Okres zaborów to czas walki Polaków z obcymi służbami, szczególnie słynną carską „ochraną”. To właśnie w tej walce nauczyliśmy się zasad konspiracji i tajnych operacji, które później bardzo przydały się do budowania własnych służb wywiadowczych po odzyskaniu niepodległości
— mówi portalowi wPolityce.pl Andrzej Fedorowicz, dziennikarz, pasjonat historii, autor książki „Warszawa stolica szpiegów”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: NASZ WYWIAD. Co się stało z polskim złotem? Fedorowicz: Gdy wybuchła wojna, w Polsce wciąż pozostawało 79 ton kruszcu
wPolityce.pl: W najnowszej książce „Warszawa stolica szpiegów” przedstawia pan dzieje wielu fascynujących postaci. Mnie najbardziej zainteresowała szara eminencja polityki XX wieku, jeden z twórców Klubu Bilderberg i poprzedniczki Unii Europejskiej, czyli Wspólnot Europejskich. Kim był Józef Retinger? Po co przybył do Polski w kwietniu 1944 r?
Retinger był tajemniczą postacią. Mówiono o nim, że jest agentem co najmniej kilku wywiadów, w tym brytyjskiego i sowieckiego, tajemnicą poliszynela była też jego przynależność do masonerii. Jednocześnie Retinger był najbliższym doradcą premiera i naczelnego wodza, generała Władysława Sikorskiego. To właśnie on, dzięki swoim kontaktom w Londynie, zorganizował ewakuację generała i polskich wojsk do Anglii po kapitulacji Francji. Zorganizował siedzibę dla emigracyjnego rządu i był najważniejszym pośrednikiem w kontaktach Sikorskiego z Anglikami, gdyż generał nie znał angielskiego. Retingerowi przypisuje się też przygotowanie umowy Sikorski-Majski, która była de facto nawiązaniem stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską i Związkiem Sowieckim po 17 września 1939 roku.
Z całą pewnością Retinger był solą w oku tych ludzi, którzy uważali, że z Sowietami pertraktować nie należy a kwestia granic wschodnich RP nie podlega żadnym negocjacjom. On jednak nie miał złudzeń. Dobrze znał historię, był wykształconym dyplomatą i wiedział, że ile razy Rosja była sojusznikiem Zachodu przeciw jakiejś europejskiej potędze i zażądała w nagrodę Polski, tyle razy ją dostała. Tak było w czasie kongresu wiedeńskiego w 1815 roku, kiedy po wojnach napoleońskich tworzony był nowy porządek Europy. Rosjanie, którzy weszli do Warszawy w pościgu za wojskami Napoleona, zostali w niej na 100 lat, a Królestwo Polskie pod berłem rosyjskim stało się namiastką polskiej państwowości. Tak więc decyzje, które zapadły pod koniec 1943 roku w czasie konferencji „wielkiej trójki” w Teheranie nie były dla niego takim szokiem, jak dla wielu innych polityków i wojskowych.
Po śmierci generała Sikorskiego na Gibraltarze w lipcu 1943 roku Retinger stracił bezpośrednie wpływy w rządzie, ale z pewnością brał udział w wielu zakulisowych działaniach. Jeśli chodzi o cel jego wyprawy do Polski, to najprawdopodobniej była ona inspirowana przez Brytyjczyków. Churchill cenił realistyczny do bólu sposób myślenia Retingera i niewykluczone, że osobiście był promotorem tej akcji. Celów mogło być kilka. Pierwszy to próba nawiązania kontaktów pomiędzy zbrojnym podziemiem podlegającym rządowi emigracyjnemu a podziemiem komunistycznym w Polsce. Zdaniem Churchilla gdyby dało się zjednoczyć te wrogie sobie ruchy i podporządkować je Londynowi, byłby to wielki atut dla legalnego rządu w negocjacjach ze Stalinem dotyczących powojennego ustroju Polski.
A drugi cel?
To uświadomienie kierownictwu Państwa Podziemnego, że gdy teren Polski zostanie już zajęty przez wojska sowieckie nie będzie już czasu na żadne negocjacje. Podobnie myślał premier Stanisław Mikołajczyk, który uważał, że minimum które należy jak najszybciej wynegocjować u Stalina to Lwów dla Polski i uznanie konstytucji kwietniowej, która gwarantowała legalność polskiego rządu emigracyjnego. Trzecim celem mogło być sprawdzenie, na ile lojalne pozostanie polskie podziemie wobec Brytyjczyków, gdy sowieci wejdą na polskie ziemie. W Londynie całkiem serio obawiano się scenariusza „odwrócenia sojuszy” i nawiązania przez lokalne oddziały AK jakiejś taktycznej współpracy z Niemcami przeciw Armii Czerwonej. Prawdopodobnie był też trzeci cel – zbadanie, na ile rzeczywiście silne jest polskie podziemie niepodległościowe. Niewykluczone, że Churchill myślał już o kolejnym ruchu, czyli konfrontacji ze Związkiem Sowieckim po zakończeniu wojny i chciał wiedzieć, na co mógłby liczyć.
Dlaczego KG AK wydała na niego wyrok śmierci?
