Dziennikarka „Jerusalem Post” Tovah Lazaroff relacjonuje na łamach gazety swoją podróż z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu do Warszawy na szczyt bliskowschodni. Jak podkreśla była to dla niej podróż do przeszłości bowiem jej babcia Shulamith mieszkała w stolicy Polski przed wojną, a panował tam wówczas „głęboko zakorzeniony antysemityzm”.
Moja babcia często udzielała mi wskazówek, jak dojść do jej rodzinnego domu w Warszawie, który został zniszczony przez nazistów wiele lat przed moim urodzeniem. „Mieszkaliśmy dwa budynki dalej od żydowskiego centrum kultury i po drugiej stronie ulicy od seminarium rabinackiego” - mówiła
— wyjaśnia Lazaroff i dodaje, że dom jej babci stał niegdyś przy ulicy Grzybowskiej 22, ale dziś go już nie ma. Został w czasie wojny zrównany z ziemią i zastąpiony przez szary apartamentowiec.
W Warszawie, którą znała żyło 300 tys. Żydów, co oznacza, że Żydzi stanowili 30 proc. mieszkańców miasta. To była największe centrum żydowskiego życia w Europie, drugie co do wielkości po Nowym Jorku. Moja babcia uciekła w 1919 r. z Rosji przed wczesnym sowieckim antysemityzmem i nielegalnie przedostała się do Polski. W zimny i śnieżny grudniowy dzień babcia i jej młodsza siostra Anna dotarły do Warszawy. Był to dla nich moment, gdy zostawiły za sobą życie w sztetlu i weszły do nowoczesnego świata
—czytamy na łamach „Jerusalem Post”. Jak twierdzi dziennikarka jej babcia nauczyła się mówić po polsku a nawet zmieniła swoje imię na Sonya, bo brzmiało to bardziej po polsku.
Od początku babcia była zakochana bez wzajemności w mieście i kraju, który był głęboko antysemicki. Żydzi byli traktowani jak obcy mimo iż żyli tu od niemal 1000 lat. Kilka miesięcy po ich przyjeździe uniewinniono Polaka oskarżonego o zabójstwo Żyda, co spotęgowało poczucie u żydowskiej społeczności, że nie jest bezpieczna a sprawiedliwości w sądach jest dla niej nieosiągalna. Babcia wspominała, że świętowano sprawcę za to, że zabił Żyda
—przekonuje Zaroff i dodaje, że Żydzi byli regularnie nagabywani i obrzucani obelgami przez Polaków na ulicach.
Przekonana, że nie ma przyszłości dla Żydów w Polsce, moja babka stała się syjonistką i marzyła o Palestynie. Była jedyną kobietą w zarządzie swojej syjonistycznej grupy młodzieżowej. W 1930 r. jednak zamiast do Izraela wyruszyła w podróż do Stanów Zjednoczonych
—opowiada dziennikarka „Jerusalem Post”. A teraz ona, wnuczka, po raz drugi zawitała do Warszawy, na pokładzie samolotu wiozącego premiera Izraela Benjamina Netanjahu na konferencję bliskowschodnia.
Próbowałem wyobrazić sobie ulice, tak jak ona je widziała, i wyobrażałam sobie, że stoi tam, chichocząc z siostrą i marzącą o przyszłości. Ale nawet w jej najgorszych nastoletnich koszmarach jej lęk przed antysemityzmem nie pozwolił jej wyobrazić sobie zabójstwo trzech milionów Żydów w Holokauście
—podkreśla Zaroff. Według niej jej babcia zrozumiałaby natomiast debatę wokół wizyty Netanjahu w Polsce i polskiego antysemityzmu.
Chodzi oczywiście o współpracę Polaków z hitlerowcami w zabijaniu Żydów oraz zakres polskiej winy w II wojnie światowej. Kiedy wybuchła wojna, moja babcia była już bezpieczna w Stanach Zjednoczonych i poślubiła mojego dziadka. Podczas mojej pierwszej wizyty w Warszawie żydowski historyk powiedział mi, że większość Żydów oraz żydowskich artefaktów przetrwała II wojnę światową tylko dlatego, że opuścili oni Warszawę przed wojną. Jako Amerykanka, bez bliskich członków rodziny, którzy przeżyli obozy, po raz pierwszy poczułam się jak ocalała
—wyznaje dziennikarka. Jak zaznacza „żyje i jestem w stanie napisać ten artykuł, nie dlatego, że moja babcia przewidziała nazistowskie Niemcy, ale dlatego, że zrozumiała dekadę przed Holokaustem jak głęboko zakorzeniona jest u Polaków nienawiść do Żydów, w mieście które tak kochała”.
Kolejny głos z Izraela i kolejna krzywdząca opinia. Jak widać, do niektórych nie docierają proste fakty.
JJW, jpost.com
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/434613-dziennikarka-jerusalem-post-polacy-nienawidza-zydow