40 lat temu, 2 czerwca 1979 r., Karol Wojtyła po raz pierwszy odwiedził Polskę jako papież Jan Paweł II. Pielgrzymka, która w dużym stopniu zapoczątkowała też rozpad systemu komunistycznego, wywołała w kraju nieopisany entuzjazm i równie wielkie obawy władz.
Ówczesne władze Polski Ludowej były pielgrzymce z oczywistych powodów niechętne, jej termin przekładano, piętrzono trudności, stawiano warunki. Ale formalnie zabronić jej nie mogły, z tej choćby racji, że Karol Wojtyła miał obywatelstwo polskie. Nie tylko zresztą z tego powodu. Schyłek lat siedemdziesiątych to okres końca dobrej prosperity gospodarczej, jaką zapewniły krajowi zagraniczne kredyty zaciągnięte przez Edwarda Gierka. W 1979 r. gospodarka znów kulała, w sklepach brakowało towarów, a spadek poziomu życia był realnie odczuwalny w każdym domu. Do tego dochodziło brutalne stłumienie robotniczych wystąpień zaledwie trzy lata wcześniej, a także wyraźne uaktywnienie się opozycji.
W tej sytuacji władze PRL znalazły się w sytuacji patowej. Odmawiając papieżowi możliwości odbycia pielgrzymki do ojczyzny, mogły być pewne wybuchu zamieszek, a jednocześnie zdawały sobie sprawę, że wizyta z pewnością wpłynie na osłabienie pozycji ich samych, więc również może doprowadzić do zamieszek. Doskonale wiedziano bowiem, jaka będzie treść papieskich kazań. 17 października 1978 r. w Departamencie IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych opracowano dokument zatytułowany „Informacja nr 1, dot. biografii i charakterystyki osoby byłego metropolity krakowskiego Karola Wojtyły”. Jego autorzy zanotowali:
Wojtyła prezentuje postawę zdecydowanie antykomunistyczną. Publicznie nie atakuje bezpośrednio ustroju socjalistycznego, krytykuje natomiast system sprawowania władz państwowych […] Wypowiadając się na temat państwa socjalistycznego, Wojtyła stwierdzał, iż służy ono do wypełnienia władzy partii komunistycznej. Taka koncepcja oznacza – jego zdaniem – pozbawienie narodu suwerenności.
Dalej zauważali, że „w latach 1973–1974 niektóre kazania Wojtyły były przedmiotem oceny karno-prawnej, dokonanej przez Prokuraturę Generalną”. Uznano w niej, że co najmniej trzy z nich łamią paragrafy Kodeksu karnego na tyle, żeby postawić ich autorowi zarzut popełnienia przestępstwa, za które groziłoby mu od roku do dziesięciu lat więzienia.
O tym, jak bardzo obawiano się przyjazdu Jana Pawła II do Polski, wiele mówi „Zarządzenie Szefa Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego w sprawie pracy partyjno-politycznej w zakresie wychowania światopoglądowego” z 4 maja 1979 r. W tamtym momencie wiedziano, że pielgrzymka jest nieunikniona. Gen. Włodzimierz Sawczuk chwaląc dotychczasowe osiągnięcia we wspomnianym zakresie – dzięki którym „program klerykalizacji naszego życia, zakładany w kościelnych planach millenium, został zneutralizowany i ograniczony” – zauważał jednocześnie, że „przyjazd do Polski papieża – Jana Pawła II, tworzy nową sytuację”. Jak pisał dalej:
Żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, a w szczególności członków partii obowiązuje w związku z wizytą papieża szczególna odpowiedzialność, wysoka wojskowa i partyjna dyscyplina. Każdy żołnierz jest oficjalnym przedstawicielem państwa. Jego mundur jest symbolem, nie może więc być użyty w manifestacji religijnego charakteru. Zobowiązuje do tego również powaga i godność żołnierza socjalistycznej armii. Zadaniem dowódców, aparatu partyjno-politycznego i organizacji partyjnych jest zapewnienie wysokiej zwartości moralno-politycznej żołnierzy, dyscypliny i przykładnego porządku wojskowego.
