Próbuję wejść w psychikę Polaków w 1918 roku. W głowę także mojego dziadka -hallerczyka. Tamta jesień musiała być dla nich niepojęta! Bo to był cud, najprawdziwszy cud. Z dzisiejszej perspektywy nie do zrozumienia.
Jakże oni musieli się cieszyć, jak musieli dziękować Bogu i ludzkim narzędziom w jego rękach. To było coś więcej jak narodziny upragnionego dziecka, to było jak Zmartwychwstanie. Pamiętajmy o Legionistach, Marszałku i Hallerze, o Błękitnej Armii i Dmowskim, Paderewskim. Ale też pamiętajmy o powstańcach kościuszkowskich, listopadowych i styczniowych. Ten niewyobrażalny cud był rodzajem Eucharystii z ich krwi i niedostatku chleba Sybiraków. Tylko niesieni świadomością cudu i niegdysiejszych ofiar mogli zbudować Gdynię, przywrócić świetność Wawelowi, wymyślić najlepszych poetów, malarzy, kompozytorów, wynalazców.
Przez ponad 120 lat nie mieli kawałka swojej Polski. To pięć pokoleń. Niewyobrażalnie długo. Wolność utracili ci, których pra- pra- pra- pra- prawnuki ją odzyskały. Ci wszyscy „pra” przez pięć pokoleń przechowali polskość w każdym jej wymiarze. Polskość tak ogromną i świeżą, że potrafili się cieszyć gdy Niepodległa już zmartwychwstała. Tylko żal, że nie dożył tego mój Wyspiański. Wieszcz miałby w 1918 roku zaledwie 49 lat… . Żal.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/420497-cud-zalozycielski-tamta-jesien-musiala-byc-dla-niepojeta