Dr Stefan Scheil, polityk AfD i historyk umieścił na Twitterze znaczek, który miał zostać wydany przez Podziemną Pocztę Polską w czasie II wojny światowej (widnieje na nim stempel pocztowy z 1942 r. z napisem „o to walczymy” oraz mapą Europy i Afryki). Znaczek miał według Scheila wyrażać imperialistyczne ambicje Polski od „Bałtyku po morze czarne, od Odry po Moskwę”, jak i ambicje Polski posiadania kolonii w Afryce. Polski, która jego zdaniem „dążyła do wojny z Niemcami”. To jedna z głównych tez niemieckiego historyka i przewodniczącego AfD w okręgu Nadrenia-Palatynat. Scheil napisał na ten temat nawet książkę: Polska 1939: kalkulacja wojenna, przygotowania, przeprowadzenie” (Polen 1939: Kriegskalkül, Vorbereitung, Vollzug). Wygłosił na ten temat także liczne wykłady: choćby w 2010 r, w Oberhausen pod tytułem: „Polskie Ambicje i Polska droga do wojny 1939”.
Scheil od lat pisze o „bezgranicznych” ambicjach terytorialnych Polski pod „dyktatorem” Piłsudskim, o brytyjskim sprzeciwie wobec planowanej agresji Polski na Niemcy, o prześladowaniach Volskdeutschów w okresie międzywojennym w Polsce, które miały zmusić Hitlera do działań, cytuje przy tym magazyn „Silesia-Schlesien-Śląsk”, gdzie niejaki Heinz Magenheimer dywaguje o „polskim wkładzie w wybuch wojny”. Scheil nie ukrywa, że uważa iż cała historia Ii wojny światowej „powinna zostać napisana na nowo”. Historyk tego już w dużej mierze dokonał. Z jego książek i artykułów dowiadujemy się m.in., że Józef Beck podżegał do wojny, a Polska chciała nie tylko zając Gdańsk ale także odebrać Niemcom całe Prusy Wschodnie, Śląsk i Pomorze. Także na Białorus i Ukrainę Polska miała mieć według niego chrapkę. Biedny Hitler się tylko bronił, atakując z wyprzedzeniem zanim tak się stanie.
Można oczywiście uznać: „ale bzdury”, i przejść nad dywagacjami ScHeila do prządku dziennego. Problem w tym, że należy on do partii, która w wyborach do landtagu w Saksonii i Brandenburgii 1 września zdobyła 28 i 23 proc. głosów, i uplasowała się tuż za CDU I SPD. A historyk znajduje ogromny posłuch wśród zwolenników AfD. I nie tylko, o czym świadczy choćby frekwencja na jego wykładach. Pod jego dzisiejszym tweetem jedna z jego fanek nieśmiało pyta „czy może to jednak Polacy pierwsi zaatakowali?”, sugerując, że to co się „wmawia Niemcom” odnośnie przebiegu II wojny światowej jest kłamstwem. Krytycy, w tym inni historycy, zarzucają Scheilowi brak źródeł i jawne manipulacje. Mimo tego w 2005 r. otrzymał on nagrodę dziennikarską Gerhard-Löwenthal-Preis gazety „Junge Freiheit”.
Takich polityków jak Scheil jest w AfD zresztą więcej. Alternatywa dla Niemiec, powstała w 2013 r., sama określa się jako partia demokratyczna a zarazem oddolny ruch obywatelski, występujący przeciw „sprzecznej z prawem samowoli establishmentowych partii ludowych”. To wobec nich chce stanowić alternatywę. Co ciekawe, początkowo AfD nazywana była „partią profesorską”, ponieważ jej członkowie i zwolennicy wywodzili się głównie ze środowisk tzw. intelektualnych. Wielu z nich było przez lata związanych z niemiecką chadecją. Rozczarowani przesunięciem CDU w lewo oraz przejęciem przez nią lewicowych postulatów, głownie od partii Zielonych, znaleźli schronienie w nowym ugrupowaniu. Jak choćby Alexander Gauland, jeden z liderów AfD, który przez 40 lat należał do CDU.