Generał słusznie obawiał się wpływu pielgrzymki na nastroje w armii. Opracowywane co kilka dni w Ministerstwie Obrony Narodowej „Meldunki o sytuacji w Siłach Zbrojnych w związku z wizytą papieża” ujawniły, że zainteresowanie nią wśród wojskowych, a zwłaszcza ich rodzin, jest duże i wzrasta. Aby jak najbardziej ograniczyć udział żołnierzy w mszach papieskich, w wielu jednostkach wprowadzono oficjalne ograniczenia w udzielaniu urlopów i przepustek. Wszystkie te zabiegi nie na wiele się jednak zdały. Większość żołnierzy podzielała entuzjastyczne odczucia praktycznie całego społeczeństwa i – o ile mieli taką możliwość – stawili się na którejś z papieskich mszy, choć istotnie nie w mundurach.
Wojsko stanowiło oczywiście margines. Państwo bało się wzrostu nastrojów religijnych w całym społeczeństwie, i to niekoniecznie nawet z powodów światopoglądowych. Rzecz dotyczyła polityki – papież Polak był głową Kościoła, potężnej, globalnej instytucji, mającej wpływ na politykę międzynarodową. Ktoś taki pozwalał po prostu obywatelom poczuć się bezpieczniej wobec komunistycznego systemu.
Miałem wrażenie, że od tej pory możemy czuć się bezpiecznie, już nic groźnego nam nie zrobią. Owszem, mogą na jakiś czas zamknąć, ale w sumie nie na długo, bo w tej sytuacji będzie im trudniej. Potem okazało się, że wcale nie jest tak dobrze i że dalej zamykają, ale wtedy takie poczucie bezpieczeństwa spłynęło na wszystkich
— wspominał tę atmosferę ówczesny członek KSS „KOR” Henryk Wujec.
A trzeba zauważyć, że ówczesna opozycja zupełnie nie próbowała wykorzystać euforycznych nastrojów Polaków wokół Jana Pawła II ani strachu, jaki odczuwały przed nim władze. Nie usiłowano nawiązywać kontaktów, nie szukano wsparcia – cieszono się, rzecz jasna, ale tak po ludzku, indywidualnie. I to właśnie było dla władz najbardziej niebezpieczne. Opozycję dało się kontrolować – całego społeczeństwa już nie. Tymczasem, jak spostrzegł historyk Marcin Zaremba, w okresie między wyborem papieża a jego pierwszą pielgrzymką do kraju w magiczny wręcz sposób wzrosła nagle deklarowana religijność Polaków. Okres gierkowski, lata siedemdziesiąte XX wieku, to czas laicyzacji społeczeństwa. Roczniki wchodzące w dorosłość w tamtym właśnie czasie bardziej zainteresowane były świecką kulturą i dobrami konsumpcyjnymi – co w jakimś sensie było odbiciem globalnej tendencji, ale wynikało też ze względnej zamożności pierwszej połowy tamtej dekady. Gdzieś na przełomie 1978 i 1979 r. nastąpiło odwrócenie tej tendencji. Kościoły zaludniły się wiernymi, a w oknach zaczęły powiewać papieskie flagi. I w takiej właśnie atmosferze 2 czerwca 1979 r. specjalny samolot papieski wylądował na warszawskim Okęciu. Dla Polaków rozpoczęła się pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II, dla władz zaś – operacja „Lato 79”.
Gdy samolot dolatywał do Warszawy, był upalny dzień, sobota 2 czerwca. Jak po latach wyznaje kard. Dziwisz, świadek tej pierwszej pielgrzymki, jak zresztą i wszystkich pozostałych, papież nieco się zasmucił widokiem opalających się nad Wisłą plażowiczów
— wspominał bp Ignacy Dec. Smucił się niesłusznie. Niezainteresowani plażowicze stanowili wówczas margines społeczeństwa. Jak zanotowano w raporcie MSW:
Do Warszawy na uroczystości związane z wizytą papieża przybyło w sposób zorganizowany ok. 65 tys. osób. Według raportu KSMO [Komendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej – przyp. red.] na trasie przejazdu papieża z lotniska na Okęciu do katedry przy ul. Świętojańskiej zgromadziło się ok. 120 000–130 000 osób, natomiast podczas przejazdu z ul. Miodowej do Belwederu ok. 20 000 osób […] Podczas uroczystości na pl. Zwycięstwa [dzisiejszy pl. Piłsudskiego – przyp. red.] przebywało ok. 150 000–170 000 osób. Stwierdzono obecność delegacji z różnych rejonów kraju (m.in. z Ostródy, Płocka, Gdańska i Jeleniej Góry), a także grupy obywateli z Japonii.
