Jeżeli minęło 75 lat od tamtych wydarzeń i ciągle nie możemy czegoś znaleźć, to znaczy, że dowodów kolaboracji nie ma, bo jej nie było. Pomijam już fakt, że wątpliwości zawsze działają na korzyść oskarżonego
— mówi portalowi wPolityce.pl historyk, pracownik naukowy IPN dr Wojciech J. Muszyński.
wPolityce.pl: Brygada Świętokrzyska NSZ jest oskarżana o kolaborację z Niemcami. Czy ten zarzut ma odzwierciedlenie w faktach?
Dr Wojciech Muszyński: Nie tylko ten zarzut jest podnoszony przeciwko Brygadzie Świętokrzyskiej. Pojawiają się jeszcze inne: kolaboracja z Niemcami, mordowanie Żydów i komunistów. Nie są to nowe zarzuty. Pochodzą z dawnej epoki. Przedstawił je gen. Mieczysław Moczar w „Barwach walki”. Powtarzanie tych zarzutów jest to powielaniem moczarowskiej propagandy, która została przejęta przez narrację PRL. Nie jest to nic nowego. Ale najciekawsze jest to, że kłamliwe zarzuty powtarzają osoby z tytułami naukowymi. Jednak nie mogą przytoczyć żadnych dowodów na piśmie potwierdzających ich dywagacje.
Kwestię kolaboracji z Niemcami zbadał czeski historyk Jiri Friedl. Opisał sprawę w książce „Żołnierze banici”, która ukazała się przed trzema laty w języku polskim. Pan Friedl jest Czechem i bezstronnym badaczem. Zainteresował się Brygadą Świętokrzyską, ponieważ jej żołnierze przebywali w Czechach maszerując na Zachód. W swojej książce napisał wprost: w źródłach niemieckich nie ma żadnych pisemnych dowodów na kolaborację Brygady. Jeżeli minęło 75 lat od tamtych wydarzeń i ciągle nie możemy czegoś znaleźć, to znaczy, że dowodów kolaboracji nie ma, bo jej nie było. Pomijam już fakt, że wątpliwości zawsze działają na korzyść oskarżonego
Sprawa była też badana na Zachodzie. Podobnie jak sprawa rzekomej dezercji szefa sztabu Brygady Świętokrzyskiej majora Leonarda Zub-Zdanowicza z AK.
NSZ był prześwietlany przez polskich oficerów na emigracji przez całe dekady. Wynikiem było uznanie przez prezydenta Kazimierza Sabbata, że żołnierze NSZ, w tym także żołnierze Brygady byli kombatantami i walczyli tak samo, jak żołnierze AK. Kombatanctwo żołnierzy NSZ zostało uznane oficjalnym dekretem przez prezydenta RP na wychodźstwie.
Walkę NSZ z okupantem potwierdzały w specjalnych uchwałach Sejmy III RP. Nawet za rządów SLD.
Tak. A szef sztabu Brygady major Leonard Zub-Zdanowicz został odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wręczenie krzyża nastąpiło już za czasów prezydentury Bronisława Komorowskiego. Nikt się nie oburzał. Nikt nie robił z tego sensacji, ani afery. Po prostu, polski patriota otrzymał za swoje dokonania życiowe bardzo wysokie odznaczenie.
Kim był Hubert Jura ps. „Tom”? Po co dołączył do Brygady Świętokrzyskiej?
Nie był oficerem Brygady, ale oficerem przy Komendzie Głównej NSZ-ONR, który zajmował się kontaktami z Niemcami. Tego nikt nie neguje. Każda konspiracja ma kontakty z okupantem, ponieważ z okupantem nie tylko się strzela, ale i prowadzi się rozmowy. Stosuje się fortele, żeby zdezinformować i zmylić wroga. Temu służą takie osoby jak „Tom”. To nigdy nie są kontakty formalne. Zwykle są ukrywane przez konspirację i przez okupanta. Hubert Jura dołączył do Brygady w lutym 1945 r. Przyjechał do sztabu samochodem i został przyjęty jako osoba znana wśród oficerów NSZ. Był użyty do uwiarygodnienia Brygady w kontaktach z Niemcami i spowodowania, żeby Niemcy dali spokój i pozwolili przetrwać żołnierzom NSZ kilka tygodni, które dzieliły od zakończenia wojny. Celem Brygady było wykorzystanie człowieka znanego Niemcom, żeby podejść ich i wygrać czas, bo to była gra na czas. Niemcom z kolei zależało na wykorzystaniu Brygady do swoich celów.
Na czym miało polegać to wykorzystanie?
Nie tyle do walki na froncie wschodnim, bo tysiącosobowy oddział nie był znaczącą siłą. Chcieli wykorzystać Brygadę dwojako. Po pierwsze propagandowo, żeby pokazać, że cała Europa, także Polacy, czyli pierwsza ofiara wojny, walczą u boku Rzeszy z bolszewizmem. Chcieli pokazać, że bolszewizm jest gorszym zagrożeniem niż niemiecki nazizm.
A druga kwestia?
To była prywatna gra wyższych oficjeli niemieckich, którzy chcieli sobie kupić u Amerykanów przepustkę do wolności, ewentualnie mieć dobrą pozycję w okresie powojennym. Niemcy chcieli uwiarygodnić swoją mistyfikację, że niby dysponują na terenach zajętych przez bolszewików wielką siatką międzynarodową, gdzie są m. in. Rumuni, Białorusini, Rosjanie, Czesi. Była cała akcja mistyfikowanych przerzutów różnych grup desantowych, które zrzucano na terenach zajmowanych przez Sowietów. Niby utrzymywano z nimi łączność. Chodziło o to, aby całą dokumentację przekazać Amerykanom i powiedzieć: patrzcie, to jest nasz dorobek, zgłaszamy się z tym do was, traktujcie nas nie jak pokonanych wrogów, ale jako sojuszników w przyszłej wojnie.
W wojnie z bolszewizmem?
Tak. Wszyscy liczyli, że będzie III wojna światowa, bo przecież pół Europy nie może wpaść w ręce komunistów. Ale jak wiemy, tak się nie stało. Amerykanie jednak kupili niemiecki patent. Reinhard Gehlen ostatni dowódca wydziału Obce Armie Wschód został przyjęty przez Amerykanów i uznany jako potencjalny sojusznik. Te kontakty sprawiły, że Gehlen w 1949 r. z jeńca wojennego stał się szefem BND, powojennego niemieckiego wywiadu, który pod tą nazwą działa po dziś dzień. Niestety, Brygada grając na czas musiała Niemcom coś dać. Nie zgadzano się na wysłanie Brygady na front. Wiadomo było, że to będzie prestiżowa katastrofa. Zgodzono się więc na przerzut trzech grup skoczków teren Polski.
Ilu ich w sumie było?
Nie więcej niż 15-20 osób. Wiemy dokładnie kto tam był, więc wiemy również, że przerzucone osoby nie przeprowadziły żadnej akcji na korzyść oddziałów niemieckich. Nie utrzymywały też żadnej łączności z Niemcami. Żołnierze Brygady, którzy wylądowali na spadochronach zakopali sprzęt i poszli do domu albo zgłosili się do Komendy Głównej NSZ i prowadzili dalszą walkę na polski, a nie na niemiecki rachunek.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/458852-nasz-wywiad-dr-muszynski-o-brygadzie-swietokrzyskiej