Broniąc swojej tezy o „wyzwoleniu Polski” przez Armię Czerwoną w 1944 i 1945 roku, Włodzimierz Czarzasty sięga po argument związany z wysokimi stratami Sowietów w czasie walk na terytorium naszego kraju:
Na terenie Polski zginęło 700 tysięcy żołnierzy radzieckich. Gdyby pan porozmawiał z rodzicami i dziadkami, to by panu powiedzieli, że tereny, które zostały wyzwolone, tereny odzyskane, były wyzwalane przez dwie armie : Jedna armia to była armia wojska polskiego, w tym gen. Jaruzelskiego. (…) A druga to była armia radziecka. Przywołuje też cierpienia Rosjan, Ukraińców i innych narodów byłego ZSRR, w tym cierpienia matek opłakujących swoich synów i swoje córki:
Jeżeli ktoś obciąży żołnierzy radzieckich, którzy ginęli, to niech powie to matce, której dziecko zginęło. To są moje poglądy, poglądy polskiej lewicy. Żołnierze wyzwalali również Polskę.
To są argumenty w istocie rzeczy niemiarodajne, nieprawomocne. Po pierwsze, skala strat sowieckich poniesionych w walce o jakieś terytorium w żaden sposób nie wiąże się z kwestią wyzwolenia lub zniewolenia. Sowieci stracili wielu żołnierzy walcząc na terenie Węgier, Rumunii i późniejszego NRD, a przecież nie ma wątpliwości, że te kraje zniewolili. Sama z siebie żołnierska ofiara, nawet największa, nie niesie ze sobą żadnego znaczenia. Po drugie, Sowieci szli na zachód po to, by dojść do Berlina, a nie po to, by wyzwolić Polskę. Słowo „wyzwolenie” oznacza przecież zwrócenie komuś wolności, co jak wiemy, nie nastąpiło.
Jeśli ktoś chce oddać Sowietom ich właściwe zasługi w walce z Niemcami, to powinien mówić: „Sowieci wypchnęli z Polski Niemców”, albo też: „Sowieci oczyścili Polskę z wojsk hitlerowskich”. To jest prawda. Co więcej, może też dodać, że taki obrót spraw sprawił, że naród Polski nie wpadł w przepaść biologicznego unicestwienia, co z pewnością by nastąpiło, gdyby III Rzesza miała jeszcze z dekadę albo dwie. To jest jednak jedynie skutek uboczny działań sowieckich, a nie jakaś ofiara na rzecz Polski. Fakt, że w czasie drugiej okupacji Sowieci nie dążyli już do unicestwienia Polski i Polaków (jak to czynili w latach 1939-1945), ale dążyli do krwawego spacyfikowania kraju i społeczeństwa, należy odnotowywać, ale to naprawdę nie jest powód, by wyrażać wdzięczność. Fakt, że wymordowano nie 6 mln ludzi, ale 60 tys., miał znaczenie dla naszych dziejów, ale moralnym absurdem byłoby palenie zniczy tym, którzy zamordowali owe 60 tysięcy.
Lider SLD przywołuje także łzy matek opłakujących swoich synów, którzy - w domyśle - uważali, że Polskę wyzwali. To już argument wyjątkowo niebezpieczny. Bo przecież żołnierze niemieccy ruszający na wschód w ramach operacji „Barabarossa” także wyruszali na wojnę definiowaną jako wyzwoleńcza. Mieli wyzwolić i narody ZSRR, i całą Europę, od komunizmu. Mieli pokonać bestię, która zagrażała samym podstawom cywilizacji. Tak to definiowano, i tak zapewne wielu odczuwało. I wielu zapłaciło za to życiem, a matki łzami po poległych. Czy ta niemiecka ofiara i te łzy matek zasługują na cześć i uznanie, wreszcie na wdzięczność? Oczywiście nie, to byłoby absurdalne. Tak samo jak absurdalne jest twierdzenie, że sowieckie ofiary same z siebie w jakikolwiek sposób uzasadniają twierdzenie o „wyzwoleniu”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/475546-co-maja-lzy-sowieckich-matek-do-tezy-o-wyzwoleniu-nic