Podane liczby niemal na pewno zostały znacznie zaniżone, podobnie jak zafałszowywane były transmisje telewizyjne, z których wycinano widok tłumów, a także relacje prasowe, które w każdej właściwie gazecie podawały tę samą treść, opartą na suchej, czysto faktograficznej relacji korespondentów Polskiej Agencji Prasowej – w zasadzie bez zdjęć.
Manipulacja była oczywista dla każdego, kto uczestniczył w jednym bodaj spotkaniu z papieżem, a ostrożne szacunki wymieniały liczbę 8–10 mln osób
— pisał historyk prof. Andrzej Paczkowski. Adam Ciesielski, ówczesny dziennikarz „Życia Warszawy”, potwierdza, że redakcje nie do końca miały wpływ na przekazywane na łamach relacje.
To robiła ich ekipa. Dziś już dokładnie nie pamiętam, atmosfera pielgrzymki zlała mi się trochę z entuzjazmem z powodu wyboru papieża, dzieliło te wydarzenia zaledwie kilka miesięcy. Pamiętam jednak dobrze, że choć pracowałem wówczas w dziale depesz, nie przechodziły przez moje ręce żadne materiały o pielgrzymce.
Raport ministerstwa miał jednak przynajmniej tę zaletę, że w skrócie przedstawiał przebieg pierwszego dnia wizyty papieża. Na Okęciu zgotowano Janowi Pawłowi II gorące przyjęcie, któremu stosowną oprawę nadało wojsko kilku rodzajów broni. Z wojska też, a konkretnie z MON, pochodzi raport o tym, jak żołnierze reagowali na pierwsze chwile jego pobytu w Warszawie:
Zdaniem Kadry w wystąpieniach Przewodniczącego Rady Państwa PRL prof. H. [Henryka – przyp. red.] Jabłońskiego i papieża istnieje znaczna zbieżność. Najbardziej pozytywnie ocenia się przemówienie Tow. Jabłońskiego jako w swej treści wyważone politycznie i efektownie powiedziane […] Podobnie komentuje się przemówienie powitalne papieża, które zdaniem kadry zawierało więcej elementów politycznych i patriotycznych niż religijnych. Wysoko oceniono również gest ucałowania ziemi ojczystej, podkreślanie przynależności narodowej z nawiązaniem do tradycji historycznych, kulturowych i przywiązanie do kraju ojczystego […] Tak wśród Kadry jak i żołnierzy służby zasadniczej pewne niezrozumienie wywołał fakt nieuczestniczenia w uroczystości powitania I Sekretarza Komitetu Centralnego PZPR Tow. Edwarda Gierka i Prezesa Rady Ministrów oraz nieprzywitanie się z kompanią honorową WP i nieprzyjęcie defilady. Zainteresowanie wzbudziła również nieobecność ambasadora ZSRR.
Nieobecność Gierka była rzeczywiście zastanawiająca, tym bardziej że podczas całej wizyty przeważały kurtuazyjne gesty władz w stronę papieża. Z Gierkiem jednak Jan Paweł II spotkał się wkrótce po powitaniu, w Belwederze. W trakcie spotkania nie podjęto żadnych ważnych ustaleń – było ono po prostu spotkaniem oficjalnym, choć – jak zauważał Marcin Zaremba:
I Sekretarz przegrał w tej konfrontacji: był spięty, mówił banały, które wszyscy znali. Nawet Tejchmie, bądź co bądź członkowi Biura Politycznego, tekst Gierka przypominał fragment z „Notatnika propagandowego KC”. Zupełnie inaczej wypadł papież, uśmiechnięty, koncentrował na sobie uwagę wszystkich.
Jak do tej pory wszystko przebiegało gładko i bez spięć. W rozgrywce PZPR–Watykan wyraźnie prowadził ten drugi, ale i pierwszy wciąż nie mógł jeszcze mówić o porażce. Zwłaszcza że jedną rzecz wszystkie strony chwaliły zgodnie – doskonałą organizację pielgrzymki. Zmieniło się to podczas mszy na pl. Zwycięstwa. Dopiero tam Jan Paweł II ujawnił swój talent do stosowania w kazaniach dwuznacznych, choć czytelnych dla Polaków, podtekstów, grania aluzjami i subtelnego – lecz znów łatwego do wyłowienia – wyrażania opinii politycznych. Urzędnicy MSW także potrafili je wyłowić:
Pozytywne momenty pierwszych godzin pobytu papieża w Polsce, w odczuciu szerokich kręgów społeczeństwa polskiego, przekreślone zostały jego aluzyjnymi wystąpieniami na placu Zwycięstwa. Podkreśla się szczególnie niewłaściwość sformułowań mówiących, że +Ci bez Chrystusa nie mogą zrozumieć swojego narodu, nie potrafią wyciągnąć właściwych wniosków z historii, nie rozumieją godności i moralności+. Czytelną też była dla wielu odbiorców aluzja dotycząca nieudzielenia pomocy powstaniu warszawskiemu oraz inne, niedopowiedziane do końca lub dwuznaczne myśli
— pisano w „Informacji sytuacyjnej 4”.
