Społeczeństwo wielkopolskie przez kilka pokoleń psychicznie, gospodarczo, narodowo i mentalnie było przygotowywane do powstania. Ten proces rozpoczął się zaraz po traktacie wiedeńskim, który podpisano w 1815 r. W zaborze austriackim i rosyjskim był pozytywizm, w Wielkopolsce praca organiczna. Wielkopolanie wcale nie byli bierni i spokojni. To mit
— mówi portalowi wPolityce.pl dr Marek Rezler, Wielkopolanin, autor książki „Powstanie Wielkopolskie po 100 latach”.
wPolityce.pl: Sto lat temu, 27 grudnia 1919 r. w Poznaniu wybuchło Powstanie Wielkopolskie. Czy było jedynym zwycięskim polskim zrywem niepodległościowym?
Dr Marek Rezler: Nie. Wielkopolanie mają na koncie zwycięskie powstanie w latach 1806-1807 przeciwko Prusakom. Wspominał o nim Adam Mickiewicz w dziesiątej księdze „Pana Tadeusza”. Wygraliśmy również w 1809 r. z Austriakami. Powstanie w latach 1918-1919 było kolejnym zwycięskim zrywem. Wiktorią zakończyło się także trzecie powstanie śląskie. Czasem ryzykuję powiedzenie, że wielkopolsko-śląskie, jeżeli weźmiemy pod uwagę skład kadry dowódczej. Możemy się również pochwalić zwycięskim powstaniem sejneńskim przeciwko Litwinom. Slogan, że Powstanie Wielkopolskie było jedynym zwycięskim powstaniem powtarza się od dziesięcioleci. Walczę z nim od kilkudziesięciu lat. Na szczęście coraz rzadziej go słyszę.
Co zdecydowało o zwycięstwie Powstania Wielkopolskiego? Jakie czynniki miały na to wpływ?
W listopadzie 1918 r. Niemcy przeżywały kryzys na froncie zachodnim. Rozsypała im się armia. W kraju wybuchła rewolucja. Niemcy nie były w stanie zaprowadzić porządku wewnątrz państwa. Ta słabość sprawiła, że na ziemiach polskich powstała swoista próżnia na. Dzięki temu w Wielkopolsce mogliśmy sobie pozwolić na więcej. Jednak to, że spotkanie wybuchło nie było przypadkiem ani zrządzeniem losu. Społeczeństwo wielkopolskie przez kilka pokoleń psychicznie, gospodarczo, narodowo i mentalnie było przygotowywane do powstania. Ten proces rozpoczął się zaraz po traktacie wiedeńskim, który podpisano w 1815 r. W zaborze austriackim i rosyjskim był pozytywizm, w Wielkopolsce praca organiczna. Wielkopolanie wcale nie byli bierni i spokojni. To mit. Wspierali braci zza kordonu w powstaniu listopadowym i styczniowym. Brali udział w Wiośnie Ludów. Nie chcieli patrzeć spokojnie na to, co się dzieje. Ale te zrywy zbrojne nie były tym, o co Wielkopolanom chodziło. Szczycimy się Wiosną Ludów, ale to był potworny błąd.
Czyli w Wielkopolsce pracę organiczną połączono z gotowością do walki zbrojnej?
Tak. W czasie zaborów uratowaliśmy język, świadomość narodową i naszą kulturę. Jeszcze kilkanaście lat niewoli, a Polska odrodziłaby się jako państwo federacyjne. Nie byłoby szans na wspólny organizm państwowy. Proces przemiany mentalności, który wynikał z przynależności do trzech różnych organizmów zaborczych byłby nie do odwrócenia. Kiedy w 1914 r. wybuchła wojna, jeszcze nikt nie przypuszczał, że to odpowiedni moment na rozpoczęcie walki powstańczej. Ale w miarę rozwoju wydarzeń wojennych, kiedy okazało się, że Niemcy przegrywają wojnę, uruchomiano mechanizmy formalne, który stały się podstawą zwycięstwa. Powstawały komitety obywatelskie i zakonspirowane oddziały Polskiej Organizacji Wojskowej. Organizowano gabinety cieni i administrację, która po zwycięstwie miała utrzymać władzę na zdobytym terenie.
