Nie widziałem jeszcze w polskim filmie tak dobrze nakręconych i zmontowanych scen bitewnych. Całości dopełnia świetna muzyka i efekty specjalne na miarę dzisiejszego kina. To pierwsza uwaga, bo w końcu w polskim filmie nie widać biedy. 27-milionowy budżet został wydany dobrze.
Sama historia napawa dumą, wierzę, że oni wtedy tacy byli. Czasem nieświadomi tego, na co się porywają, czasem zbyt emocjonalni, ale tak Polski wygłodniali, że nie była ich w stanie zatrzymać przeważająca w każdym aspekcie wroga armia.
Gdyby nie pewne dłużyzny, wynikające chyba z obawy, by niektórych wątków nie opowiedzieć „po łebkach”, to rzekłbym, że mamy do czynienia z taką produkcją, która zaistnieje za granicą. Tego „Legionom” życzę, ale obawiam się, że zawiniła tutaj „polskość”, wciąż naszą historię traktujemy z takim pietyzmem (i w sumie słusznie), że nawet w kinie nie jesteśmy w stanie pewnych rzeczy spłycić, by obraz stał się zrozumiały dla kogoś spoza Polski. Ale przyjmując, że to film, który miał być hołdem złożonym legionistom w stulecie ich czynu, to powyższy zarzut wycofuję. Główne role są dobre i wyraziste, ale najważniejszy bohater jest zbiorowy.
No właśnie, to, co jeszcze naprawdę zwróciło moją uwagę, to staranna gra aktorska i ciekawy, uroczo banalny wątek miłosny. Nie zdradzę tutaj o co chodziło, ale zaręczam, że z kina wyjdziecie Państwo z przyjemnym uczuciem lekkości raczej niewłaściwym dla kina batalistycznego.
Ja jednak z kina wyszedłem z poczuciem smutku, już tłumaczę dlaczego. Finałowe sceny to bitwa pod Kostiuchnówką na Wołyniu. Tam w ziemi, na obecnej Ukrainie wciąż leżą szczątki naszych. W 2017 roku pojawiła się szansa, że Instytut Pamięci Narodowej na zaproszenie jednej z ukraińskich firm (takie są tam przepisy) będzie uczestniczył w pracach poszukiwawczych i być może uda się doprowadzić do ekshumacji legionistów. Niestety, firma natychmiast dostała zakaz pracy z Polakami, trwa on do dziś.
Wracam więc do niedawnej wizyty prezydenta Wołodymira Zełenskiego w Polsce i jego zapewnień, że moratorium zostanie zniesione. Czekamy. Po NICH trzeba wrócić, tak, jak w „Legionach”, Józef Wieża (w tej roli Sebastian Fabijański) wrócił na pole bitwy, by pod ostrzałem wynieść rannego towarzysza broni w bezpieczne miejsce. Tak nakazuje polski honor.
CZYTAJ TAKŻE: Zełeński obiecał odblokowanie ekshumacji IPN na Ukrainie? Świetnie, ale uwierzę dopiero, gdy zobaczę
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/464162-nasi-czekaja-pod-kostiuchnowka-trzeba-wznowic-prace-ipn