To była całkiem niezła awanturka. Praca Piotra Zychowicza, aspirująca do tytułu Książki Historycznej Roku, została wycofana przez organizatorów konkursu. Ze skandalu na prawicy najbardziej cieszyły się media liberalne. A przyczyną była wprost niewiarygodna lekkomyślność i niefrasobliwość uczestników tego zamieszania.
Najpierw więc jury, składające się w większości z krytyków Zychowicza, przyjęło jego pracę, choć mogło odrzucić. Nie pochwaliłbym takiego rozwiązania, ale pozwoliłoby to uniknąć kolejnych błędów
Potem się okazało, że „Wołyń…” w głosowaniu internetowym dystansuje konkurentów, i wycofali go organizatorzy konkursu – zgodnie z przepisami, ale nie rozumiejąc, że wyniknie z tego awantura. A wynikła.
Nagromadzenie lekkomyślności było w tej sekwencji wydarzeń tak wielkie, że gotów byłbym je uznać za dywersję, gdybym nie wiedział, że to zwykła bezmyślność. Plus osobista niechęć, silniejsza od rozsądku.
Finałem było unieważnienie tegorocznego konkursu. Może – jak w przypadku Nobla – za rok zostaną nagrodzone dwie książki. Olga Tokarczuk już czeka na kolejne laury.
Teraz Zychowicz i jego „zasługi”. Piotr, absolwent historii, dziennikarz, od kilku lat wydaje kolejne – z punktu widzenia polskiej tradycji patriotycznej – książki skandalizujące. Twierdzi, że powstanie warszawskie było niepotrzebne, że II RP powinna iść z Hitlerem na sowiecką Rosję, że Armia Krajowa zdradziła mieszkańców Wołynia wyrzynanych przez Ukraińców. Na każdą z tych tez przywołuje mnóstwo dowodów, rzadko wspominając o faktach przeczących jego ocenom. Niektórzy twórczość Zychowicza nazywają „pornografią historyczną”, inni zwracają uwagę, że za oceanem tego rodzaju publicystyka to norma.
Lubię czytać Zychowicza, ale nie chciałbym, aby jego twórczość zyskiwała rangę poważnych analiz. Nie sądzę, aby profesjonalne historyczne jury chciało go kiedyś nagrodzić, ale mogą – imają święte prawo – robić to jego fani i czytelnicy.
Piotr to człowiek uwielbiający prowokować. Niestety gotów jest także podpalić pół świata, byle tylko nagłośnić swoją książkę. Tym razem też – skarżył się komu popadło, nawet mediom tak nieprzyjemnym, jak NaTemat i Onet. Ktoś powie: jego święte prawo. Ja napiszę, korzystając z wątków Zychowiczowych: to tak jakby wzywać do pomocy Wehrmacht przeciw robiącym taktyczne błędy oddziałom Armii Krajowej.
Felieton ukazał się w tygodniku „Sieci” nr 44/2019
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/472239-sprawa-zychowicza-okiem-symetrysty