Pod koniec grudnia 1944 r. minister spraw zagranicznych w rządzie Arciszewskiego Adam Tarnowski pisał do polskich placówek dyplomatycznych, że słabnie ugodowy kurs mocarstw anglosaskich w postępowaniu ze Związkiem Sowieckim. „(…) opinia angielska zaczyna coraz żywiej reagować przeciw narzuceniu Polsce linii Curzona” i „nie akceptuje metody stosowanej w Teheranie, rozumie coraz lepiej, że propozycje moskiewskie nie zabezpieczają Polsce rzeczywistej niepodległości”.
Z maja 1945 r. pochodzi wspaniała wypowiedź jednego z najwybitniejszych dowódców armii amerykańskiej podczas II wojny światowej generała Pattona. Przebija z niej myśl wskazująca, iż nie wykluczał on ewentualności wojny przeciw Sowietom. „Dzisiaj powinniśmy powiedzieć Rosjanom, że mają iść w cholerę, zamiast ich słuchać, kiedy nam mówią, że mamy się cofnąć. To my powinniśmy im mówić, że jeśli im się nie podoba, niech idą w diabły, i wydać im wojnę. (…) Niestety, niektórzy z naszych przywódców są po prostu cholernymi durniami i nie mają pojęcia o historii Rosji. Mam wątpliwości, czy wiedzą, że Rosja jeszcze niecałe sto lat temu zajmowała Finlandię, wyssała krew z Polski i zrobiła z Syberii więzienie dla własnego narodu. Zwykłe dzikusy”. Na konferencji prasowej 22 września 1945 r. Patton potępił politykę amerykańską w sprawie Niemiec, nazywając ją „szaleńczą i skrajnie głupią”.
Z maja 1945 r., kiedy doradca Trumana Harry Hopkins udawał się do Rosji w sprawie decydujących rokowań ze Stalinem o ustanowienie rządu jedności narodowej dla Polski, pochodzi wypowiedź Kennana, który radził, aby Stany Zjednoczone nie brały odpowiedzialności za politykę Sowietów wobec Polski. Oznaczało to ni mniej ni więcej jak porzucenie kursu na ugodę z Moskwą.
Churchill, który tak wiele zainwestował w przekonywanie premierów polskich Sikorskiego i Mikołajczyka do zgody na ustępstwa terytorialne wobec Sowietów, stworzył własną koncepcję antysowieckiej operacji militarnej pod kryptonimem Unthinkable. Był to w istocie plan wojny obronnej przeciw Sowietom, ale przeprowadzonej w sposób zaczepny, gdyby ich pochód na zachód nie zatrzymał się stosownie do uzgodnionego podziału okupowanych Niemiec i wojska Stalina przekroczyły Łabę. Po przegranych przez konserwatystów wyborach w lipcu 1945 r., koncepcja Churchilla została milcząco porzucona i przestała być przedmiotem studiów sztabowych.
Zimna wojna formalnie rozpoczęła się w marcu 1947 r., kiedy prezydent Truman proklamował swoją doktrynę „powstrzymywania”, ale jej źródła tkwią w Powstaniu Warszawskim. Ono, choć przegrane, przyniosło pierwszy cios wymierzony w obłędną doktrynę „czterech policjantów świata”. Nie wolno zapominać, że gdyby nie doktryna Trumana – los świata mógł potoczyć się inaczej. Rooseveltowski kurs polityki amerykańskiej niósł Sowietom szanse bezkarnej ekspansji i nowych zdobyczy. Świeżo po kapitulacji armii niemieckiej Mołotow prosił rząd w Waszyngtonie o wielki kredyt w wysokości 20 mld dolarów. Kwoty tej, na szczęście, nie dostał.
Powstaje oto wielkie pytanie, czy w amerykańskiej polityce zagranicznej była możliwa alternatywa dla kursu, który wiódł do Jałty? I czy Polacy – swoim własnym postępowaniem – mogli to przynajmniej ułatwić.
Sąd historyka w tej sprawie nie może być optymistyczny. Niestety Roosevelt nie widział najmniejszej potrzeby zmian w swej polityce strategicznego aliansu z Sowietami. Było tak mimo tego, że znaczący segment establishmentu amerykańskiej polityki zagranicznej zwracał się przeciw koncepcji bezwarunkowej kooperacji z ZSRR. Nie zważał też prezydent na to, że w przededniu Jałty jego polityka była sparaliżowana jeśli nie przyniosła bankructwa. Aż do chwili kiedy wydał ostatnie tchnienie (12 kwietnia 1945), Roosevelt nie porzucił swych przekonań.
Powstanie Warszawskie — pomyślane przez samych autorów decyzji z 31 lipca 1944 jako wielki apel do wolnego świata — miało więc swój rezonans. Zapewne nie był on spełnieniem oczekiwań rządu na uchodźstwie. Powstanie nie było jednak tylko „burzą w szklance wody”, jak wyraził się po latach jego uczestnik Jan Nowak-Jeziorański.
Warszawa już nie istnieje
— pisał świeżo pod wrażeniem tragedii polskiej stolicy francuski publicysta André Lenoir.
