Z Warszawy przed zburzeniem miały zostać wywiezione wszelkie surowce, tekstylia, meble. O ile w czasie Powstania rabunek był dość chaotyczny, o tyle po kapitulacji przybrał formę zorganizowaną
— mówi portalowi wPolityce.pl Marcin Ludwicki, autor książki „Płonące pustkowie. Warszawa od upadku Powstania do stycznia 1945. Relacje świadków”.
wPolityce.pl: Propaganda polityczna i historyczna w PRL twierdziła, że Armia Czerwona wyzwoliła Warszawę w styczniu 1945 r. Jak to „wyzwolenie” wyglądało?
Marcin Ludwicki: Tego dnia w Warszawie znajdowały się już nieliczne niemieckie oddziały osłonowe, cztery bataliony forteczne, kilka oddziałów artylerii i saperów. Od 15 stycznia trwał odwrót niemieckich jednostek z linii Wisły na zachód. Komendant Festung Warschau, gen. Friedrich Weber, wiedział, że nie jest w stanie utrzymać miasta i sam ze swoją załogą wycofał się z Warszawy.
Nacierająca na Warszawę 1. Armia Wojska Polskiego miała zatem przed sobą jedynie niemieckie siły osłonowe. Do poważniejszych starć na przedmieściach i w samym mieście dochodziło sporadycznie. Nad ranem piechota stoczyła potyczkę w okolicach Lasku Bielańskiego. Niemcy wycofali się do Cytadeli bronionej przez około 250 żołnierzy. Forteca padła po krótkotrwałych, choć intensywnych, walkach. Na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich i Nowego Światu doszło do starcia z kontratakującą niemiecką kompanią piechoty wspieraną przez sześć pojazdów pancernych. W obliczu przewagi Polaków Niemcy wycofali się jednak do Dworca Głównego i tam zostali pokonani. Do godziny piętnastej 17 stycznia ruiny Warszawy zostały oczyszczone z żołnierzy niemieckich.
Co się działo w Warszawie po upadku powstaniu? Bo to rzecz, o której niewiele się mówi. A to ciekawa kwestia, bo Niemcy dalej realizowali swój plan zniszczenia Warszawy.
To prawda. Realizowali go konsekwentnie aż do ostatnich chwil przed wejściem Armii Czerwonej. Zbiory Biblioteki Publicznej miasta stołecznego Warszawy przy Koszykowej podpalili na przykład 15 stycznia. Powracający natychmiast po wycofaniu się z miasta Niemców bibliotekarze zastali tlące się jeszcze książki.
Wydaje się, że czas po kapitulacji Powstania do stycznia 1945 można podzielić na kilka okresów. Pierwszy to dni od podpisania kapitulacji 2 do 5 października. Tego dnia wyszło z Warszawy powstańcze wojsko. Kolejny etap to wyjście ludności cywilnej. Ludność wychodzić miała co prawda już od 1 października, jednak póki w mieście przebywało powstańcze wojsko cywile ociągali się z wyjściem. Nikt nie wiedział przecież jaki czeka ich los, a doświadczenia okupacji i powstania pozwalały spodziewać się najgorszego. Bardzo długo łudzono się zresztą, że Niemcy pozwolą na pozostanie w mieście przynajmniej części mieszkańców. Rozkaz dowództwa niemieckiego był jednak bezwzględny. Mieli wyjść wszyscy. Z meldunku niemieckiej 9 armii wynika, że 10 października miasto było już puste. Pozostała jeszcze ewakuacja szpitali, która oczywiście trwała dłużej. Szpital polowy przy kościele św. Stanisława działał jeszcze do 24 października.
18 października 1944 roku dowodzący 9 Armią gen. Walther von Lüttwitz wytyczył obszar Festung Warschau. Prace fortyfikacyjne prowadziło kilkanaście kompanii saperów. Od 14 listopada wchodzenie do miasta bez specjalnej przepustki wydawanej przez policję i komendanta twierdzy zabronione zostało pod karą śmierci.
Z relacji świadków zaprezentowanej w pana książce wynika, że od samego niemal momentu kapitulacji po mieście chodziły niemieckie komanda i podpalały ocalałe budynki.
Z jednej więc strony Niemcy budowali twierdzę, z drugiej prowadzili systematyczną akcję niszczenia miasta i ocalałych dóbr kultury. Charakterystyczna jest treść depeszy, w której gen. Eberhardt Kinzel pisał do Himmlera, że brakuje mu materiałów wybuchowych potrzebnych do budowy twierdzy, ponieważ wszystkie używane są niszczenia obiektów, których wysadzanie ważne jest ze względów „politycznych”, jednak zupełnie niepotrzebne z taktycznego punktu widzenia.
Niszczeniu towarzyszył systematyczny, zorganizowany rabunek wszystkiego właściwie, co zrabować się dało.
Niszczenie zabytków i dóbr kultury sprzeczne było z podpisaną przez Niemców umową kapitulacyjną Powstania, której dziesiąty punkt przewidywał ewakuację z Warszawy „dóbr posiadających wartość artystyczną, kulturalną i kościelną”. Zapis ten stanowił jednak podstawę akcji ratowania zabytków kultury podjętą przez grupę uczonych, muzealników i bibliotekarzy. Była to tzw. „akcja pruszkowska”, wciąż mało znany, a fascynujący epizod dziejów Warszawy po upadku Powstania.
Wyjście powstańców i ludności z Warszawy było czymś przerażającym. „Szło nas i jechało tysiące – tysiące ludzi-cieni” – wspomina wybitna kompozytorka i skrzypaczka Grażyna Bacewicz. „Na Dworcu Zachodnim wtłoczono nas w bydlęce wagony” – dodaje w dalszej części relacji.
