Lech Kaczyński go cenił i często się radził, głównie dlatego, że Zbyszek zawsze mówił prawdę. Opowiadał, że w czasie jednej z narad wyraził odmienne zdanie niż prezydent. Kaczyński się lekko zdenerwował. Po krótkiej dyskusji Zbyszek powiedział: Panie prezydencie, jestem tutaj, żeby mówić to, co uważam, a nie to, co by Pan Prezydent chciał usłyszeć. Jestem tu od tego, żeby mówić prawdę. Albo będę mówił to co uważam, albo moja funkcja nie ma większego sensu
— mówi portalowi wPolityce.pl prof. Wojciech Polak, historyk UMK w Toruniu.
CZYTAJ WIĘCEJ: Nie żyje generał Zbigniew Nowek. Oficer wywiadu, były szef Urzędu Ochrony Państwa oraz Agencji Wywiadu miał 59 lat
wPolityce.pl: 1 lipca miał pan być na urodzinach swojego kolegi Zbigniewa Nowka. Los chciał inaczej. W nocy z niedzieli na poniedziałek były szef Urzędu Ochrony Państwa i Agencji Wywiadu zmarł. Jaki pozostanie w pańskiej pamięci?
Prof. Wojciech Polak: Opowiem o kilku interesujących wydarzeniach z jego życia. Zbyszek związał się z opozycją demokratyczną jeszcze przed sierpniem 1980 r. Jako młody chłopak roznosił ulotki w Bydgoszczy i robił napisy na murach. Później z Piotrem i Maciejem Kapczyńskimi założył podziemne wydawnictwo Alternatywy, w którym drukowali książki i ulotki.
Ciekawy incydent łączy się z sierpniem 1980 r. Przebywali wtedy w trójkę w zamkniętym mieszkaniu u Józefa Przybylskiego w Nowym Porcie w Gdańsku. Założyli, że będą siedzieć tak długo, aż wydrukują całą książkę. Przybylski przynosił im jedzenie i picie. Ale nagle w zakonspirowanym lokalu pojawił się poszukiwany przez SB Bogdan Borusewicz. W atmosferze mnożących się w Polsce strajków, kiedy Gierek nakazał aresztowanie szeregu działaczy opozycji demokratycznej, Borusewicz był ścigany przez bezpiekę. Był najbardziej poszukiwanym człowiekiem w Polsce. Zbyszek Nowek oraz Piotr i Maciej Kapczyńscy bardzo się zdenerwowali wizytą Borusewicza. Obawiali się, że zaraz za Borusewiczem w ich zakonspirowanym lokalu pojawi się idąca jego tropem esbecja.
Po co tam pojawił się Bogdan Borusewicz?
Przywiózł matrycę z ulotką w obronie Anny Walentynowicz. Przygotowywał strajk w Stoczni Gdańskiej i potrzebna mu była ulotka. Jakoś dotarł do lokalu, w którym koledzy drukowali książkę. Poprosił o wydrukowanie 1000 ulotek. Szybko wydrukowali mu 8000 sztuk i mieli nadzieję, że więcej nie będzie się pokazywał się w ich lokalu. Borusewicz wywiózł ulotki taksówką. SB nie wpadła na szczęście na trop lokalu. Duża ilość ulotek została rozdana w kolejce jadącej do Stoczni Gdańskiej i na terenie zakładu. Ulotki miały duży wpływ na podgrzanie atmosfery w stoczni.
Śp. Gen. Nowek był też jednym z twórców NZS w Toruniu.
W okresie karnawału Solidarności Zbyszek był jednym z założycieli i faktycznym liderem Niezależnego Zrzeszenia Studentów w Toruniu. To był okres burzy i naporu. Wtedy NZS był włączony we wszystkie konflikty i sprawy związane z Solidarnością. Toruński NZS był niezwykle aktywny. Życie na uczelni było w stanie nieustannej i gorączkowej aktywności. Zbyszek był sprawnym organizatorem i szefem. Miał naturalny instynkt do przewodzenia.
Stan wojenny zastał Nowka, Piotra Kapczyńskiego oraz innego studenta UMK – Marka Wachnika w Gdańsku. W zakonspirowanej drukarni „tłukli” bibułę. Zbyszek wspominał, że 12 grudnia drukowali do późna w nocy. Piotr Kapczyński poszedł do siebie do domu, a oni położyli się spać w drukarni. Długo nie pospali, bo obudził ich krzyk Piotrka: „Wstawajcie! Wojna!”. Pomyśleli, że się wygłupia. Powiedzieli: „Dobra, rano będziemy walczyć, ale teraz daj nam pospać”. Piotrek był bardzo zdenerwowany, Zbyszek dostrzegł, że nie ma skarpet, przybiegł w samych butach, a wtedy było przeraźliwie zimno. Zwlekli się z posłań, uruchomili radio, cisza. Dopiero z BBC dowiedzieli się, że w Warszawie doszło do aresztowań opozycji. Zrozumieli, że coś się dzieje. Rano znowu drukowali. Maciej Kapczyński został internowany, ale wspomniana trójka (Piotr Kapczyński, Zbigniew Nowek, Marek Wachnik) stali się w 1982 r. najbardziej aktywnymi drukarzami podziemia.