W 2015 r., wraz z kryzysem migracyjnym doszło w partii do rozłamu. Założyciele partii – jak Bernd Lucke czy Hans-Olaf Henkel (wieloletni przewodniczący Niemieckiego związku Przemysłu) odeszli z AfD a wraz z nim wielu innych „profesorów”. Pojawili się za to inni działacze, o wiele bardziej radykalni. Podczas gdy partia wcześniej była planktonem, cieszącym się kilkuprocentowym poparciem, wraz z „tożsamościowym” zwrotem i przyjęciem linii antyimigranckiej zaczęła wyraźnie rosnąć w sile. Z partii elit zamieniła się w partię drobnomieszczańskiego protestu. Ponieważ część działaczy zaliczanych do elit pozostało, jak choćby Gauland (członkiem partii jest też m.in. księżna Doris Sayn-Wittgenstein), AfD jest dziś partią elit i jednocześnie partią rewolty przeciwko elitom. Jest to dość osobliwa mieszanka, która doprowadziła do powstania dwóch skrzydeł w partii – umiarkowanego oraz tzw. „ludowego” (völkisch).
Skrzydłowi ludowemu, zwanemu czasami po prostu „skrzydłem” przewodzi szef AfD w Turyngii Björn Höcke, który jest od jakiegoś czasu pod obserwacją Urzędu Ochrony Konstytucji, czyli niemieckiego kontrwywiadu. Według Gaulanda 40 proc. działaczy AfD należy obecnie do „ludowego” skrzydła partii. Co roku spotykają się pod pomnikiem cesarza Wilhelma I Hohenzollerna oraz Fryderyka I Barbarossy w górach Kyffhäuser w Turyngii by przypomnieć sobie o tym „kim są i skąd pochodzą”. Czczenie cesarza Wilhelma wprawdzie nie jest w Niemczech zakazane, ale kult Niemiec lat 1871-1914, praktykowany w AfD ma – jak przekonują jej przeciwnicy - tak naprawdę przykryć o wiele gorsze upodobania historyczne. Nie da się ukryć, że Höcke zabłysnął kilkoma kontrowersyjnymi wypowiedziami, m.in. o „etnicznej homogenizacji Niemiec”, czy o pięknych błękitnych oczach Adolfa Hitlera. Pod pseudonimem Landolf Ladig miał ponadto wypisywać „nacjonalistyczne bzdury” do gazetki NPD, czemu stanowczo zaprzecza. Faktem jest natomiast, iż Höcke uważa, że masowa imigracja niszczy niemiecką kulturę, a Niemcy cierpią na „neurozę winy” o właściwościach psychotycznych, która prowadzi do „kolektywnej autoagresji”.
By Niemcy mogły wyzdrowieć należy się pozbyć pamięci o tym krótkim epizodzie najnowszej historii, który psuje im szyki (Gauland porównał czasy hitleryzmu do „ptasiej kupy w ponadtysiącletniej historii niemieckich sukcesów”). W tym celu należy jego zdaniem usunąć pomnik „hańby” (czyli Holokaustu) w Berlinie i w jego miejsce postawić pomnik Goethego lub Schillera. „Zamiast przekazywać dorastającemu pokoleniu wiedzę o znanych na całym świecie filozofach, muzykach, wynalazcach i odkrywcach, których mamy tak wielu, my obsmarowujemy niemiecką historię i wyśmiewamy ją” - przekonywał Höcke w mediach,
Kolektywna terapia historyczna, która ma wyleczyć Niemców z ich neurozy zakłada więc z jednej strony zapomnienie, a z drugiej korektę zdarzeń, które „obrażają” wielkie niemieckie dziedzictwo. Najwyraźniej, patrząc na radosną twórczość Scheila, ma to dotyczyć także Polski. To Polska dążyła do wojny, podobnie jak Churchill, pozostali alianci przymykali oczy, a biedni Niemcy się tylko bronili przed utratą Śląską i Gdańska. Jest to rewizjonizm historyczny w czystej postaci, próba pomniejszenia niemieckiej winy, z śląskimi ziomkostwami w tle. Dlatego polska prawica nie powinna się nazbyt radować z sukcesów AfD. Jest to bowiem partia prorosyjska, którą w ostatnich latach opuściło wielu rozsądnych polityków, a zastąpili ich właśnie tacy jak dr Stefan Scheil.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/462227-polityk-afd-polska-doprowadzila-do-wybuchu-ii-wojny