Byłem bardzo sceptyczny wobec decyzji kierownictwa Instytutu Pamięci Narodowej zarządzającej prace archeologiczne w miejscu, gdzie do niedawna stał pomnik sławiący „bohaterów” Ukraińskiej Powstańczej Armii. Od momentu jego zburzenia trwa kompletna blokada prac IPN na Ukrainie. Prace miały udowodnić, że w tym miejscu nie ma grobów „bojowników”, wówczas całkiem słusznie pomnik należałoby uznać za nagrobek i odbudować go, czego domagają się Ukraińcy.
Moje obawy dotyczyły tego, że chodzi o miejsce na cmentarzu, gdzie kości w ziemi być muszą. Znając zapalczywość naszych braci z Kijowa, trudno jest im wytłumaczyć niuans, że to „nie te” kości. No właśnie. Prace się zakończyły, znaleziono szczątki kilkunastu osób, w tym dzieci i kobiet. Uznano, że były to pochówki cywilne, ani śladu jakiegokolwiek wojska.
CZYTAJ TAKŻE: IPN: Badania w Hruszowicach nie potwierdziły mogił członków UPA. Znaleziono szczątki osób cywilnych
W cywilizowanych warunkach to powinno zamknąć sprawę. Ale za naszą wschodnią granicą wiele pojęć ma zgoła inne znaczenie, „cywilizowane warunki” to jeden z koronnych tego przypadków.
Czytam bowiem taką informację na portalu dzieje.pl:
Ukraińscy i polscy eksperci nie doszli do porozumienia co do wniosków z wyników badań archeologicznych w Hruszowicach na Podkarpaciu, które miały wykazać, czy na lokalnym cmentarzu znajdowały się mogiły członków UPA
— podały w poniedziałek ukraińskie media.
Strona ukraińska uważa, że pomnik żołnierzy UPA w Hruszowicach powinien być odnowiony
— doniósł portal telewizji Hromadske z powołaniem na sekretarza ukraińskiej międzyresortowej komisji ds. upamiętnień Swiatosława Szeremetę.
Właściwie można się było tego spodziewać. Prawda, owszem jest taka i taka, ale my mamy swoje zdanie „i co nam Pan zrobi”. Pytanie więc, po co był ten naprawdę wymagający gest zapraszania Ukraińców do Hruszowic, by osobiście mogli przyglądać się pracom. Przy okazji w skład delegacji wszedł człowiek, który jeszcze niedawno był objęty zakazem wjazdu do Polski, Swiatosław Szeremeta, sekretarz ukraińskiej międzyresortowej komisji ds. upamiętnień. No, ale skoro zapraszamy delegację, to nie wnikamy w jej skład. Zakaz usunięto i uważam, że to był naprawdę największy z możliwych gestów, jaki można było wobec Kijowa wykonać.
Fakty Ukraińcom w niczym nie przeszkadzają, nasze wzajemne relacje w zakresie polityki historycznej stoją w miejscu. Ba, mam wrażenie, że nawet się cofają. Trudno uwierzyć, że to właściwie sprawka dwóch ludzi, wspomnianego Pana Szeremety i Wołodymira Wiatrowycza, szefa ukraińskiego IPN. A będzie jeszcze gorzej, bo w przyszłym roku szykują się na Ukrainie wybory i prezentowana przez wspomnianych panów nacjonalistyczna, probanderowska postawa pozwoli zgarnąć spory kawał elektoratu w zachodniej części kraju. Wystarczy pojechać do Lwowa lub Tarnopola by przekonać się, że taka jest teraz ta część Ukrainy.
Nie chcę wierzyć, że państwo polskie nie ma żadnych narzędzi, by pomóc historykom w odblokowaniu prac na terenie kraju, który oficjalnie jest przecież naszym sojusznikiem. W obecności prezydentów Andrzeja Dudy i Petro Poroszenki w gdudniu 2017 roku w Charkowie padły przecież zapewnienia, że od porozumienia jesteśmy zaledwie o krok. Przez pół roku tego kroku nie udało się wykonać. Czas chyba powiedzieć „dość”, przestać bawić się w gesty, które co prawda pomagają nam lepiej się czuć, ale na Ukraińcach nie robią żadnego wrażenia. Czas wytłumaczyć naszym „braciom”, jak bardzo bezpieczeństwo Ukrainy zależy dzisiaj do Polski. Powiecie Państwo, że to szantaż? Być może, ale skoro inaczej się nie da…
CZYTA TAKŻE: IPN musi ścigać się z biologią, czyli dlaczego czas jest tak ważny w poszukiwaniach bohaterów. FOTO i WIDEO
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/396506-ukraincom-prawda-nie-przeszkadza-w-prowadzeniu-oskarzycielskiej-polityki-historycznej-moze-czas-powiedziec-dosc