Co drukowali?
W pierwszych tygodniach stanu wojennego drukowali mnóstwo ulotek. Robili to najprostszymi metodami, za pomocą matrycy położonej na szybie wyłożonej pluszem. Potem rozrzucali całe naręcza ulotek. Sztuką było wyrzucenie ulotek z kolejki, żeby rozsypały się na stacji. Zbyszek opowiadał, że jak pierwszy raz chciał rzucić ulotki na peron, źle wyliczył odległość i ulotki wylądowały w ogródku domu znajdującego się za peronem. To był wieczór. Rano właściciel musiał się bardzo zdziwić, że ogródek jest cały w bibule. Potem nauczyli się, że trzeba odpowiednio wcześniej przed wjazdem na peron rzucać ulotki. Rozdawali bibułę w noc wigilijną, bo nie było godziny policyjnej. Poszli pod katedrę w Gdańsku-Oliwie. Pod płaszczami mieli jeszcze pełno ulotek. Nagle pojawiła się blokada ZOMO. Funkcjonariusze wszystkich kontrolowali. Była jeszcze z nimi koleżanka, więc Zbyszek wpadł na pewien pomysł. Kazał jej biec, a oni gonili ją i rzucali śnieżkami. Dobiegła do kordonu ZOMO, szpaler się rozstąpił i przepuścił ją. ZOMOwcy wczuli się w zabawę i przepuścili też goniących ją chłopców. Z czasem działania Zbyszka i jego kolegów stał się bardziej uporządkowane.
To znaczy?
Jednoczesne drukowanie i rozrzucanie ulotek było sprzeczne z zasadami konspiracji. Warto dodać, że w pierwszych dniach stanu wojennego wydrukowali ulotkę z której potem Borusewicz się śmiał, że za taką bibułę 10 lat więzienia jest murowane.
Co było w tej ulotce?
Apel do żołnierzy i milicjantów, aby nie wykonywali rozkazów dowódców. Rozrzucili tę ulotkę w Gdańsku. Potem drukowali „Niezależny Serwis Informacyjny Solidarności” i pismo „Gdańsk” na sitodruku. Technika sitodruku była wtedy hitem podziemia. Wymagała sporo pracy, ale dawała świetne efekty. Chyba w piśmie „Gdańsk” jako pierwsi wydrukowali w podziemiu fotografię techniką sitodrukową. W jednym z numerów umieścili fotografię ludzi zgromadzonych pod domem Wałęsy w Gdańsku-Zaspie. Rozwijali szeroką działalność.
Represje ich nie dosięgły?
Nowek był poszukiwany listem gończym. Do mieszkania jego mamy w Bydgoszczy w wieczór wigilijny wpadła bezpieka. Liczyli, że Zbyszek zjawi się, aby połamać się opłatkiem. Zrobili rewizję. Ukrywał się w różnych miejscach. Przez pewien czas przebywał w domu Lechosława Witkowskiego w Gdańsku-Oliwie. Witkowski to niezwykle ciekawy człowiek. Dziś jest już sędziwym wieku, ale wtedy był jeszcze młody. Pochodzi z Piotrkowa Trybunalskiego. W dzieciństwie w jego domu był zarząd Kedywu Okręgu Łódzkiego AK. Jako 12-13 letni chłopak w podwójnym dnie bańki od mleka przenosił meldunki. Kiedyś dostał rozkaz przeprowadzenia człowieka do klasztoru bernardynów w Piotrkowie Trybunalskim. Kiedy weszli na plac Czarnieckiego była łapanka i zostali otoczeni. Przypomniał sobie, że w pobliskich kamienicach na strychach, gdzie bawił się z kolegami w Indian, są przejścia do innych domów. Zaprowadził mężczyznę na strych i wyprowadził go strychem do klatki schodowej, która znajdowała się poza obrębem łapanki i doprowadził go do klasztoru bernardynów. Po kilku tygodniach przyszło pismo, że jako 13 letni chłopiec został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi z mieczami. Człowiekiem, którego wyprowadził z łapanki był Leopold Okulicki, Komendant Główny AK.
To nie legenda?
Nie, sprawdzałem to. W klasztorze bernardynów w Piotrkowie Trybunalskim po Powstaniu Warszawskim, w tym czasie o którym on mi opowiadał było posiedzenie Krajowej Rady Ministrów z udziałem gen. Leopolda Okulickiego. Nowek ukrywał się u Witkowskiego i drukował bibułę. W pewnym momencie pod piwnicą wykopał drugą, głębszą piwnicę, którą odpowiednio zabetonowano i wymurowano. Następnie umieszczono tam offset i powstała ogromna podziemna drukarnia. Była tak zamaskowana, że nie wykryły jej wykrywacze metali. Bezpieka bowiem przychodziła tam z wykrywaczami. Wejście było świetnie zamaskowane. Drukarnia służyła Regionowi Gdańskiemu Solidarności do końca lat 80. Nigdy nie została wykryta. Do dzisiaj się tam znajduje. Bardzo ciekawe miejsce.
