Rodziny ofiar komunistów z białostockiego aresztu są w szoku. Zapewniano ich, że w 2013 i 2014 roku teren byłej ubeckiej katowni był w całości przeszukany i w ziemi nie pozostały żadne szczątki. Teraz okazuje się, że podczas prac budowlanych ziemia jest wywożona, a w niej znajdują się kości. I to wcale nie małe kawałki. Na zdjęciach, które otrzymaliśmy od naszego czytelnika widać wyraźnie, że w ziemi porzuconej na podmiejskich terenach znajdują się kości długie, fragmenty dłoni, miednicy czy szczęki. Coś takiego nie miało prawa się wydarzyć!
Kości ludzkie ze śledztwa prokuratorskiego wywieziono wywrotkami ziemi z terenu więzienia na pola wokół Białegostoku
— taką informacje otrzymaliśmy od czytelnika, który nadesłał także fotografie. Wspomniane fragmenty szkieletów znajdują się w ziemi, która jest w miejscu ogólnodostępnym, celowo nie podajemy dokładnej lokalizacji „wysypiska”.
Cała sprawa, którą szczegółowo opisuję poniżej jawi się jako wyjątkowe niedbalstwo i proceduralna przepychanka, ale nie możemy stracić z oczu najważniejszego, że tutaj chodzi o SZCZĄTKI LUDZKIE. Że to byli czyiś ojcowie, matki, synowie czy córki. Nie dziwi więc zaniepokojenie najbliższych ofiar, które zorganizowały petycję do ministra sprawiedliwości, w której domagają się objęcia specjalnym nadzorem prac prokuratury IPN w Białymstoku.
Rodziny osób, które zginęły na terenie białostockiego więzienia są zaniepokojone zaistniała sytuacją. Zaniepokojenie to budzi obawa, że część ofiar zbrodni nazistowskich i komunistycznych nie zostanie nigdy odnaleziona. Jednocześnie brak szacunku dla szczątków ludzkich i forma w jaki zostały zbezczeszczone przywołuje najgorsze skojarzenia z okresem kiedy władze komunistyczne zacierały ślady swoich zbrodni
— czytamy w uzasadnieniu petycji, którą można podpisać TUTAJ
Osobny list do ministra sprawiedliwości napisał Romuald Rajs, syn kpt. Romualda Rajsa „Burego”, żołnierza niezłomnego, który wyrokiem komunistycznego sądu z 1 października 1949 roku został skazany na karę śmierci. Zamordowano go 30 grudnia 1949 roku na terenie białostockiego aresztu. Jego szczątków wciąż nie odnaleziono.
O obecnie ujawnionym znalezisku pisze:
To, co się stało jest skandalem! Nie mieści mi się w głowie, że mogło się to stać w wolnej wreszcie Polsce, rządzonej przez nasz Rząd - Rząd Prawa i Sprawiedliwości. Zadaję sobie kolejne, straszne pytanie: czy w tej wywiezionej ziemi są doczesne szczątki mego śp. Ojca - kpt. Romualda Rajsa „Burego” i jego zastępcy por. Kazimierza Chmielowskiego „Rekina”.
Zapytaliśmy władze białostockiego aresztu, jak do tego doszło. Z odpowiedzi udzielonej przez rzecznika prasowego mjr. Michała Zagłobę wynika, że prace budowlane związane są z koniecznością budowy zbiornika, do którego będą odprowadzane wody opadowe.
Wybór miejsca wywozu ziemi z wykopu leży w gestii firmy prowadzącej prace. Ziemia była wywożona przez wykonawcę zbiornika we własnym zakresie. Prace budowlane na terenie Aresztu Śledczego w Białymstoku prowadzi firma zewnętrzna i rozpoczęła je w grudniu 2017 roku. W dniu 13 kwietnia 2018 roku, Areszt Śledczy w Białymstoku został powiadomiony o odnalezionych szczątkach kostnych - najprawdopodobniej ludzkich. Tego samego dnia IPN wystąpił do administracji jednostki z wnioskiem o zabezpieczenie terenu budowy na potrzeby śledztwa, w związku z czym wszelkie prace zostały natychmiast wstrzymane
— czytamy w odpowiedzi z aresztu. A dlaczego zdecydowano się budować zbiornik wodny w miejscu, gdzie znajdowały się szczątki ludzkie?
Od wielu lat w różnych miejscach Aresztu prowadzono prace archeologiczno - ekshumacyjne. Instytut Pamięci Narodowej, Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku przeprowadziła prace odtworzeniowe i uporządkowała teren wcześniej prowadzonych prac archeologiczno - ekshumacyjnych na terenie dawnego ogrodu więziennego, dlatego też na tym terenie zdecydowano się usytuować zbiornik wodny
— pisze mjr Zagłoba.
