Polski wywiad działał znakomicie właśnie dlatego, że pracowali w nim świetni specjaliści. Ważną rolę w 1920 r. odgrywał II Wydział Biura Szyfrów, gdzie łamano kolejne kody bolszewickie, umożliwiając odczytanie setek sowieckich depesz, meldunków i korespondencji. Bolszewicy co jakiś czas zmieniali klucze kodowania informacji przesyłanych do wojsk frontowych
— mówi portalowi wPolityce.pl prof. Janusz Odziemkowski, historyk i wykładowca akademicki.
wPolityce.pl: Polski wywiad radiowy znacząco przyczynił się do naszego zwycięstwa nad bolszewikami w 1920 r. Panie profesorze, czy ten sukces byłby możliwy bez zaangażowania w jego pracę wybitnych fachowców, m. in. matematyków, choćby Wacława Sierpińskiego?
Prof. Janusz Odziemkowski: Polski wywiad działał znakomicie właśnie dlatego, że pracowali w nim świetni fachowcy. Kluczową rolę odgrywał II Wydział Biura Szyfrów gdzie łamano kolejne szyfry bolszewickie umożliwiając oczytanie setek depesz bolszewickich, meldunków, korespondencji. Bolszewicy, co jakiś czas zmieniali klucze kodowania informacji przesyłanych do wojsk frontowych. W Biurze Szyfrów pracowało od kilku do kilkunastu osób; dzięki nim Naczelne Dowództwo Wojska Polskiego otrzymywało wiele cennych informacji o ruchach wojsk bolszewickich i planach nieprzyjaciela. Obecnie taką działalnością zajmują się całe zespoły analityczne, stosuje się do tego inne, nowoczesne technologie, wtedy radiowywiad dopiero budowano w kraju ogromnie wyniszczonym przez wojnę światową, tworzącym dopiero swoje siły zbrojne. Nie prowadzono systematycznej rekrutacji do tej służby. Przeważnie werbowano ludzi, którzy podczas służby wojskowej okazali jakie talenty i przygotowanie fachowe użyteczne dla radiowywiadu. Dopiero po zawarciu pokoju z Rosją bolszewicką w II RP budowano wywiad systematycznie i metodycznie, a efektem pracy polskich deszyfrantów, dalszym ciągiem ich sukcesów było między innymi złamanie szyfrów niemieckiej Enigmy.
Nie można pominąć w sukcesie radiowywiadu z 1920 r. roli Wacława Sierpińskiego, Stefana Mazurkiewicza, Jerzego Leśniewskiego, współpracujących z Biurem Szyfrów znakomitych matematyków i twórców polskiej szkoły matematycznej, która w okresie międzywojennym była uznawana za jedną z najlepszych na świecie. Publikacje jej przedstawicieli, które ukazywały się w polskich pismach naukowych były przedrukowywane przez periodyki na całym świecie. Głęboka znajomość matematyki i analityczny umysł były wielce pomocne przy łamaniu szyfrów.
Jak pracownikom radiowywiadu udało się odkryć metodę dekryptażu sowieckich depesz?
Doświadczenie, umiejętności analityczne, wiedza matematyczna dokładna analiza tekstów ułatwiały odkrycie charakterystycznych cech szyfru. Dekryptaż był zasługą całego zespołu deszyfrantów.
Pracującego pod kierownictwem porucznika Jana Kowalewskiego.
Czołowej postaci radiowywiadu, człowieka, który osobiście złamał sowieckie szyfry „Czajka” ,„Respublika”, „Akerman”. Jeżeli ktoś chce poznać bliżej prace radiowywiadu powinien sięgnąć do obszernej, dwutomowej monografii prof. Grzegorza Nowika „Zanim złamano Enigmę”. Po wojnie o ich zasługach nie mówiono, ani nie pisano. To zrozumiałe, pracownicy radiowywiadu, byli cichymi bohaterami wojny z Rosją bolszewicką.
Cichymi bohaterami tajnego frontu.
