Ks. Henryk Zieliński zauważył w ostatnim wydaniu Salonu Dziennikarskiego, że o ile dla lewicy marksistowskiej kluczem do zdobycia władzy były wpływy w środowiskach robotniczych, o tyle dla lewicy neomarksistowskiej podstawową bazą są uniwersytety.
Patrząc z tej perspektywy, nowa lewica jest w Polsce na dobrej drodze do zdobycia władzy w kolejnym państwie. Potwierdza to głośny przypadek zawieszenia publicysty tygodnika „Sieci” prof. Aleksandra Nalaskowskiego za felieton pt. „Wędrujący gwałciciele”. Zastosowanie tak dotkliwej sankcji za wypowiedź niezgodną z polityczną poprawnością jest szczególnie rażące na tle tolerowania przez polskie uczelnie brutalnej i często wulgarnej aktywności licznych profesorów zaangażowanych po stronie lewicy. Im nigdy nie spadł z głowy nawet jeden włos.
Dla pełnego obrazu dodajmy, że na wielu uczelniach publicznych osoba choćby podejrzewana o poglądy konserwatywne nie ma szans dostania się na studia doktoranckie. Uczelnie zamykają także swoją przestrzeń dla myśli nieakceptowanej przez lewicę, odwołując dyskusje, blokując dostęp do sal itp.
W perspektywie kilku najbliższych lat znalezienie odpowiedzi na ten problem jest zadaniem numer jeden dla polskiej prawicy. Bez tego cywilizacyjna, kulturowa i społeczna ofensywa nowej lewicy wcześniej czy później przełoży się na jej zwycięstwo polityczne. Jest to proces nieuchronny. Wówczas nie pomogą żadne zaklęcia, i Polska przestanie być wyspą wolności, którą dziś w wielu obszarach rzeczywiście jest (większość naszych uniwersytetów należy już jednak wyłączyć z zasięgu tego pojęcia).
Problem w tym, że o skuteczną receptę trudno. Otwarta konfrontacja z uczelniami, już opanowanymi przez lewicę, nie jest żadną odpowiedzią, ponieważ skończy się wojną, które nie można wygrać bez olbrzymich strat. Z drugiej strony bierność, kapitulacyjne zasłanianie się hasłem „autonomii uczelni”, także prowadzi na manowce, jedynie rozzuchwala. Konieczna jest polityka dobrze przemyślana, precyzyjna, konsekwentna, prowadząca choćby do punktowych sukcesów, do przywrócenia pluralizmu choćby na niektórych wydziałach. Warto także myśleć o powołaniu nowej uczelni państwowej, choć to także projekt, który niesie ze sobą liczne ryzyka (swoista auto-gettoizacja myśli konserwatywnej i państwowej).
Nie ma prostej recepty, ale myśleć trzeba. Moim zdaniem także nad sposobami ograniczenia finansowania nowej lewicy przez ośrodki zagraniczne (i w jakiejś mierze także krajowe). To czynnik, który sztucznie zaburza naturalną ewolucją świątopoglądu społecznego, który jest w istocie rodzajem cichej agresji. Sądzę, że w dłuższej perspektywie nie da się zachować podmiotowości państwowej bez zmierzenia się z tym problemem. Do tego wniosku doszedł m. in. Wiktor Orban, zapewne dobrze tę sprawę analizując.
Znów: to nie jest proste wyzwanie. Jednym ze źródeł obecnego sukcesu PiS jest rezygnacja z wszelkich działań, także bardzo potrzebnych i słusznych, które mogłyby wytworzyć wiarygodne wrażenie, że jest to partia w jakikolwiek sposób ograniczająca wolność. Uderzenie w sorosowe i sorosowopodobne fundusze łatwo przedstawić właśnie w ten sposób, zarówno na forum krajowym, jak i zagranicznym. Ale powtarzam: jeśli czegoś nie zrobimy, za cztery lata PiS będzie walczyło o władzę z partią nowej lewicy. Zapewne jeszcze wygra, ale już kolejny bój, w roku 2027-ym, przegra, i będziemy mieli nad Wisłą drugą Irlandię.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/463881-jesli-prawica-nie-odbije-uniwersytetu-to-czeka-ja-kleska