Dwa tygodnie temu polskie władze - i nie tylko one - zaprotestowały przeciwko skandalicznem mapie w nowym serialu Netflixa. Serial, nazwany chyba ironicznie „dokumentalnym”, nosi tytuł „Iwan Groźny z Treblinki”, i opowiada o procesie ukraińskiego zbrodniarza wojennego Iwana Demianiuka. Na mapach, które miały ilustrować kontekst historyczny, zaznaczano (zresztą także błędnie) niemieckie obozy koncentracyjne i obozy zagłady - ale na tle współczesnych granic Polski. Wniosek był taki, że były to nasze obozy. Reparacji nie dostaliśmy, ale kawałek niemieckich zbrodni, i to ten największy, chętnie nam oddadzą.
Po liście premiera w tej sprawie, i w wyniku innych działań, Netflix zapowiedział dodanie do map wyjaśnienia/sprostowania. Wciąż za mało, ale może lepsze niż nic.
Ale problem z mapami mają też najwidoczniej Amerykanie. Oto w prestiżowym Narodowym Muzeum Amerykańskiej Historii (National Museum of American History) w Waszyngtonie, przy wejściu do działu opisującego II wojnę światową, można znaleźć taką oto mapę, prezentującą rzekomo sytuację w 1942 roku:
Kuriozum wręcz niewiarygodne. Zachodnia granica Polski to granica II Rzeczypospolitej, ale już wschodnia to granica pojałtańska. Ale to nie koniec: Polska włada Warmią i Mazurami, istnieje też okręg kaliningradzki. Czechosłowacja jest powojenna, ale Kraj Sudetów przynależy do Rzeczy, choć tylko w połowie. Węgry i Rumunia są w granicach powojennych, choć przecież Bukareszt odzyskał przejściowo obecną Mołdawię (w trochę większych granicach, niż t opokazano), a Budapeszt władał w tym okresie południową Słowacją, północnym Siedmiogrodem i kawałkiem Jugosławii. Ta ostatnia również pozostaje całością, po państwie ustaszy nie ma śladu.
Mapa towarzyszy wizerunkom Hitlera i Mussoliniego, a tekst głosi:
Do grudnia 1941 roku, Niemcy kontrolowały większość Europy, i były w stanie wojny z Wielką Brytanią oraz Związkiem Sowieckim.
Dalej opis niemieckich zdobyczy: Nadrenia, Austria, Czechosłowacja i Polska. Oraz informacja, że podbojom towarzyszyły mordy na Żydach.
Czy mapa Polski bez wschodniej części to wyraz jakiegoś niebywałego nieuctwa jakiegoś „historyka”, odpowiedzialnego za tę ekspozycję? A może to cichy ukłon wobec Moskwy, która nie życzyła sobie przypominania, że zagarnęła we wrześniu 1939 roku pół Polski? To możliwe, bo muzeum powstało w 1964 roku, a wystawa wygląda na mającą już ładnych parę lat.
Ale Narodowe Muzeum Amerykańskiej Historii w Waszyngtonie nie jest konsekwentne; oto w dziale poświęconym lądowaniu w Normandii mamy prawidłową mapę Polski, i prawidłową mapę przedwojennej Europy.
W całej sprawie zastanawia jedna rzecz. Otóż mówimy o miejscu ważnym, tłumnie odwiedzanym przez wycieczki, również szkolne, oraz przez indywidualnych gości z całego świata. Mówimy także o miejscu bardzo prestiżowym, położonym niedaleko Białego Domu, przy wielkiej promenadzie National Mall. Czy przez te wszystkie lata, a są to być może już dekady, żaden polski dyplomata z ambasady w Waszyngtonie nie wybrał się zobaczyć, co pokazuje ta placówka? Czy żaden nie wyłapał błędu na mapie? A może ktoś wyłapał, ale nie chciało mu się interweniować? Może wreszcie, interwencje były, ale nie okazały się skuteczne?
Ważne pytania, zwłaszcza że od paru lat wiemy, że jednym z najważniejszych zadań polskiej dyplomacji jest obrona prawdy historycznej, stanowiącej dziś kluczowy element naszej racji stanu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/474424-takze-w-usa-maja-problem-z-mapa-polski-to-tylko-ignorancja