Nie mamy żadnego poważnego potwierdzenia, że „Sudeczko” zginął z wyroku sądu. Nie zachował się ani rozkaz jego rozpracowania, ani protokół rozprawy, ani wyrok WSS (Wojskowego Sądu Specjalnego). Został zlikwidowany na Cmentarzu Powązkowskim przez Zbigniewa Gałęzewskiego - jednego ze swoich podkomendnych z tzw. „grupy mińskiej”
— mówi historyk, badacz Polskiego Państwa Podziemnego Mariusz Olczak z Archiwum Akt Nowych w Warszawie w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: 84 lata temu, 13 czerwca 1944 r. zastrzelono Ludwika Widerszala i Jerzego Makowieckiego, wysoko postawionych funkcjonariuszy Wydziału Informacji Biura Informacji i Propagandy (BIP) Armii Krajowej oraz członków Stronnictwa Demokratycznego. Zastrzelono również żonę Makowieckiego, Zofię. Dlaczego ich zamordowano? Za komunizm? Niektórzy historycy przez dziesięciolecia powtarzali, że Ludwika Widerszala zamordowano za żydowskie pochodzenie. Jaka jest prawda?
Mariusz Olczak: Sprawa ta jest jedną z tych najbardziej zagmatwanych, nie do końca wyjaśnionych, a z drugiej strony skażonych komunistyczną propagandą zagadkowych kwestii okresu końca konspiracji. Niech fragment komunistycznego stołecznego organu PPR „Głosu Warszawy” będzie egzemplifikacją początków tej propagandy, którą Pan zasygnalizował. W numerze z 14 lipca 1944 r. podawano: ZBRODNIE NSZ TRWAJĄ. Podaliśmy niedawno, iż polscy gestapowcy spod znaku NSZ sporządzili listę, obejmującą 130 (nie 120) nazwisk najwybitniejszych przedstawicieli nauki, kultury, oraz działaczy społecznych. Ludzie ci zostali przez ohydnych zbrodniarzy skazani na śmierć. Mimo, iż lista ta trafiła do rąk delegatury „oficjalni” protektorzy NSZ nie zrobili nic, aby zapobiec zbrodni. W ostatnich dniach z listy tej ZOSTAŁO ZAMORDOWANYCH 3 PROFESORÓW WYŻSZYCH UCZELNI. POZOSTAŁYM GROZI ŚMIERĆ KAŻDEJ CHWILI. Wzywamy całe społeczeństwo polskie do zdecydowanej samoobrony przed groźbą wymordowania reszty ocalałych przedstawicieli kultury polskiej. Faszystowsko gestapowską zarazę wśród społeczeństwa polskiego wypalić trzeba do korzeni. I w tej tonacji pisano i mówiono przez kolejne lata, nie trzymając się faktów, a podając tępą propagandę nie trzymającą się zupełnie faktów lub dobierającą wyrwane z kontekstu informacje i półprawdy. Gdyby się przyjrzeć poglądom wyrażanym np. przez Makowieckiego w oficjalnych pismach BIP to nie wyłoniłby się obraz człowieka sympatyzującego z PPR, a wręcz przeciwnie, będącego w kontrze do głoszonych przez nich poglądów.
Sprawa śmierci Makowieckich miała w Kontrwywiadzie KG AK swój pochodzący od pseudonimu Makowieckiego kryptonim „Afera Malicki”, którym opatrywano wszystkie dokumenty wpływające w tej sprawie, obecnie rozsiane w kilku instytucjach archiwalnych, w IPN, AAN i WBH.
Nie korzystano z nich analizując całą sprawę. Może to dziwić, zwłaszcza, że zgromadzono w nich wiele ciekawych informacji, zwłaszcza pod kątem udziału W. Jamonta. Z kolei jeśli chodzi o Widerszala, to nie tylko „narodowcy” mówili o jego poglądach komunistycznych, ale sam Tadeusz Manteuffel, którego opinię na temat Widerszala cytuje 20 lipca 1944 r. kartoteka kierowanego przez znanego powszechnie Kazimierza Leskiego - Bradla szefa Referatu „997” Kontrwywiadu KG AK mówiąc: Wg opinii Manteuffla – pracował w propagandzie PPR i pisywał do ich prasy. Od nastawienia narodowego przeszedł do sympatyków komunizmu. Są to paradoksy, które spotykamy w źródłach. Jak mało wiedzieliśmy i jak zawiłe były konspiracyjne losy w tym trudnym czasie niech też świadczy w tym przypadku tzw. sprawa „Tekli” Haliny Borkowskiej maszynistki Widerszala i agentki gestapo w Wydziale Informacji, o której zresztą pisaliśmy z Markiem Strokiem w „WSieci Historii”. W tamtym czasie mogła ona, ale nie musiała, implikować wiele różnych decyzji. W sprawie wydarzeń z 13 czerwca 1944 r. zabierało przez lata głos wielu badaczy i historyków. A. Kunert po raz pierwszy napisał, że likwidacja nie była dziełem NSZ, jednak kluczowe pytania pozostają nadal bez odpowiedzi. Gorzej, w ostatnio wydanych publikacjach wraca się do tych stawianych przez komunistów w czasie wojny kłamliwych tez powtarzając je zupełnie bezmyślnie.