Czyli wszystko było dokładnie zaplanowane, a później projekt wcielono w życie?
Wszystko było zaplanowane w świadomości ludzi. Nie potrzebowali organizacji, związków czy stowarzyszeń, ale wiedzieli jak trzeba postępować. Jedną z cech Wielkopolan jest to, że nie trzeba ich agitować. Samodzielnie ustalają metodę swojego postępowania. W czasie zaborów wszelcy agitatorzy, którzy przybywali do Wielkopolski nie potrafili przekonać Wielkopolan do swoich racji. Nie udało się to Edwardowi Dembowskiemu ani Juliuszowi Słowackiemu. Walenty Stefański był traktowany z przymrużeniem oka. Wielkopolanie działali jako masa ludzi o określonej mentalności, świadomości i odpowiednim ukierunkowaniu. Czasem zdarzało im się działać nerwowo. Ale emocje nie niszczyły ich działań. Czasem jednolitość odbijała się na ich położeniu. Tak było choćby w II Rzeczypospolitej, kiedy endecja rozpoczęła bijatykę z Warszawą, której nie była w stanie wygrać. Przez to straciliśmy szansę na wywalczenie autonomii, jaką uzyskali Ślązacy. Kto chce wszystko, ten nie dostaje nic. W dwudziestoleciu międzywojennym Wielkopolska była praktycznie odizolowana od reszty kraju. Można było wygrać znacznie więcej.
W książce „Powstanie Wielkopolskie po 100 latach” pisze pan, że w dwudziestoleciu międzywojennym znaczenie tego czynu zbrojnego w dziele odzyskania przez Polskę było marginalizowane. Dlaczego tak się działo?
Z prostej przyczyny, Powstanie Wielkopolskie traktowano jako zryw endecki. Wynikało to ze składu Komisariatu Naczelnej Rady Ludowej. Kiedy endecja poszła na wojnę z Warszawą odbiło się to również na położeniu powstańców wielkopolskich. Ślązacy mieli swoje odznaczenie powstańcze, Wielkopolanie nie. Dopiero w 1956 r. ustanowiono Wielkopolski Krzyż Powstańczy. W międzywojniu weterani powstania byli w pełni sił, ale polityka sprawiła, że zepchnięto ich na boczny tor. To sprawiło, że wpadli w kompleksy. Wtedy też zaczęły pojawiać się legendy, których odpryski słyszy się do dzisiaj.
Jakie legendy ma pan na myśli?
Na przykład taką, że Piłsudski nie chciał Wielkopolski. To nieprawda. Jego działania były ściśle taktyczne, wiązały się z aktualną sytuacją. Nigdy się Wielkopolski nie wyrzekł. Bardzo często, szczególnie środowiska endeckie interpretują tę rezygnację z Wielkopolski, z drugą rozmową Piłsudskiego z hrabią Kesslerem w Magdeburgu, która doprowadziła do wypuszczenia go z więzienia. Piłsudski miał być odpowiednikiem Lenina wysłanego do Moskwy. Miał uspokoić Warszawę. Pierwsze, co zrobił w grudniu 1918 r. to zerwał stosunki dyplomatyczne z Berlinem. Tym czynem podarł swoje zobowiązanie. Ale dla endeków ten fakt jest niewygodny. To nie Piłsudski nie chciał Wielkopolski, to lokalna endecja nie życzyła sobie jego rządów. Prof. Zbigniew Dworecki w sposób naukowy i precyzyjny przeanalizował kontakty marszałka z Wielkopolską od 1905 r., kiedy Piłsudski jechał na kongres socjalistów do Londynu, do jego śmierci w 1935 r.
Różnie te stosunki się układały.
Bywało lepiej i gorzej. Piłsudski był wspaniałym człowiekiem, ale miał różne okresy w swoim życiu. Prof. Dworecki podkreśla, że Piłsudski nigdy nie wypowiadał się o Wielkopolanach z niechęcią czy wrogością. W atakach na niego przodowali endecy. Tworzenie sztucznej atmosfery nienawiści wobec Piłsudskiego było fatalne. Z czasem prowadzoną przez siebie polityką pogarszał swoje położenie w oczach Wielkopolan. Najpierw przewrót majowy w 1926 r. Berezą Kartuską i procesem brzeskim kompletnie położył swoje szanse w Wielkopolsce. Po 1924 r. nie zjawił się w Poznaniu.
