Generalnie poglądy Akwinaty zachowują w tej sprawie aktualność, świadczą o tym ustawy antylichwiarskie obowiązujące w cywilizowanych państwach świata, z tą może tylko poprawką, że lichwą nie jest jakikolwiek procent od pożyczonych pieniędzy, lecz procent nadmierny
— mówi prof. dr hab. Artur Andrzejuk, filozof, kierownik Katedry Historii Filozofii Starożytnej i Średniowiecznej Uniwersytetu Stefana Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Z powodu protestów środowisk żydowskich przeciwko nowelizacji ustawy o IPN temat stosunków polsko-żydowskich, Żydów i Izraela zaczął wzbudzać duże zainteresowanie. Po jednym z Pana wykładów publicznych jeden ze słuchaczy zarzucił, że nie powiedział Pan o najważniejszym dziele św. Tomasza z Akwinu. Jakie dzieło miał na myśli?
Prof. Artur Andrzejuk: Chodziło o króciutką odpowiedź Tomasza na list księżnej brabanckiej (lub hrabiny flandryjskiej) Małgorzaty, znany pod tytułem De regimine Judeorum (O rządzeniu Żydami). List podejmuje zagadnienia podatków, bankowości i zarządzania z punktu widzenia moralności chrześcijańskiej.
Nie było to zatem najważniejsze dzieło Akwinaty. A jakie uznałby Pan za szczególnie ważne w jego dorobku?
Nie ma jednego najważniejszego dzieła św. Tomasza. Napisał on kilka monumentalnych prac: Summa Teologii, Summa filozoficzna, szereg dysput, np. o prawdzie, o mocy Boga, a także ogromną ilość komentarzy do tekstów Arystotelesa i do Pisma św. Dla mnie osobiście najbliższym dziełem jest Summa Teologii, w której poszukiwałem głównie zagadnień filozoficznych, związanych z ujęciem człowieka jako osoby.
Co uważa Pan za filozoficznie najważniejsze odkrycie Tomasza z Akwinu? Co go wyróżnia spośród licznego dość grona komentatorów Arystotelesa i czyni zeń fundatora w istocie odrębnej metafizyki, odrębnej filozofii?
Różne są koncepcje tego, co czyni z Tomasza filozofa wyjątkowego. Według mnie jest to nowatorska, oryginalna koncepcja bytu, w którym czynnikiem wyjściowym i najważniejszym jest istnienie. To powoduje, że ujęcie Akwinaty jest absolutnie nowatorskie, przekraczające metafizykę Arystotelesa, który skupił się na zinterpretowaniu treściowego wyposażenia bytów. Tomasz zwrócił uwagę na egzystencjalny aspekt bytu i go w racjonalny sposób opisał (jako akt bytu).
Czy możemy zatem powiedzieć, posługując się pojęciami współczesnymi, że metafizyka Tomasza to zachęta do permanentnej otwartości, do nieustannego kontaktu poznawczego z istniejącą rzeczywistością, ciągłej konfrontacji danych poznawczych z tą rzeczywistością, ciągłego do niej powracania, do rewizji dotychczasowych rezultatów, do jeszcze precyzyjniejszego formułowania pojęć o niej i jej elementach, a wszystko to z powodu prawdy, której człowiek potrzebuje? Czy jej rzeczywiście potrzebuje?
Mottem książki uczyniłem pierwsze zdanie Arystotelesowej „Metafizyki” mówiące, że człowiek z natury pragnie poznania prawdy. Żywię głębokie przekonanie, że to poznanie prawdy stanowi naturalną potrzebę człowieka. Oczywiście, tę potrzebę człowiek może w sobie wyciszyć, a nawet wygasić, ale zazwyczaj, wcześniej czy później, da ona znać o sobie w postacie najbardziej egzystencjalnych pytań: skąd wziąłem się na świecie? Po co? Jaki jest cel i sens mojej egzystencji? Dlaczego cierpię? Dlaczego odwracają się ode mnie ci, których kocham? Albo odwrotnie: dlaczego ktoś mnie kocha, mimo że ja zupełnie na to nie zasługuję? Lepiej, gdy te pytania postawimy sobie wcześniej niż dopiero na łożu śmierci. I lepiej, jak spróbujemy sobie na nie odpowiedzieć jeszcze wtedy, gdy możemy żyć i pracować. No i najlepiej, jak będą to odpowiedzi bliskie prawdy.