(…) poległa na polu walki, ale Polska musi powrócić do życia (…).
Tragedia opuszczonej Warszawy dowodziła w jego oczach, że „los Polski jest ściśle związany z losem Europy. Dopóki Polska nie odzyska niepodległości, dopóty Europa nie będzie miała sumienia. Zależnie od sposobu, w jaki zostanie rozwiązany problem Polski, świat będzie mógł ocenić ostateczny sens tej wojny i rzeczywiste intencje zwycięzców”. Nic dodać, nic ująć.
Zapewne nic nie mogło sprawić, aby wojna rozpoczęta polskim non possumus rzuconym Hitlerowi w roku 1939, nie kończyła się dla nas „klęską w zwycięstwie”, jak świetnie to ujął polski ambasador w Waszyngtonie Jan Ciechanowski, tak właśnie tytułując swe wspomnienia. Powstanie Warszawskie dało wszakże światu swoją lekcję, gdyż rzuciło realistyczne światło na zaborczą politykę sowiecką. I to przez nas Polaków – spierających się od lat o jego sens – nie powinno zostać przeoczone.
Może to nam dzisiaj wydawać się niezrozumiałe, ale prawda jest taka, że wkład Sowietów w powstrzymanie i pokonanie III Rzeszy przesłaniał ludziom Zachodu zbrodnicze oblicze tego państwa. Trzeba było wstrząsu, aby to chociaż w niewielkim stopniu zmienić. Powstanie Warszawskie przyszło jako takie otrzeźwienie, chociaż nie naruszyło fundamentów polityki rządów w Waszyngtonie i Londynie. Nie dało nam niepodległości. Ale w jakiejś mierze otworzyło oczy tym wśród polityków i dyplomatów anglosaskich, którzy byli w stanie zdobyć się na przewartościowanie swoich przekonań. Unaoczniło nieuchronne bankructwo wymuszonego sojuszu demokracji zachodnich z totalitarnym imperium Stalina. Ci ludzie w dyplomacji amerykańskiej, którzy po śmierci Roosevelta doprowadzili do zmiany polityki amerykańskiej wobec Sowietów, zgodnie zostawili nam świadectwo, że obserwacja wrogości ZSRR do Powstania Warszawskiego była dla nich pierwszą lekcją realizmu. Zimna wojna – jak czytamy o tym w starej już książce Lynn Etheridge Davis The Cold War Begins. Soviet-American Conflict over Eastern Europe (1974), zaczęła się od konfliktu o Polskę.
Prof. Marek Kornat
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Pod koniec grudnia 1944 r. minister spraw zagranicznych w rządzie Arciszewskiego Adam Tarnowski pisał do polskich placówek dyplomatycznych, że słabnie ugodowy kurs mocarstw anglosaskich w postępowaniu ze Związkiem Sowieckim. „(…) opinia angielska zaczyna coraz żywiej reagować przeciw narzuceniu Polsce linii Curzona” i „nie akceptuje metody stosowanej w Teheranie, rozumie coraz lepiej, że propozycje moskiewskie nie zabezpieczają Polsce rzeczywistej niepodległości”.
Z maja 1945 r. pochodzi wspaniała wypowiedź jednego z najwybitniejszych dowódców armii amerykańskiej podczas II wojny światowej generała Pattona. Przebija z niej myśl wskazująca, iż nie wykluczał on ewentualności wojny przeciw Sowietom. „Dzisiaj powinniśmy powiedzieć Rosjanom, że mają iść w cholerę, zamiast ich słuchać, kiedy nam mówią, że mamy się cofnąć. To my powinniśmy im mówić, że jeśli im się nie podoba, niech idą w diabły, i wydać im wojnę. (…) Niestety, niektórzy z naszych przywódców są po prostu cholernymi durniami i nie mają pojęcia o historii Rosji. Mam wątpliwości, czy wiedzą, że Rosja jeszcze niecałe sto lat temu zajmowała Finlandię, wyssała krew z Polski i zrobiła z Syberii więzienie dla własnego narodu. Zwykłe dzikusy”. Na konferencji prasowej 22 września 1945 r. Patton potępił politykę amerykańską w sprawie Niemiec, nazywając ją „szaleńczą i skrajnie głupią”.
Z maja 1945 r., kiedy doradca Trumana Harry Hopkins udawał się do Rosji w sprawie decydujących rokowań ze Stalinem o ustanowienie rządu jedności narodowej dla Polski, pochodzi wypowiedź Kennana, który radził, aby Stany Zjednoczone nie brały odpowiedzialności za politykę Sowietów wobec Polski. Oznaczało to ni mniej ni więcej jak porzucenie kursu na ugodę z Moskwą.
Churchill, który tak wiele zainwestował w przekonywanie premierów polskich Sikorskiego i Mikołajczyka do zgody na ustępstwa terytorialne wobec Sowietów, stworzył własną koncepcję antysowieckiej operacji militarnej pod kryptonimem Unthinkable. Był to w istocie plan wojny obronnej przeciw Sowietom, ale przeprowadzonej w sposób zaczepny, gdyby ich pochód na zachód nie zatrzymał się stosownie do uzgodnionego podziału okupowanych Niemiec i wojska Stalina przekroczyły Łabę. Po przegranych przez konserwatystów wyborach w lipcu 1945 r., koncepcja Churchilla została milcząco porzucona i przestała być przedmiotem studiów sztabowych.