Tak, niezwykle wartościowymi dla armii. Pełnili niesłychanie odpowiedzialne funkcje, każdy ich błąd mógł sprawić, że opacznie odczytano by przechwycone informacje. Naczelny Wódz musiał mieć absolutne zaufanie do danych dostarczanych przez deszyfrantów. Dla Naczelnego Dowództwa informacje otrzymywane dzięki pracy radiowywiadu były często jedynymi danymi o ruchach wojsk sowieckich i planach nieprzyjaciela. Czasem informacje te były niedokładne, niejednokrotnie trudne do interpretacji, tym niemniej dawały polskiemu dowództwu cenny materiał do analiz i podejmowania decyzji.
Bolszewicy przekazywali nieaktualne depesze.
Tak, niektóre dane były nieaktualne, inne zniekształcone dzięki pomyłkom popełnianych w przechwyconej przez Polaków korespondencji. Kiedy czyta się obecnie, odszyfrowane teksty i porównuje się je z rzeczywistym rozkładem sił na froncie, okazuje się, że w korespondencji niejednokrotnie wymieniano oddziały, które w rzeczywistości były w tym czasie w głębi Rosji. Z gąszczu informacji dowództwo polskie musiało wybierać te, które wydawały najbardziej prawdopodobne i najbardziej wartościowe. To było trudne i odpowiedzialne zadanie, ale na szczęście odczytywanie informacji przez nasz sztab i przez Naczelnego Wodza było prawidłowe.
Bolszewicy nie zorientowali się, że Polacy przechwytują ich depesze, bo przez całą wojnę przekazywali je przez radio.
Uważali, że częsta zmiana kodów szyfrujących całkowicie zabezpieczy przekazywane przez nich meldunki. Powodowało to dodatkowe trudności polskim deszyfrantom. Co pewien czas trzeba było mierzyć się z nowym szyfrem, który Deszyfranci musieli odczytać ciągu możliwie krótkiego czasu. Na szczęście w przełomowym, najtrudniejszym momencie wojny, kiedy ważyły się losy naszej niepodległości polscy deszyfranci potrafili to znakomicie robić, a polski radiowywiad stale dostarczał cennych informacji o nieprzyjacielu. Właściwie jedyne, co mogło zakłócić jego prace to przerwy w nadawaniu bolszewickich radiostacji.
Zdarzały się takie przerwy?
Tak, wtedy polska strona nie wiedziała, jakie mogą być plany nieprzyjaciela.
Co wówczas robiono?
Analizowano wcześniej odczytane meldunki, wyciągano z nich wnioski, trzeba też było w większym stopniu opierać się na dokumentach zdobytych na froncie, w trakcie walki, na zeznaniach jeńców.
Panie profesorze, ogromną rolę odgrywało nie tylko przejmowanie i odszyfrowywanie depesz, ale również to, że uzyskane w ten sposób informacje i podjęte na ich podstawie rozkazy, szybko trafiały do oddziałów Wojska Polskiego. Przed blisko stu laty, w zupełnie innych warunkach technicznych niż dziś trwało to czasem zaledwie cztery godziny.
Łączność w polskiej armii była gorsza niż w Armii Czerwonej, która odziedziczyła sprzęt po armii carskiej i zdobyła wiele sprzętu na armiach białych generałów. Oficerowie Ententy często dziwili się, że nasze radiostacje w ogóle działają, bo u nich sprzęt znajdujący się w tak złym stanie technicznym dawno poszedłby na złom. Mimo tych problemów Wojsko Polskie potrafiło zapewnić sprawną łączność. Tempo działań, zwłaszcza w sierpniu 1920 r. było zawrotne. Przechwytywanie i rozszyfrowanie depesz sowieckich nie oznaczało końca pracy. Należało jeszcze je przeanalizować, sprawdzić czy informacje są prawdziwe, wypracować decyzję zgodną z ich treścią i przesłać rozkazy na front. Decyzje trzeba było podejmować natychmiast, w obliczu błyskawicznie rozwijającej się sytuacji, a od ich treści zależał przebieg wydarzeń na froncie. Zawsze towarzyszył im element niepewności. Stąd tak ogromna odpowiedzialność dowódców różnego szczebla, Sztabu Generalnego, a przede wszystkim Naczelnego Wodza na którym spoczywała odpowiedzialność za państwo, naród, za milionową armię. Dopiero dziś, na podstawie naszej wiedzy, mamy pełną świadomość, które informacje przechwytywane od bolszewików były prawdziwe. Wtedy, przed blisko stu laty, trzeba było je często oceniać intuicyjnie. Dowodem wielkiego napięcia psychicznego i wahań u Józefa Piłsudskiego i dowódców są zachowane do dzisiaj tzw. rozmowy juzowe prowadzone przy pomocy telegrafu Hughesa; treść rozmowy była wybijana literami na taśmie papieru.