Exodus ludności Warszawy po Powstaniu to osobna, straszliwa historia. W ciągu kilku dni z miasta na zachód wyszło około 200 tysięcy ludzi. Ogólna liczba wysiedlonych z Warszawy od początku sierpnia do końca Powstania wynosiła około 800 tysięcy osób. Każdy mógł wynieść tylko tyle, ile zdołał udźwignąć. Zorganizowanie w miarę funkcjonujących obozów przejściowych nawet przy dobrej woli (a tej Niemcy nie mieli) byłoby bardzo trudne. Ci ludzie musieli przecież coś jeść, byli wycieńczeni przejściami w czasie Powstania. W obozie w Pruszkowie panowały warunki tragiczne (charakterystyczne są słowa niemieckiego oficera, który pod Warszawą pomógł jednej z wysiedlonych rodzin: „Tylko pamiętajcie, musicie ominąć Pruszków. Tam się straszne rzeczy dzieją. Tam panują brud, choroby i śmierć”). Niemcy nie respektowali zapisów umowy kapitulacyjnej, segregowali wypędzoną ludność i wysłali na roboty do Rzeszy lub do obozów koncentracyjnych.
Żołnierz NSZ i AK, gen. Jan Podhorski, który był w kompaniach osłonowych opowiadał mi, że Niemcy po powstaniu okradali domy w Śródmieściu, podpalali je miotaczami ognia, a zagrabione mienie wywozili do Rzeszy. Czy tak było również w innych dzielnicach? Niemiecki plan rabunku był drobiazgowo zaplanowany i realizowany. Do kogo trafiały zagrabione dobra?
Z Warszawy przed zburzeniem miały zostać wywiezione wszelkie surowce, tekstylia, meble. O ile w czasie Powstania rabunek był dość chaotyczny, o tyle po kapitulacji przybrał formę zorganizowaną. W zachowanych przypadkowo wykazach zrabowanego w Warszawie mienia figurują silniki elektryczne, maszyny i ich części, narzędzia i maszyny rolnicze, piece, wyroby żelazne, metale kolorowe, kable i przewody elektryczne, skóra, papier, materiały włókiennicze, odzież. Niemcy nie gardzili też przedmiotami zbytku. Szaber prywatny zresztą przebiegał równolegle do oficjalnego. Po opróżnieniu danego obszaru ze wszystkich wartościowych rzeczy, do wyczyszczonych domów i dzielnic wkraczało Vernichtungskommando zajmujące się profesjonalnym niszczeniem substancji materialnej miasta. Zrabowane dobra trafiały do Rzeszy, dotkliwie odczuwającej już wtedy brak surowców i materiałów potrzebnych do prowadzenia wojny.
Warszawa była burzona na osobisty rozkaz Hitlera?
Tak. Miał obsesję na tym punkcie. Wybuch Powstania potraktował jako znakomity pretekst do przeprowadzenia planowanej już wcześniej akcji zburzenia miasta. W rozkazie wydanym na wieść o rozpoczęciu walk w Warszawie miał powiedzieć m.in.: „Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”. Już po upadku Powstania, 12 października, dowódca SS i policji w dystrykcie warszawskim Paul Otto Geibel został wezwany na spotkanie do kwatery polowej Himmlera w Prusach Wschodnich. W czasie przesłuchania na jesieni 1948 roku Geibel zeznał: „O ile pamiętam, Himmler odezwał się do mnie w sposób następujący: «Nigdy jeszcze Führer nie mówił ze mną cztery razy w jednej i tej samej sprawie; on sobie życzy, ażeby Warszawa była zupełnie zburzona (te słowa Himmlera rozumiałem w tym sensie, że nigdy jeszcze żadna sprawa nie wydawała się Führerowi tak ważna, jak pożądane przez niego zburzenie Warszawy, o którym rozmawiał z Himmlerem już po raz czwarty). Pan, panie Geibel, nie potrzebuje oponować, że to już się stało. To miasto ma całkowicie zniknąć z powierzchni ziemi i służyć jako punkt przeładunkowy dla transportu Wehrmachtu. Kamień na kamieniu nie powinien pozostać. Wszystkie budynki należy zburzyć aż do fundamentów. Pomieszczenia dla wojska zostaną urządzone w piwnicach - hotele już nie istnieją. Pozostaną tylko urządzenia techniczne i budynki kolei żelaznych”.
W zniszczonym mieście pozostali ludzie. Dlaczego zdecydowali się pozostać w mieście? Czym się kierowali?
Powody, dla których Polacy, ryzykując życie, decydowali się pozostać w mieście były różne. Jedni nie wierzyli w niemieckie gwarancje bezpieczeństwa. Inni (zwłaszcza mieszkańcy Śródmieścia, którzy mieli czas na przygotowanie sobie kryjówek) nie wyobrażali sobie opuszczenia ukochanego miasta i wyjścia na tułaczkę w nieznane. Tym bardziej że za Wisłą od połowy września stała Armia Czerwona i można było się spodziewać, że wkrótce zajmie lewą część Warszawy. W mieście pozostali także odcięci od swoich oddziałów powstańcy. Zostawali także Żydzi, których „zły wygląd” wyróżniał z masy ludzi wychodzących z Warszawy i skazywał na pewną śmierć.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
CZYTAJ RÓWNIEŻ: NASZ WYWIAD. Prof. Kucharczyk: Starania o reparacje przypominają historię II wojny, której nie znają nawet czołowi dziennikarze z USA
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/436298-ludwicki-niemcy-polaczyli-niszczenie-warszawy-z-rabunkiem