Jako metafizyk Tomasz dokonuje głębokiego przewartościowania arystotelizmu. Czy jako etyk Doktor Anielski był równie twórczy?
Tomasz dziedziczy etykę Arystotelesa, bardzo zresztą ją ceni i bardzo starannie omawia w swoich dziełach. Jednakże inaczej widzi samą zasadę moralności. Dla Tomasza jest nią miłość, rozumiana jako relacja osobowa łącząca osoby: Boga i ludzi oraz ludzi wzajemnie. Cała etyka Tomasza jest nie tylko podporządkowana miłości, ale po prostu miłość jest dla niego źródłem moralności. Umiejętności (sprawności) i cnoty (zalety moralne) nie stanowią „ozdób” duchowych człowieka, ale są „narzędziami” nawiązywania, rozwijania i chronienia relacji osobowych.
W swojej najnowszej książce poświęca Pan stosunkowo dużo miejsca tomistycznej teorii cnót. Dlaczego?
Książka „Tomasz z Akwinu jako filozof” pomyślana została jako bardziej popularne omówienie podstawowych zagadnień filozofii św. Tomasza. Temat cnót, czyli pewnych zalet moralnych człowieka, stanowi w moim przekonaniu ważny, atrakcyjny i niezwykle użyteczny segment Tomaszowej teorii człowieka, np. teoria roztropności jest po prostu filozoficznym „traktatem o zarządzaniu”. Podobnie bogatą treść mają inne cnoty: sprawiedliwość, umiarkowanie i męstwo.
Jaki wpływ na recepcję tomizmu i jego dalszy rozwój miały potępienia tez awerroistycznych i od-arystotelesowskich, do jakich dochodzi w latach 70. XIII wieku za sprawą biskupów Paryża i Canterbury, zarazem kanclerzy Uniwersytetów w Paryżu i Oksfordzie: Stefana Tempier i Roberta Kilwardby`ego? Na ile te potępienia dotknęły Tomasza?
Potępienia z 1277 roku dotyczyły całego arystotelizmu. Chodziło głównie o interpretację Arystotelesa, której dokonał Awerroes, filozof arabski z XII wieku, i jego kontynuatorzy. Jednak ostrze potępień wymierzone było w myśl św. Tomasza. Potępienia te skutecznie zahamowały nie tylko rozwój tomizmu, ale i całej filozofii. Historycy filozofii uważają, że potępienia z końca XIII wieku stanowią punkt zwrotny w dziejach kultury średniowiecznej – od tego momentu cywilizacja łacińska zaczyna się kurczyć i karleć, a wraz z nią cała średniowieczna Christianitas.
Z kolei w latach 80-90. XIX wieku Leon XIII zaleca studiowanie i rozwijanie nauki Tomasza z Akwinu. Zaleca go jako teologa czy też także jako filozofa?
Papieżowi Leonowi XIII chodziło głównie o filozofię św. Tomasza. Wcześniej papieże upominali się już o teologię tomistyczną, np. św. Pius V nakazał publikację dzieł Akwinaty i polecił korzystanie z jego teologii podczas wprowadzania reform Soboru Trydenckiego (na którym Summa Teologii stanowiła podstawowe źródło rozstrzygnięć). Leon XIII zaapelował do uczonych katolickich o odrodzenie filozofii Tomasza w obliczu rodzących się systemów filozoficznych uznających negację istnienia Boga za podstawę budowania struktur społecznych.
Odpowiedź na wezwanie Leona XIII przynosi efekty w następnym półwieczu, także w Polsce. A jak to dziś wygląda?
W Polsce, przed II wojną światową, tomizm był twórczo uprawiany w różnych katolickich ośrodkach naukowych. Po wojnie z trudem to odbudowywano. W samym Kościele Sobór Watykański II odebrano dość powszechnie jako „zmierzch chrześcijaństwa tomistycznego” (wyrażenie ks. Józefa Tischnera). Mimo tego w Polsce twórczo kontynuowano tomizm egzystencjalny, czyli ten najwierniejszy ujęciom samego Tomasza. Takie postacie jak o. Mieczysław Krąpiec czy prof. Mieczysław Gogacz wyznaczają ten tomizm w naszym kraju. Najbardziej znanym zaś polskim tomistą był ks. Karol Wojtyła – św. Jan Paweł II. Dziś działają ich liczni uczniowie, choć generalnie tomizm stanowi raczej margines filozofii nie tylko tej akademickiej, ale także filozofii w Kościele katolickim.
