Przeżył wiele, nigdy się nie poddał, nikogo nie wydał - w poruszającym przemówienie żegnał więźnia stalinowskich katowni pułkownika Włodzimierza Szlezyngera adwokat Maciej Krzyżanowski.
Pułkownik Włodzimierz Szlezynger zmarł 5 września 2019 r. w Częstochowie. Żołnierz Armii Krajowej, więzień okresu stalinowskiego, prezes Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych w Częstochowie. Spoczął w grobie rodzinnym na cmentarzu KULE w Częstochowie.
Podczas przesłuchania w marcu tego roku w Sądzie Okręgowym w Częstochowie wspominając stalinowskie piekło na Mokotowie mówił, że „nawet szczury miały więcej serca” niż komunistyczni oprawcy
— wspomina w rozmowie z portalem wPolityce.pl mecenas Maciej Krzyżanowski.
Przeżył wojnę aktywnie w niej walcząc. W niedzielę 1 września po obejrzeniu uroczystości z okazji 80-tej rocznicy wybuchu II Wojny Światowej wsiadł w samochód i pojechał do córki. Pomimo ukończenia w lipcu 90 lat kochał jeździć autem. Najbardziej martwił się, że prawo jazdy ważne do końca roku może nie zostać przedłużone
— dodaje.
Aktywny życiowo, pogodny, dowcipny i elegancki - zawsze w dobrze skrojonym garniturze i krawacie
— podkreśla.
Pożegnałem go nad grobem w swoim imieniu, senatora ziemi częstochowskiej Artura Warzochy oraz Polski. Panie pułkowniku od 16 roku życia bardzo boleśnie poczuł Pan, czym był stalinowski reżim. Mordercy sądowi w 1952 roku odebrali Panu kilka najpiękniejszych młodzieńczych lat. Ale dzięki Bogu miał Pan szczęście żyć jeszcze wiele lat w wolnej Polsce, co było jednym z celów Pana życia i o co tak pięknie Pan walczył. Proszę odpoczywać w pokoju i tam u boku naszego Ojca opiekować się Polską, która - obiecujemy to Panu - nigdy o Panu nie zapomni…
— mówi mecenas Krzyżanowski.
Włodzimierz Szlezynger o sobie:
Ojciec mój Karol w roku 1918 ochotniczo wstąpił do wojska polskiego (werbunek odbywał się na Jasnej Gorze) brał czynny udział w rozbrojeniu Niemców. W roku 1919 wyruszył z 27 pułkiem piechoty na front, a w roku 1920 brał udział w wojnie Polsko- Bolszewickiej. Z wojska zdemobilizowany w 1923r. W latach 1934-39 prowadzi zakład krawiecki. Po wrześniu 1939r. dobrowolnie opodatkowuję się na rzecz Delegatury Rządu polskiego w podziemiu. W początkowym okresie inkasentem był mój nauczyciel ze szkoły podstawowej Morzykowski. Podatek Ojciec opłacał do 1945r. Mój udział w akcji „Burza” w roku 1944 na dostarczaniu złomu (drut zbrojeniowy i rury) na wieś Marianka Rędzińska do Stanisława Mazurkiewicza, który był, jak się później dowiedziałem Rusznikarzem oddziału „Jerzego” w powiecie Radomszczańskim, z dostarczonego złomu montował „Stery” do których zamki pochodziły ze zrzutu. W miesiącach od marca byłem kilkakrotnie zatrzymywany przez bezpiekę w Częstochowie był wówczas kpt. Dziadosz, który kazał mnie zwalniać. 10 Grudnia 1945r. po zmianie szefa i siedziby z ul. Waszyngtona na ulicę Śląską 22 zostałem zatrzymany i w UB przebywałem do Marca 1947r. wtedy zostałem zwolniony bez sankcji. Szefem w tym czasie był por. Korol (Łotysz), który w 1947 r. został zastrzelony z polecenia władz Wojew. Urzędu Bezpieczeństwa w Kielcach za kontakty z „Warszycem”.
