im mniej, tym tym lepiej.
Szczególne słowa krytyczne pod tym względem kieruję do niektórych dziennikarzy „Onetu”. Jak się relacjonuje tego rodzaju rosyjskie materiały propagandowe, to nie można tego robić wprost bez krytycznego opracowania. A jak się prezentuje taki poziom niekompetencji, że nie potrafi się rozszyfrować nazwy „Państwowy Korpus Bezpieczeństwa” (Maciej Jędruch, Katarzyna Barczyk, Rosja odtajniła dokumenty z czasów II wojny światowej. „Armia Krajowa unicestwiła pozostałych w Warszawie Żydów”, „Onet z 17.01.2020 r.), to lepiej się w ogóle za takie tematy nie brać.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiał MK
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/482868-gontarczyk-o-rosyjskich-archiwalnych-rewelacjach-chlam