Wyrok został wydany w Londynie, w Oddziale II Sztabu Naczelnego Wodza, czyli wywiadzie wojskowym, chociaż najprawdopodobniej bez wiedzy generała Kazimierza Sosnkowskiego. Wywiad obawiał się akcji Retingera o której nie został poinformowany i wpadł na jej trop dość późno. Obawiano się jakiejś wspólnej brytyjsko-sowieckiej akcji mającej na celu „rozładowanie” polskiego podziemia, które w sytuacji marszu Armii Czerwonej na wschód zaczynało być poważnym problemem dla obu sojuszników. Rozkaz likwidacji, oczywiście nieoficjalny, został przekazany z Londynu do Warszawy, ale dzięki swoim kontaktom Retinger się o nim dowiedział, poinformował komendanta głównego Bora-Komorowskiego i nawet otrzymał ochronę. Późniejszy, nieudany zamach na jego życie był już najprawdopodobniej samowolną akcją wywiadu AK inspirowaną przez „Dwójkę” z Londynu.
13 czerwca 1944 r. zastrzelono Ludwika Widerszala i Jerzego Makowieckiego, wysoko postawionych funkcjonariuszy Wydziału Informacji Biura Informacji i Propagandy (BIP) Armii Krajowej. Wcześniej, bo 17 maja 1944 r. grupa dywersyjna Kedywu AK próbowała wykonać wyrok śmierci na rosyjskim wojskowym, działaczu wolnomularskim i agencie Abwehry Borisie Smysłowskim. Czy te wydarzenia łączyły się z obecnością Retingera w Polsce?
Tak, ze wszystkimi tymi ludźmi Retinger najprawdopodobniej kontaktował się w czasie pobytu w Warszawie. Jednak powody zamachów były różne. Widerszal i Makowiecki zostali zlikwidowani przez nieformalną grupę Andrzeja Sudeczki z powodu podejrzeń o agenturalne powiązania z komunistami. Z kolei zamach na Smysłowskiego zleciła Komenda Główna AK obawiając się, że „biały” Rosjanin działa właśnie na rzecz zawiązania jakiegoś polsko-niemieckiego sojuszu przeciw sowietom.
Czy Retinger przekonywał AK, żeby zrezygnowała z wybuchu Powstania Warszawskiego?
Nie miał takiej możliwości. Wyjechał z Polski 25 lipca 1944 roku, czyli jeszcze przed podjęciem decyzji o wybuchu Powstania, a wcześniej długi czas spędził w szpitalu po próbie otrucia go. W tym czasie trwała już Akcja „Burza” – 7 lipca miała przecież miejsce operacja „Ostra Brama” w Wilnie, a 22 lipca AK we Lwowie rozpoczęła walkę z Niemcami wspierając w bojach o miasto sowiecki korpus pancerny. O tym Radio Londyn nie informowało – obowiązywał zapis brytyjskiej cenzury na wszystkie akcje AK za „linią Curzona”. Retinger najprawdopodobniej wiedział jednak o tym, że AK rozpoczęła „etapowe powstanie” w województwach wschodnich, które jednak, w pierwotnych założeniach, miało nie objąć Warszawy. Nie ma dowodów, że przed ewakuacją z Polski dowiedział się o zmianie tych planów.
Niedługo kolejna rocznica zwycięstwa nad bolszewikami w 1920 r. Nie byłoby tego triumfu gdyby nie praca polskiego wywiadu i pułkownika Jana Kowalewskiego, którego dzieje opisuje pan w książce. Może pan coś więcej opowiedzieć naszym czytelnikom o tej postaci?
Był to niezwykły człowiek, wręcz instytucja, na temat którego przez długi czas w Polsce panowała zmowa milczenia. Zwycięstwo nad bolszewikami w 1920 roku nazwano „Cudem nad Wisłą”, ponieważ w racjonalny sposób nie potrafiono wytłumaczyć, w jaki sposób polska armia była w stanie pokonać dwie o wiele potężniejsze od niej armii sowieckie, dowodzone przez Tuchaczewskiego i Budionnego. Dopiero niedawno zaczęły być publikowane dokumenty pokazujące prawdziwą skalę działalności kierowanego przez Jana Kowalewskiego Biura Szyfrów. To właśnie rozpracowanie przez niego i jego współpracowników sowieckich kodów dało Polakom wgląd we wszystkie plany Armii Czerwonej i umożliwiło wykonywanie wyprzedzających uderzeń w jej najsłabsze miejsca. Fakt, że Polacy czytali sowieckie szyfry szybciej niż sami sowieci pozostawał jednak długo tajemnicą. Tym bardziej, że Kowalewski w czasie II wojny światowej zaangażował się też w działalność wywiadowczą sprzeczną z interesami Moskwy. Więcej jednak nie ujawnię, zapraszam do lektury mojej książki.
Czy tylko położenie geograficzne sprawiło, że Warszawa jest stolicą szpiegów i centrum działania tajnych służb?
Niektórzy uważają, że stolicą szpiegów jest nie Warszawa, a Berlin, Wiedeń czy nawet Genewa. Tak było być może w czasie „zimnej wojny”, gdy w tamtych miastach bezpośrednio ścierały się interesy wielkich mocarstw. Jednak Warszawa ma o wiele dłuższą szpiegowską historię. Związane jest to m.in. z rozbiorami, w których wielką rolę odegrali agenci obcych dworów. Z kolei okres zaborów to czas walki Polaków z obcymi służbami, szczególnie słynną carską „ochraną”. To właśnie w tej walce nauczyliśmy się zasad konspiracji i tajnych operacji, które później bardzo przydały się do budowania własnych służb wywiadowczych po odzyskaniu niepodległości. Tak więc nie położenie geograficzne, ale dramatyczna historia spowodowała, że Warszawa ma w swojej historii co najmniej 150 lat walki wywiadów.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/458591-fedorowiczwarszawa-ma-bogata-historie-szpiegowska