Kto wydał wyrok? Kto był wykonawcą?
O ile w przypadku śmierci Widerszala znamy dokładnie przebieg wydarzeń, nazwiska podkomendnych „Sudeczki”, którzy weszli do mieszkania przy ul. Asfaltowej, tak w przypadku Makowieckich wątpliwości jest bardzo dużo począwszy od zidentyfikowania samych sprawców, aż do wydarzeń już po ich śmierci. Nawet informacje podawane przez A. Gieysztora i K. Moczarskiego związane z odnalezieniem i ekshumacją po zakończeniu wojny ciał Makowieckich okazały się nieprecyzyjne, a w szeregu punktach niezgodne z ustalonymi przez nas na podstawie m.in. cmentarnej dokumentacji faktami. Kwestia zlecenia to już odrębna sprawa, którą w tym miejscu trudno będzie przedstawić. Na pewno uznajemy twierdzenie prof. Tomasza Strzembosza, że Widerszal i Makowiecki zostali zastrzeleni z rozkazu jakiejś samozwańczej, ekstremalnie radykalnej grupy podziemnej, dla której ich demokratyczny radykalizm zdawał się iść za daleko.
Dlaczego z wyroku sądu AK zastrzelono „Andrzeja Sudeczkę”? Za dużo wiedział, że nie zdecydowano się na przesłuchanie?
Nie mamy żadnego poważnego potwierdzenia, że „Sudeczko” zginął z wyroku sądu. Nie zachował się ani rozkaz jego rozpracowania, ani protokół rozprawy, ani wyrok WSS (Wojskowego Sądu Specjalnego). Został zlikwidowany na Cmentarzu Powązkowskim przez Zbigniewa Gałęzewskiego - jednego ze swoich podkomendnych z tzw. „grupy mińskiej”. To wiemy. Niezwykle ciekawa jest kwestia losów jego podkomendnych, z których mieliśmy okazję poznać kilku, z których żyje jeszcze jeden.
Jakie były ich losy?
Przez praktycznie cały okres PRL żołnierze „Sudeczki” żyli często anonimowo, nie przyznając się do swojego udziału w tym oddziale. Dodatkowo obciążeni byli powtarzanym w PRL-owskich periodykach piętnem „bandytów”. Niektórzy z nich pozostali zagranicą, jak sam Zbigniew Gałęzewski, który osiedlił się w Kalifornii, robiąc zresztą dużą karierę na stanowiskach dyrektorskich w firmie Lockheed Martin. W oddziale był np. dziekan miński ks. Jan Sikora, który przyznał się dopiero do tego faktu wiele lat po wojnie. Tylko nieliczni, i to w ostatnich latach cieszyli się zainteresowaniem, jak np. mieszkający w Belgii Zbigniew Narski, o którym książkę pt. „Chłopak, którego nie było” napisała i wydała znana dziennikarka dr Agnieszka Kamińska.
Przekonują pan z Markiem Strokiem, że twierdzenie profesora Tomasza Szaroty o tzw. listach proskrypcyjnych czy listach nienawiści na podstawie których zabijano oficerów AK jest błędne i nie poparte na źródłach. Dlaczego panowie tak twierdzą?