Żeby uzmysłowić sobie jak wielkie napięcie panowało wówczas w polskich dowództwach wystarczy przypomnieć jak często sen z powiek spędzają nam proste decyzje w sprawach domowych, jak długo nieraz wahamy się rozważając wszystkie „za” i „przeciw”. A przecież decyzje które zapadały w sierpniu 1920 r. należało podejmować błyskawicznie. Od nich zależały losy kraju.
Czy bez odszyfrowania depesz doszłoby do zwycięstwa nad bolszewikami pod Warszawą?
Tego nie wiemy. Moim zdaniem odszyfrowanie depesz mogło zadecydować na rozmiarach zwycięstwa polskiego. Piłsudski już wcześniej chciał uderzyć na południowe skrzydło wojsk Tuchaczewskiego z rejonu Brześcia. Jednak Brześć padł i nie mógł stanowić punktu oparcia dla polskiej kontrofensywy. Zapadła więc decyzja, żeby pierwotny plan zrealizować na wysokości środkowego biegu Wisły, między Wisłą a Bugiem. Było to jedyne miejsce pozwalające na przeprowadzenie kontrofensywy o tak wielkim zasięgu. Sądzę, że gdyby nawet Piłsudski nie dysponował odszyfrowanymi depeszami, jego decyzja o przeprowadzeniu kontrofensywy byłaby taka sama.
Dlaczego?
Dlatego, że Naczelnemu Wodzowi chodziło nie o odrzucenie Armii Czerwonej, ale o jej zniszczenie. Odepchnięcie bolszewików nie usunęłoby zagrożenia. Podczas powstania w 1831 r. gen. Skrzynecki odepchnął oddziały rosyjskie, jednak ten manewr w ostatecznym rozrachunku tylko opóźnił klęskę powstania. Nie byliśmy w stanie prowadzić z Rosją carską czy czerwoną wojny na wyczerpanie. Tylko zniszczenie głównych sił przeciwnika dawało szansę na zwycięstwo. Bez znajomości sowieckich depesz Piłsudski miałby trudniejszą drogę do decyzji, gdyż nie orientowałby się w szczegółach rozmieszczenia sił Tuchaczewskiego. Odrzucał podsuwane przez doradców Ententy projekty m. in. żeby bronić się na linii Wisły, bronić Warszawy i prosić o pokój. Chciał zwyciężyć, a mógł tego dokonać jedynie poprzez uderzenie możliwie wielkimi siłami. Mogło ono nastąpić tylko od południa, bo tylko tam była przestrzeń operacyjna i miejsce na bezpieczną koncentrację wojsk. Na północ od Bugu i na przedpola Warszawy maszerowały główne siły Tuchaczewskiego; gdyby tam wyprowadzano uderzenie, to zamiast manewru na skrzydło i tyły nieprzyjaciela mogłoby dojść do czołowego zderzenia z Armią Czerwoną.
Biorąc to wszystko pod uwagę, sądzę, że gdyby nawet nie odszyfrowano bolszewickich meldunków i rozkazów, Piłsudski zaryzykowałby ofensywę znad Wieprza. Był bowiem dowódcą zdolnym do podejmowania ryzyka i przyjmowania odpowiedzialności za nie, jeśli tylko dostrzegał szansę zwycięstw. Tak postąpił w kwietniu 1919 r., kiedy jeszcze polski radiowywiad nie funkcjonował. Zaplanował wówczas i przeprowadził na własną odpowiedzialność operację wileńską. Doświadczeni sztabowcy twierdzili, że jego wyprawa zakończy się porażką, jeśli nie katastrofą. Piłsudski zaryzykował i odniósł sukces. Był dowódcą, który chciał zwyciężać i potrafił podejmować ryzyko.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Wywiad ukazał się w miesięczniku „W Sieci Historii” w numerze z sierpnia 2017 r.
Polecamy materiały telewizji wPolsce.pl:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/408009-prof-odziemkowski-kluczem-do-zwyciestwa-byl-radiowywiad