Kazanie na pl. Zwycięstwa było już kazaniem politycznym. To wówczas padły historyczne dziś słowa:
I wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, papież, wołam z całej głębi tego tysiąclecia, wołam w przeddzień święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!
Wymowa tych słów była dla wszystkich oczywista. I to nie tylko dla Polaków. Korespondenci zagraniczni, których akredytowało się w Warszawie ok. tysiąca, doskonale wyłapywali polityczne aluzje wypowiedzi papieża, a z ich korespondencji nie dało się wyciąć ani liczebności, ani entuzjazmu gromadzących się tłumów. „Większość zachodnich dyplomatów i korespondentów wyraża opinię, że mimo głoszonej przez Jana Pawła II i episkopat tezy, iż wizyta ma przede wszystkim charakter religijny, zaczyna uwidaczniać się jej duże znaczenie polityczne” – skarżyli się urzędnicy MSW. Władze odczuły w tym momencie gorycz porażki. Formalnie niewiele mogły zrobić – pielgrzymka musiała się toczyć pod czujnym okiem kamer z całego praktycznie świata. Posuwano się więc do drobnych i w gruncie rzeczy nic nieznaczących utrudnień: zmniejszano liczbę połączeń kolejowych i autobusowych, czasem wprowadzano okresowe, lokalne blokady pod byle pretekstem – wszystko po to, by utrudnić wiernym dotarcie na którąś ze mszy. Były to jednak raczej gesty rozpaczy niż realne zagrożenie dla przebiegu papieskiej wizyty. Narastającego entuzjazmu Polaków nie dało się już powściągnąć.
Mnóstwo moich kolegów umawiało się, organizowało jakoś samochód i grupowo jeździli za papieżem. I wcale nie byli jakoś przesadnie religijni. To byli przeważnie naukowcy, w kwestiach wiary ludzie raczej sceptyczni, a jednak ten klimat jakoś ich porwał. Właściwie wszyscy tak reagowali, coś po prostu w tych dniach unosiło się w powietrzu
— opowiada redaktor Adam Ciesielski. Potwierdzała to również córka wybitnych działaczy KOR, Zbigniewa i Zofii Romaszewskich, Agnieszka:
Wraz z kolegami już na początku ustawiłam się na trasie przejazdu papieża z lotniska, każdy chciał go zobaczyć. Potem pół nocy koczowaliśmy na jezdni ulicy Miodowej, naprzeciw kościoła św. Anny, w oczekiwaniu na mszę dla młodzieży o godzinie 9.00. To było absolutnie niesamowite przeżycie. Śledziłam każde wydarzenie: i mszę na placu Zwycięstwa, i w Krakowie, choć mszę na Błoniach i spotkanie na Skałce to już tylko w peerelowskiej telewizji, która – co było niezwykłe – transmitowała to przecież.
Rodzice pani Agnieszki byli nieco mniej mobilni, i oni jednak nie oparli się klimatowi chwili. Zbigniew Romaszewski wybrał się na późniejszą mszę w Nowym Targu: „To było coś, można było zobaczyć, ilu nas jest” – przyznawał, a jego żona dodawała: „Wtedy rzeczywiście zaczęła się zmiana poziomu odwagi w społeczeństwie”.
Spotkanie na pl. Zwycięstwa było najbardziej wyrazistym wystąpieniem Jana Pawła II w kwestiach politycznych – deklaracją jego poglądów i czytelną zapowiedzią wsparcia, przynajmniej duchowego, dla wszelkich działań mogących obalić system. Nie tylko zresztą w Polsce. „Specyficzne akcenty miało kazanie w Gnieźnie, którego jednym z głównych elementów była zachęta do wspólnoty z narodami wschodnioeuropejskimi” – zauważał prof. Andrzej Paczkowski, nie dodając, że chodzi w zasadzie o wszystkie narody zdominowane przez ZSRS. Z nieco innej perspektywy postrzegał gnieźnieńskie kazanie bp Ignacy Dec:
Była to niedziela Zesłania Ducha Świętego. W Gnieźnie Jan Paweł II nie tylko powrócił do chrztu Polski, ale także zarysował duchową perspektywę jedności duchowej całej Europy. Jakiś czas potem nazwaną ją +teologią dwóch płuc+, których potrzebuje Europa, by mogła swobodnie oddychać, swobodnie się rozwijać. Papież mówił: „Czyż Chrystus tego nie chce, czy Duch Święty tego nie rozrządza, ażeby ten papież Polak, papież Słowianin, właśnie teraz odsłonił duchową jedność chrześcijańskiej Europy, na którą składają się dwie wielkie tradycje: Zachodu i Wschodu” […] Właśnie w Gnieźnie 3 czerwca 1979 r. pękła żelazna kurtyna.