Z tego, co Pan powiedział, wynika, że tomizm to w zasadzie albo obiekt muzealny, albo nawet niepotrzebny, nie wiadomo już po co kiedyś wymyślony bibelot… Z drugiej strony ten „zabytek” myśli ludzkiej wciąż budzi respekt, podziw, nawet zdumienie, ale – właśnie – także niechęć, wrogość, lekceważenie. Dlaczego? Gdzie leży przyczyna?
O marginalizacji tomizmu mówię z pewną gorzką ironią. Uważam bowiem, że tomizm jest jedyną żywą obecnie wersją klasycznej filozofii, w której operuje się pojęciem bytu, prawdy jako zgodności wiedzy z rzeczywistością, dobra odróżnianego od zła, piękna, będącego czymś innym niż brzydota, realności nietożsamej z fikcją. Obserwujemy zaś obecne załamywanie się racjonalizmu filozofii współczesnej pod ciosami postmodernizmu. Gdy już modernizm dokona całkowitej destrukcji „nowoczesnego” świata pojęć trzeba będzie wrócić do klasycznych wzorców myślenia. Nie ma innego wyjścia. I wtedy – jak mniemam – będziemy mieli „pięć minut” dla tomizmu. Zresztą, profesor Mieczysław Gogacz, mój profesor, napisał, że filozofia ciągle jeszcze żyje błędami filozoficznymi XIX wieku i że filozofią trzeciego tysiąclecia będzie właśnie filozofia klasyczna, a w niej tomizm. Głęboko wierzę, że tak się kiedyś stanie, bo gdy się obserwuje to, co dzieje się w filozofii dzisiaj, to wydaje się, że nie ma za bardzo alternatywy dla tego, co przewiduje prof. Gogacz.
Czy tomizm może być pomocny w dyskusji z kierunkami obecnie modnymi, np. postmodernizmem?
Aby można było dyskutować, musi być jakaś wspólna płaszczyzna, np. wspólny język. Postmodernizm wprawdzie głosi swoisty kult dyskusji, jednak wyklucza z niej „wielkie narracje metafizyczne”, które według niego stanowią zgubną „hipotekę metafizyczną”, którą trzeba odrzucić. Nie przewiduje się więc dyskusji z tomizmem, lecz wyłącznie jego negację. Z innymi kierunkami filozoficznymi dyskusja w ramach tomizmu jest możliwa, o ile jest jakaś podstawa tej dyskusji. Wielu tomistów taki dyskurs prowadziło i prowadzi np. z kantyzmem, pozytywizmem, fenomenologią.
De regimine Judeorum, jak już wiemy, nie było najważniejszym dziełem Tomasza, ale jednak Tomasz odpowiedział Małgorzacie. Co zalecał jako właściwe odniesienie chrześcijańskiego władcy, a zatem i chrześcijan, do Żydów?
Małgorzata postawiła Tomaszowi osiem pytań, z których pięć, pośrednio lub bezpośrednio, dotyczy Żydów (dlatego odpowiedzi Tomasza nadano wspomniany tytuł; nie uczynił jednak tego sam Tomasz). Akwinata odpowiada nadawcy listu, wyraźnie przez niego wielokrotnie indagowany. Niewykluczone, że do udzielenia odpowiedzi skłonili Tomasza przełożeni zakonni, gdyż władczyni była dobrodziejką zakonu. Być może mamy więc tu średniowieczny przykład korumpowania naukowców przez polityków, dokonywany całkiem podobnie, jak się to dzieje w dzisiejszych czasach. Generalnie zaś Małgorzata szuka sposobów zwiększenia swoich dochodów i chce uzyskać od Tomasza moralne uzasadnienie „oskubania” także Żydów (choć nie tylko ich!), którzy jako nieposiadający ziemi nie mieli obowiązku, zgodnie z ówczesnymi zasadami, płacić władcy podatków. Dlatego podejmuje temat lichwy, czyli pożyczania pieniędzy na procent. Tomasz zdecydowanie potępia lichwę. W ogóle nie martwi się „stabilnością systemu” lichwiarskiego (jak współcześni politycy), lecz żąda zwrotu pieniędzy zagarniętych za pomocą lichwy. Jednakże nie łączy lichwy wyłącznie z Żydami, bo wspomina mieszkańców miasta Cahors na południu Francji, którzy podobnie jak wyznawcy judaizmu trudnili się pożyczaniem pieniędzy na procent. Generalnie zaś zaleca szlachetne postępowanie z Żydami.