W latach 80. Zbyszek dzięki staraniom rektora UMK w Toruniu wyszedł z ukrycia, uniknął internowania i wrócił na studia. Studiował, ale co pewien czas robił dwutygodniowe przerwy i jechał do Gdańska drukować bibułę. Drukował przez całe lata 80.
W 1990 r. zaczął się nowy rozdział w jego życiu, praca w tajnych służbach.
Najpierw został szefem delegatury Urzędu Ochrony Państwa w Bydgoszczy, a potem szefem całego UOP. Do służb trafił przez kolegę z NZS, Kazimierza Mordaszewskiego, która podjęła się tworzenia UOP. Wtedy do UOP ściągano nowych ludzi głównie z NZS oraz z Ruchu Wolność i Pokój. W latach 2005-2008 Zbyszek był szefem Agencji Wywiadu. Dwa razy tracił pracę. Najpierw po wygranych wyborach przez SLD w 2001 r., a później w 2008 r. za czasów PO. Kiedy go zwalniano za drugim razem na sejmowej komisji do spraw służb specjalnych Tusk powiedział, że był najlepszym szefem AW. Wtedy poseł SLD Zbigniew Siemiątkowski zapytał: skoro jest najlepszy, dlaczego jest zwalniany? Tusk odpowiedział, że takie są wymogi polityki. Zbyszek trafił wtedy do Biura Bezpieczeństwa Narodowego, gdzie współpracował z prezydentem Lechem Kaczyńskim. To był bardzo ciekawy układ.
Dlaczego?
Lech Kaczyński go cenił i często się radził, głównie dlatego, że Zbyszek zawsze mówił prawdę. Opowiadał, że w czasie jednej z narad wyraził odmienne zdanie niż prezydent. Kaczyński się lekko zdenerwował. Po krótkiej dyskusji Zbyszek powiedział: Panie prezydencie, jestem tutaj, żeby mówić to co uważam, a nie to co by Pan Prezydent chciał usłyszeć. Jestem tu od tego, żeby mówić prawdę. Albo będę mówił to co uważam, albo moja funkcja nie ma większego sensu. Prezydent Kaczyński zastanowił się i stwierdził: Dobrze, niech pan zawsze mówi to co pan sądzi. Od tej pory ich relacje stały się bliskie. Lech Kaczyński był dobrym i mądrym człowiekiem i potrafił go docenić. Po katastrofie smoleńskiej Zbyszek przez kilka dni pełnił obowiązki szefa BBN. Kiedy nowa ekipa chciała przejąć wszystkie dokumenty starał się, żeby dotrzymano wszystkich procedur. Po pracy w BBN trafił na emeryturę.
Czym się zajmował na emeryturze?
Głównie upamiętnianiem NZS i Solidarności. Brał udział w wielu inicjatywach. Nie sposób ich wymienić w tej rozmowie. Pamiętał też o dawniejszej historii. Starał się przywrócić pamięć o bitwie pod Zadwórzem. W sierpniu 1920 r. oddział obrońców Lwowa na przedpolu miasta starł się z siłami bolszewickimi, żeby opóźnić ich pochód. Przed wojną każde polskie dziecko wiedziało czym była ta bitwa. Dziś niestety mało kto o niej wie. To był powód dla którego namówił mnie i Urząd Marszałkowski w Toruniu na wydanie broszury o Zadwórzu i puszczenie jej w Polskę. Sądzę, że dzięki temu trochę ludzi zdobyło wiedzę o tej bitwie. Doprowadziliśmy do wydania znaczków przez Pocztę Polską i kart pocztowych z reprodukcją obrazu Henryka Batowskiego „Bitwa pod Zadwórzem”. Zbyszek był bardzo aktywny, poświęcał wiele czasu i własnych pieniędzy na to wszystko. Śmiać się nam chciało, kiedy ktoś powiedział, że zarobiliśmy na książce o Zadwórzu. Zbyszek stwierdził: jak bym powiedział ile z profesorem dopłaciliśmy do książki i znaczków to by pan się zdziwił. Zbyszka Nowka będzie bardzo brakowało. Odszedł za wcześnie, miał mnóstwo planów na przyszłość. Przychodził do mnie z planami rozpisanymi na kartkach. Mówił, jakie albumy i książki będziemy wydawać. Gromadził pamiątki historyczne, które kupował m. in. na Allegro. Cieszył się, jak mu się udało okazyjnie kupić jakąś odznakę czy medal. Bardzo się tym fascynował. Szukał głównie rzeczy związanych z I i II wojną światową. Czasami udało mu się ocalić perełki ze złomowiska.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
-
Najnowsze „Sieci”: Plan Morawieckiego już działa – doganiamy Europę.
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/451422-prof-polak-zbyszka-nowka-bedzie-bardzo-brakowalo