Mam świadomość, że uczestniczyłem w wydarzeniu wyjątkowym, wręcz historycznym. Trudno uwierzyć, że w tym miejscu, za murem mokotowskiego więzienia Drogę Krzyżową poprzednio odprawiono w październiku 1947 roku. Stało się to oczywiście potajemnie, więźniowie postanowili jednak wspomnieć mękę Pana i modlić się bez względu na okoliczności. Po 72 latach przeszliśmy przez warszawską Golgotę, nie sposób inaczej myśleć o Rakowieckiej.
Poszczególne stacje Drogi Krzyżowej opracowali Jarosław Wróblewski i ks. Tomasz Trzaska, kapelan powstającego tutaj Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL. Mam nadzieję, gorąco do tego namawiam, by całą tę treść kiedyś opublikować. Może w muzealnym Biuletynie „Rakowiecka 37”, który zawsze obfituje w niebanalne teksty.
Wtedy każdy, a nie tylko ci, którzy w piątek byli z nami mogliby się zadumać nad losem Chrystusa, ale przecież też Żołnierzy Wyklętych, nieludzko na Mokotowie torturowanych i mordowanych. A i ci obecni powinni do tych tekstów wracać. Jest w nich coś, co wytrąca z codziennej rutyny, co po przemyśleniu daje impuls do przewartościowania potrzeb.
GALERIA ZDJĘĆ:
Dziękując za wspólne przeżycie pozwolę sobie zacytować jedną ze stacji.
Stacja XI
Pan Jezus przybity do Krzyża.
ZA KUCHNIĄ
Kłaniamy Ci się Panie Jezu i błogosławimy Tobie
Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył
Rtm. Witold Pilecki w przerwie rozprawy sądowej powiedział do swojej kuzynki Eleonory Ostrowskiej:
Ja już żyć nie mogę. Mnie wykończono. Bo Oświęcim to była igraszka.
Hieronim Dekutowski, „Zapora” powiedział pewnego dnia, że chciałby zostawić pistolet na progu domu, wejść i już nigdy nie iść do lasu, do walki. Ale nie może tak zrobić, bo trzeba wciąż walczyć o Polskę…
Krzyżem wszystkich dzisiaj wspominanych było właśnie to wewnętrzne przynaglenie, że należy walczyć o Niepodległą Ojczyznę. Że każdy na swój sposób musi nie ustawać w walce. P. Zofia Pilecka, córka Pana Rotmistrza wspominała: „Tata ciągle gdzieś walczył!”. To jest prawda o bohaterach tamtych dni. Oni wciąż bili się za Polskę. Nawet wtedy (a może szczególnie wtedy), gdy wielu prowadziło już normalne życie – oni wciąż czuli to przynaglenie, które stało się ich krzyżem.
Wyroki więzienia i śmierci, które słyszeli były gwoźdźmi, którymi zostali przybici do swojego krzyża miłości do Polski. Stracili życie, możliwość spędzenia wielu lat z bliskimi, ale pozostali wierni świętej sprawie.
Ale czyż Jezus nie powiedział: Jeżeli kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje?
Któryś za nas cierpiał rany Jezu Chryste zmiłuj się nad nami!
= = = = = =
Byłem przekonany, że gdy Muzeum już powstanie, będzie miejscem przyciągającym dobrych ludzi. I tak jest. Praca tutaj to nie jest zwykła praca, to nie jest byle jaki budynek. Każdy mur i każda ścieżka naznaczone są krwią polskich Bohaterów. Nie można się nie cieszyć, że miejsce to zostało dla nas odzyskane. Tak, odzyskane, bo tajemnica życia i śmierci, i cierpienia miała być na zawsze skryta za murem.
Trzeba było odwagi, by podjąć decyzję i przenieść z Rakowieckiej areszt, by otworzyć cele śmierci dla zwiedzających. To była decyzja polityczna i to była odwaga polityków. Nie mam co do tego wątpliwości, dlatego często to powtarzam. Chcę wierzyć, że owi politycy mają świadomość, że będąc odważnymi wtedy nie mogą z raz obranej ścieżki zejść. Nadal trzeba odwagi i mądrości, by to muzeum nie było „kolejnym muzeum w mieście”. Nie da się i nie wolno go porównywać z żadnym innym.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/440439-kilka-refleksji-po-drodze-krzyzowej-za-murem-rakowieckiej