Sprawy dotyczące nauki: Naukę w szkole podstawowej rozpocząłem w 1936r. do wybuchu wojny ukończyłem 3 oddziały, dalszą naukę kontynuowałem na tajnych kompletach do 1943 r. i w tymże roku podjąłem naukę w zawodzie krawieckim u mojego ojca. W październiku 1947 r. rozpocząłem naukę na kursie przygotowującym do egzaminu czeladniczo- mistrzowskiego w zawodzie krawieckim, którym ukończyłem 30 Grudnia 1947 r. Do egzaminu czeladniczego przystąpiłem i zdałem w marcu 1945 r. następnie pracowałem w zakładzie ojca. W listopadzie 1950 r. zostałem powołany do odbycia służby wojskowej. Służbę wojskową rozpocząłem w 50 pułku piechoty w Lindzbarku Warmińskim gdzie na okresie rekrudzkim i złożeniu przysięgi cała nasza jednostka została przeniesiona do Warszawy na Forty Bema wcieleni do batalionu budowy lotniska, dowódca batalionu p.pułk Bekisz. Zostaliśmy zatrudnieni przy budowie lotniska „Bemowo”. Praca fizyczna polegała na ręcznej budowie bez użycia sprzętu budowlanego (łopata, taczka). W połowie roku 1951 r. cała nasza jednostka 1506 zostaje przeniesiona do budowy lotniska w Bydgoszczy, zakwaterowani w drewnianych barakach na ulicy Szubińskiej. Którejś nocy 12:00- 02:00 zostaję wyrwany ze snu przez oficera politycznego p.por Siwca, który oświadczył że zostaję przeniesiony na pluton gospodarczy a pracować będę jako rozliczeniowy na bazie w Trzcińcu, tam właśnie poznałem Zdzisława Mikosza, który w stopniu kaprala podchorąży był szefem bazy. Syn przedwojennego kapitana z ukończoną szkołą oficerów lotnictwa za nieujawnienie pochodzenia usuniety ze szkoły oficerskiej i wcielony do batalionów roboczych bez zaliczenia służby. Ferdynand Pompka- syn młynarza z pod Jędrzejowa. Andrzej Teszner syn por. służby granicznej (KOP) zamordowanego w Katyniu. Andrzej był zatrudniony, jako pracownik cywilny w kierownictwie budowy lotniska. Często po pracy spotykaliśmy się nad stawem w Tyńcu rozmawiając na tematy stanowiące krytykę ówczesnej rzeczywistości, w tych rozmowach również uczestniczył Janusz Szewczyk, który wysuwał propozycję opuszczenia kraju, a który okazał się prowokatorem współpracującym z informacją wojskową. Przeczuwając, że coś się dzieje źle, poprosiłem o przeniesienie do Krzesin pod Poznaniem, i tam otrzymałem urlop na nowy rok, Przebywając na urlopie, poznałem swoją przyszłą żonę, która obiecała czekać na mój powrót, który się przedłużył o blisko 4 lata. Po powrocie z urlopu 6 stycznia 1952 r. zostałem wezwany przez Szefa Sztabu który zaproponował żebym wrócił do Bydgoszczy na bazę rozliczeniową bo Mikosz ubył z jednostki a trzeba uzupełnić ten etat, na co się zgodziłem. Kilka godzin później zostałem zatrzymany i umieszczony w areszcie, a wieczorem skuty z rękami do tyłu, w założonej pelerynie sięgającej ziemi przewieziony do Poznania na dworzec, gdzie pociąg był przepełniony, więc został dopięty wagon, w którym jak groźny przestępca w asyście oficera politycznego i oficera informacji oraz dwóch wartowników z bronią automatyczną. Przewieziony do dowództwa wojsk lotniczych w Warszawie, po spisaniu ewidencji, umieszczono mnie w pojedynczej celi bez okien, na korytarzu wyłożony chodnik dywanowy, tak by nie było słychać chodzącego strażnika, co chwilę zaglądającego przez judasza. Po dwóch tygodniach przeprowadzony zostałem przez żołnierzy ustawionych z bronią automatyczną gotową do strzału do Urzędu Informacji Wojskowej przy ul. Wawelskiej. Tam wprowadzono mnie do piwnicy gdzie było słychać szum wody z prysznic, służba wchodząca z bronią krótką w ręku poleciła rozbierać się do naga i wprowadzono mnie do tej prymitywnej łaźni, po kąpieli otrzymałem bieliznę i umieszczono mnie w celi gdzie przebywał już jak się później okazało p.płk. Zaczkiewicz od 2 lat. Śledztwo prowadził kpt. Murkiz, przeważnie w godzinach nocnych, trwało około 2-3 godziny, następnie odprowadzono mnie do celi
I gdy tylko zasypiałem, budzony byłem na dalsze przesłuchanie. Przy przesłuchaniach nie wolno było usiąść, wynikiem czego występowało zmęczenie całego organizmu. Było odgrażanie, że zostanę uderzony wskazując na ciężki mosiężny kałamarz.