Czy Tomasz rozumie przez lichwę nadmierne dochody pobierane z tytułu udzielania pożyczek pieniężnych, czy też lichwą jest dla niego jakiekolwiek oprocentowanie pożyczki? Jak Tomasz traktuje pożyczkę pieniężną, czym ona według niego jest? Czy rozumiał kwestię pożyczki inwestycyjnej, gdy podmiot pożycza określoną kwotę w celu jej zainwestowania i w efekcie zwielokrotnienia kapitału? Ta zwielokrotniona kwota to była, zdaniem Tomasza, własność pożyczkodawcy czy pożyczkobiorcy? To jest cały szereg tematów, na rozwinięcie których nie za bardzo jest miejsce w krótkich paru zdaniach. Po pierwsze, inaczej funkcjonował pieniądz – raczej nie zużywał się tak mocno przez inflację, po drugie Tomasz pisze o pożyczce, którą dziś nazwalibyśmy kredytem konsumpcyjnym, udzielanym osobom fizycznym. Uważa ją za uczynek miłosierdzia, a nie za inwestycję. Generalnie poglądy Akwinaty zachowują w tej sprawie aktualność, świadczą o tym ustawy antylichwiarskie obowiązujące w cywilizowanych państwach świata, z tą może tylko poprawką, że lichwą nie jest jakikolwiek procent od pożyczonych pieniędzy, lecz procent nadmierny. Należy dodać, że św. Tomasz inaczej traktował kredyt inwestycyjny, czyli wtedy, gdy ktoś daje komuś (np. kupcowi lub rzemieślnikowi) pieniądze jako „środek produkcji”. Wtedy bowiem powstaje coś w rodzaju spółki, a udzielający pożyczki cały czas pozostaje właścicielem swoich pieniędzy (i na tym polega jego udział w spółce), i ma prawo do udziału w zysku spółki.
W tytule Pana książki imienia Tomasza nie poprzedza przymiotnik „święty”. Dlaczego?
Tytuł „święty” w Kościele katolickim nadawany jest za heroiczność cnót, nie zaś za nauczanie, zwłaszcza w dziedzinie filozofii. W książce o filozofii byłby to tytuł mylący i wciskający Tomasza w ramy ściśle konfesyjne, a tego chciałem uniknąć. Traktuję w swojej książce Akwinatę jako filozofa par excellence, podobnego do Platona, Arystotelesa, Kartezjusza czy Kanta. Owszem, Tomasz ma także tytuł Doktora Powszechnego w Kościele, co powoduje, że jest on wyjątkowym autorytetem teologicznym, ale w dobie upadku wszelkich autorytetów, także i to nie ma dziś wielkiego znaczenia. Tomasz z Akwinu jest świętym Kościoła katolickiego, doktorem powszechnym, ale w filozofii ma to drugorzędne znaczenie, gdyż filozofia jest umiłowaniem mądrości, a mądrość jest poznawaniem prawdy. To poznawanie prawdy czyni, według Tomasza, człowieka przyjacielem Boga. Kolejność „wydarzeń” jest wiec taka, że najpierw jest prawda, potem jej poznanie i umiłowanie, przez to rodzi się przyjaźń z Bogiem, rodząca w konsekwencji zaufanie do Boga, będące istotą wiary.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/385422-nasz-wywiad-prof-andrzejuk-poglady-sw-tomasza-z-akwinu-zachowaly-aktualnosc-swiadcza-o-tym-obecne-ustawy-antylichwiarskie