Gniezno było drugim przystankiem w pielgrzymce. Z dawnej stolicy piastowskiej papież poleciał do Częstochowy, gdzie podczas trzech spędzonych tam dni odnowił Akt Oddania Narodu Polskiego Najświętszej Marii Pannie, wziął udział w Apelu Jasnogórskim, a także w obradach konferencji plenarnej Episkopatu Polski. Odprawiał też msze i wygłaszał homilie – które choć pozbawione tak silnych jak wcześniejsze akcentów politycznych, i tak wywoływały zgorszenie władz. W poświęconym im raporcie MON można przeczytać:
Ocena wystąpienia papieża podczas pierwszego dnia pobytu w Częstochowie potwierdza wcześniejsze spostrzeżenia o wykroczeniu Jana Pawła II poza granice religijnego charakteru wizyty i dążeniu do nadawania jej swoistego podtekstu politycznego. Znajdowało to np. odbicie w akcentowaniu szczególnej roli takich dostojników kościoła jak np. św. Wojciech, czy Stanisław – symbolizujących męczeństwo kościoła w walce o wiarę. W ten sposób papież pragnie zaakcentować poprzez historyczne aluzje – rolę współczesnego kościoła polskiego jako siły wojującej.
Przypadek częstochowskiej wizyty Jana Pawła II dostarcza też dobrego przykładu, w jaki sposób manipulowano medialnie obrazem pielgrzymki. W „Życiu Warszawy” z 5 czerwca 1979 r. znalazła się następująca korespondencja:
Na trasie przejazdu Jana Pawła II, udekorowanej symbolami religijnymi oraz flagami Polski i papieskimi, dostojnego gościa pozdrawiali wierni. Udając się na Jasną Górę, papież przejeżdżał obok pomnika Wdzięczności, wzniesionego przez mieszkańców Częstochowy za ocalenie miasta przez Armię Radziecką w styczniu 1945 r. Wszyscy pamiętają, że dzięki błyskawicznemu natarciu czołgistów radzieckich ostało się miasto i klasztor.
W środę 6 czerwca o godz. 6 rano Jan Paweł II w kaplicy Matki Boskiej Jasnogórskiej odprawił mszę dla ojców paulinów, dwie godziny później na szczycie Jasnej Góry – dla kleryków, nowicjuszy i służby liturgicznej, o 11 zaś spotkał się w katedrze Najświętszej Rodziny z duchowieństwem diecezjalnym. O godz. 17 – znów na szczycie Jasnej Góry odprawił mszę św. dla wiernych ze Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, a następnie udał się do Krakowa, gdzie witany był szczególnie owacyjnie. Wszędzie na trasie przejazdu towarzyszyły mu tłumy, które trwały również w oczekiwaniu na pojawienie się papieża pod oknem jego pokoju w rezydencji arcybiskupów krakowskich przy ul. Franciszkańskiej 3.
Następnego dnia Jan Paweł II wyruszył na objazd diecezji. Odwiedził Kalwarię Zebrzydowską, Oświęcim, a także szczególnie mu bliskie, rodzinne Wadowice. Media najwięcej uwagi poświęciły jednak jego wizycie w Oświęcimiu, a antywojenne kazanie spotkało się z uznaniem wszystkich.
Przy bramie obozu Ojca Świętego powitali przedstawiciele władz państwowych. Następnie papież udał się do +bloku śmierci+, aby nawiedzić celę, w której zmarł św. Maksymilian Kolbe. Po złożeniu wieńca Jan Paweł II modlił się pod ścianą śmierci, gdzie dokonywano egzekucji więźniów
— relacjonował bp Ignacy Dec. Później, o godz. 16, papież udał się do Brzezinki, gdzie na ołtarzu polowym, ustawionym na rampie, gdzie dokonywano wyładunku więźniów, odprawił mszę”.