Nie rozumiem tego, że Piłsudski i Dmowski już dawno odeszli, a bijatyka między piłsudczykami a endekami trwa do dzisiaj. Jest bardzo zajadła, nie pozbawiona inwektyw i irracjonalnych stwierdzeń. Trzeba tych ludzi jednakowo uszanować, ale czas najwyższy przenieść ich w epokę, która minęła.
Powstanie Wielkopolskie pojawia się filmach, serialach. Które z nich warto obejrzeć?
Godny polecenia jest serial „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”, ale niestety, ostatni odcinek, w którym przedstawiono wybuch powstania jest nieudany. Bogusław Wołoszański zrobił ciekawy film. Pojawiła się w nim szarża kawaleryjska, której w rzeczywistości nie było. Ale w kawaleryjskiej grupie rekonstrukcyjnej był wiceprezydent miasta Poznania. Zapowiedział, że jeżeli nie będzie uczestniczył w szarży, to nie będzie filmu. Trzeba było więc myśleć praktycznie.
A co pan sądzi o filmie „Męskie sprawy” Janusza Kidawy-Błońskiego z 1988 r.?
Niezły. Warto go obejrzeć, ale nie należy brać go dosłownie. Dobrze są w nim pokazane stosunki między Polakami a Niemcami. To nie jest film dokumentalny, ani paradokumentalny, tylko fabularny. Karolina Czernicka, wtedy mała dziewczynka, zagrała dobrą rolę.
Ogromną rolę w przywracaniu pamięci o Powstaniu Wielkopolskim odegrali kibice Lecha Poznań.
„Wiara Lecha” nie tylko pali race w rocznicę wybuchu walk, ale opiekuje się grobami powstańców i odwiedza ich rodziny. Wykonują potrzebną pracę. W „Encyklopedii Powstania Wielkopolskiego”, której byłem współredaktorem i współautorem zrobiliśmy specjalne hasło o „Wierze Lecha”. Ale piszemy tylko o ich działalności upamiętniającej powstanie.
Co należy zobaczyć w Poznaniu, żeby poznać dzieje powstania?
Spacer należy zacząć od odwiedzenia Muzeum Powstania Wielkopolskiego, które mieści się na Starym Rynku w dawnym budynku odwachu. Tam wszystko jest przedstawione w pigułce. Następnie proponuję skierować się do Wielkopolskiego Muzeum Wojskowego, gdzie powstaniu poświęcono osobny dział. Większość pamiątek związanych z powstaniem skoncentrowana jest na niewielkim obszarze, na Placu Wolności i w jego okolicach. Na budynku hotelu „Bazar” znajduje się tablica Ignacego Jana Paderewskiego. Niedaleko na Muzeum Narodowym jest tablica poświęcona dowództwu powstania. W płycie placu Wolności upamiętniono pierwszą przysięgę wojsk wielkopolskich złożoną 26 stycznia 1919 r. Niedaleko jest ulica Stanisława Taczaka, pierwszego dowódcy Powstania Wielkopolskiego oraz Franciszka Ratajczaka, pierwszego poległego powstańca. Tabliczki wyjaśniają znaczenie ulic.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Marek Rezler to historyk zajmujący się m.in. dziejami Wielkopolski. Opublikował m.in. biografie Emilii Sczanieckiej i Hipolita Cegielskiego, monografię militarnych dziejów wielkopolskiej Wiosny Ludów 1848 roku oraz – wspólnie z Jerzym Bogdanowskim – zbiór felietonów Poznań. Miasto niepoznane (REBIS, 2006). Należał do zespołu organizującego Ogólnopolskie Seminaria Historyków Powstania Wielkopolskiego 1918–1919, jest też laureatem nagrody „Dobosz Powstania Wielkopolskiego 1918–1919”. Źródło: rebis.com.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/426862-nasz-wywiad-dlaczego-powstanie-wielkopolskie-wygralo