Oświadczał, że tego rodzaju przestępstwo grozi karą śmierci, a on się postara bym był powieszony i zachowa kawałek sznura bo taki przynosi szczęście. Posiłki były ograniczone do ½ porcji żołnierskiej. Podawano solone śledzie ograniczając napoje (czarna kawa). Chyba 25 lutego śledczy odczytał akt oskarżenia i kazał podpisać zgodę na przyśpieszony termin rozprawy. W godzina rannych 29 lutego w świetlicy Informacji Wojskowej odbyła się parodia rozprawy, na której prosiłem sąd o doprowadzenie na rozprawę Janusza Szewczyka który jest świadkiem oskarżenia. Odpowiedź sądu: że Janusz Szewczyk znajduję się w szpitalu psychiatrycznym na leczeniu. Moje zapytania jak sąd może się opierać na zeznaniach idioty ? Odpowiedź: pozbawiam oskarżonego prawa głosu. Proces odbywał się przy udziale pododdziału żołnierzy był procesem pokazowym, Wyrok został odczytany 3 marca 1952 r. skazujący Mikosza, Tesznera i mnie na 10 lat więzienia i 2 lat pozbawienia praw, natomiast Papke na 12 lat i również 2 lata. Po odczytaniu wyroku w tym samym zostaliśmy przewiezieni na ul. Rakowiecka do więzienia Warszawa 1 i umieszczeni w piwnicy (kwarantanna) na okres 2 tygodni, po tym przeniesienia na oddział 4-ty cela nr 27 gdzie wg mojej oceny było około 100 więźniów. W czerwcu był przygotowywany w celi nr 16 transport więźniów z wyrokami od 10 lat w zwyż do Wronek, z tego transportu zostałem wyłączony i przeniesiony do warsztatu krawieckiego na 3 oddziale kobiecym. Następnie warsztat został przeniesiony do kaplicy więziennej na oddziale 2- Gim, na którym mieliśmy wydzieloną celę. W tym warsztacie było nas wówczas o ile pamiętam 42-45 osób. Był to warsztat dla Ministerstwa Bezpieczeństwa. Do pracy w warsztacie włączeni byli również więźniowie z „Gęsiówki” (kryminalności), którzy próbowali wprowadzić swoje obyczaje, co było wynikiem odmowy powrócenia do celi z tym elementem. Wynikiem tego incydentu była noc spędzona nago na korytarzu. Za to wystąpienie byłem ukarany 24 godzi i 7 dni twardego łoża. Wynikiem było zabranie i przeniesienie kryminalnych do innych prac. Kary dla nas były stosowane tak by nie zakłócać pracy w warsztacie. Po pobyciu w więzieniu około 3 lat została zastosowana amnestia zmniejszająca wyrok do 6 lat i 8 miesięcy, a następnie wyrokiem rewizji procesu, uchylenie wyroku i skierowanie do ponownego śledztwa. Prokuratura prowadząca ponowne śledztwo umorzyła postępowanie. Wynikiem tej decyzji po okresie 3 lat i 8 miesięcy 23 dni, zostałem zwolniony, jako więzień śledczy. Po okresie przystosowania się do nowych warunków, złożyłem podanie o przyjęcie do pracy do zakładu „Odzież” kazano mi zgłosić się za 2 tygodnie, po tym okresie otrzymałem odpowiedź, że obecnie brak miejsc. Złożyłem podanie do spółdzielni krawieckiej, gdzie wynik był taki sam. Z więzienia zwolniony byłem 29 października 1955 r. do roku 1961 pozostałem bez pracy. W 1956 r. zawarłem związek małżeński pozostając na utrzymaniu żony i jej rodziców, z którymi mieszkaliśmy. Wcześniej na utrzymaniu moich rodziców. W maju 1961 r. wujek żony (Dyrektor ds. Technicznych w Zakładach Konfekcji Technicznej w Częstochowie), zaproponował mi pracę w jego zakładzie, jako fizyczny pracownik magazynu, z czego skorzystałem prosząc jednocześnie o wyrażenie zgody na podjęcie nauki w Technikum Włókienniczym w Łodzi oddział w Częstochowie, na co zgodę otrzymałem. Naukę rozpocząłem 1 września 1961 r. Konsultację odbywały się w soboty od godz. 15:00 do godz. 22:00 oraz w niedzielę w godzinach 8:00 do 14:00. Praca w magazynie była ciężka gdyż tkaniny techniczne rolowane w bele były o wadze średnio 80- 120 kg, które rozładowywane z wagonów były przewożone do zakładu samochodem, następnie składowane w magazynie niekiedy na wysokości 4m. Pod koniec 1962 r. nastąpiło połączenie Zakł. Konf. Tech. Z Zakładem „Kapeluszownia” o wspólnej nazwie „Polnam”. Wynikiem połączenia zakładów i mojej nauce, dostałem propozycję objęcia magazynu wyrobów gotowych. Na stanowisku kierownika magazynu i ustawialni, pracowałem 21 lat. Następnie 4 lata byłem kierownikiem sklepu firmowego. Na rentę inwalidzką 3 grupy zostałem skierowany 24.06.1986 r. wynikiem tego w roku 1986 zostałem skierowany na rentę inwalidzką kończąc 25 lat pracy w jednym zakładzie. Dnia 28.05.1992 r. zaliczony do 2 grupy inwalidów na stałe z przyczyn politycznych.
W 1993 r. 29 lipca wystąpiłem do sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego uznanie za nieważne orzeczenia b. Sądu Wojsk Lotniczych w Warszawie. Pozostałe dokumenty w posiadaniu Pana Mecenasa. Po zmianach ustrojowych udzielałem się w pracach społecznych, od 1991 r. we władzach Związku Byłych Więźniów Politycznych, następnie w Antykomunistycznych Związkach Więźniów Politycznych w Częstochowie, przez kilka lat jego prezesem. Byłem również członkiem związku Armii Krajowej oraz Związku WJN okręg Łódź.
ems
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/462924-zmarl-wlodzimierz-szlezyngier-nigdy-sie-nie-poddal