Zimna wojna formalnie rozpoczęła się w marcu 1947 r., kiedy prezydent Truman proklamował swoją doktrynę „powstrzymywania”, ale jej źródła tkwią w Powstaniu Warszawskim. Ono, choć przegrane, przyniosło pierwszy cios wymierzony w obłędną doktrynę „czterech policjantów świata”. Nie wolno zapominać, że gdyby nie doktryna Trumana – los świata mógł potoczyć się inaczej. Rooseveltowski kurs polityki amerykańskiej niósł Sowietom szanse bezkarnej ekspansji i nowych zdobyczy. Świeżo po kapitulacji armii niemieckiej Mołotow prosił rząd w Waszyngtonie o wielki kredyt w wysokości 20 mld dolarów. Kwoty tej, na szczęście, nie dostał.
Powstaje oto wielkie pytanie, czy w amerykańskiej polityce zagranicznej była możliwa alternatywa dla kursu, który wiódł do Jałty? I czy Polacy – swoim własnym postępowaniem – mogli to przynajmniej ułatwić.
Sąd historyka w tej sprawie nie może być optymistyczny. Niestety Roosevelt nie widział najmniejszej potrzeby zmian w swej polityce strategicznego aliansu z Sowietami. Było tak mimo tego, że znaczący segment establishmentu amerykańskiej polityki zagranicznej zwracał się przeciw koncepcji bezwarunkowej kooperacji z ZSRR. Nie zważał też prezydent na to, że w przededniu Jałty jego polityka była sparaliżowana jeśli nie przyniosła bankructwa. Aż do chwili kiedy wydał ostatnie tchnienie (12 kwietnia 1945), Roosevelt nie porzucił swych przekonań.
Powstanie Warszawskie — pomyślane przez samych autorów decyzji z 31 lipca 1944 jako wielki apel do wolnego świata — miało więc swój rezonans. Zapewne nie był on spełnieniem oczekiwań rządu na uchodźstwie. Powstanie nie było jednak tylko „burzą w szklance wody”, jak wyraził się po latach jego uczestnik Jan Nowak-Jeziorański.
Warszawa już nie istnieje
— pisał świeżo pod wrażeniem tragedii polskiej stolicy francuski publicysta André Lenoir.
(…) poległa na polu walki, ale Polska musi powrócić do życia (…).
Tragedia opuszczonej Warszawy dowodziła w jego oczach, że „los Polski jest ściśle związany z losem Europy. Dopóki Polska nie odzyska niepodległości, dopóty Europa nie będzie miała sumienia. Zależnie od sposobu, w jaki zostanie rozwiązany problem Polski, świat będzie mógł ocenić ostateczny sens tej wojny i rzeczywiste intencje zwycięzców”. Nic dodać, nic ująć.
Zapewne nic nie mogło sprawić, aby wojna rozpoczęta polskim non possumus rzuconym Hitlerowi w roku 1939, nie kończyła się dla nas „klęską w zwycięstwie”, jak świetnie to ujął polski ambasador w Waszyngtonie Jan Ciechanowski, tak właśnie tytułując swe wspomnienia. Powstanie Warszawskie dało wszakże światu swoją lekcję, gdyż rzuciło realistyczne światło na zaborczą politykę sowiecką. I to przez nas Polaków – spierających się od lat o jego sens – nie powinno zostać przeoczone.
Może to nam dzisiaj wydawać się niezrozumiałe, ale prawda jest taka, że wkład Sowietów w powstrzymanie i pokonanie III Rzeszy przesłaniał ludziom Zachodu zbrodnicze oblicze tego państwa. Trzeba było wstrząsu, aby to chociaż w niewielkim stopniu zmienić. Powstanie Warszawskie przyszło jako takie otrzeźwienie, chociaż nie naruszyło fundamentów polityki rządów w Waszyngtonie i Londynie. Nie dało nam niepodległości. Ale w jakiejś mierze otworzyło oczy tym wśród polityków i dyplomatów anglosaskich, którzy byli w stanie zdobyć się na przewartościowanie swoich przekonań. Unaoczniło nieuchronne bankructwo wymuszonego sojuszu demokracji zachodnich z totalitarnym imperium Stalina. Ci ludzie w dyplomacji amerykańskiej, którzy po śmierci Roosevelta doprowadzili do zmiany polityki amerykańskiej wobec Sowietów, zgodnie zostawili nam świadectwo, że obserwacja wrogości ZSRR do Powstania Warszawskiego była dla nich pierwszą lekcją realizmu. Zimna wojna – jak czytamy o tym w starej już książce Lynn Etheridge Davis The Cold War Begins. Soviet-American Conflict over Eastern Europe (1974), zaczęła się od konfliktu o Polskę.
Prof. Marek Kornat
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/406238-tylko-u-nas-prof-kornat-o-powstaniu-warszawskim?strona=2