Ponieważ jest to po nieprawda. Przytacza się przykład trzech dokumentów-zestawień wytworzonych w strukturach NSZ. Nie są to w żaden sposób wykazy osób do likwidacji, ale „Raporty specjalne” dotyczące osób podejrzewanych o poglądy komunistyczne. Takie zestawienia polecały przygotowywać instrukcje wywiadowcze i to nie tylko NSZ, ale również AK. Z kolei trzecie zestawienie to dość nietypowy jak na kancelarię NSZ z tego czasu dokument zatytułowany „Żydzi w Zuzannie” z 1942 r., który wart jest oddzielnego omówienia. Oczywiście może być traktowany jako egzemplifikacja nastrojów panujących w tej strukturze. Daleki jednak jestem od bezkrytycznego przyjmowania informacji w nim zawartych. W codziennej pracy struktur wywiadowczych Polskiego Państwa Podziemnego istotną rolę odgrywały komórki dokumentujące rozpracowania osobowe poszczególnych Wydziałów, Referatów, wreszcie informatorów. W ogromnej ilości danych gromadzonych praktycznie każdego dnia stało się konieczne stopniowe budowanie pomocy ewidencyjnych pozwalających uzyskać szybką informację odnośnie konkretnej osoby będącej w kręgu zainteresowania komórek konspiracyjnych. Dotyczyły one przede wszystkim osób rozpracowywanych, względem których podejrzewano lub stwierdzono kontakty lub współpracę z okupantem. Analogicznie rozbudowane zapisy ewidencyjne dotyczyły osób, u których sygnalizowano sympatie komunistyczne. Inne dotyczyły Niemców, Volksdeutschów, Reichsdeutschów z podaniem adresów ich zamieszkania, oddzielnie sporządzano wykazy Niemców i Volksdeutschów zatrudnionych w poszczególnych zakładach pracy i urzędach. Dla terenu Okręgu Warszawskiego ZWZ-AK możemy powiedzieć, że poszczególne struktury PPP dość dokładnie rozpoznały zarówno miejsca zamieszkania, jak i zatrudnienia poszczególnych osób nie polskiej narodowości. Ustalono nawet numery rejestracyjne samochodów wraz z danymi ich właścicieli, które również zestawiono w postaci ewidencyjnej. Można rozróżnić szereg materiałów ewidencyjnych tworzonych w strukturach kontrwywiadowczych i dywersyjnych Polskiego Państwa Podziemnego. Przygotowywanie zestawień było określane w poszczególnych rozkazach i instrukcjach, które mniej lub bardziej szczegółowo określały kto pozostaje w kręgu zainteresowania, obserwowania i rozpracowywania, jakiego rodzaju dane mają być gromadzone i w jaki sposób. W żaden sposób nie można tych dokumentów jednak traktować jako wykazu osób do likwidacji, czy też traktować jako dowodu na czyjąś nienawiść.
Jeden z funkcyjnych BIP, który według prof. Szaroty znalazł się na listach proskrypcyjnych, a następnie według tych list został zabity, sam polecał sporządzać informacje osób o sympatiach komunistycznych, a także według klucza mniejszościowego, na pierwszym miejscu umieszczając Żydów, a następnie Ukraińców i Białorusinów. Mówię tu o szefie Wydziału Informacji BIP KG AK Jerzym Makowieckim, który w Instrukcji Informacyjnej dla BIP Obszaru Warszawskiego AK z dnia 15 października 1943 r. sam polecał przygotowywać takie informacje. Co ciekawe, Makowiecki zanotował na marginesie dokumentu, że omówił tę instrukcję z „Hubertem”, czyli Aleksandrem Kamińskim, którego również miał znaleźć się na „listach proskrypcyjnych”.
Twierdzenie prof. Szaroty o listach proskrypcyjnych powtarzają badacze i dziś.
Powiem więcej - dodają od siebie ubarwiając i wmawiając niezorientowanym czytelnikom karkołomne, wydumane koncepcje. Choćby dwójka dziennikarzy E. Marat i M. Wójcik, która stwierdziła w publikacji „Ptaki drapieżne” ni mniej, ni więcej, że: W 1944 roku przed wybuchem powstania warszawskiego w Komendzie Głównej AK i w „jej okolicach” stała się rzecz okropna: miało miejsce swoiste „polowanie na Żydów”. Fakt, że w samym AK doszło do czegoś w rodzaju wojny domowej, a jej ofiarą padli wysocy funkcjonariusze BiP-u, których „narodowe” skrzydło oskarżyło o komunistyczne sympatie i żydowskie korzenie (co dla wielu narodowców znaczyło to samo). Na liście proskrypcyjnej działaczy podziemia, których „należy bezwzględnie zlikwidować”, znalazł się wasz zwierzchnik, bezpośredni przełożony Stefana Rysia, Bernard Zakrzewski, ps. Oskar. Ktoś wypomniał mu żydowskie pochodzenie. Groziła mu śmierć. Albo miała go zlikwidować grupa Andrzeja Sudeczki, albo miał zostać zadenuncjowany na Gestapo. To oczywiście nieprawdziwe informacje - nie było żadnego „polowania”, żadnej „wojny domowej”, „Oskar” nie był na żadnej liście proskrypcyjnej, nie było listy, na której napisano, że kogoś należy bezwzględnie zlikwidować, itd., itd. To są jakieś wydumane propagandowe frazy rodem z PRL. Nie liczą się fakty, ale siła propagandowych zaklęć. Niestety to nie jedyni autorzy powtarzający tezę „list nienawiści”. Oczywiście w formule wywiadu-rozmowy trudno o precyzyjne i obszerne rozwikłanie szeregu zawiłości wychodzących w tej sprawie. Odsyłamy do przygotowywanej od pewnego czasu wspólnie z Markiem Strokiem obszernej kilkusetstronnicowej publikacji, w której przedstawiamy cały zgromadzony przez lata materiał źródłowy.
Kiedy ukaże się książka Okładka książki „Oddział ‘Andrzeja Sudeczki’. Z dziejów konspiracji warszawskiej 1943-1944”?
W najbliższych miesiącach.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/399247-nasz-wywiad-olczak-niektorzy-historycy-nadal-powtarzaja-klamstwa-o-listach-smierci-tworzonych-przez-nsz