W Zarządzie Propagandy i Agitacji Głównego Zarządu Politycznego przygotowano analizę pielgrzymki, której ostateczną wymowę oceniono jako „pozytywną”:
Nawiązując do tablic umieszczonych wokół pomnika, upamiętniających męczeńską śmierć obywateli poszczególnych narodowości, papież zwrócił uwagę na trzy spośród nich: najpierw na tablicę w języku hebrajskim, podkreślając, że nie można przechodzić obok niej obojętnie, ponieważ naród żydowski był w czasie wojny skazany na całkowitą eksterminację. Następnie zwrócił uwagę na tablicę w języku rosyjskim, ku czci zamordowanych obywateli radzieckich, mówiąc: „Wiemy, o jakim narodzie ona mówi. Wiemy, jaki był udział tego narodu w ostatniej straszliwej wojnie o wolność ludów, i wobec tej tablicy nie można przejść obojętnie”. Mówiąc następnie o tablicy w języku polskim, papież przypomniał, że czasie ostatniej wojny zginęło 6 mln Polaków, co stanowi jeszcze jedno świadectwo zmagań narodu polskiego o własne miejsce na mapie Europy.
Autorzy najwyraźniej nie dopatrzyli się tu komentarza odnośnie do Armii Czerwonej, ale zachowali czujność. W dalszej części raportu pisali:
Wymowny jest sposób, w jaki papież Jan Paweł II potępił wojny i opowiedział się za pokojem w imię praw człowieka. Papież stwierdził m.in., że wystarczy ubrać człowieka w mundur, uzbroić w aparat przemocy, w środki zniszczenia i narzucić mu ideologię, w której prawa człowieka są podporządkowane wymogom systemu, aby człowiek został pozbawiony należnych mu praw i mogło dziać się bezprawie.
Kolejne dwa dni przyniosły papieskie wizyty w Nowym Targu oraz Nowej Hucie. W pierwszym z nich odprawił mszę św. na lotnisku położonym na południe od miasta, polecając Podhalan Matce Boskiej Królowej, w Nowej Hucie zaś wziął udział w mszy św. odprawionej przez bp. Jerzego Ablewicza. Sam wygłosił homilię.
Ostatniego dnia pielgrzymki Jan Paweł II odprawił mszę św. na krakowskich Błoniach. Jak wspominali księża Tadeusz Chlipała i Janusz Michalewski:
Drugi fakt z tamtej pielgrzymki [pierwszym była msza na pl. Zwycięstwa w Warszawie – przyp. aut.], który większości z nas zapadł w pamięci, to Eucharystia na krakowskich Błoniach – z racji wielkiej liczby wiernych, którzy w niej uczestniczyli – ponad milion pielgrzymów z całej Polski. To zgromadzenie eucharystyczne było już pierwszym znakiem potwierdzającym, że Duch zaczyna działać na polskiej ziemi, spełniając prośbę Jana Pawła II z placu Zwycięstwa w Warszawie.
Sam Jan Paweł II z pewnością zdawał sobie sprawę z rewolucyjnego znaczenia tej pielgrzymki. W Krakowie właśnie na pożegnanie powiedział:
To wydarzenie bez precedensu było z pewnością aktem pewnej odwagi z obydwu stron, jednakże naszym czasom potrzebny był taki właśnie akt odwagi. Czasem trzeba się odważyć pójść także w tym kierunku, w którym dotąd jeszcze nikt nie poszedł.
Po tych słowach Jan Paweł II zaczął szykować się do powrotu. Te dziewięć niezwykłych dni celnie skomentował Marcin Zaremba:
Papieska pielgrzymka w czerwcu 1979 r. to było dziewięć dni, które zmieniły Polskę. Mówiłem dużo o społecznym konformizmie, który utrzymywał PRL na powierzchni stabilności. Nie tylko te słynne słowa: „Niech zstąpi duch twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”, ale także wiele innych słów wówczas wypowiedzianych osłabiało oparty na lęku konformizm, dodawało wiary i nadziei, a bez tego żadna rewolucja nie ma prawa wybuchnąć.
A kolejna wybuchła już rok później, pod sztandarem „Solidarności”. Tymczasem o godz. 17.50 Jan Paweł II wyruszył z Krakowa do Rzymu. Jego samolot wylądował tam o godz. 19.32.
gah/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/449219-mija-40-lat-od-pierwszej-pielgrzymki-jana-pawla-ii-do-polski