Usystematyzujmy. Prace poszukiwawczo - archeologiczne w 2013 roku na terenie Aresztu Śledczego w Białymstoku prowadziła początkowo grupa z IPN pod kierownictwem prof. Krzysztofa Szwagrzyka. Po niedługim czasie śledztwo przejął pion śledczy IPN, co zresztą spowodowało konflikt pomiędzy Szwagrzykiem a prokuratorami. To istotne, bo dalsze prace prowadziła już Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku. Tam też skierowaliśmy kolejne pytania o zaistniałą sytuację.
Z odpowiedzi dowiedzieliśmy się, że prokuratorzy IPN wynajęli wówczas do prac prywatną firmę, co samo w sobie zakrawa na absurd, ale przypomnę, że chodzi o rok 2013 i realia w Instytucie były zupełnie inne. Ówczesny prezes dr Łukasz Kamiński, delikatnie mówiąc nie pałał sympatią do prof. Szwagrzyka.
Prace ekshumacyjne na terenie dawnego ogrodu więziennego przy Areszcie Śledczym w Białymstoku w latach 2013 - 2016 przeprowadzono z urzędu przez Oddziałową Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku w ramach śledztwa dotyczącego zbrodni popełnionych przez funkcjonariuszy państwa totalitarnego w latach 1939 - 1956 na terenie białostockiego więzienia. (…) W pracach ekshumacyjnych uczestniczył prokurator IPN. Do wykonania prac powołano firmę archeologiczną „BROSS”
— czytamy w odpowiedzi z pionu śledczego IPN. Warto dodać, że firma „BROSS” to prywatne przedsięwzięcie części osób, które kiedyś pracowały w „zespole Szwagrzyka”, a później rozgorzał między nimi konflikt (m. in. z powodu „przejęcia” prac w Białymstoku), który trwa do dziś.
Wróćmy jednak do znalezionych kości. Z powyższych pism wynika, że to wynajęta przez prokuratorów IPN firma w 2013 roku niedokładnie przeszukała teren. Znając metodykę pracy archeologów pracujących dla IPN wydaje się to aż nieprawdopodobne, by aż tak duże kawałki kości mogły umknąć poszukiwaczom. Pamiętamy dokładnie choćby obrazy z łączki, gdzie wolontariusze pracujący z ekipą prof. Szwagrzyka przesiewają każdą grudkę ziemi na sitach, by w ziemi na pewno nic nie zostało. Zdjęcia jednak nie kłamią, kości w wywożonej ziemi są.
13 kwietnia 2018 roku znalazca szczątków powiadamia o tym policję, a ta prokuraturę rejonową. I co się dzieje dalej? Zapada decyzja kuriozalna, sprawa przesłana zostaje do wyjaśnienia do prokuratorów IPN w Białymstoku, mimo, że to oni są odpowiedzialni za zaistniałą sytuację. Mówiąc wprost, będą teraz sami badali swoje zaniedbania. Mało tego, Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku zatrudniła firmę, która która ma dokonać przeszukania wywiezionej z aresztu ziemi i przeprowadzić analizę terenową i jest to… firmę „BROSS”, czyli ta samą, która pracowała tutaj w 2013 roku!
Muszę to podkreślić jeszcze raz i stawiam w tym momencie pytanie czytelnikom: jak Państwo uważacie, jaka jest szansa na odkrycie winnych tego makabrycznego zaniedbania, skoro prokuratorzy mają sprawdzać własne zaniedbania i wynajmują do tego firmę, która najprawdopodobniej zawiniła? Niech każdy odpowie sobie sam.
= = = =
Warto jeszcze powiedzieć o skali prac prowadzonych w Białymstoku w 2013-2014 roku.
Efektem prac ekshumacyjnych było wydobycie szczątków 385 osób, z czego 36 % to szczątki dzieci, 16 % kobiety, 48 % mężczyźni. Stwierdzono rany postrzałowe, obrażenia powstałe na skutek uderzeń narzędziami tępo - krawędzistymi, zaś część osób została zagłodzona
— czytamy w odpowiedzi z prokuratury IPN.
1 lutego 2018 roku w Pałacu Prezydenckim wręczono 22 noty identyfikacyjne. Wsród tych ofiar pięcioro zostało odnalezionych w Białymstoku. Są to: Zofia Ginter, pseud. „Baśka”, Stanisława Gwoździej, pseud. „Sława”, Wanda Krawczyńska, pseud. „Kajtek”, Bolesław Ogrodnik oraz Franciszek Sinica.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/392562-szczatki-ludzkie-na-wysypisku-rodziny-ofiar-ubeckiej-katowni-w-bialymstoku-domagaja-sie-interwencji-ministra-sprawiedliwosci